Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 21:27   #207
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace wzruszył ramionami.
- Niewiele, na pewno zostałby na dłużej gdyby nie reakcja Sulima. - odpowiedział na tyle głośno, żeby kręcąca się przy obozowisku wiedźma go usłyszała. Był nieco zawiedziony, że pomimo faktu, że Słońce ledwo sięgnęło zenitu Laura zdecydowała dosiąść się do rozbijającego obóz Mikela, zamiast zmobilizować resztę do wymarszu. W Phaendar to uczucie towarzyszyło mu na codzień, gdzie w większości był ingnorowany, lub tolerowany, ale liczył, że wraz z opuszczeniem pieleszy, zostawi również to. Ze wszystkich obecnych wydawało się, że wiedźma będzie tą, która będzie w stanie go zrozumieć.

Wstał cicho, gdy reszta zajmowała się oporządzaniem się i zabierając swój plecak zniknął po cichu w lesie. Potrzebował dłuższej chwili dla siebie. Nawet nie sądził, że spotkanie z hobgoblinami tak go zmęczy i nie chodziło bynajmniej o zmęczenie fizyczne. Wręcz przeciwnie. Fizycznie czuł się całkiem dobrze. Przywykł już do chodzenia nieuczęszczanymi leśnymi duktami i nogi wcale nie prostestowały przeciw kolejnym godzinom wędrówki. To co go męczyło to pulsujący ból głowy w okolicach skroni i bezpośrednio za uszami, który nasilał się, to łagodniał, ale cały czas się tlił. Mimo to powietrze było niesamowicie czyste, trawy soczysto zielone, a w koronach drzew ptaki świergotały radośnie. Nie sposób było nieznaleźć ukojenia i harmonii w tym miejscu. Beleren odgonił kilka latających owadów jednak dopiero gdy trzeci raz wszedł w cieniutką, niemal niewidoczną pajęczął nić, zaklął siarczyście.

~To jednak nie jest taka sielanka jakby się mogło wydawać ~ pomyślał zdejmując po raz kolejny z twarzy resztki pajęczyny.

[media]https://www.metmuseum.org/toah/images/hb/hb_95.13.1.jpg[/media]

Jeśli mieli zostać tu na dłużej będą potrzebowali sporo drwa na opał. Jace znalazł miejsce jakie mijali niespełna kwadrans przed postojem, gdzie leżały przewrócone drzewa. Zatrzymał się i zdjął z pleców plecak, następnie otworzył go i wyjął toporek, koc oraz linę. Mając w drużynie druida, wolał nie ryzykować obrywaniem gałęzi z żadnego żyjącego drzewa, dlatego zajął się leżącymi martwymi drzewami. Gałęzie podzielił na trzy rodzaje. Małe i suche, które wrzucił na koc, malutkie i suche, które byłyby dobre na rozpałke - te chował do kieszeni, oraz grube długie konary, które musiał w pierwszej kolejności obrobić toporkiem, następnie związywał liną by łatwiej było zaciągnąć je z powrotem do obozu. Gdy skończył odłożył toporek do koca, który zwinąwszy szczelnie schował do torby przechowywania.
Wrócił do obozu po niespełna półgodzinie ciągnąc za sobą pięć powiązanych ponad trzymetrowych gałęzi. Zasapał się przy tym, bo nie raz gałęzie utknęły między drzewami i musiał je przeciskać, jednak w efekcie osiągnął swój cel - zajął swój umysł czymś innym niż natrętnymi myślami.
- Jeśli mamy tu zostać na dłużej, to przyda się coś do rozpalenia ognia - rzucił do pozostałych zdejmując plecak. Korzystając z toporka oczyścił ziemię usypując miejsce na ognisko, żeby ewentualnie rozprzestrzeniający się ogień nie zajął ściółki i lasu, a następnie ułożył małe ognisko z drobnych patyczków. Na sam koniec wyciągnął z kieszeni kawałki suchej kory brzozowej, które idealnie nadawały się na rozpałkę i umieścił w środku. Pozostało tylko rozpalić. Jace wyciągnął z plecaka krzesiwo. Czuł powracający ból w skroniach, jednak niewiele mógł z tym zrobić. Uklęknął próbując wykrzesać skry, które rozpaliłyby ognisko.

[media]https://cdn.solacore.net/upload/2017-12-10/ecdb43ce-c9ac-42c1-908b-124c55806bdf.gif[/media]

 
psionik jest offline