Camden cieszył się z wygranego starcia, ale odczuwał też jego skutki, bowiem jeden ze szkieletów nieco go zahaczył. I to wystarczyło, by łucznik poczuł się znacznie słabszy.
Na szczęście udało się wysłać szkielety na wieczny odpoczynek. No i wtedy przemówiło Oko.
Nie da się ukryć, że wizja bogactw i władzy przemawiała do Camdena. To by było całkiem przyjemne mieć wielki dwór, służbę, piękną żonę i parę panienek do dyspozycji.
Problem jednak na tym polegał, iż Camden aż za dobrze pamiętał, co Oko uczyniło z tymi, co nie do końca lub wcale nie podporządkowali się jego władzy. A po co komu bogactwa, gdy jest się czyimś niewolnikiem?
Poza tym on już miał pełne kieszenie złota...
Problemem pewnym było to, co mówiła kapłanka - po śmierci Oka (gdyby oczywiście dało się je zatłuc) wszystko miał trafić szlag. Co więc było lepsze - być żywym i bogatym niewolnikiem, czy martwym bohaterem.
- A kij ci w oko - mruknął, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
A potem chwycił łuk i wystrzelił w stronę Oka.