Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 18:28   #83
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zakupy i opętani


Salamandra już czekała na dworze… w spódniczce i flanelowej koszuli sugerującej brak czegokolwiek pod nią.
- Dobrze jest robić dobre wrażenie na zakupach. I rozsiewać plotki nic nie mówiąc.- rzekła uśmiechając się szeroko.- Wolisz sama prowadzić, czy ja mam?
- Mogę prowadzić, choć uprzedzam, że ja nie poluję na adrenalinę. - Zosia podeszła do Opla i otworzyła auto.
- Jakoś to przeżyję… pojedziemy do Auchan. Trzeba zrobić porządne zakupy. Ty kierujesz, a ja pokazuję ci gdzie?- zapytała Salamandra siadając na fotelu pasażera.
- Jasne. - Perka odpaliła silnik i wyjechała na drogę dojazdową do domku starszej. - Obiecałam Jagodzie coś słodkiego.
- To.. w twoich usteczkach… też słodkich. Brzmi dwuznacznie. - zażartowała czarownica zerkając na wargi Zosi i dotknęła je pieszczotliwie palcem, po czym tym samym palcem wskazała drogę. - Naprzód ruszajmy więc po słodycz.
Perka zaśmiała się, ale skierowała auto we wskazanym kierunku.
- Zobaczymy czy w tym sklepie mają coś co można by uznać za dwuznaczne… - Nagle Perce przypomniała się propozycja Patryka by wsunąć w nią batonik. Momentalnie zrobiło się jej przyjemnie ciepło na dole, a dżinsy zaczęły niepokojąco drażnić delikatne ciało, mimo iż miała na sobie bieliznę. - ...może batonik.
- Można… albo bitą śmietanę…- odparła z beztroskim śmiechem Salamandra.I wskazując kolejne zakręty mówiła.- Ja wracam późnym wieczorem w niedzielę, więc… jak przybędziecie przede mną to po prostu rozbijcie namiot przed domem, albo za domem. Nie będzie z tym problemu?
- Jasne, jako że wracam tak naprawdę do domu to mogę na spokojnie zostać tam nawet przez poniedziałek. - Perka spokojnie podążała za wskazaniami. - Po za tym.. tak jak mówiłaś, może nie być sensu byśmy wracały.
- To prawda… ale jak wpadniecie to się nie obrażę.- zaśmiała się cicho Salamandra.- Jak i chętnie stłukę jakąś Babę Jagę.
- Cały czas mnie to zaskakuje… gdy o niej mówisz odnoszę wrażenie jakby taka Baba Yaga nie była żadnym problemem. - Perka uśmiechnęła się do starszej.
- Raczej wyzwaniem. Dawno nie miałam okazji zmierzyć się trudnym przeciwnikiem.- odparła z uśmiechem Salamandra.- A odebrali wywalili mnie ze związku łowieckiego. Zresztą nie ma już na co polować. Bo ściganie sarn to żadne łowy.
- Ja mam wrażenie, że sama jestem taką sarną, na którą ktoś poluje. - Perka westchnęła ciężko i skupiła się na chwilę na drodze, przejeżdżając przez kolejną wieś.

Przed nimi wyrosła świątynia konsumpcjonizmu. Pawilon handlowy Auchan, toczka w toczkę identyczny z każdym innym supermarketem jakie Zosia widziała w swoim życiu. Perka zjechała na parking i tak jak każdy przeciętny Polak jak najbliżej wejścia do sklepu.
- No to na łowy. Darz bór Perko.- rzekła ze śmiechem Salamandra.- Chcesz sama pobuszować, czy wolisz w towarzystwie?
- Możemy się rozdzielić i spotkać przy kasach, co ty na to. - Perka zgarnęła mały koszyk. Jadąc do Warszawy nie potrzebowała dużo.
- Dobra.. to do boju.- odparła z uśmiechem Teofila i ruszyła przodem.
Perka przytaknęła i ruszyła między półki. Potrzebowała karmy dla Ducha, prowiantu na trasę i dwa dni… może wina i jakiejś ciekawej słodkości dla Wilgi… i Patryka. Pierwsze dwie rzeczy były banalne. Jedyna karma, która nie składała się w 90 procentach z chemii i składniki na śniadania i obiady. Zdecydowała się na jakieś wariacje na temat makaronu i na chwilę utknęła przy półce z winem. Nie cierpiała tych sklepów, w których regały z czerwonym winem były dłuższe niż jej mieszkanie w Wawie. Po chwili walki, w której na szczęście pomogło wspomnienie jakiejś imprezy, wybrała wino. No i dotarła… regał ze słodyczami. Marzenie większości dzieciaków do lat 12 i przeciętnej kobiety w ciąży. Perka westchnęła ciężko i ruszyła na poszukiwania.

Zakupy zajeły trochę czasu… i były relaksujące. Pozwoliły myślom i ciału odpocząć od obojga kochanków. Było to przyjemne to doświadczenie i nie zajmujące myśli do czasu, gdy zobaczyła… jego...


Przystojniak ubrany na czarno, trochę brudny i zabiedzony… trochę… śmierdzący. Ale nie był to zapach potu, piwa czy inny odorek jakiego można się spodziewać po fanie ciężkiego brzmienia i tanich alkoholi. Nie.. ten smród był bardziej metafizyczny. Perka go czuła bardziej duszą niż nosem. Coś było z nim nie tak.
Perka zatrzymała się ściskając w dłoniach koszyk i wpatrując się bezczelnie w mężczyznę. Nie spotkała się z czymś takim.
On nie zwracał na nią uwagi zajęty własnymi zakupami. I własnymi myślami. Przypominał nieco narkomana na odwyku. Nerwowe ruchy i spojrzenia.
Perka podeszła do niego nieco niepewnie.
- Czy wszystko w porządku? - Uśmiechnęła się ciepło.
- Co? Tak. Wszystko w porządku.- odparł pospiesznie mężczyzna bardzo nerwowym tonem głosu.
- Może mogłabym jakoś pomóc? Ma Pan problemy z wyborem? - Zosia wskazała na znajdującą się przed nimi półkę.
- Ttaak… jasne…- rzekł pospiesznie licząc chyba, że w ten sposób Zosię spławi. A wybierał proszki nasenne do zakupu bez recepty.
Perka z zaciekawieniem przyjrzała mu się spoglądając przez świat duchów. Była ciekawa co wywoływało ten dziwny. Odór.
- Najbezpieczniejsze są leki ziołowe, ale nie na wszystkich działają… - Udała zamyślenie. - Brał Pan już coś takiego?
- Brałem… różne…- odparł rozkojarzonym głosem mężczyzna, którego postać otulał dym, szczelnie i dokładnie. Owijał się wokół niego jak żywe zwierzę… mroczne i niebezpieczne. Formując przy szyi rogaty łeb, wpatrujący się złowrogo w Zosię.
- Rozumiem, że nie pomagały? Jestem weterynarzem… ale mam w aucie coś mocniejszego. Wie Pan… dla zwierząt. Ale mogę dać mniejszą dawkę. - Zosia z zainteresowaniem przyglądała się bestii myśląc jak się jej pozbyć. Może Salamandra pomoże?
- To… mogłoby… pomóc.- stwierdził młodzian odpowiadając po dłuższej chwili rozmyślania.
- To co? Zapłacę i podejdziemy do auta? - Uniosła koszyk z zakupami.
- No dobrze…- stwierdził cicho mężczyzna.
- Męczą Pana koszmary? - Perka ruszyła w kierunku kas. - Mnie ostatnio też.
- Czasami… i bezsenność.- wymamrotał pod nosem młodzian podążając za Zosią.
- Współczuję. - Perka wybrała kasę i zabrała się za wykładanie swoich zakupów. - Może jakieś nieprzyjemne przeżycie? Ja ostatnio widziałam paskudny wypadek.
- Nie. Nic takiego.- uciął szybko sprawę mężczyzna.
Perka przytaknęła i skupiła się na zapłaceniu za zakupy. Raz na jakiś czas rozglądała się za Salamandrą.
Ta już była przy kasie z wózkiem obciążonym ponad miarę i flirtowała z kasjerem. Perka miała nadzieję, że starsza ją zobaczy i przede wszystkim wyczuje, że coś jest nie tak. Zapłaciła za zakupy i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Tędy. - Wskazała na wyjście do którego droga prowadziła obok kasy przy której stała Teofila.
- Hej… co tam znalazłaś ?- uśmiechnęła czarownica, ale uśmiech szybko znikł z jej twarzy, gdy napotkała wzrokiem jej znajomego.- Och… to niedo… -
Po czym zerknęła do kosza ciekawa zakupów Zosi.
- Zaproponowałam Panu leki nasenne. - Perka pokazała zawartość swoich toreb. - Powinnam mieć coś w aucie.
- Skoro zaproponowałaś.- mruknęła Teofila zerkając na towary Zosi przyglądając się temu co wybrała.- Całkiem znośne winko, choć mają tu lepsze.
Mężczyzna nie reagował, cierpliwie czekając aż skończą.
- Mam z nim dobre wspomnienia. - Perka ruszyła przodem w stronę auta. - Tylko nie wiem co dalej.
- Acha…- stwierdziła Teofila i poprosiła Zosię. - Możesz mi pomóc z pakowaniem? Twój kolega może poczekać przy aucie.
Perka zatrzymała się.
- Jasne. - Obróciła się do chłopaka. - Na zewnątrz jest niebieski opel na Giżyckich blachach.
- Mhmm…- rzekł młodzian i skupił wzrok, po czym ruszył do samochodu.
- Masz talent do znajdowania kłopotów.- stwierdziła cicho Teofila, gdy chłopak się wystarczająco oddalił.
- Powiedziałabym raczej, że to one znajdują mnie. - Perka zgarnęła jedną z toreb starszej. - Kojarzysz coś takiego… ja...to jest dziwne. Jakby nie było nasze.
- Bo nie jest nasze… w czasach mojej młodości popularne były seanse spirytystyczne, teraz zabawy sataniczne i ta… deska z literkami. Generalnie zasada jest ta sama. Próba wywoływania duchów…- stwierdziła z kwaśnym uśmiechem Teofila.-... głównie zmarłych, ale wiesz takie otwieranie się na inne wymiary, otwiera zwykle na wiele różnych zaświatów naraz. W dziewięciu na dziesięciu przypadkach jest to albo nic z tego nie wychodzi, albo mistrz ceremonii robi szoł udając kontakty z duchami. Ale zawsze jest ten dziesiąty przypadek… opętanie. Bo problemy z przyzywaniem istot z zaświatów zaczynają, gdy coś się jednak udaje przyzwać.
- Widziałam tego demona.. owinął się wokół szyi… to rogata istota… - Perka zamyśliła się. - Jesteśmy w stanie to wygonić?
- Nie bardzo… to nie nasza działka. Nie nasze duchy. Może egzorcysta kościelny, może czarownik… oni babrają się w innych światach. Ale przynajmniej wiedzą co robią.- wyjaśniła Teofila.
Perka przytaknęła. I tak planowały szukać czarnoksiężnika… może uda się jej jeszcze raz zlokalizować tego chłopaka.
- To co… dam mu te prochy i go zostawiamy?
- I gwizdnij mu portfel, może załatwię mu pomoc potajemnie.- odparła ironicznie Teofila.
Perka się zaśmiała.
- Mogę spróbować. - Uśmiechnęła się ruszając w kierunku auta. - Twój znajomy jest czarujący?
- Tak. Trochę szurnięty mocą, ale pomocny czasami.- odparła Salamandra.
Zosia przytaknęła. Nieco żałowała, że nie wybiera się na ten wyjazd razem z Teofilą, ale cóż… jej też szykowała się randka.
- Zobaczymy co da się zrobić.
- To zrób. Jeśli będę miała jego imię i adres, to naślę na niego mojego kumpla.- odparła z uśmiechem Salamandra.
Perka wyszła na zewnątrz i rozejrzała się szukając swojego auta i mężczyzny, który powinien przy nim czekać. Był tam gdzie powinien, stał przy samochodzie rozglądając się dookoła… coraz bardziej niecierpliwy. Perka podeszła do niego, otwierając po drodze auto.
- Wybacz, musiałam pomóc znajomej. - Otworzyła pakę i zaczęła układać na niej zakupy wypinając się w kierunku mężczyzny. - Schowam to i już szukam czegoś dla Pana.
-Ok. Dzięki.- mruknął łapiąc się na przynętę którą na niego zarzucała. Wodził wzrokiem po jej kuszących go pośladkach.
- Teraz tylko… gdzie ja wsadziłam torbę lekarską. - Perka zaczęła przekładać rzeczy na pace skrupulatnie kręcąc przy tym pośladkami.
-Mhmm…- dobrze wiedziała jakie myśli w nim budzi. Opętany czy nie, był młodym mężczyzną z krwią buzującą od hormonów. A ona, cóż… umiała kusić.
- Zajrzałbyś tutaj, może szybciej ją dostrzeżesz… - Perka skorzystała z okazji by nieco poluzować guziki koszuli i gdy obejrzała się na mężczyznę miała już całkiem obszerny dekolt, w którym z łatwością mógł dostrzec jej stanik. - Taka duża… skórzana. Niestety czarna.
- Acha… duża… czarna?- starał się ukryć fakt, że zerka jej w dekolt, ale nie bardzo mu się to udało. Niemniej pochylił się i zerknąć w głąb pojazdu Zosi.- Ale masz tu bałagan. Mieszkasz w tym wozie?
- Tak, zazwyczaj. Czasem nocuje u przyjaciółek. - Perka otarła się o mężczyznę przekładając jeden z plecaków i zerknęła gdzie ten może mieć portfel.
Nie miał go tylnych kieszeniach spodni… ani w przednich. Zapewne miał ukryty w wewnętrznej kieszeni kurtki. Zajęty szukaniem zignorował jej dotyk, choć jego ciało zadrżało.
- O chyba mam… - Zosia nachyliła się tak, że jej piersi znalazły się tuż przed twarzą mężczyzny, po czym jeszcze opadła na jego ciało unosząc tryumfalnie torbę. Z uśmiechem spojrzała na niego nie zmieniając pozycji. - Mały sukces.
- Too…- czuła jego usta na swoim dekolcie który przyciskała do niego. Przyspieszył on, czuła jak oddycha cicho i ciężko. Poczuła jak muska jej skórę ustami i językiem. - To... chyba… dobrze?
- Yhym.. powinniśmy tylko ustalić zapłatę nim wyciągnę leki, prawda? - Uśmiechnęła się lubieżnie, ustawiając torbę obok siebie, ale nie zmieniając pozycji.
- Nic nie mówiłaś.. o żadnej zapłacie.- oburzył się młodzian również nie mając ochoty zmieniać pozycji. Nagle… pochwycił ją za pierś i popchnął do pozycji leżącej. Klęknął nad nią… w jego spojrzeniu był demoniczny mrok… i równie mroczna żądza.
- Zapłata w naturze wystarczy. - Perka z ciekawości spojrzała teraz na chłopaka po przez świat duchów. Co robił jego demon? Czy jakaś zmiana była widoczna? Sięgnęła do paska spodni przystojniaka i pociągnęła za niego. - Zapłacisz mi sobą?
- Co? - zdziwiony młodzian nie bardzo wiedział jak zareagować, ale Perka zauważyła jak demon wpływał na młodzieńca. Wzmacniał jego zwierzęcą część natury: gniew, strach, drapieżność, żądzę.
- Jestem samotną podróżującą kobietą i mam ochotę na seks. Czy taka zapłata może być? - Perka pociągnęła za pasek jego spodni rozpinając go sprawnym ruchem.
- Tak.- zaczął pospiesznie rozpinać bluzkę, a potem zsunął stanik odsłaniając biust… tak jak Zosia odsłoniła jego męskość w pełni gotową do podboju jej ciała… i wydawającą się pod jej palcami na nieco twardszą niż zwyczajny ludzki organ.
Perka uniosłą się tak, że męśkość mężczyzny znalazła się pomiędzy jej piersiami i zsunęła kurtkę z jego ramion, rzucając ją za siebie.
- Mam ochotę byś mnie wziął od tyłu… co ty na to? Hm… jak masz na imię? - Chwyciła swoje piersi i zacisnęła je na pochwyconej męskości.
- Tymoteu… mów mi Radu… tak wolę. - jęknął czując miękkie piersi otulające jego twardy organ.- Tak… mogę od tyłu.
Spoglądał na dziewczynę drżąc od przyjemności jaką sprawiał mu jej dotyk.
Perka wypuściła chłopaka z objęć swoich piersi i przewróciła na brzuch wypinając w jego kierunku. Jedną dłonią, starając się odnaleźć portfel w kurtce, drugą zsunęła spodnie do kolan wraz z majtkami.
Poczuła jak chwyta ją za pośladki, jak zanurza w nią swoją dumę zaspokając swoje i jej pragnienie. Mocne i stanowcze ruchy bioder, silny chwyt dłoni. Piersi Zosi zakołysały się gwałtownie… w rozkosz wkradły się iskierki bólu. “Radu” nie był bowiem delikatny. Był samolubny w zaspokojaniu swojej żądzy, brutalny w żądzach i dyszący w coraz większym podnieceniu… i obecnie, chyba był długodystansowcem. Perka z trudem skupiła się na swojej misji odnalezienia portfela i wydobycia z niego jakiegoś dokumentu chłopaka. Czuła, że jej ciało całe chce się oddać tej pokrętnej przyjemności jaką zapewniał jej kochanek.
Palce w końcu dosięgły skórzany portfel, podczas gdy całe ciało Perki poruszało się wahadłowym ruchem, wywoływanym silnymi szturmami chłopaka. Był naprawdę dzikim kochankiem i nieustannie narzucał energicznie tempo ich dość jednostajnym figlom. A ciało Zosi powoli poddawało się narastającej w nim rozkoszy, tyle że Radu był jeszcze pełen energii.
- Tak.. mocno. Cudownie ci idzie Rad. - Wyjęczała z trudem otwierając portfel drżącymi dłońmi. Dowód osobisty, prawo jazdy, jakieś tam.. dokumenty… pieniądze… niewiele… Z trudem potrafiła wzrok na literach. Mocne kolejne ruchy bioder, twarda obecność kochanka w kobiecości… przeszywająca, rozpalająca. Głośny jęk wyrwał się z ust Zosi, gdy doszła… ale to nie spowolniło nawet tempa kochanka. On bezlitośnie podbijając ciało Perki dążył do własnego spełnienia.
Zosia oddychając z trudem po szczycie skupiła się na tym by odczytać dane chłopaka. Wystarczyło imię.. nazwisko.. miasto.
Ty… mo… te...usz… Ziem.. ziemm...iański… Kury łówka 12…każda sylaba była wysiłkiem, gdyż doznania płynące spomiędzy ud co chwila rozpraszały myśli. A on… jak królik duracella: nie przestawał, ani nie zwalniał. Ciało Perki drżało, nogi mdlały… to było… nieludzkie. Acz przyjemne.
Powtarzając w głowie po kilka razy te dane, poruszana cały czas przez atakujące ją ciało, wsunęła dokument na swoje miejsce, a potem Portfel do kurtki. Czuła jak jej ciało zbliża się na kolejny szczyt, a nie mogła pozwolić głowie przestać pracować.
Było to dość monotonne przeżycie, ale intensywność doznań po części ten fakt rekompensowała. Kolejna ekstaza wstrząsnęła ciałem Zosi, a jej “demoniczny” kochanek nadal pozostawała nie nasycony, nadal napierał ciałem wprawiając piersi Perki w kołysanie. Ale i chyba jemu kończyła się już “para”. Zosia czuła jak jej świadomość zaczyna się rozmywać jednak z uporem maniaka powtarzała dane chłopaka. Kolana ugięły się pod nią od nadmiaru doznań. A on nie tracił wigoru...jeszcze. Ciało Perki kołysało się hipnotycznie na granicy wytrzymałości, gdy wreszcie… wreszcie poczuła w sobie wybuch ekstazy kochanka. Tak jak podbijał ją długo, tak Radu szczytował mocno i intesywnie… i też długo. Relatywnie długo oczywiście.
Perka czuła jak mężczyzna ją wypełnia i przepełnia. Czuła stróżki spływające po jej udach. Jeszcze raz powtórzyła imię i nazwisko chłopaka licząc na rychłe spotkanie… może już bez demona.
- Można by ją porwać… zamknąć drzwi, uruchomić samochód… zawieźć… uwięzić wykorzystać… nie… to złamanie prawa… nie dbamy o prawo… nie chcę… jest dobra… chętna … idealna… płodna… nie… cykor… tchórz.. jaki z ciebie mężczyzna.- mamrotał do siebie Tymotuesz kłócąc się sam ze sobą. A może z tym… drugim? Nie zwracał uwagi na Perkę łapiącą oddech po niedawnym maratonie.
Zosia przewróciła się na plecy i przyjrzała się chłopakowi.
- Demonku… poważnie bym się zastanowiła nad takimi pomysłami. - Wymamrotała słabym głosem.
- Co? -zapytał zaskoczony chłopak i spojrzał na Perkę. Zmarszczył brwi.- Czy ty nie miałaś przypadkiem… dać mi coś na sen?
- Miałam… ale zacząłeś dyskusję sam z sobą. - Perka sięgnęła do torby i wydobyła malutką fiolkę, jedną z tych, które zostawiała czasem hodowcom. Wyciągnęła ją na dłoni w kierunku Tymoteusza Ziemiańskiego… to nazwisko będzie ją prześladować. - Dwie krople na szklankę wody. Tyle wystarczy by przespać noc.
- Dzięki.- mruknął chłopak chowając fiolkę do kieszeni, a potem pospiesznie poprawiając strój i chowając swój oręż.
Perka podała mu kurtkę.
- Uważaj z tym specyfikiem i dbaj o siebie, dobrze? - Uśmiechnęła ciepło do Rada.
- Dobra…- mruknął młodzian i nawet próbował się uśmiechnąć, co przypominało jednak bardziej krzywy grymas drapieżnika.
Perka opadła wykończona na podłogę bagażnika.
- Wymęczyłeś mnie… ale to było cholernie przyjemne.
- Cieszy mnie to… to chyba.. dobrze?- mruknął do siebie Radu i opuścił opla.
- Bardzo dobrze. - Zosia zaśmiała się nie ruszając się z podłogi. - Zmykaj i może… do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- mruknął młodzian i zaczął się oddalać zostawiając Zosię samą i ubrudzoną.
Perka sięgnęła po swój telefon i na świeżo spisała dane chłopaka i wysłała je smsem do Salamandry. Powinna się ubrać nim ktoś ją zobaczy w tym stanie, ale jej ciało mówiło, że potrzebuje jeszcze chwili.
“Prześlę komu trzeba.” odpisała Salamandra, a po chwili Perka słyszała głośne kroki nadchodzącej czarownicy.
Stękając głośno naciągnęła spodnie i usiadła na pace. Poczuła jak kolejna partia wypłynęła z jej wnętrza.
- Ile on tego we mnie wpompował… - Przetarła twarz i zerknęła na godzinę.
- Zakładam, że byłaś bardzo zajęta podczas tej misji…- zapytała Salamandra marszcząc nos…- Fi faj fo… czuję zapaszek seksu.
- Jakoś musiałam.przeczytać te informacje. - Perka przesunęła się na krawędź paki i opuściła nogi na ziemię. - Ty prowadzisz.
- Jesteś pewna, że potrzebujesz kolejnych mocnych emocji? -zapytała ze śmiechem Teofila.
- Doszłam dwa razy… moje nogi nie są na siłach wciskać pedałów. - Stanęła na ziemi i delikatnie się zachwiała.
- No tak… zapomniałam wspomnieć o tym, że opętanie wyciska wiele z opętanego ciała.- zaśmiała się Salamandra podając ramię Perce do oparcia się.
Zosia dała się zaprowadzić na miejsce pasażera.
- Niech ten twój znajomy szybko się nim zajmie. Ten demon namawia go by porwał jakąś dziewczynę… w sensie by porwał mnie, a nie wiem czy przy podobnej okazji ten dzieciak się powstrzyma. - Z ulgą usiadła na fotelu. - Muszę się wymyć.
- Na szczęście nie wyglądał na tyle silnie, by nawet z pomocą demona był wstanie coś takiego zrobić.- pocieszyła ją Salamandra i uruchomiwszy samochód, ruszyła z kopyta.
- Cóż… był przystojny, niektóre laski po prostu mogłyby za nim pójść. - Perka przymknęła oczy by nie stresować się patrzeniem na drogę.
- Ale wiesz… wyglądał na ćpuna… i pewnie zachowywał się podobnie. Tylko demonologowie mogą czerpać zyski z takiego opętania. W innych przypadkach, zawsze jest konflikt między gospodarzem a gościem.- wyjaśniał beztrosko Teofila próbując się rozbić niemal na każdym zakręcie.
- To w sumie dobrze. Widziałam ich sprzeczkę i było to.. dziwne. - Perka czasem zerkała na siedzącą obok starszą. Zawsze mogła poprosić zamieszkującego Opla ducha by wyłączył silnik, ale chyba jej nieco ufała.
- Z takimi duchami nigdy nic nie wiadomo. Moja mama nazywała ich Kłamcami, bo zawsze mówiły nieprawdę. A spirytystów którzy im uwierzyli... głupcami. Ale wiesz, nawet opętanej osobie nie da się odebrać wolnej woli. - odparła Salamandra wchodząc gwałtownie w ostry zakręt.
- Szkoda mi tego chłopaka, wydawał się być naprawdę.. dobry. - Westchnęła ciężko i odchyliła głowę do tyłu, przez co na kolejnym zakręcie poczuła się jak na jakiejś kolejce górskiej.
- Czy ja wiem… jak dla mnie wyglądał na mocno przytłumionego. Trudno stwierdzić jaka jest jego prawdziwa natura. - kolejny skręt i dotarły do sadyby Salamandry. Zahamowały z piskiem hamulców tuż przed budynkiem.
- Możliwe. - Perka wysiadła z auta na szczęście na już dużo stabilniejszych nogach.- Idę obudzić Wilgę.
- A ja zaniosę zakupy do lodówki.- odparła Teofila i zabrała się za rozładowywanie paki opla.
- Możesz zostawić nasze. Nie ma tam nic co mogłoby się zepsuć. - Perka weszła do domku i ruszyła na piętro. Będzie musiała zmienić bieliznę.
Pierwsze co zobaczyła po wejściu do pokoju, to zgrabną pupę w ciasnych jeansach. Jagoda już ubrana i umyta porządkowała ich plecaki zapewne szykując się do ich wyjazdu.

Wróżenie i wyjazd


- Wróciłyśmy. - Perka z uśmiechem powitała Jagodę. - Mam dla ciebie coś słodkiego a aucie.
- Ooo.. co takiego? - zapytała z entuzjazmem malarka.
- Nie byłam pewna co lubisz, więc jest kilka batonów, czekolady, żelki… jest tego trochę. - Perka przyglądała się przyjaciółce myśląc o tym, że powinna się przebrać.
- Nie jestem małą dziewczynką. Nie będę grymasiła.- odparła ze śmiechem artystka.- Każde słodkości wystarczą. Ty wyglądasz na deczko zmęczoną? Salamandra przerobiła cię na swojego tragarza?
- Długa historia, a nie chce twoich myśli zanieczyszczać jeśli mamy szukać tego maga. - Zosia westchnęła. - Na pewno potrzebuje prysznica i się przebrać.
- To ty idź się umyć, a ja się przebiorę i będę czekać z misą w kuchni.- zapronowała Wilga z ciepłym uśmiechem. I dodała żartem.- Ech… puścić was dwie same, to od razu narozrabiacie.
- Salamandra twierdzi, że trzymają się mnie kłopoty. - Perka mrugnęła do Jagody i wydobyła z plecaka czyste majtki i spodnie. Tak wyposażona poszła wziąć prysznic.
Pozwoliło to nieco ochłonąć ciału Zosi i uspokoić myśli. Gdy już się umyła i ubrała się, Zosia zajrzała do sypialni by stwierdzić iż po malarce zostało tylko ubranie. Musiała już być w kuchni.
Perka zerknęła na telefon, upewniając się czy “nikt” do niej nie pisał i sama zeszła na dół.
“ Tęsknię i pragnę.” przesłał Patryk, a w kuchni stremowana malarka krzątała się przy miedzianej misce pełnej wody. Ubrana w białą zwiewną sukienkę przypominała duchę z innej epoki. Zosię… ale tę z “Pana Tadeusza”, ze sceny ogrodu. Wcielenie niewinności.
- Wyglądasz jakbyś już była gotowa. - Perka powstrzymała się przez chwilę komplementów co by znów nie “zanieczyścić” myśli malarki.
- Mhmmm… tylko nie wiem czy mi się uda. Nigdy tego nie próbowałam. - odpowiedziała wyraźnie stremowana wróżbitka.
- Najwyżej się nie uda. - Perka usiadła przy stole z uśmiechem obserwując krzątającą się Jagodę.
- Raz kozie śmierć. - odparła Jagoda i zaczęła rytuał od ułożenia źdźbła trawy, tak by pływało po powierzchni wody. Udało się to… za czwartym razem. Następnie artystka zaczęła coś szeptać cicho. A jej szept wywoływał drżenie powierzchni wody. Ta coraz bardziej falowała wprawiając źdźbło w wirowanie. W samym lustrze wody i Wilga i Perka widziały… domem godny przedmieść Warszawy i uschniętą wierzbę płaczącą tuż obok niego. Obraz co chwila tracił ostrość i się rozmywał więc ciężko było o detale.
- Ciekawe gdzie to dokładnie jest. - Szepnęła Perka starając się dojrzeć jakieś szczegóły mogące zdradzić lokalizację. Czy mógł być to znajomy Salamandry? Szukała tabliczki adresowej albo rejestracji.
- No… ta trawka pokaże… powinna.- Wilga wzięła źdźbło pływające na powierzchni. I ono wyraźnie zaczęło się wychylać w jednym kierunku.
- Może powinnyśmy spytać Salamandrę czy to nie jej znajomy mag. - Perka popatrzyła za trawką jakby mogła przez ścianę zobaczyć co jest dalej.
- Nie utrzymam tej iluzji długo… to jest widzen…- zanim Wilga zdołała dokończyć słowo obraz się rozmył i w wodzie widać było tylko odbicia ich twarzy.
- Zawsze możemy jej opisać co widziałyśmy. - Perka ucałowała Wilgę i sięgnęła po telefon by zobaczyć jakie miejscowości znajdują się we wskazanym przez źbło kierunku.
- No… możemy.- zgodziła się się z nią malarka, podczas gdy Perka sprawdziła że źdźbło wskazuje mniej więcej w kierunku Warszawy i miejscowości pomiędzy nimi, a stolicą.
- Przynajmniej możemy to sprawdzić po drodze. - Zosia zaznaczyła trasę i pokazała ją Jagodzie.
- Możemy wziąć źdźbło ze sobą. Nie wiem kiedy czar przestanie działać, ale dopóki magia będzie w nim… powinno wskazywać cel. Teoretycznie.- zaproponowała cicho malarka.
- Dobry pomysł. - Zosia wsunęła telefon do kieszeni. - To co… żegnamy się i jedziemy?
- Muszę się przebrać.- przypomniała jej artystka.- Nie mam nic pod tym giezłem.
- Mi to nie przeszkadza. - Perka mrugnęła do niej. - Cudownie w tym wyglądasz.
- Nie mogę tak się pokazywać publicznie.- zaperzyła się Wilga nadymając policzki jak mała dziewczynka.
- Szkoda. - Zosia podeszła i pocałowała ją w usta obejmując. - To ty się przebierasz, a ja pogadam z naszą gospodynią?
- No… to będzie… najlepiej…- wymruczała Wilga tuląc się do kochanki i całując czule usta Perki.
- Chyba, że - Zosia podciągnęła nieco sukienkę malarki i pogładziła udo Jagody. - pojedziesz jednak w tym stroju?
- Nie pojadę…- zaczerwieniła się zawstydzona Wilga odwracając wzrok i drżąc pod dotykiem. - Spaliłabym się ze wstydu.
- Yhym. - Dłonie Zosi oparły się na pośladkach Jagody i zacisnęły nieco.
- Czy my w ogóle zamierzamy jechać?- mruczała przytulona malarka nie opierając się pieszczocie, acz ograniczając własne do figlarnych skubnięć dolnej wargi Zosi swoimi ząbkami.
- Tak… choć chętnie zabrałabym cię w tym kostiumie. - Zosia puściła Jagodę i wsunęła grzecznie dłonie do kieszeni spodni.
- Bo ty bardzo wyuzdana figlarka jesteś. Pamiętam jak prowadziłaś nago.- odparła z uśmiechem artystka muskając palcem usta rudowłosej kochanki.
- Ciekawe na czyją prośbę. - Zosia ucałowała dotykający ją palec.
- Ale nie musiałaś … usłuchać.- odparła Jagoda wystawiając język i nie przerywając wodzenia palcem po ustach dziewczyny.
- Jakbym śmiała odmówić mojej Pani? - Perka pochwyciła wargami palec i possała go delikatnie.
- Rozpieszczasz mnie…- zachichotała cicho Jagoda, a jej oddech wyraźnie się pogłębił, przez co mocniej napierała swoimi piersiami na biust Zosi.
- Czy moja Pani ma jakieś życzenia, bo z trudem utrzymuje rączki w kieszeniach. - Zosia zaczęła przesuwać językiem po dłoni kochanki by na koniec pocałować jej nadgarstek.
- Nie wiem… nie powinnam.- mruknęła cicho coraz bardziej Jagoda poddając się jej pieszczocie. - Powinnyśmy ruszać, jeśli źdźbło… bo wiesz… z niego moc wycieka z każdą sekundą.
- Co tylko moja Pani sobie życzy. - Zosia schodziła pocałunkami po przedramieniu malarki.
- Nie ułatwiasz mi! - pisnęła nerwowo Perka odskakując do tyłu.- Naprawdę musimy… wyruszać jeśli chcemy znaleźć maga.
- Rączki mam tutaj. - Perka wskazała wzrokiem dłonie tkwiące w kieszeniach.
- I niech tam zostaną na razie… albo.. nie zapomnij o trawce.- odparła Jagoda odsuwając się z nieśmiałym uśmiechem. Po czym ruszyła do wyjścia z kuchni.- Idę się przebrać.
- Dobrze. Pogadam z Salamandrą. - Perka odprowadziła Jagodę wzrokiem.
- A ja zaniosę nasze torby to opla. Wziąć wszystkie czy tylko niezbędne rzeczy?- zapytała przez ramię Jagoda.
- Wszystko. - Perka grzecznie ruszyła na poszukiwanie Salamandry.
W tym celu musiała opuścić budynek, bo Teofili w nim nie było. Odnalazła ją na tyłach jej chatki, w składziku pełnym mioteł i różnych narzędzi gospodarczych. Teofila czegoś szukała w nim.
- Cześć. - Perka oparła się o ościeżnicę obserwując gospodynię. - Będziemy jechać ale mam jedno pytanko… nie przeszkadzam?
- W czym dokładnie… nie przeszkadzasz?- zapytała Teofila pochylając się nad kuferkiem.
- Wyglądasz jakbyś czegoś szukała.- Perka korzystała z okazji by raz po raz zerkać na pośladki Salamandry, które wypinały się coraz bardziej.
- Nie szukam uszami, więc nie przeszkadzasz.- odparła ze śmiechem czarownica.
- Wilga rozejrzała się za magiem, który mógł rzucić na mnie tamto zaklęcie. - Perka podeszła do Salamandry i pokazała telefon ze wskazaną trasą. - Gdzieś w tym kierunku… byłam ciekawa czy to nie twój znajomy.
- Myślisz że jakiś napalony mag, miał ochotę pobaraszkować z tobą za pomocą magicznego awatara?- zażartowała Teofila zerkając na telefon.- Gdzieś w tym… kierunku? Nie. On tam nie mieszka.
- Niepokoi mnie tamto gadanie o tym, że moglibyśmy dużo razem osiągnąć. - Perka schowała telefon. - To będziemy jechać.
- Hmm… uważajcie na siebie…- odparła Salamandra wyciągając z kuferka coś owiniętego szmatami. Jak się po chwili okazało… szablę.
- Będziemy… zdzwonimy się po weekendzie? - Perka odsunęła się robiąc Salamandrze miejsce. - Jedziesz walczyć?
- Nie… nie teraz przynajmniej. Ale może się przydać jak wrócicie. Nie jest to zwykła szabla.- odparła Teofila wysuwając ostrze z pochwy. Metal lśnił zielonkawo.
- Co to za broń. - Zosia przyjrzała się ostrzu z zainteresowaniem.
- Należała do Stadnickiego… tego Diabła Stadnickiego. I od diabła ją ponoć dostał. Tego akurat potwierdzić nie mogę.Mogła zostać wykuta przez alchemików z Pragi.- wyjaśniła z uśmiechem Teofila.- Potrafi przeciąć to, czego przeciąć nie można. Tę zdolność mogę akurat potwierdzić.
- Na czym to przetestowałaś? - Zosia przeniosła wzrok na właścicielkę nietypowej broni.
- Na zjawach głównie… i duchach. Przydaje się bardzo, bo nie jestem za dobra jeśli chodzi o negocjacje.- wyjaśniła z uśmiechem starsza czarownica wyciągając szablę, by ocenić czy rdza się do niej nie dobrała. Jednakże oręż wyglądał (przynajmniej jeśli chodzi o ostrze), jakby wykuto go i naostrzono przed chwilą.
- Piękna… w takich chwilach, aż żałuję, że nie umiem się czymś takim posługiwać.
- Obawiam się, że tego nie da się tak szybko nauczyć. Zresztą, jesteś kochanką… nie wojowniczką. - stwierdziła żartobliwie Teofila.
- A jedno wyklucza drugie? - Perka zaśmiała się cicho.
- Nie… w sumie nie wyklucza.- zgodziła się z nią starsza wyciągając szablę do końca.
- No to może kiedyś się nauczę. - Perka uśmiechnęła. - Będziemy jechać.
- Uważajcie na siebie.- rzekła z uśmiechem Teofila chowając szablę do pochwy, wyraźnie zadowolona z jej idealnego stanu.
- Będziemy i odezwę się po weekendzie. - Perka mrugnęła do gospodyni i ruszyła na poszukiwanie Wilgi.
Tę znalazła przy swoim opelku, niestety w jeansach i flanelowej koszuli, oraz skórzanej marynarce. Za to ze wszystkimi ich rzeczami spakowanymi do toreb i plecaków. A Duch kręcił się koło niej.
- Podobno to nie znajomy Teofili. Więc jedziemy sprawdzić. - Perka usadowiła się na miejscu kierowcy, ustawiając telefon z oznaczoną trasą na uchwycie.
- Myślisz, że to dobrze… źle ? - zapytała malarka nieśmiało, by po chwili zmienić temat. - Od dawna nie miałam nowej wizji. Co mnie cieszy… ale, bez nich czuję się zagubiona. Nie wiem co mnie czeka.
- Pewnie czy będzie dobrze czy też źle, zależy od tego jak to rozegramy. - Perka uśmiechnęła się do przyjaciółki otwierając jej drzwi po stronie pasażera. - A co do wizji… jadąc ze mną możesz być pewna, że czekają cię kłopoty.
- Mam się bać ? - odparła malarka wystawiając język żartobliwie i usiadła kontynuując. - A może…-
Przesunęła palcami po udzie Zosi.- Sama te kłopoty sprowokować ?
- To daje sto procent gwarancji, że kłopoty się pojawią. - Perka uśmiechnęła się lubieżnie do przyjaciółki, zerknęła do tyłu upewniając się, że Duch leży na tylnej sofie i wyjechała spod domu Salamandry. Pomału ruszyła w kierunku wyznaczonym przez źdźbło trawy.
- Tylko czy ich potrzebujemy?- zamyślona Wilga jedynie instynktownie wodziła palcami po udzie Zosi, czego ona sama poczuć nie mogła przez materiał spodni. Ale miała świadomość tego gestu.
- Może przegnały by te większe kłopoty. - Perka zaśmiała się, ale po chwili dodała nieco poważniej. - Jestem ciekawa czy Baba Jaga dała sobie już z nami spokój.
- Ostatnio był spokój z jej strony.- stwierdziła z uśmiechem Wilga.- Chyba nie jesteśmy wysoko na jej liście spraw.
- Najchętniej w ogóle bym z niej wypadła. - Perka zjechała do wsi, a potem skierowała się na Warszawę. - Co tam pokazuje twoje źdźbło?
- Na prawo….- rzekła po chwili wahania pasażerka Zosi.
Perka przytaknęła i wykonała polecenie przy najbliższej możliwej okazji.
Jechały główną drogą mijając kolejne samochody, coraz bardziej zbliżając się do stolicy. Wiejskie widoki ustępowały coraz częstszym widokom związanym z miejskimi krajobrazami.
- Jak już dotrzemy do tego czarownika to… co wtedy?- zapytała cicho Jagoda.
- Planuję spytać dlaczego siedzi mi na ogonie. - Perke niepokoiła bliskość kręgu Warszawskiego. Czy ów mag mógł znać się z jej matką? Czy mógł ją obserwować na jej polecenie? Nerwowo zastukała palcami w kierownicą, rozglądając się za domem, który widziała w tafli wody.
- Zosiu… ja… nie wywróżyłam konkretnego czarownika. Tylko… wiesz… jakiegoś najbliższego…- odparła Jagoda wstydliwie.
- Hm… no to po prostu z nim porozmawiamy. Może się uda zagadać go jakoś przypadkiem. - Perka była nieco rozczarowana ale nie dała tego po sobie poznać. Najwyraźniej jej osobisty problem będzie musiała pozostać nie rozwiązany.
- Przykro mi… nie okazałam się za bardzo pomocna… znów…- westchnęła cicho Jagoda, ale… nie przeszkodziło jej to w bezczelnym rozpięciu rozporka spodni Zosi.
- Byłam ciekawa i może… - Perka poczuła jak jej ciało przyjemnie rozgrzało się gdy palce malarki dotknęły materiału jej bielizny. - uda mi się zaspokoić tą ciekawość.
- Chcesz go uwieść…- odparła ze śmiechem Jagoda, leniwie muskając kciukiem obszar bielizny Zosi.- A jeśli to będzie jajogłowy nerd bez kondycji ?
- To… będę musiała się obejść smakiem. - Perka zamruczała z zadowolenia.
- Albo podać mu babciną miksturę, którą spakowałaś. Nie myśl że o tym nie wiem.- odparła Wilga wystawiając język.
- Przyłączyłabyś się? - Perka uśmiechnęła się lubieżnie do kochanki.
- Nie wiem… może…- odparła z chichotem Jagoda i dodała szybko. - Zatrzymaj się gdzieś, tak mi niewygodnie, więc zdejmiesz spodnie.
- Oczywiście moja Pani. - Zosia zjechała na pierwszą lepszą zatoczkę autobusową i kilkoma sprawnymi ruchami zsunęła spodnie, które wylądowały obok Ducha na tylnym siedzeniu. Wilczur z dumą użył ich jako poduszki. - Jedziemy dalej?
- Jedziemy.- zgodziła się z nią Wilga i zaczerwieniła się dodając.- Nie przesadzaj, bo wiesz… może mi za bardzo uderzyć do głowy te twoja uległość. -
Teraz palce czarownicy wodziły po majteczkach Zosi dotykały przez nie jej intymnego zakątka. Niezbyt mocno, ale za to ciągle.
- Chyba już to słyszałam. - Zosia mrugnęła do przyjaciółki z całych sił starając się skupić na drodze. Powoli przemakająca bielizna bardzo to utrudniała. Na szczęście Jagoda była nienachalna ze swoim dotykiem, tym bardziej że coraz bardziej skupiona na coraz energicznie drżącej trawce. Chyba się zbliżały do celu.
Perka zwolniła nieco z jednej strony dlatego, że jej ciało zaczęło przyjemnie drżeć z rozkoszy, a z drugiej dlatego, że wypatrywała domku z ukazanej przez malarkę wizji.
Jechały tak przez boleśnie długą i rozkosznie długą chwilę. Palce malarki znały już ciało kochanki, instynktownie wiedziały gdzie dotykać.
- To tu! - wskazała Jagoda to co i Zosia zauważyła. Martwe drzewo przed domem, jak te z widzenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline