Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2019, 11:21   #111
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Molestowanie część druga... Buka+Obca+Efcia

Dorothy, ciągnąc za sobą swojego gościa, wyszła z namiotu. Wypatrzyła Thomasa, stał na warcie. Dot z Haną, którą prowadziła za sobą, minęła namiot zajmowany przez Bakera i z zacięciem na twarzy stanęła na przeciwko czarnoskórego najemnika.

- Chyba powinniśmy porozmawiać - zaczęła patrząc najpierw na niego, a później na Azjatkę.
- Eeee… no... słucham? - “Bear” spojrzał również najpierw na Dot, a potem na Hanę…
- Co ty jej zrobiłeś? - Ruda spytała całkiem spokojnie.
- Nic? - Zdziwił się najemnik.
- Nad rzeką?- Lie miała nadzieję że tak postawione pytanie odświeży najemnikowi pamięć.
- No nic, a co? - Wzruszył barami mężczyzna.
- To twoje nic bardzo ją wystraszyło.- Dorothy na spokojnie starała się uświadomić go o nietakcie jaki popełnił. - Najpierw dałeś jej kilka drobiazgów, a później zachowałeś się tak jakbyś oczekiwał zapłaty.
- A ty co, jej adwokat? Hana już po angielsku nie umie? - Powiedział spokojnym tonem “Bear”, po czym spojrzał na Azjatkę - Kąpałaś się przy mnie nago, paradowałaś nago, to myślałem, że może coś ten… no ale jak się wystraszyłaś i odmówiłaś, to przecież przeprosiłem? - Wpatrywał się w twarz pilotki.

- W takich sprawach niektórym kobietom potrzebny jest adwokat, który powie coś za nie. - Dot przyglądała się twarzy najemnika.
- Ehe, ta, super - Bąknął do niej “Bear”, cały czas wpatrując się w Hanę i oczekując od niej jakiś odpowiedzi.

Jeszcze parę godzin temu największym strachem Hany było uniknięcie ataku drapieżnika, i znalezienie dostatecznej ilości jedzenia by przetrwać. Teraz uratowana z perspektywą powrotu do domu, wróciły jej stare dobre przyzwyczajenia. Z każdym krokiem bliżej najemnika azjatka modliła się o grom z jasnego nieba i rozerwał ją na strzępy. Kiedy Dot zaczęła mówić zrobiło się jeszcze gorzej, wstyd, przerażenie, strach, zażenowanie. Hana czuła, że topi się w ocenie upokorzona. Jej kolega z branży Hisaka Mistshimura miał stracić licencję za próbę pilotowania pod wpływem. Wybrał powieszenie się w swoim salonie, niż cały proces wyjaśnień i odbierania licencji. Gdyby mogła Hana chciałaby teraz mieć salon i linę, żeby tylko nie być tu i nie konfrontować się z tym problemem. Nadal trzymana przez biolog nie mogła uciec. Nie była staniespojżeć najemnikowi w oczy czuła się podle, zły zaczęły ciec po jej policzkach.
- Przestań… - powiedziała cicho do biolog.

Dorothy popatrzyła ze zdziwieniem na kobietę. A gdy dostrzegła jej łzy wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną. Jedyne logiczne wytłumaczenie takiej reakcji Azjatki, jakie przyszło rudowłosej biolog do głowy było jak scenariusz z jakiegoś dramatu.

- Mówiłam Ci, że to nie twoja wina - odwróciła się do Azjatki z zamiarem objęcia jej i pozwolenia wypłakania się.
Hana, wywinęła się jej z odrazą.
- To dlaczego się nade mną znęcasz? - Próbowałą się wyrwać. -Mam dość proszę puść mnie i daj mi odejść z tą resztką godności jaka mi jeszcze została po twoim byciu adwokatem.

Milczący od dłuższej chwili “Bear” z kolei spoglądał tylko z jednej kobiety na drugą, mocno tym wszystkim już zdezorientowany, pocierając kark dłonią…

Dot zabrała ręce dając Hana wolną drogę. A na jej twarzy pojawił się wyraz zakłopotanie i dezorientacji.

Hana zrobiła w tył zwrot i zaczęła oddalać od Bear’a. Głowa spuszczona w wstydzie. Chciała zapaść się pod ziemię. Po miotaniu się bez celu schowała się w namiocie medycznym i postanowiła poczekać na doktor Miles.

Dorothy stała w miejscu oglądając jak Azjatka odchodzi i zastanawiając się co spowodowało taką reakcję ocalonej kobiety. Później przeniosła wzrok na Thomasa.

- Tak- zaczęła gdy już Hana oddaliła się znacznie. - Miała uwierzyć, że chodzenie nago przy was jest całkowicie bezpieczne.
Najemnik głośno wypuścił z siebie powietrze.
- Zrozum tu baby… - Burknął pod nosem.
- Ale żeby było jasne…- Dot wykrzesała z siebie miły uśmiech. Taki minimalny, ale miły. - Uważam was, najemników, za przyzwoitych gości.
Dot odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do swojego namiotu. Po drodze doszła do wniosku, że dziwna reakcja Hana została wywołana alkoholem.
Nie należało więcej częstować nim pilotki.

W namiocie Pani Lie smętnym spojrzeniem omiotła sprzęt stojący w jej królestwie. Nadal nie naszła jej ochota na pracę naukową. To mogło poczekać.

Nagle kąpiel wydała jej się niezwykle atrakcyjnym pomysłem. Wychylila więc nos ze swojego namiotu w poszukiwaniu Petera. Ku swojemu zdziwieniu nigdzie go nie znalazła. To było dziwne. Zwykle zjawiał się zaraz gdy tylko postanowiła gdzieś pójść. Zamiast niego Marcus, pozornie zajęty czymś innym, zaznaczył jej się na przysłowiowym horyzoncie. Wszak oni zmieniali się przy pilnowaniu jej.
Obdarzywszy wytatuowanego najemnika uroczym uśmiechem wycofała się do namiotu.

Innym rodzaj kąpieli wybrała. Wśród swoich rzeczy wygrzebała, kupione podczas ostatniej wizyty na Hawajach, bikini i szybko w nie wskoczyła. Trochę musiała namęczyć się by nasmarować się ciało olejkiem do opalania. Jednak obecność drugie osoby bardzo ułatwiało to zadanie, a do tego bywało bardzo, ale to bardzo przyjemne.

W swoim czarnym, dobrze dopasowanym i podkreślającym jej walory stroju, wyciągnąwszy koc i rozłożywszy to przed namiotem, kapeluszu i okularach wyciągnęła się wygodnie by złapać jeszcze trochę słońca.

Spod tych ciemnych okularów obserwowała uważnie wszystko i wszystkich. Szczególnie dużo uwagi poświęcając “T” i Marcusowi.

Do pełni szczęścia brakowało jej tylko zimnego koktajlu z palemką.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 06-01-2019 o 17:55.
Efcia jest offline  
Stary 06-01-2019, 15:37   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Buka + Kerm

Peter pokręcił się po obozie, obchodząc posterunki i sprawdzając niektóre rzeczy... przy okazji starając się mieć na oku Dorothy. Jego podopieczna miewała czasami BARDZO ciekawe pomysły, a on (jak chciał Los i zarządzenie majora) miał przyjemność być jej cieniem.
Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, zaś Dot zajęta była rozmową z odnalezioną Japonką. Teoretycznie oznaczało to, że Peter miał chwilę wytchnienia.
Hana...
Cudownie ocalona... podwójnie czy potrójnie ocalona... Hana Heo stanowiła pewną zagadkę, ale jej rozwiązanie należało pozostawić na później. Ale można było zamienić kilka słów z Kim, która zajmowała się Haną i dowiedzieć się paru szczegółów na temat jej zdrowia. Pilot co prawda był im potrzebny jak dziura w moście, ale dwie sprawne ręce zawsze się mogły przydać.
Rozejrzał się w poszukiwaniu lekarki, a potem skierował kroki do jej namiotu, z którego właśnie wychodziła Kim, w dosyć… przyciągającym oko stroju, a właściwie fakcie w jego sporym ograniczeniu. Króciutka koszulka, równie krótkie spodenki, klapeczki i ogólnie sporo odsłoniętej skóry były niezwykle miłym dla oka widokiem.
- O, cześć... - odezwała się cichym tonem, choć nawet i sporadycznie uśmiechnęła na widok Petera.
- Witam. - Peter również się uśmiechnął, starając się nie spuszczać zbyt nisko oczu, by nie spłoszyć lekarki. - Wybierasz się gdzieś? Kuchnia, czy spacer bez celu? Kawa? - zaproponował.
- Emm… kawa - odpowiedziała po chwili zastanowienia blondyneczka, po czym się zreflektowała. - A ty w jakiejś sprawie?
"Nie po zastrzyki", pomyślał Peter.
- Najpierw po to, by zabrać cię na kawę. - Uśmiechnął się lekko. - A że moje skaleczenia już się raczej wygoiły, zaś nowych... - ponownie się uśmiechnął - nie nabyłem - mówił dalej - to możemy po prostu porozmawiać
- Rozmowa przy kawce? Ok! - Kim zaczesała kosmyk za ucho, po czym ruszyła do prowizorycznej kuchni, jaką niby stworzył Woods z Frostem przy stercie sprzętu… a Peter miał okazję tym razem przez chwilę podziwiać kształty lekareczki od innej strony, idąc za nią.
Było na co popatrzeć, ale Peter się zastanawiał, czy - nawet gdyby trafiła się okazja (na co się nie zanosiło) - wypadałoby skubnąć coś z wdzięków lekarki.
Gdy dotarli na miejsce Peter poczekał, aż Kim usiądzie, po czym nalał jej pełen kubek czarnej kawy.
- Mlekiem kuchnia nia dysponuje - powiedział, siadając naprzeciw niej - ale może trochę cukru dla osłody życia?
- Nawet w proszku? - Kimberlee zrobiła zawiedzioną minkę.
- Och, wybacz... - Peter dla odmiany zrobił minę skruszoną. - Mamy śmietankę. Może być? - Nie czekając na odpowiedź wstał, by po chwili wrócić z łyżeczką i puszką pełną białego proszku. - Ile...? - spytał.
- Raz poproszę. - Wystawiła kubek ku mężczyźnie, lekko się uśmiechając.
Peter spełnił prośbę, wsypując do kubka lekarki prawie czubatą łyżeczkę śmietanki. A potem jeszcze starannie zamieszał.
- Smacznego - powiedział z uśmiechem, a Kim kwinęła główką.
- To… co teraz? - spytała mrużąc oczka, po pierwszym łyczku kawy.
- Oczywiście przyjemna rozmowa na tematy przeróżne - odparł. - W końcu można połączyć pożyteczne - wskazał na kubek kawy - z przyjemnym, prawda?
- No to... - Zawiesiła głos lekarka, wyczekując reakcji Petera, a ten z kolei wyłapał spojrzenie kręcącego się w pobliżu Alana. Było ono zimne, jakby puste i… nienawistne?

Peter nie miał zamiaru wdawać się z tamtym w dyskusję, udał więc, że nic nie widzi. Poczekał, aż Alan znajdzie się nieco dalej, po czym spytał:
- Nie miałabyś ochoty wybrać się na jakąś małą wycieczkę? W obozie, dzięki Bogu, nie masz wiele pracy - dodał. - Może byś chciała zobaczyć kawałek wyspy? Major z pewnością nie miałby nic przeciwko temu...
- A nie jest to niebezpieczne? - odrobinkę zdziwiła się Kim.
- W odpowiednim towarzystwie bezpieczniejsze, niż przechodzenie przez nowojorską ulicę w godzinach szczytu - odparł Peter z poważną miną. - Ale może masz rację... W końcu jesteś jedną z najważniejszych dla ekspedycji osób. Ale spacer po okolicy z pewnością nie jest niebezpieczny. Podobnie jak kąpiele. Gdybyś wzięła ze sobą "T"...

Kimberlee wsadziła nosek w kubek kawy, oblewając się lekkim rumieńcem.
- Proponujesz mi spacerek? - powiedziała naprawdę cichym tonem, i Peter musiał się skupić, by ją zrozumieć.
Peter przez moment przyglądał się lekarce.
- Prawdę mówiąc byłoby mi bardzo przyjemnie, ale...
- Ale? - Zdziwiła się blondyneczka, powtarzając za mężczyzną.
- Ale nie wiem, czy powinnaś gdzieś chodzić tylko ze mną.
- Pewnie pomyślisz, że ja jestem roztrzepana czy coś, no ale dlaczego nie? Przecież… no jesteś… sierżantem, więc znasz się na rzeczy? - Uśmiechnęła się sympatycznie.
- Ale niektórzy - Peter rozejrzał się w poszukiwaniu Alana - mogliby powiedzieć, że mam wobec ciebie jakieś niecne zamiary - wyjaśnił.
Kim z kolei uniosła jedną brewkę, po czym przyjrzała się uważnie mężczyźnie.
- Z innymi to chodzisz… - Blondyneczka znowu wsadziła nosek w kawę, unikając wzroku Petera.
- Nie sądzę, by ci odpowiadała wspólna kąpiel, ale w takim razie zapraszam… - powiedział.
- Spacer! Spacer… - Kim niemal opluła się kawą. - Dobrze? - spytała z wielką nadzieją w głosie.
Peter uśmiechnął się.
- W takim razie z chęcią oprowadzę cię po okolicy - powiedział. - Zabiorę tylko broń i powiem "T", że podkradam cię na jakiś czas. Zgoda?
- Ok - przytaknęła blondyneczka. - To tu poczekać?
- Dopij kawę i chodź ze mną... - zaproponował Peter. - Mniej więcej mamy po drodze mój namiot i namiot "T". Chyba że chcesz sobie jeszcze w spokoju posiedzieć.
Kim dopiła kawę, po czym rozejrzała się za Alanem.
- Dobra kawa! - powiedziała do niego, na co ten tylko minimalnie kiwnął głową.
- To chodźmy - Lekareczka następnie zwróciła się do Petera.

Peter zabrał ze swego namiotu sztucer i zapasowe magazynki, po czym, z idącą u jego boku Kim, podszedł do namiotu zajmowanego przez 'cienie'.
- "T"? Zabieram panią doktor na mały spacer - powiedział.
- Ehem... - Siedząca boso w otwartym namiocie najemniczka zrobiła nieco dziwną minę, unosząc jedną brew. Przyjrzała się zarówno Peterowi, jak i Kimberlee, wyraźnie nad czymś myśląc.
- A gdzie idziecie? - spytała w końcu, a wzrok Kim spoczął na zabandażowanej stopie Cooke.
- Kawałek w stronę kwiatków, które tak ukochała Dorothy - odparł Peter - a potem łukiem w stronę obozu. Wszystko w porządku? - Również spojrzał na stopę "T".
- No tak, a co? - odparła Cooke.
- A jak tam noga? - wtrąciła się Kim.
- Wszystko ok - zapewniła “T”, jakoś jednak nie przekonując lekareczki, co chyba można było wywnioskować po minie Kim.

Chęć spaceru przeważyła (zapewne) nad poczuciem obowiązku, gdy więc "T" obiecała solennie, że gdy tylko Kim wróci ze spaceru, to ona zaraz... lekarka ruszyła poza granice obozu, rzuciwszy jeszcze raz okiem na "T" i robiąc groźną (tak jej się przynajmniej wydawało) minę.

- I jak ci się podoba na łonie natury? - spytał Peter, gdy znaleźli się kilkanaście metrów od umownej linii wyznaczającej granice obozowiska.
- No… jest fajnie - zająknęła się blondyneczka, rozglądając wokół.
- Nie przepadasz za dziką naturą? - spytał Peter. - Czyżbyś była dziecięciem miasta?
- Natura naturą, ale nie taka, co mnie chce zjeść? - Uśmiechnęła się przelotnie Kim.
- Tutaj, na szczęście, jest bezpiecznie - odparł Peter, na wszelki wypadek rozglądając się by sprawdzić po pierwsze - czy faktycznie żaden zwierz się w ich stronę nie skrada. I po drugie by się przekonać, czy czasem ktoś z obozu nie poszedł ich śladem.
Teren był “czysty”, jeśli nie liczyć…
- A fuj - powiedziała Kim na widok martwego Stegozaura.
- Zdecydowanie nie to miałaś zobaczyć - powiedział Peter, według którego słowa "martwa natura" były w tym miejscu zbyt dosłowne. - Tam są te kwiaty, którymi zachwycała się Dorothy. - Wskazał dłonią kierunek nieco w bok. - Chodź, są niedaleko. I zdecydowanie bardziej zasługują na uwagę.
- To prowadź! - Lekareczka spojrzała gdzie wskazywał palec Petera, a sam Peter… jego wzrok ześlizgnął się na moment z twarzy Kim w dół, odkrywając widok wyraźnie zaznaczających się przez koszulkę blondyneczki suteczków.
- Dot się nad nimi tak zachwyca, jakby w całej dżungli nie było nic ciekawszego do oglądania. Ale ja mam pewnie inny gust... - przyznał, odrywając wzrok od ciekawszego od kwiatków widoku. - Mam nadzieję jednak, że ci się spodobają i nie uznasz tej wycieczki za zmarnowany czas. O, patrz... . - Znaleźli się kilkadziesiąt metrów od kwiatowego poletka. - Jakie pierwsze wrażenie?
- O tak, ładne! - Ucieszyła się na ich widok, idąc prosto do nich - A jak pachną? - spytała Petera.
- Moim zdaniem pięknie. Ale to już trzeba sprawdzić osobiście. Pobiegniemy? - zaproponował, równocześnie rozglądając się dokoła.
- A jest powód? - Odrobinkę się zdziwiła, choć już wyciągnęła stopy z klapków.
- Wcześniej się dowiesz, jak pachną - zażartował Peter. - Poza tym ruch to zdrowie... I nie myślę o wyścigach - dodał.
Kimberlee uśmiechnęła się do Petera, po czym przykucnęła i sięgnęła po klapki, zgarniając je jedną dłonią.
- A to pech! - pisnęła, po czym wyrwała do przodu, biegnąc ile sił do kwiatów.
Peter ruszył za nią, spóźniony o ułamek sekundy, z nadzieją, że w krzakach nic nie siedzi. I że nic nie zeżre medyczki pod jego nosem.
- Oszukujesz - powiedział ze śmiechem, dopadając Kim w chwili, gdy ta dotarła do pierwszego krzaczka. - Ale byłaś świetna. Co chcesz w nagrodę?
- Och nie wiem sama, muszę się zastanowić. - Zagestykulowała paluszkiem w jego stronę z uśmieszkiem triumfu.
-A póki co... mmmm… - Odrobinkę się pochyliła, wsadzając nosek w pierwszy z brzegu kwiat, rozkoszując się jego zapachem.
- Słodki zapach zwycięstwa - zażartował Peter, więcej uwagi poświęcając dziewczynie (a dokładniej jej kształtom), niż zapachowi.
A po sekundzie uniósł głowę i rozejrzał się, tradycyjnie wypatrując potencjalnych niebezpieczeństw.
- No dobrze, tu jest naprawdę fajnie, miałeś rację - powiedziała Kim, przestając się zajmować kwiatem, po czym upuściła klapeczki na ziemię, a dłonie wsparła na swych bioderkach. Spojrzała z wesołą miną na najemnika.


- Zadowolona? - odpowiedział z uśmiechem. - Przyznaję, że pięknie wyglądasz wśród tych kwiatów. - Obejrzał ją od stóp do głów i z powrotem. A dokładniej - w odwrotnej kolejności. - Szkoda, że nie mam aparatu... - Pokiwał głową z uznaniem. - Byłaby piękna pamiątka.
- Ojej no przestań… - Zaczerwieniła się blondyneczka i znowu zaczesała kosmyk za ucho - Dzięki - dodała po chwili, kolorem buźki dorównując już niemal kwiatom.
- Sama prawda - zapewnił Peter, zastanawiając się, czy dziewczyna na pewno wie, co robi. - A jeśli już się nacieszyłaś pięknem i zapachem tych kwiatów, to może pójdziemy dalej zwiedzać? Po drodze wymyślisz swoją nagrodę...?
- Masz dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki? - Spytała, po czym przetarła czoło wierzchem dłoni. - Słońce nadal nieźle praży. To chodźmy! - Uśmiechnęła się przelotnie Kim, oczekując kierunku dalszej wycieczki.
- Zapraszam więc - powiedział Peter, kierując się w stronę następnych roślin. - Ale skoro jest taki upał... Może jednak przemyślisz sprawę kąpieli?
- Nie mam stroju ani ręcznika - Kim uniosła brewkę w zadumie -Chodźmy dalej! - Powiedziała, ruszając już we wskazanym przez Currana kierunku, gdy...
- Poczekaj, tylko wezmę twoje klapki - odpowiedział, schylając się po wspomniane obuwie. - Nigdy nie kąpałaś się w ubraniu? Ani bez stroju? - zdziwił się nieco. - Przyjemnie jest. Ale nie namawiam. Poproszę potem "T", by poszła z tobą.
- Ojej, no tak… - Blondyneczka, oddalona już o dwa kroki, odrobinkę się zmieszała, gdy Peter zajmował jej obuwiem, a potem jeszcze bardziej, gdy tłumaczył o kąpieli.
- To… może później? - powiedziała z wyczuwalną nadzieją w głosie. - Najpierw jeszcze zwiedzanie?
- Oczywiście. Teraz przed nami nowy, wspaniały świat i jego uroki - potwierdził Peter, pokazując dziewczynie kiście dziwacznych owoców.
- A to jak ci się podoba? - spytał. - Nawet nie wiem, jak to dziwo się nazywa - przyznał.
-Nikt nic nie powiedział, nie wie? - Spytała, po czym stając na palcach stóp, wyciągnęła mocno ciałko w górę, przez co bardziej koszulką odsłoniła brzuszek, dłonią próbując dosięgnąć jeden z owoców. - A są jadalne?
- Wolałbym, żebyś nie próbowała ich jeść. - Peter odłożył klapki, przewiesił sztucer przez ramię, po czym chwycił dziewczynę i podniósł nieco do góry, by mogła zrealizować swe pragnienie.

Dziewczyna najpierw zapiszczała, choć wesoło, zaskoczona takim postępowaniem mężczyzny, a potem zachichotała, sięgając i zrywając jeden z owoców. Peter z kolei wyczuł, iż Kim jest naprawdę leciutka… gdy zaś w końcu stała znowu na ziemi, lekareczka przyglądała się z bliska swojej zdobyczy w dłoni, zaciekawiona dotykając owoc palcem(był kleisty), a i nawet go powąchała. Spojrzała w końcu na Petera, minimalnie nadąsana.
- Mały kęs? Pachnie fajnie…
- Ani się waż! - Peter wyglądał na zdenerwowanego. - Nigdy nie słyszałaś na przykład o jabłkach śmierci? Broń cię Panie Boże, żebyś choćby myślała o próbowaniu. Tylko w bajkach jedzenie zatrutego owocu kończy się dobrze. Nie znajdziemy nagle królewicza, co ruszy na ratunek swej królewnie - dodał, próbując poprawić nieco nastrój. - Może Hana będzie coś o tym wiedzieć - dodał. - Wędrowała po tej wyspie parę miesięcy.
Swoją drogą nie rozumiał, jak Japonka mogła trafić na tę wyspę tak dawno temu, skoro Korporacja odkryła wyspę całkiem niedawno.
- Zabierzemy ze sobą. Jak nie Hana, to z pewnością Dorothy coś poczaruje - dodał.
- Taaak? - Powiedziała z przekąsem Kim i lekko rozchyliła usteczka, zbliżając je do owocu, jednocześnie wpatrując się w Petera.
- Chcesz sprawdzić mój refleks, czy zakres mojej cierpliwości...? - spytał z uśmiechem. - Proszę... - Spoważniał i wyciągnął rękę.
- No żartowałam przecież - Podała mężczyźnie owoc… pokazując przy okazji język.
- Słodkie... Mogę prosił o bis? - spytał żartobliwym tonem.
- Emm… nie? - Kimberlee dla odmiany przygryzła figlarnie dolną wargę, przecierając obie dłonie w spodenki.
- Cóż... - Peter zrobił smutną minę. - I tak wyglądasz... wspaniale. - Słowa "kusząco" wolał nie używać. - A wcześniej, z tym... hmmm... jabłkiem? Jak Ewa...

Usta blondyneczki tym razem przekształciły się na drobny moment w mały okrąg, po czym Kim zamknęła oczka, i miło się uśmiechnęła.
- A ty to Adam, co? - Powiedziała, otwierając w końcu oczy, po czym niespodziewanie klepnęła go dłonią w środek torsu.
- Gdybym był Adamem, to już byśmy byli jak w raju... Nadzy i bosi - odpowiedział. - Bosa już jesteś, więc niewiele ci brakuje... Ale...
- Ale… - Powtórzyła za nim, uważnie się mężczyźnie przyglądając.
- Ale to by było nieuczciwe względem ciebie - powiedział z wyraźnym żalem. - Jesteś uroczą kobietą i nie zasługujesz na to, by być przelotną przygodą. Inaczej wziąłbym cię tu i teraz.
Kimberlee spojrzała na najemnika z zaciętą miną, choć jej migoczące ognikami oczy zdradzały prawdziwe uczucia panujące wewnątrz dziewczyny.
- Dlaczego… - zaczęła wyjątkowo cicho - Dlaczego ty mi takie rzeczy mówisz? Przecież ty i Dorothy… - Tańczące ogniki w oczach blondyneczki przybrały na sile.
- Chcę wracać do obozu. - Spojrzała gdzieś obok niego - Proszę? - Szepnęła, nerwowo pocierając prawą dłonią biodro.
- Tak... Przepraszam. Nie musisz się mnie bać... - powiedział. - Już idziemy. Raz jeszcze przepraszam. Zachowałem się skandalicznie. Nie powinienem był tego mówić. - Schylił się, by podnieść leżące na ziemi rzeczy.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-01-2019, 18:51   #113
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Obóz
godziny już powoli wieczorne

Po zakończonej w dziwny sposób rozmowie na linii Hana-David-Dot, gdy Azjatka uciekła na drugi koniec obozu nieco szlochając… Dorothy udała się do swojego namiotu, gdzie zniknęła na dłuższą chwilę. Gdy z kolei ponownie z niego wyszła, wielu mężczyzn przebywających w obozie dostało sporego ślinotoku. Pani Lie miała bowiem na sobie skąpe bikini, w którym zabrała się za “leżakowanie” przed własnym namiotem, i odpoczynek wśród powoli już zachodzącego słońca.

I jakoś tak dziwnym zbiegiem okoliczności, już po kilku minutach po obozie zaczęło się kręcić wielu męskich osobników, przechodząc niby to przypadkiem baaaardzo często w pobliżu opalającej się Dot...

….

Hana uciekła do namiotu medycznego, gdzie w jego wnętrzu próbowała jakoś dojść ze sobą do ładu i składu, po tym co przed chwilą zaszła, i w sumie co było wywołane wcześniejszą sceną nad rzeczką. Jak nic, pojawiła się reakcja łańcuchowa, sprowadzając jedno małe nieszczęście za kolejnym, i pilotka zaczęła mieć obawy, że na tym się jeszcze nie skończy… czy to była cena, jaką przyszło jej zapłacić za powrót do cywilizacji?

Wkrótce do namiotu wpadła boso Kimberlee, która początkowo nie zauważyła Hany. Lekareczka była dosyć skąpo ubrana - być może i za skąpo jak na gust Azjatki - ale co ważniejsze, ona również była jakoś chyba czymś poruszona. Mówiła do siebie bowiem pod nosem o czymś, co brzmiało jak: “taaak, jak w raju… cholera…” szukając chyba jakichś lekarstw, tabletek? I gdy w końcu je znalazła, wysypała z pudełeczka na dłoń, i już miała połknąć, gdy jej wzrok natrafił na nieco zapłakaną Hanę, a sama Kim dosłownie zastygła w pół ruchu.

….

- Czy mógłbyś w końcu łaskawie się do mnie pofatygować i zdać raport z waszej wyprawy, znalezienia złota, i spotkania Tyranozaura? - W komunikatorze Currana rozbrzmiał głos Majora, zanim Peter dobrze postawił pierwszy krok w obozie.

No cóż… Major czekał, i naczekał się już chyba wystarczająco długo. Co prawda, nie zażądał od Petera raportu tuż po powrocie z wycieczki jeepem, dając mu chwilę dla siebie, ale po minięciu godziny czasu chyba zaczynał się niecierpliwić. No i słowa, których użył… rozmawiał więc już z kimś o całej tej ich małej wyprawie.

Po dwóch minutach najemnik stawił się więc u dowódcy, po czym zdał relację co odkryli, gdzie, i co tam ogólnie przeżyli, a Baker naniósł nową lokację na mapę. Gdy już skończyli się zajmować tymi sprawami, Major odezwał się nagle na temat innej sprawy, nieco tym Petera zaskakując:
- Honzo się poskarżył. Lie go tłukła po pysku, a ty jemu groziłeś, i to chyba nawet dwa razy. Normalnie to ja mam takie coś gdzieś, i spytałem chłopaków, Kaai oficjalnie nic nie widział, “Zapałka” nic nie widział, no ale niestety Collins potwierdził wersję Honzo, stąd ta rozmowa. Słuchaj, ja nie mam czasu i ochoty na takie zagrania Peter, no ale skoro on się poskarżył, i ma świadka, to musimy o tym porozmawiać oficjalnie… Kurt już po Dorothy poszedł, i ta zaraz tu będzie - Major głośno westchnął na to wszystko, kręcąc głową - Nie pisałem się na robienie tu za przedszkolankę...


Przy opalającej się Dot zjawił się “Zapałka”. Zlustrował kobietę szybkim prześlizgnięciem się po jej ciałku wzroku, po czym wymownie odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę.
- Major chciałby z tobą porozmawiać… teraz. Jest przy nim i Peter... - Powiedział Kurt, wyraźnie się skupiając, żeby patrzeć tylko w twarz kobiety - I… może ten… ubrałabyś się jak do niego pójdziesz? - Uśmiechnął się półgębkiem.

~

Po dziwacznej (a jakże by inaczej) rozmowie z Majorem, nieco podładowana Dorothy, przemierzając obóz, zauważyła… brak dinozaura w klatce. Po pierwszym zdziwieniu, zasięgnęła szybko języka u kręcącego się w pobliżu Ryotaro, który jej wyjaśnił, iż ich z trudem złapanego stworka wypuścił Harry Frost, marudząc coś o byciu porządnym facetem odnośnie takich spraw. Ryo dodał również, iż Marco mocno protestował i opieprzył Frosta, podobnie zresztą jak Sarah, no ale ten nie słuchał, i zrobił swoje, a że go Chelimo chyba lać nie chciał, no to nie ma już owego dino...

….

Z wszystkich wycieczek w przeciągu kilku ostatnich godzin nad rzeczkę, jedynie “Sosna” i Sarah wrócili wyjątkowo zadowoleni. Kobieta pocałowała namiętnie najemnika na oczach niemal całego obozu, po czym udała się do swojego namiotu, a kręcący się przez chwilę po obozie Doug został w końcu przydzielony do warty przy “50” na jeepie, zmieniając tam Larrego.

“Bear” z kolei został zmieniony przez “T” na drugim końcu obozu.

A wywoływanie co godzinę statku, przez radiostację przy której siedział Chelimo, mającego ponoć być niedaleko wyspy, nadal nic nie dawało...

….

Major odszukał Hanę, i oznajmił jej, iż daje kobiecie wybór odnośnie noclegu. Albo w dużym namiocie Dorothy, albo w namiocie Kim, na miejscu brakującej Lyssy...


***

Wieczorem, gdy niemal już zaszło słońce, rozpalono ponownie w całym obozie ogniska, po czym… oznajmiono, iż będzie pieczenie kiełbasek! W zapasach ekspedycji znaleziono bowiem ich całkiem sporą ilość, do tego były i nawet hermetycznie pakowane bułki i można było sobie zrobić hot dogi! (był nawet i keczup w małych saszetkach). Kurcze, tylko jeszcze brakowało marshmallows i gitary przy tych ogniskach…




- Znaleźliście naprawdziwsze złoto?? - Kim obracała w palcach małą grudkę, oglądając z każdej strony… a Honzo, siedzący nieopodal, oglądał sobie ją.
- No jasne laska! Jak mówiłem, że znajdę, to znajdę! - Chełpił się Geolog przy towarzystwie - Jesteśmy mniej lub bardziej, bogaci ludziska!







***

Komentarze "za chwilę"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 06-01-2019 o 19:40.
Buka jest offline  
Stary 08-01-2019, 18:29   #114
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Królowa odbierająca defiladę. Bo tym była Dot. Samicą alfa podporządkującą sobie wszystkich dookoła i cały świat. Doug nie miał nic przeciwko. Jest miejsce na tym świecie i dla takich kobiet.
A że widoki były dodatkowo bardzo nęcące to… cóż.
Najemnik podszedł do kobiet przyglądając się jej zainteresowaniem. I pożądliwością. Niemal rozbierał ją wzrokiem, ale… po pierwsze nie było za wiele do rozbierania. A po drugie to co było, miało właśnie ku takim myślom kierować .
- Dobrze że nie trafiliśmy na porę monsunową, co nie? - zagadnął.
- Słońce mi zasłaniasz - Dorothy nawet się nie poruszyła mówiąc to.
- Możliwe, że tak. - stwierdził Doug, dopiero po chwili odsuwając się nieco. - Jakieś postępy z roślinkami? Sukcesy?
Dorothy uniosła na chwilę kapelusz by dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie stojącej nad nią. Z tej pozycji wydawał się jej jeszcze większy. Odsunęła kapelusz zupełnie z twarzy, ale złożyła okulary.
- I tak, i nie- odpowiedziała wspierając się na łokciach. - Znaleźliśmy roślinę, o której do tej pory sądzono, że na naszej planecie są tylko dwa jej okazy. Ale przeanalizowanie materiału genetycznego trochę potrwa. - trudno było określić gdzie właśnie spoczywał wzrok Pani Lie.
Wodzące po jej krągłościach spojrzenie Douga łatwo było przyłapać na tym procederze. Ale blondyn wszak nie odczuwał wstydu, więc…
- To coś na nagrodę Nobla, czy ma jakieś przełożenie na gotówkę? - zapytał nie przerywając degustacji widoków. - Myśmy widzieli kwiatki… cholernie wielkie. Olbrzymie, że wiesz… zastanawiam się, co może zapylać taki wielki kwiatek… i czy nie jest to pułapka.
.-[i] Nagroda Nobla to przede wszystkim prestiż w świecie nauki.- Odpowiedziała. - A co do kwiatów, to wiatr mógłby je zapylać. Lub owady. Lub nawet ptaki. Musiałbym je zobaczyć, żeby móc coś więcej powiedzieć. Masz jakieś zdjęcia?
- Niestety nie... - zafrapował się blondyn. - Nie było czasu. W każdym razie były duże o białych kwiatkach i wyglądały na takie co zapylają owady, tyle że...
- Tak?- podniosła okulary do góry i spojrzała wyczekująco na jego twarz.
- Mój kumpel z oddziałów chemicznych zajmujący się uzdatnianiem wody. Łebski gość. Mówił, że gdyby mrówki były wielkości psa… ludzkość miałaby przesrane. A te kwiatki sugerowały nieco większe mrówki.
- Wielkość kwiatu nie określa wielkości zwierzęcia, które ma je zapylić. Także nie musisz się bać.
- Pewnie masz rację, aczkolwiek na tej wyspie wszystko wydaje się możliwe. Zaproponowałbym natarcie ci ciała olejkiem do opalania, ale te wielkie łapy lubią pakować się tam gdzie nie powinny. - zażartował na koniec rozmowy o kwiatkach.
- Trochę się spóźniłeś. - ona również zażartowała.
- Mnie by to nie przeszkadzało.- wzruszył ramionami mężczyzna śmiejąc się głośno. I podrapał się po karku. - Niemniej korzystaj ze spokojnych dni. Nie wiadomo jak długo potrwają.-
- Po to tu jesteście, by jak najdłużej potrwały- odpowiedziała mu Ruda kładąc się na swoim kocu i przysłaniając ponownie twarz kapeluszem.
- Nie oczekuj cudów z tym sprzętem co nam dali.- westchnął Doug na pożegnanie i ruszył do swoich “obowiązków”.
- Jak na razie cuda się udają wam. I to z tym sprzętem, który macie- Dot rzuciła za najemnikiem.
- Najlepszego jeszcze nie miałaś okazji wypróbować. - odparł dwuznacznie i głośno blondyn zerkając przez ramię na kobietę, od której się oddalał.
- Być może…- Dorothy wcale nie podniosła głosu. A samo zdanie wypowiedziała bez przekonania. Wracając do opalania się.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-01-2019, 18:38   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nim Peter zdążył pozbierać wszystkie rzeczy, naburmuszona Kim zrobiła już kilka kroków w stronę obozu. Głucha na wszystkie uwagi szła przed siebie, z idącym pół kroku za nią Peterem, który dogonił ją i szedł trzymając zarówno fatalne "jabłuszko", jak i klapki lekareczki.
Kim nie zwracała na niego żadnej uwagi, a wpadła do namiotu nim Peter zdążył oddać jej obuwie.
- Kim, twoje klapki - powiedział, do namiotu jednak nie wchodząc.
- Proszę je położyć przy wejściu, dziękuję - dobiegło go z wnętrza.
- Proszę bardzo... - odpowiedział.

Ewentualne dalsze rozmowy z Kim musiały poczekać i to nie tylko ze względu na obecność Hany. Major, jako dowódca, miał pierwszeństwo. Nawet przed Dot.
A major na zachwyconego nie wyglądał, i to nie tylko z powodu opóźnienia z raportem.
- Honzo znalazł złoto, a t-rex się napatoczył, gdy Wenston i "Zapałka" badali okolicę - wyjaśnił Peter. - Gdyby nie "T" to moglibyśmy mieć pewne kłopoty z tą przerośniętą jaszczurką. Honzo zaś oberwał za użycie słowa 'prostytutki'. Nie wiem, czy dotyczyło ono pani Lie, czy najemników. W każdym razie za to od niej oberwał. A ja mu obiecałem, że dopóki misja się nie skończy, to go nawet palcem nie tknę. Nie powiedział tego?
- Pogadamy, jak przyjdzie Lie... - odpowiedział Major.
Pozostawało usiąść i poczekać...


Dorothy zmierzyła najemnika z góry do dołu i z powrotem przesuwając nieco w dół swoje okulary.
- Oczywiście - odpowiedziała mu podnosząc się. - Zaraz będę gotowa.
To zaraz nie trwało zbyt długo. Pani Lie wyszła z namiotu z wzorzystym, lekko przezroczystym pareo obowiązanym wokół talii. Trójkątny kształt kawałka materiału nie pozwalał na całkowite zakrycie jednego bioder, które co i rusz odsłaniało się gdy Dot z wdziękiem i gracją stawiała kroki.
Tak “ubrana” stawiła się u Bakera, w jego namiocie, gdzie przebywał również Peter.
- Chciał Pan ze mną porozmawiać, panie Baker. - Znowu powolnym ruchem przesunęła okulary nieco w dół.

Major najpierw spojrzał na kobietę zdziwionym wzrokiem, oglądając ją sobie z góry do dołu.
- A my na Florydzie jesteśmy? Nie wiedziałem… no mniejsza z tym, usiądź tu sobie… gdzieś. - Zatoczył dłonią łuk po niewielkim obszarze namiotu.
Dot rozgościła się. Zdjęła okulary. Rękami objęła kolano prawej nogi, która założona była na lewą, przez co kobieta musiała się nieco pochylić do przodu. Z wyczekiwaniem wpisanym na twarzy utkwiła wzrok w starszym mężczyźnie.
- Jak już wyjaśniłem Peterowi, Honzo się na was oficjalnie poskarżył - powiedział Major nieco ściszonym tonem - Ty go biłaś po twarzy, Peter mu groził. Chłopaki oczywiście nic nie widziały, ale niestety Collins tak. Wobec tego, jestem zmuszony, przeprowadzić z wami oficjalną, dydaktyczną rozmowę - Baker przewrócił oczami. Sam chyba miał w wielkim poważaniu tą całą sprawę.
Peter chciał coś powiedzieć, ale doszedł do wniosku, że lepiej pozostawić odpowiedź w rękach (czy raczej ustach) Dot, która powinna potwierdzić jego wyjaśnienie, za co geolog dostał w nos. Kwestia gróźb była jego i tylko jego sprawą.
- Straszne, dostał w twarz od kobiety. - Wypowiedź Dorothy miała bardzo ironiczny wydźwięk.
- No ale dostał, i to pięścią - stwierdził Major - A w sądzie to nie ma znaczenia… więc przestańcie, trzymajcie nerwy na wodzy, może ten palant o tym zapomni. Więcej tak więc nie róbcie, to wszystko. - Mężczyzna spojrzał najpierw w twarz Dorothy, a potem Petera.
- Jedyne o czym ten palant zapomniał, to dobre maniery. Mam nadzieję, że ta pięść mu o tym przypomniała. - Dorothy uśmiechnęła się do majora, uprzejmie kiwając głową.
- Będę pamiętać - obiecał Peter, na którym wizja Honzo biegającego ze skargą do kogokolwiek nie zrobiła większego wrażenia. - Coś jeszcze, panie majorze? - spytał.
- Nie, to wszystko, możecie iść - odpowiedział Baker.
- Ciao! - pożegnała się Dot.
Peter zasalutował. W zdecydowanie nieoficjalny sposób.


- Pięknie wyglądasz w tym stroju - powiedział. - Kusząco... Będziesz się w czymś takim pojawiać częściej?
- Jeśli ktoś ponownie zrujnuje moje plany odnośnie kąpieli, to tak - odpowiedziała nawet na niego nie spoglądając.
- Ktoś ci zrujnował plany? - zdziwił się Peter. Całkiem autentycznie.
- No… ty - odpowiedziała lekko obruszona. - Nie było cię
Peter przez moment milczał.
- Gdybym wiedział, że będę ci potrzebny, to bym cię nie odstąpił nawet na krok - zapewnił. - Ale rozmawiałaś z Haną i zdawało mi się, że byłbym tam jak trzecie koło przy rowerze.
- No, no… - Zaśmiała się ironicznie. - Postanowiłeś zatem znaleźć rower, któremu brakuje jednego koła.
- Królestwo za rower - powiedział Peter. - Czyżby ci mnie brakowało? - W jego głosie zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień niedowierzania. - Przecież Kaai mógł mnie w każdej chwili zawołać... Aha, mam coś dla ciebie. - Zmienił temat, podając Dorohy przyniesiony owoc. - W zasadzie to zdobycz Kim. Nie wiem, czy to jadalne...
- Dobrze, że nie zastąpić… - Peter spojrzał na nią z wyrzutem.
Dot zatrzymała się na chwilę by przyjrzeć się owocowi.
- No co? - Ruda przeniosła na chwilę wzrok na mężczyznę. - Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- No nic - odparł. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - spytał z całkiem szczerym zainteresowaniem. Nie wspomniał ani słowem, że kontrakt nie przewidywał aż takiego nadzoru.
- Już nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą, że ochota na seks jej już przeszła.
- Szkoda - stwierdził. - Weźmiesz to na warsztat, czy zaczniemy na kimś testować? - Przeniósł wzrok z Dot na owoc.
- No, szkoda. - Z tonu głosu wynikało, że nie żałowała. - Wezmę. - Ruszyła dalej, z towarzyszącym jej Peterem u boku, by odkryć, że ktoś wypuścił dinozaura.
- Zanieś to, proszę, do mojego namiotu. - Podała mężczyźnie owoc.
Peter skinął głową, po czym ruszył we wskazanym kierunku. Po drodze jednak sprawdził, dokąd to wybiera się jego podopieczna. Kobieta zaczepiła pierwszą napotykają osobę, Roy, od którego szybko dowiedziała się kto za tym stoi.
Po czym swoje kroki skierowała do winowajcy - Harrego Frosta.

Dot nie wybrała się na żadną wycieczkę, więc Peter ze spokojem mógł spełnić jej prośbę. Miał też chwilę czasu by zastanowić się nad niektórymi zachowaniami pani Lie. Najpierw zrobiła mu awanturę o znajomość z "T", teraz miała pretensje o spacer z Kim. Jeśli uwzględnić to, co wiedział o stosunku Dot do... hmmm... związków międzyludzkich, dość trudno było tu znaleźć sens i logikę. W każdym razie on nie potrafił.
Zresztą nie starał się zbytnio, co należało szczerze powiedzieć.

Wszedł do namiotu i rozejrzał się za miejscem, gdzie można by położyć "jabłuszko” Kim. Trofeum jabłka nie przypominało w najmniejszym nawet stopniu, ale nazwa z różnych powodów Peterowi odpowiadała.
Dot miała namiot vip'owski, ale z oczywistych powodów nawet u niej nie było zbyt wiele miejsca. Na stoliku królował laptop i całe stadko rozmaitych urządzeń, których zastosowanie w większości było dla Petera rzeczą niewiadomą.
Jako że jedzenie różnego typu należało trzymać z dala od sprzętu elektronicznego, Peter wypatrzył kawałek wolnego miejsca i tam umieścił "owoc złego i dobrego". Wolał nawet nie myśleć o tym, co by powiedziała Dorothy, gdyby zapaćkał kleistym jej bezcenny laptop.
I miałaby rację, nie da się ukryć.

Już miał wychodzić, gdy spod ubrań 'mrugnął' do niego uchwyt pistoletu.
Nie miał zwyczaju grzebać w rzeczach swych kochanek i nie fascynowała go ich bielizna (chyba że je z niej wysupływał), ale w tym przypadku był 'cieniem' Dot, więc musiał zadbać o to, by jego podopieczna jakimś cudem nie zrobiła sobie krzywdy. Co prawda nie podejrzewał Dot o brak profesjonalizmu, ale sprawdzić musiał.

Pistolet, Glock 20, był naładowany i zabezpieczony, co dobrze świadczyło o podejściu Dorothy do broni palnej.
Odłożywszy broń na swoje miejsce i zatarłszy ślady 'zbrodni' Peter wyszedł przed namiot, by odszukać swą podopieczną.
No i stał się świadkiem 'starcia' Dot z potężnym Hawajczykiem. Starcia, z którego Dot wyszła nieco poszkodowana. Ale że przy dziewczynie był jeden z jej 'cieni', Peter uznał, że jego interwencja nie jest potrzebna.
A potem cały obóz stał się 'nausznym' świadkiem końca rozmowy majora z Harrym...
 
Kerm jest offline  
Stary 08-01-2019, 23:23   #116
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Dorothy “podpłynęła” do Frosta lekko i z wdziękiem, co jeszcze jej plażowy strój potęgował. Z przyklejonym do twarzy uroczym i słodkim uśmiechem odezwała się spokojnym głosem.
- Mam nadzieję, że masz dobre usprawiedliwienie tego, co zrobiłeś. - Spojrzała na mężczyznę spod lekko opuszczonych okularów.
- Cruella de Mon, we własnej osobie. Tak myślałem, że się w końcu pojawisz – przywitał się Harry najmilej jak potrafił – Równie dobrze mógłbym ci zadać to samo pytanie. Bawi cię cierpienie zwierząt?
-”Titanium Microsystems” płaci ci chyba za dokumentowanie badań, a nie przeszkadzaniem w nich - Dot pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak, te wszystkie psy, małpy, koty na pewno są bardzo wdzięczne wam naukowcom, za to że możecie na nich eksperymentować, żeby Kim Kardashian nie dostała wysypki od kremu. Nie mam wątpliwości, że „Titanium Microsystems” wybije połowę populacji, ale zanim zlecą się tu twoi koledzy, chciałbym zapewnić mieszkańcom tej wyspy ostatnie chwile spokoju.
- I myślisz, że przysięgłych przekonają twoje słowa? - O ile wyrazu politowania nie mógł zobaczyć na jej twarzy, to mógł usłyszeć w jej głosie. - Podpisałeś umowę.
- Przysięgłych przekona mój lament, że byłem przerażony, bo Titanium nie wysłało do nas pomocy choć zginęli ludzie a my byliśmy zdani tylko na siebie. Źle zabezpieczyli wyprawę i te pięćdziesiąt milionów baniek odszkodowania należy mi się jak psu buda.
- Zaraz coś poradzimy na twoje przerażenie. - Uśmiechnęła się szerzej. - Zapraszam. - Wskazała na namiot Bakera. I nie czekając na mężczyznę, ponownie skierowała tam swoje kroki.
- Oczywiście - Harry ruszył za rudowłosą.
Cała, na szczęście nie za długa, droga upłynęła w milczeniu.
- Majorze Baker!?- Dorothy zawołała stając przed lokum starszego mężczyzny.
- Co zaś?? - Spytał wielce uprzejme Major, po czym wyszedł z namiotu.
- Teraz to ja złożę oficjalną skargę. - Dot zdjęła okulary. - Przerażony sytuacją w jakiej znaleźliśmy się pan Frost, pozbawił nas możliwość prowadzenia badań. Rozumiem, że Pan został przez niego poinformowany, że zły stan psychiczny w jakim się znajduje uniemożliwia mu dalszy, efektywny udział w tym przedsięwzięciu?
- Panna Lie ma rację, proszę o pozwolenie na natychmiastowe opuszczenie tej wyspy – uśmiechnął się Frost.
- Dla Ciebie pani.- Rudowłosa zwróciła mu uwagę.
- Przepraszam, nie zauważyłem obrączki na palcu -
- Ludzie… - Major pokręcił głową, po czym spojrzał na Dorothy -To ty mu pieprznij, a Curran go zastraszy… albo nie, mam lepszy pomysł, ja mu przyleję - Mężczyzna zacisnął pięść i zrobił krok ku Harremu.
- I to sprawi, że dinozaur, którego wypuścił wróci? - Dorothy nie spuszczała wzroku z Bakera.
Harry stał w miejscu, nie odsuwając się nawet na krok
- Proszę bić. Śmiało. Za kasę z odszkodowania kupię sobie willę na Hawajach
Gwizdnął w palce.
- Ludzie, szykuje się zadyma! Patrzcie bo mój adwokat was wezwie na świadków!
- Zamknięty w pokoju bez klamek żadnej willi nie kupisz.- Dot uśmiechnęła się krzywo .
- Wy naprawdę nie macie innych zmartwień? - Baker stanął twarzą w twarz z Harrym -Frostowi lekko odjebało i zmarnował okazję do zwykłego przebadania pieprzonego dinozaura, ale takim tępym kutasem chyba już nie będzie, działającym na szkodę TMI, więc… znajdźcie sobie nowego dinusia, a ja nie mam ochoty już na takie duperele, zajmijcie się więc czymś innym - Major stojąc tuż przed youtuberem zerknął na Lie.
-Jasne.- Dorothy nie była zbytnio zachwycona, ale pokiwała głową na znak, że rozumie. Wykonała zwrot na pięcie i odmaszerowała.
Harry odprowadził Dorothy wzrokiem i kontynuował.
- Ten dinozaur to nie był dorosły okaz, tylko małe gadziątko. Porwane pewnie z gniazda, od matki. A Lie nie jest z tego co wiem paleontologiem. Te dinozaury to są bezcenne okazy i lepiej, żeby amator się nie pchał do zabawy – Frost nie ustępował – Tak jak powiedziałem przed chwilą rudej, TMI może mi naskoczyć. To raczej oni się powinni teraz bać. Nie będę przy świadkach przypominał co usłyszeliśmy razem od prezes Durand. Tak więc może mnie pan pobić, zastrzelić, związać jak Woodsa, albo się od mnie odpierdolić. Ja już nie jestem na zleceniu korporacji, składam rezygnację, chcę się wynosić z tej wyspy. W domu czeka na mnie synek, nie zamierzam tu gnić dopóki coś mnie nie pożre.
- Jakbyś zasięgnął informacji, zanim zacząłeś działać, gwiazdko Internetu, to byś się może dowiedział, że ten okaz był dorosły, a został złapany z całego stada biegającego tu na pobliskiej polance. A to nie Lie miała go przebadać a Elsworth, i to bez krzywdy dla zwierzaka, ty pomylony Greenpisie. Owszem, działasz na szkodę TMI, i martw się lepiej żeby oni ciebie nie zaskarżyli, a rezygnację przyjmuję, owszem, i jak ci tak tęskno to płyń wpław. Każdy tu jest czyimś ojcem, matką, synem, i tylko razem mamy szansę się stąd wydostać, a teraz zejdź mi z oczu, bo faktycznie ci przypierdolę i skuję. Albo jesteś w ekspedycji, albo jej problemem, wybieraj - Warknął już całkiem poważnie Major.
- Doktor Elsworht nie dałbym zbadać nawet swojego kanarka. Mam wrażenie, że ona tu przyjechała w celach rozrywkowych – skwitował Frost, nie wspominając jednak o jej umizgach. – [i] Troje ludzi nie żyje, czwarta zaginęła, korporacja do tej pory nie wysłała wsparcia mimo, że straciła z nami kontakt i wie jaka jest sytuacja. Tak więc nie rozśmieszaj mnie majorze i przestań straszyć. Znasz się na regulaminach wojskowych, ale prawnik z pana taki, jak ze wspomnianej doktor Elsworth badaczka dinozaurów. Rozejrzyj się i sam oceń, czy ktoś myśli o tym, jak się stąd wydostać.
- Na plaży zginęło 5 marynarzy i 1 najemnik. 1 najemnik zaginął, do tego Lyssę uznajemy za zaginioną, widać nie umiesz liczyć i masz tak samo kiepski kontakt z rzeczywistością odnośnie tego faktu, jak i wielu innych, wytłumaczę ci więc, zanim zginiesz głupi na tej wyspie. Pani Elsworth jest światowej sławy biologiem, i brała udział w filmach przyrodniczych oraz wydała własną książkę, jest więc 100 razy lepszym fachowcem niż ty, a gówno mnie obchodzi co ona sobie tu urządza za rozrywki. Skoro nie umiemy nawiązać kontaktu ze statkiem, to czekamy, takie to proste. A skoro czekamy, to nie czekamy bezczynnie, tylko dalej badamy wyspę! Prędzej czy później ktoś się tu zjawi, my wyspę opuścimy, ale żeby ta wyprawa nie była totalną klęską, nadal coś działamy! Jeśli ty z kolei masz ochotę wracać, to droga wolna, zbuduj sobie jakąś cholerną tratwę z palm i wypierdalaj! - Major popchnął obiema dłońmi Harrego w tors.
Harry cofnął się do tyłu, ale zignorował atak majora, wiedział, że wojskowi lubią używać argumentu siły i dalsza dyskusja nie ma sensu bo się skończy mordobiciem.
- Obejdzie się bez tratwy. Na plaży znalazłem ponton. Jutro spróbuję przepłynąć mgłę i skontaktować z Hypierionem – odpowiedział i odszedł, żeby zdrzemnąć się w namiocie.
 
waydack jest offline  
Stary 09-01-2019, 07:55   #117
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dorothy, wściekła jak osa, szybkim krokiem zmierzała do swojego namiotu. Trudno powiedzieć co bardziej ją rozzłościło. Czy to że youtuber wypuścił dinozaura, czy to że Baker dał do zrozumienia, że ma to gdzieś.
Z lekko opuszczoną głową i do tego w kapeluszu z dużym rondem, nie bardzo widziała czy coś stoi jej na przeszkodzie.
Pech chciał, że na jej drodze, zupełnie niespodziewanie i nie wiadomo w jakim celu, wyrósł Hawajczyk. Niesione skrzynie utrudniały mu nieco widzenie.
Gdy Dorothy zauważyła cień czegoś na swojej drodze było już za późno. Z głośnym plasknięciem zderzyła się, chyba z ręką, Marcusa. I chociaż pieszy to nie samochód, to impet tego uderzenie spowodował, że poleciała do tyłu.
- O cholera! - Syknął Kaai, odstawiając czym prędzej niesione rzeczy, po czym uklęknął na jednym kolanie przy Dorothy, która po tym całym zderzeniu pacnęła na tyłek. Spojrzał w twarz kobiety z lekko zakłopotaną miną, wyciągając do niej dłoń.
- Aua…- załkała Ruda przykładając rękę do czoła. I nawet nie zwróciła uwagi, że jej kapelusz z głowy spada i leży kawałek dalej.
Chwilę zajęło jej zogniskowanie wzroku na ręce, którą ktoś jej podał zapewne by pomóc jej wstać. Ujęła ją więc pozwalając sobie pomóc.
- Przepraszam, nie widziałem cię - powiedział najemnik, gdy postawił już Dorothy do pionu, po czym znowu przyklęknął na jedno kolano blisko niej, sięgając po kapelusz Lie. A ta bliskość kogoś przy ciele, i to w takiej pozie nawet na tą drobną chwilę, wywoływała jednocześnie zakłopotanie, jak i… dziwne troszkę mrowienie w brzuchu.
- Tak- odpowiedziała mu rudowłosa jeszcze krzywiąc się z bólu.- Ja też - dodała patrząc na tego mężczyznę, chyba pierwszy raz w życiu z góry.
- Gdzie boli? - Spytał Marcus, wstając już i podając Dorothy jej kapelusz.
- Głowa - odpowiedziała spoglądając w górę i biorąc swoją własność.
- Powinna to obejrzeć Kimberlee? - Kaai uniósł brew.
- Nie- odpowiedziała mu Dorothy obiecując delikatnie guza na głowie.
- To jeszcze raz przepraszam, i do zaś, w trakcie już mniej kolizyjnych zajęć? - Powiedział najemnik.
- Tak, ja też przepraszam - Dorothy założyła swój kapelusz. - Do później. Obym tylko nie wpakowała się tak boleśnie na twoje członki.
- Moimi… członkami to się nie martw. - Kaai walczył mocno z własnym uśmiechem, i póki co wygrywał. - A ty… tyłek musisz chyba umyć. Po tym upadku! - Dodał szybko.
- Idziemy nad rzekę.- Powiedziała i wybuchnęła śmiechem gdyż w tej chwili przypomniało jej się tajne hasło, które wymyśliła Azjatka.
- Idziecie? Znaczy się, kto? - Marcus założył rękę na rękę, zgrywając głupa, i w końcu się lekko uśmiechnął.
- No ja i ochrona - Lie wytłumaczyła mu śmiejąc się.
- Aua - poskarżyła się ponownie dotykając stłuczonego miejsca, bo napięcie mięśni przy śmiechu wywołało lekki ból.
- Dobra, dzięki za info, to nie będę wam z Peterem przeszkadzał - stwierdził najemnik. - A za tego guza… to kiedyś postawię ci drinka z parasolką!
- Niezły jesteś. - Jeszcze raz się uśmiechnęła. - Obowiązki na kolegę zrzucasz, a zapłatę i tak inkasujesz. Będziesz miał za co stawiać. - Otrzepując swoje zgrabne cztery litery ruszyła do swojego namiotu… odprowadzana wzrokiem Marcusa, który tak jakoś wyraźnie na sobie wyczuła.

- Nic sobie nie zrobiłaś? - spytał Peter, czekający na nią u wrót jej siedziby.
- Chyba nie- Odpowiedziała Dorothy uśmiechając się.
- To dobrze, bo wyglądało to dość... groźnie. Bliskie spotkanie trzeciego stopnia - zażartował.
- Na szczęście nie było- Lie bezwiednie dotknęła ręką bolącego miejsca.- Czekasz na mnie?
- Tak. Położyłem ci ten owoc na stole, uważając, by niczego nie poplamić tym sokiem. Mogę ci w czymś pomóc?
- Nie, ale dziękuję..
- Masażu czasem nie potrzebujesz ...?
- I drinka z palemką i sześciogwiazdkowego hotelu…- Dot rozmarzyła się.
- Jak mi przykro... Palma pewnie by się jakaś znalazła, drink też dałoby się skombinować. Ale jedyne gwiazdy to na niebie. Chcesz poczekać z masażem do znalezienia hotelu?
- A ty nie masz czasem jakiś obowiązków względem wyprawy? - Dot zmieniła temat.
- Chwilowo nie, ale wypadałoby odciążyć majora. Masz rację. Polecam się na przyszłość. - Nie czekając na odpowiedź odszedł. Powoli miał dosyć fochów pani Lie.
Dot odprowadziła go wzrokiem, zastanawiając się co go ugryzło.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 09-01-2019, 08:37   #118
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hana patrzyła na rzucającą się po namiocie medyczkę. Liczyła że zostanie niezauważona. I po raz kolejny wszechświat miał jej potrzeby głęboko w dupie.

- Proszę nie zwracać na mnie uwagi, pani doktor - powiedziała Hana do medyczki. - Mogę wyjść jeśli przeszkadzam.

- A co ty się tu tak chowasz? - zdziwiła się Kim, po czym w końcu łyknęła jakieś tabletki i popiła wodą.

- Po prostu chciałam zejść ze słońca - skłamała pilotka.

- Ach… no ok. Bo mnie to głowa rozbolała, może właśnie od niego? - Lekareczka minimalnie się uśmiechnęła.

-Słońce, poważny przeciwnik - powiedziała wymijająco Hana. - Pójdę już, nie chcę przeszkadzać. - Azjatka wstała i skierowała się do wyjścia.

- Nie przeszkadzasz... - powiedziała Kim, chyba w taki słabiutki sposób próbując zatrzymać Hanę w namiocie.

Hana zmusiła się na grzeczny uśmiech. Po sytuacji z Dot jakoś nie miała ochoty na wymienianie się uprzejmościami i rozmówkami. “Jak to szło…’Wszystko co powiesz będzie użyte przeciwko tobie’” Przypomniała sobie tekst z amerykańskich filmów o policji. - W porządku ale i tak powinnam się pokazać. Major ma mnie jeszcze poinformować, gdzie mnie dzisiaj ulokuje. A i dziękuję jeszcze raz za pożyczenie ubrań, kiedy moje wyschną, to przyniosę twoje z powrotem - powiedziała grzecznie. Mimo upału Hana wolała chyba nosić swoje znoszone spodnie i koszule niż być widowiskiem i ‘zaproszeniem’ dla najemników.

- Nie ma za co - odpowiedziała Kim. - To…see ya? - Dodała.

- See ya. - Hana wyszła z namiotu. Bacznym okiem patrzyła po obozie, wybrała sobie trajektorię trasy by spotkać na niej jak najmniej osób albo i żadnej. A na pewno nie Beara i pani botanik. Wybrała sobie kolejne miejsce gdzieś w odosobnieniu i czekała na rozwój wydarzeń.


- Panie majorze, nie chcę się nikomu narzucać, czy nie będzie lepiej jeśli zajmę miejsce w namiocie medycznym? - spytała pilotka. Ten dzień był dla niej bardzo pełny wrażeń i mimo świadomości, że nie ma co liczyć na osobny namiot dopóki nie odzyska swoich rzeczy, to naprawdę chciała być dzisiejszej nocy sama.

- No… niestety odmawiam. - Baker spojrzał na nią z poważną miną - To nic osobistego, ale jesteś nowa, no i… nic nie sugeruję, ale nie pozostaniesz tam sama z zapasami medycznymi. To ten najważniejszy powód, a ten drugi… w końcu to namiot medyczny, dla potrzebujących. Co prawda w tej chwili tam nikogo nie ma, no ale chyba sama rozumiesz?

- Rozumiem. Jeśli Doktor Miles nie ma nic przeciwko, to do czasu odzyskania moich rzeczy, mogę dzielić z nią namiot.

- Dobra, to z mojej strony to wszystko. Czy może chcesz o czymś jeszcze porozmawiać? - powiedział mężczyzna, chcąc najwyraźniej już odejść.

- Nie, nie chce rozmawiać. Chciałabym jak najszybciej wydostać się z wyspy ale rozumiem, że dopóki nie odzyskacie łączności ze statkiem to się nie stanie.

- No niestety, ale zgadza się… a naszą łódź huragan zepchnął zbyt głęboko na plażę i nie jesteśmy w stanie jej na powrót do wody wsadzić, draństwo waży trzydzieści ton - wyjaśnił Major, ale dodał i pozytywnym tonem - Głowa do góry, jesteś bliżej domu niż wczoraj, a to się przecież liczy, prawda? Dobra, to już nie przeszkadzam, na razie.

- Na razie. - powiedziała.

Resztę czasu spędziła jak wcześniej - przemieszczając się po obozie i starając się unikać ludzi. Parę razy próbowała iść pod namiot Dot i odzyskać swój plecak, ale zrezygnowała jak tylko widziała kobietę w okolicy. Zostało jej się szlajać po obozie bez celu i obserwować. Jak zmieniają się warty, jak współżyją ludzie z ekipy. Dokładnie tak, jak kiedy chciała poznać okolice wyspy, w którą się przenosiła. Poznać schematy życia drapieżników, poznać teren,… obmyślić drogi ucieczki.


Hana wieczorem pojawiła się w namiocie Kim i Lyssy. A właściwie przed namiotem i sprawdziła, czy lekarka jest w środku. Owszem, była, i znowu słuchała muzyki, choć tym razem nie w samych majtkach, a w spodenkach… które w sumie były i tak niewiele większe, niż typowe majtki.

- Dobry wieczór, nie wiem czy Major ci powiedział, ale zostałam przydzielona do twojego namiotu na czas kiedy nie odzyskamy mojego. - powiedziała spokojnie jeszcze nie wchodząc do namiotu - Obiecuje nie spędzać tu zbyt dużo czasu, zapewne cenisz sobie prywatność.

- A tak, słyszałam, cześć! - powiedziała blondyneczka, ściągając słuchawki i zapraszając gestem do środka. - Nie no… co ty gadasz za głupoty, możesz tu przecież siedzieć, ile chcesz. - Uśmiechnęła się do Hany sympatycznie.

- Dziękuję - powiedziała Azjatka i weszła do środka. - Gdzie mogę spać?

- Tutaj - Kim wskazała palcem śpiwór obok swojego. -Chrapiesz?? - spytała, starając się nie roześmiać.

Hana na pytanie o chrapanie odwróciła z miną, z której trudno było cokolwiek wyczytać.

- Do tej pory nikt mnie nie uświadomił, jeśli tak jest. - odpowiedziała.

Położyła się na śpiworze, był strasznie miękki i miły w dotyku. Pachniał nowością ale i zapachem kobiety, która wcześniej go używała. Brakowało jej swojego plecaka ale nie zdobyła się na powrót do jej namiotu biolożki.

- Ojej… przepraszam! - Kim zdała sobie sprawę, z tego co powiedziała przed chwilą, i po przyłożeniu dłoni do ust zachichotała.

- Nie masz za co, chciałaś wiedzieć, a ja nie mam lepszej odpowiedzi niż ta.

Lekareczka również położyła się na swoim śpiworze, leżąc bokiem, twarzą zwrócona do Azjatki. Pod policzek podłożyła sobie dłoń.

- Pewnie przeżyłaś tu niezwykłe przygody co? - Spytała.

- Nie. Choć pewnie tak to może wyglądać, dla kogoś mającego inny punkt widzenia. - odpowiedziała leżąc z zamkniętymi oczyma.

- Och… ok - Powiedziała Kim, i jakoś tak zamilkła. Czyżby spodziewała się… mniej nudnej odpowiedzi?

Hana kłamała na pewno lekarka chciała by posłuchać o jej bliskich spotkaniach z raptorem i jak go trafiła pociskiem flary, jak inny dinozaur zdeptał jej namiot i musiała przez tydzień kompletować nowe patyki na podpory. Jak pierwszy raz spróbowała niebieskiego kraba i dostała zatrucia pokarmowego. Jak znalazła jaskinie i wyleciało na nią stado białych nietoperzy, które były urocze i Hana żałowała trochę że je przepędziła z jaskini. Jak znalazła wielkie drzewo porośnięte orchideami.

To wszystko było by pewnie bardzo interesujące, ale po dzisiejszym dniu Hana stwierdziła, że im mniej będzie mówić tym lepiej. Im mniej będzie kontaktowała się z tymi ludźmi to oszczędź sobie tych wszystkich negatywnych uczuć jakie czuła po finale spędzania czasu z panią botanik. “Cholera, muszę pójść i odzyskać mój plecak.”


Niewiele czasu upłynęło po zakończeniu a właściwie wyciszeniu rozmowy z Kim, kiedy zapłonęło ognisko i zrobiło się głośniej. Hana wiedziała że nie chce tam wychodzić. Nie chce spotkać Beara ani Dot, ani nikogo innego, nawet jeśli zapach pieczonego na ogniu mięsa był tak nęcący.

- Mmm… pachnie aż tutaj! - Stwierdziła Kim, siedząca na swoim śpiworze po turecku, z małym lustereczkiem w dłoni, przyglądając się swojej twarzy, i paluszkiem lekko przeczesując swoje brewki… czy ona, tak jakby… się stroiła??

- Mhm - potwierdziła Hana, każąc swoim zmysłom ignorować te zapachy i skupiając się na wyczynach lekarki. “Czy ona też zamierza składać komuś propozycję i iść nad rzekę?”

- Tak? - Lekareczka pochwyciła spojrzenia Azjatki, po czym się uśmiechnęła - Za chwilę dostaniesz lusterko, spokojnie...

- Emmm, po co mi one? Myłam się dzisiaj a nie mam w zwyczaju stroić się na noc.

- Przecież się nie stroimy - Kim wzruszyła ramionkami, będąc w dobrym humoru - A sprawdzić jak się ma buźka, to przecież nic wielkiego?

- Aaa tak bo te czerwone robaki jasne. - pokiwała ze zrozumieniem azjatka, zupełnie zapomniała o tych robakach co po ugryzieniu wywoływały ropną wysypkę na drugi dzień - Nie wyglądasz jakby cię pogryzły, ale w sumie ja też wyglądałam normalnie przez pierwszy dzień, dopiero na drugi mnie wysypało tymi bąblami


Kimberlee spojrzała na nią zdziwiona, po czym przewróciła oczami, ale i jednocześnie się uśmiechnęła, podając lusterko Azjatce.

- Nie wiem o czym mówisz... - Wyciągnęła z zakamarków plecaczka szczotkę i mały flakon perfum.

Azjatka wzięła lusterko, ale obróciła je w palcach. Znowu poczuła się głupio. Znowu powiedziała za dużo. “Kretynka ze mnie. Niech ten dzień się skończy”. Czekała aż Kim skończy by oddać jej lusterko.


- W czym idziesz? - Spytała ją lekareczka, tym razem grzebiąc w zakamarkach namiotu za jakimś ubraniem?

- W czym idę gdzie? - spytała się zdziwiona azjatka.

- No… na ognisko? - Teraz to Kimberlee się zdziwiła.

Pilotka spojrzała na lekarkę ze strachem w oczach. - O nie, nie, nie, nie...dziękuję, ale nie. Zjadłam dzisiaj naprawdę duży posiłek i nie pomieszcze więcej. - Zaczęła ciut panikować i tłumaczyć się. “Nie, tylko nie każ mi tam iść”

- Ej no przestań, tak nie wypada! - Dziewczyna spojrzała na nią odrobinkę zmartwiona - Ja tam też dużo nie zjem, ale posiedzimy dla towarzystwa! - Dodała z wesołą miną, po czym… jednym wprawnym ruchem obu rąk ściągnęła swoją przykrótką koszulkę, świecąc prosto przed Haną nagimi piersiami. Następnie założyła na siebie sweter, bez stanika pod spodem, zostając jednak w tych wielce przykrótkich spodenkach…




- Będzie fajnie! - Dodała blondyneczka.

“Ja nie mogę ...czy oni wszyscy tacy są?!” Pomyślała Hana wpatrując się w ubierającą Kimberly. Hana zaczęła się zastanawiać jak się z tego wykręcić.

- Wolałabym, nie. Ten dzień był dla mnie naprawdę ciężki i czuje, że potrzebuję wypoczynku.

- No nie bądź taka... - Kim zrobiła do Hany słodką minkę - No chociaż na pół godziny, mi wtedy też będzie raźniej… no proszę, proszę, tak słodko proszę? - Uśmiechnęła się naaaaaaprawdę słodko.

Hana wpatrywała się w Kim, dziewczyna naprawdę wydawała się w porządku...ale Bear i Dot też na początku ‘wydawali się’ w porządku. “Nie, nie dam się kolejny raz wciągnąć w te ich gierki”, pomyślała paranoiczna cześć Azjatki, ostatnio nie odzywała się często ale czasem pomagała jej przeżyć, więc tym razem jej posłuchała.

-Nie i proszę nie nalegaj. - powiedziała trochę ostrzej niż zamierzała i od razu poczułam się podle, ale nie zamierzała się dać kolejny raz wciągnąć w ich gierki.

- Geeez no... - minimalnie obruszyła się lekareczka. - Nie zrozum mnie źle Hano… ja wiem, że możesz się tu czuć jak odludek, nawet wśród tylu ludzi, no ale nie jest fajnie znowu mieć się do kogo odezwać? - Sięgnęła po szczotkę i zaczęła czesać włosy. - Zjemy kiełbaski, posiedzimy chwilę, pogadamy, no najwyżej pół godziny. Trochę kultury, kobieto, nie wypada tak, jeszcze wiele osób z ekspedycji pewnie chciałoby cię poznać!


Hana przymrużyła oczy na komentarz Kim, miała dosyć. Powtórzyła wolno i wyraźnie.

- Ja. Nie. Idę. Na. Wasze. Ognisko. - Liczyła, że do blondyneczki w końcu coś dotrze bo jeszcze chwila a Hana nie wytrzyma, tego trzymania się w okowach spokoju i opanowania.

- Jejku, no jak tam chcesz! - Kimberlee pokazała jej język, po czym skończyła się czesać, i użyła flakoniku, odrobinkę się pryskając perfumem po szyi. Nagle rozejrzała się po namiocie.

- A gdzie twój plecak? Tak się upierasz, że nie, bo nie masz się w co ubrać? A zresztą… jakbyś chciała, to tu bierz co chcesz, nie krępuj się! - Uśmiechnęła się przelotnie lekareczka, dłonią zataczając po namiocie, w którym tu i tam walało się sporo ubrań.

- Nie dziękuję, poradzę sobie. - Ton wrócił do poprzedniego spokojnego zobojętnienia, ale Kim miała rację. Hana musiała odzyskać swój plecak, może... jak wszyscy będą na tym ognisku dziewczynie uda się go wynieść z namiotu botanik. O ile nikt jej nie zauważy…Przypomniała sobie rozstawienie obozu i wejścia i gdzie będzie ogniska…”Kuuuuurwaaaaaaa!”

- Pieprzyć to, jutro pójdę po plecak. - wymamrotała pod nosem.

- Hm? - Zerknęła na nią Kim, i chyba na szczęście nie dosłyszała co mówiła Azjatka, zajęta tymi swoimi przygotowaniami na tą ich.. niechybną orgię??

- Życzyłam ci dobrej zabawy - powiedziała Hana, tuszując swój wybuch frustracji.

- Szkoda, że nie idziesz... - Dziewczyna znowu pokręciła noskiem - No cóż, nie tylko ja będę zawiedziona. Ale przecież cię nie zmuszę… to trzymaj się! - powiedziała Kimberlee, wzruszając ramionkami i wygramoliła się w końcu z namiotu, zostawiając tam Hanę samą…


Azjatka w końcu odetchnęła, parę głębokich oddechów, nie spała, nie umiała wszystko co się stało dzisiejszego dnia, wróciło w podwójną siłą. Zwinęła się w kłębek i załkała. Nie pamiętała kiedy ostatni raz płakała, chyba w pierwszym miesiącu na wyspie, kiedy zaczęło do niej docierać, że nikt jej tutaj nie znajdzie.

Wpełzła do śpiwora i cicho wyrzucała płaczem wszystko, co ją spotkało tego dnia... oprócz porannego odjazdu. Ten był super.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-01-2019 o 09:03.
Obca jest offline  
Stary 12-01-2019, 18:22   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dorothy też wystroiła się na party przy ognisku. Swój czarny strój kąpielowy zastąpiła białą, ażurową bluzką i zieloną spódnicą z biegnącym po prawej stronie, przez całą jej długość rozporkiem, który nie do końca była zapięty. Bluzka miała spory, ale jeszcze w dobrym smaku, dekolt. Do tego, Dot, włożyła zdobną w perły kolię. W świetle ogniska trudno było określić czy pod bluzką miała bieliznę czy nie.
- Hej. - przywitała się radosna jak skowronek Dot i zajęła miejsce naprzeciwko “T”, z dala od geologa. Sama Cooke była ubrana mniej bojowo niż zwykle, choć i pistolet i karabin przy sobie miała. Mrugnęła do siadającej rudowłosej...
Peter, ubrany (mimo wielkiej fety) w strój niewiele się różniący od codziennego, przyszedł parę chwil później i zajął miejsce przy tym samym ognisku, przy którym zasiadły pozostałe 'cienie' zajmując miejsce między Dorothy a Bearem. Podobnie jak "T" nie przyszedł bez broni, chociaż sztucer zostawił w namiocie.

Honzo już po kilku chwilach pochwalił się znalezionym dzisiaj złotem…
- Piwo to się pewnie do tych kiełbasek nie znajdzie? - Dot zapytała ciut głośniej niż normalnie wymagałaby tego sytuacja, patrząc się gdzieś w dal, byleby tylko zignorować przechwałki geologa.
- Z alkoholu to nam chyba zostało tylko jeszcze kilka obwarowanych Whisky, i tyle, będzie probihi… probo… posucha no - odezwał się do Lie dosyć cicho “Bear”, mówiąc za plecami Petera.
- Mamy owoce, mamy sprzęt różnoraki, a fermentacja zapewne działa tu tak samo, jak w każdym innym zakątku Ziemi - spróbował go pocieszyć Peter.
- Umiesz pędzić? - spytał go czarnoskóry, unosząc w lekkim zdziwieniu brew.
Peter przez moment wpatrywał się w ogień.
- Niestety, bardziej teoretycznie niż w praktyce - przyznał. - Ale mamy fachowców z różnych dziedzin... - Spojrzał na Dot.
- Ale wiesz, że na to trzeba czasu? - odpowiedziała mu na chwilę przestając próbować precyzyjnie umieścić kiełbaskę na kiju i też na niego spojrzała.
- Indianie mieli na to jakiś sposób... - powiedział Peter. - Ale ta ich chicha paskudnie smakowała... - Skrzywił się na samo wspomnienie.
- Gorzelnie też. W miesiąc potrafią dostarczyć klientowi dziesięcio, a nawet dwudziestoletnią szkocką. - Ruda uznała, że jej potrawa jest już w optymalnym miejscu i umieściła patyk nad ogniem.
- Całe szczęście, że nie pijam ani takiej, ani takiej - zażartował Peter, po czym na swój patyk nadział dwie kiełbaski. Był nieco większy od Dot i miał większe potrzeby.
- Aha - skwitował wszystko krótko “Bear” do Petera. -To będzie posucha… - Dodał, po czym wbił wzrok w ognisko. Tak naprawdę jednak to jego wzrok błądził po całym ciele Kim, a w szczególności po tych długich, odkrytych nogach w króciutkich spodenkach… i po stopach. Bosych stopach z błękitnie pomalowanymi paznokciami, które blondyneczka wyciągnęła z klapków, po czym nieco ogrzewała sobie przy ognisku, od czasu do czasu poruszając paluszkami.

Sama Kim, spojrzała raz przelotnie na Petera, bez zwyczajowego uśmiechu...
- To ile to jest warte? - spytała dziewczyna obracając grudkę złota w dłoni.
- Byłby tak tysiączek - powiedział do niej Honzo, po czym mrugnął i dodał szeptem:
- Możesz zatrzymać.
Peter miał okazję zobaczyć, tak mniej więcej, ile stracił, zrażając do siebie lekarkę. I, jak na razie, niezbyt się tym przejął. Podobnie i tym, że geolog rozrzuca na prawo i lewo złoto, chwaląc się lub (być może) usiłując sobie kupić zainteresowanie Kim.
- To miłe trafić na miejsce, gdzie złoto leży, można by rzec, na ulicy, i wystarczy się po nie schylić - powiedział. - Może by warto, w wolnej chwili, się tam przejechać - dodał. - Ci, co jeszcze tego miejsca nie widzieli - sprecyzował, uświadomiwszy sobie, jaka byłaby reakcja Dot na propozycję przejażdżki w tamte strony.
- Tylko niech szybko tam się wybiorą, inaczej smród rozkładającego się truchła wielkiego gada skutecznie ich odstraszy - powiedziała beznamiętnym tonem Dot, wpatrując się w ogień.
Doug przyszedł do ogniska, nagi od pasa w górę i z obrzynem przy pasie.
- Grobowa atmosfera. Co zdechło? - zapytał mało finezyjnie i przysiadł się do nich.
- Twoje dobre wychowanie… szkoda, że nie przylazłeś w samych gaciach! - Łypnęła na niego okiem “T”.
- Bal u Rothschildów to to nie jest.- Dot zaczęła się śmiać przerzucając wzrok między jednym a drugim.
- Całe szczęście - rzucił Peter, obracając przypiekaną parkę kiełbasek na drugą stronę.
- Dżungla nie dba o dobre wychowanie. Ja też nie - mruknął jasnowłosy najemnik. - A zanim zaczniesz narzekać na ubrania innych, sama przestań się stroić jak ruski babochłop.
- Ruski babochłop to cię robił - odparła “T”.
- Żeś się wysiliła - ziewnął blondyn. - Nie chce mi się odpowiadać na tak słabą obelgę.
- To nie odpowiadaj? - wtrącił się… Larry, a w tym czasie Cooke podrapała się środkowym palcem dłoni po policzku, w kierunku “Sosny”, nawet na niego nie spoglądając.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-01-2019, 18:55   #120
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- O w mordę, kiełbaski… - Harry właśnie wyszedł z namiotu po solidnej drzemce i od razu wyczuł ten charakterystyczny zapach ogniska, który tak lubił. Podszedł do ogniska, a pierwsze co zrobił, przysiadł się do Bakera podając mu rękę. - Panie majorze, przepraszam za moje zachowanie. Zawsze jak mi ktoś grozi, za dużo gadam, zamiast uciekać. W Detroit straciłem przez to już trzy telefony i portfel
Major spojrzał na Frosta, na chwilę mrużąc oczy, i po momencie niepewności, podał mu rękę.
- Dobra, każdemu się zdarza... - powiedział głównodowodzący.

- Hej Majorze, klimat taki trochę do dupy, może tak ten, Whisky? - odezwał się nagle “Bear”, na co kilka osób się ożywiło, a właściwie to niemal cała ekspedycja zaczęła się wpatrywać w Bakera.
- Ale zdajecie sobie sprawę, że to będzie takie ostatnie posiedzenie? Więcej zapasów nie mamy - stwierdził Major.
- Lepiej raz, a dobrze - powiedział Peter. - Zostawmy odrobinę dla celów medycznych, a resztę zużyjmy zgodnie z przeznaczeniem - dokończył.
- Przeznaczenie mogłoby poczekać na lepszy wieczór - ocenił Sosnowsky.
- Komu okazja nie odpowiada, niech nie pije - stwierdził Peter, zastanawiając się, co się stało Sośnie. Najpierw jak głupi dogryza "T", teraz to...
- Prawie jak na konwencie Silver Ring Thing. - Dot rzuciła do Kim, chcąc skomentować zachowanie najemników i ich skłonność do wzajemnych uszczypliwości… co spotkało się jedynie z małym zdziwieniem, i minimalnym uśmiechem.
Peter spojrzał na Dorothy, ale darował sobie pytanie "Skąd wiesz?".

- Skoro chcecie, no to dobra, tylko potem mi nie marudzić, że już nie ma... - Major wstał z miejsca, po czym spojrzał w stronę sprzętu, przy którym się kręcił Woods.
- Kto mi pomoże? - spytał.
Doug wstał w końcu i wzruszył ramionami. Mógł pomóc, czemu nie… Rozejrzał się dookoła nieco zdziwiony, że Sarah jeszcze się nie zjawiła.

Dwie minutki później przyniesiono pięć flaszek Whisky i masę kubków, i zaczęła się spora zabawa z rozlewaniem po równo dla tylu osób… w końcu jednak sobie poradzono.
- To zdrówko! - Baker napił się małego łyka, i rozejrzał po zgromadzonych przy ogniskach - A gdzie Hana Heo, nie zaszczyci nas swoją obecnością? - Mężczyzna dodał tak głośno, by i Azjatka w namiocie usłyszała…
- Zdrówko! Zaraz...jaka Hana? Coś przespałem? - zdziwił się Harry. - Gdy sprawdzaliśmy pewne podejrzenia Honzo, to znaleźliśmy nie tylko złoto, ale i dziewczynę, którą się na tej wyspie rozbiła samolotem jakiś czas temu - odparł Peter.

Hana z namiotu nie mogła słyszeć co głośniejsze wątki rozmów mówione przy pierwszym ognisku i cześć głośniejszych rozmów z dalszego. Kiedy usłyszała pytanie pewnie po raz kolejny, tego dnia dostała, mikro zawału.
“Nie, nie, nie, nie, nie nie teraz nie! ” Trzepotało się w jej głowie, jednocześnie myśląc nad tym co zrobić. “Udam że śpie jak zabita! Kim to mówiłam, może potwierdzi i mnie zostawią.” Przekręciła się na plecy i starała się uspokoić z płaczem. “Tak to dobry plan, dalej wdech, wydech, wdech, wydech spokój i równowaga...”

 

Ostatnio edytowane przez Obca : 12-01-2019 o 19:16.
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172