Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 18:38   #115
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nim Peter zdążył pozbierać wszystkie rzeczy, naburmuszona Kim zrobiła już kilka kroków w stronę obozu. Głucha na wszystkie uwagi szła przed siebie, z idącym pół kroku za nią Peterem, który dogonił ją i szedł trzymając zarówno fatalne "jabłuszko", jak i klapki lekareczki.
Kim nie zwracała na niego żadnej uwagi, a wpadła do namiotu nim Peter zdążył oddać jej obuwie.
- Kim, twoje klapki - powiedział, do namiotu jednak nie wchodząc.
- Proszę je położyć przy wejściu, dziękuję - dobiegło go z wnętrza.
- Proszę bardzo... - odpowiedział.

Ewentualne dalsze rozmowy z Kim musiały poczekać i to nie tylko ze względu na obecność Hany. Major, jako dowódca, miał pierwszeństwo. Nawet przed Dot.
A major na zachwyconego nie wyglądał, i to nie tylko z powodu opóźnienia z raportem.
- Honzo znalazł złoto, a t-rex się napatoczył, gdy Wenston i "Zapałka" badali okolicę - wyjaśnił Peter. - Gdyby nie "T" to moglibyśmy mieć pewne kłopoty z tą przerośniętą jaszczurką. Honzo zaś oberwał za użycie słowa 'prostytutki'. Nie wiem, czy dotyczyło ono pani Lie, czy najemników. W każdym razie za to od niej oberwał. A ja mu obiecałem, że dopóki misja się nie skończy, to go nawet palcem nie tknę. Nie powiedział tego?
- Pogadamy, jak przyjdzie Lie... - odpowiedział Major.
Pozostawało usiąść i poczekać...


Dorothy zmierzyła najemnika z góry do dołu i z powrotem przesuwając nieco w dół swoje okulary.
- Oczywiście - odpowiedziała mu podnosząc się. - Zaraz będę gotowa.
To zaraz nie trwało zbyt długo. Pani Lie wyszła z namiotu z wzorzystym, lekko przezroczystym pareo obowiązanym wokół talii. Trójkątny kształt kawałka materiału nie pozwalał na całkowite zakrycie jednego bioder, które co i rusz odsłaniało się gdy Dot z wdziękiem i gracją stawiała kroki.
Tak “ubrana” stawiła się u Bakera, w jego namiocie, gdzie przebywał również Peter.
- Chciał Pan ze mną porozmawiać, panie Baker. - Znowu powolnym ruchem przesunęła okulary nieco w dół.

Major najpierw spojrzał na kobietę zdziwionym wzrokiem, oglądając ją sobie z góry do dołu.
- A my na Florydzie jesteśmy? Nie wiedziałem… no mniejsza z tym, usiądź tu sobie… gdzieś. - Zatoczył dłonią łuk po niewielkim obszarze namiotu.
Dot rozgościła się. Zdjęła okulary. Rękami objęła kolano prawej nogi, która założona była na lewą, przez co kobieta musiała się nieco pochylić do przodu. Z wyczekiwaniem wpisanym na twarzy utkwiła wzrok w starszym mężczyźnie.
- Jak już wyjaśniłem Peterowi, Honzo się na was oficjalnie poskarżył - powiedział Major nieco ściszonym tonem - Ty go biłaś po twarzy, Peter mu groził. Chłopaki oczywiście nic nie widziały, ale niestety Collins tak. Wobec tego, jestem zmuszony, przeprowadzić z wami oficjalną, dydaktyczną rozmowę - Baker przewrócił oczami. Sam chyba miał w wielkim poważaniu tą całą sprawę.
Peter chciał coś powiedzieć, ale doszedł do wniosku, że lepiej pozostawić odpowiedź w rękach (czy raczej ustach) Dot, która powinna potwierdzić jego wyjaśnienie, za co geolog dostał w nos. Kwestia gróźb była jego i tylko jego sprawą.
- Straszne, dostał w twarz od kobiety. - Wypowiedź Dorothy miała bardzo ironiczny wydźwięk.
- No ale dostał, i to pięścią - stwierdził Major - A w sądzie to nie ma znaczenia… więc przestańcie, trzymajcie nerwy na wodzy, może ten palant o tym zapomni. Więcej tak więc nie róbcie, to wszystko. - Mężczyzna spojrzał najpierw w twarz Dorothy, a potem Petera.
- Jedyne o czym ten palant zapomniał, to dobre maniery. Mam nadzieję, że ta pięść mu o tym przypomniała. - Dorothy uśmiechnęła się do majora, uprzejmie kiwając głową.
- Będę pamiętać - obiecał Peter, na którym wizja Honzo biegającego ze skargą do kogokolwiek nie zrobiła większego wrażenia. - Coś jeszcze, panie majorze? - spytał.
- Nie, to wszystko, możecie iść - odpowiedział Baker.
- Ciao! - pożegnała się Dot.
Peter zasalutował. W zdecydowanie nieoficjalny sposób.


- Pięknie wyglądasz w tym stroju - powiedział. - Kusząco... Będziesz się w czymś takim pojawiać częściej?
- Jeśli ktoś ponownie zrujnuje moje plany odnośnie kąpieli, to tak - odpowiedziała nawet na niego nie spoglądając.
- Ktoś ci zrujnował plany? - zdziwił się Peter. Całkiem autentycznie.
- No… ty - odpowiedziała lekko obruszona. - Nie było cię
Peter przez moment milczał.
- Gdybym wiedział, że będę ci potrzebny, to bym cię nie odstąpił nawet na krok - zapewnił. - Ale rozmawiałaś z Haną i zdawało mi się, że byłbym tam jak trzecie koło przy rowerze.
- No, no… - Zaśmiała się ironicznie. - Postanowiłeś zatem znaleźć rower, któremu brakuje jednego koła.
- Królestwo za rower - powiedział Peter. - Czyżby ci mnie brakowało? - W jego głosie zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień niedowierzania. - Przecież Kaai mógł mnie w każdej chwili zawołać... Aha, mam coś dla ciebie. - Zmienił temat, podając Dorohy przyniesiony owoc. - W zasadzie to zdobycz Kim. Nie wiem, czy to jadalne...
- Dobrze, że nie zastąpić… - Peter spojrzał na nią z wyrzutem.
Dot zatrzymała się na chwilę by przyjrzeć się owocowi.
- No co? - Ruda przeniosła na chwilę wzrok na mężczyznę. - Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- No nic - odparł. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - spytał z całkiem szczerym zainteresowaniem. Nie wspomniał ani słowem, że kontrakt nie przewidywał aż takiego nadzoru.
- Już nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą, że ochota na seks jej już przeszła.
- Szkoda - stwierdził. - Weźmiesz to na warsztat, czy zaczniemy na kimś testować? - Przeniósł wzrok z Dot na owoc.
- No, szkoda. - Z tonu głosu wynikało, że nie żałowała. - Wezmę. - Ruszyła dalej, z towarzyszącym jej Peterem u boku, by odkryć, że ktoś wypuścił dinozaura.
- Zanieś to, proszę, do mojego namiotu. - Podała mężczyźnie owoc.
Peter skinął głową, po czym ruszył we wskazanym kierunku. Po drodze jednak sprawdził, dokąd to wybiera się jego podopieczna. Kobieta zaczepiła pierwszą napotykają osobę, Roy, od którego szybko dowiedziała się kto za tym stoi.
Po czym swoje kroki skierowała do winowajcy - Harrego Frosta.

Dot nie wybrała się na żadną wycieczkę, więc Peter ze spokojem mógł spełnić jej prośbę. Miał też chwilę czasu by zastanowić się nad niektórymi zachowaniami pani Lie. Najpierw zrobiła mu awanturę o znajomość z "T", teraz miała pretensje o spacer z Kim. Jeśli uwzględnić to, co wiedział o stosunku Dot do... hmmm... związków międzyludzkich, dość trudno było tu znaleźć sens i logikę. W każdym razie on nie potrafił.
Zresztą nie starał się zbytnio, co należało szczerze powiedzieć.

Wszedł do namiotu i rozejrzał się za miejscem, gdzie można by położyć "jabłuszko” Kim. Trofeum jabłka nie przypominało w najmniejszym nawet stopniu, ale nazwa z różnych powodów Peterowi odpowiadała.
Dot miała namiot vip'owski, ale z oczywistych powodów nawet u niej nie było zbyt wiele miejsca. Na stoliku królował laptop i całe stadko rozmaitych urządzeń, których zastosowanie w większości było dla Petera rzeczą niewiadomą.
Jako że jedzenie różnego typu należało trzymać z dala od sprzętu elektronicznego, Peter wypatrzył kawałek wolnego miejsca i tam umieścił "owoc złego i dobrego". Wolał nawet nie myśleć o tym, co by powiedziała Dorothy, gdyby zapaćkał kleistym jej bezcenny laptop.
I miałaby rację, nie da się ukryć.

Już miał wychodzić, gdy spod ubrań 'mrugnął' do niego uchwyt pistoletu.
Nie miał zwyczaju grzebać w rzeczach swych kochanek i nie fascynowała go ich bielizna (chyba że je z niej wysupływał), ale w tym przypadku był 'cieniem' Dot, więc musiał zadbać o to, by jego podopieczna jakimś cudem nie zrobiła sobie krzywdy. Co prawda nie podejrzewał Dot o brak profesjonalizmu, ale sprawdzić musiał.

Pistolet, Glock 20, był naładowany i zabezpieczony, co dobrze świadczyło o podejściu Dorothy do broni palnej.
Odłożywszy broń na swoje miejsce i zatarłszy ślady 'zbrodni' Peter wyszedł przed namiot, by odszukać swą podopieczną.
No i stał się świadkiem 'starcia' Dot z potężnym Hawajczykiem. Starcia, z którego Dot wyszła nieco poszkodowana. Ale że przy dziewczynie był jeden z jej 'cieni', Peter uznał, że jego interwencja nie jest potrzebna.
A potem cały obóz stał się 'nausznym' świadkiem końca rozmowy majora z Harrym...
 
Kerm jest offline