Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2019, 22:54   #47
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- O ile to niegroźny psikus to tak. Duran to dobry gospodarz. Wypada zapytać co to spowoduje. - Jandar zadał szczere pytanie. Jednocześnie przesunął się tak by barczysty Hassan zasłaniał go przed chwilowo niepożądanym wzrokiem.

- Roztropność ważna rzecz w waszym fachu - Mirt mrugnął do Jandara. - Grajcie! - Ryknął tęgo i skierował się w stronę stołu. Trzystrunny objął palcami gryf lutni i ostro uderzył po strunach. Durnan przetarł ścierką chropowate deski. Jego wargi nieznacznie ruszyły się na widok starego znajomego. To musiał być chyba uśmiech.
- Mirt! Ty tutaj? Jeśli spieszy ci się do Podgóry, to będę musiał przygotować drugi dźwig na twój kałdun.
- Durnan! Dźwig się co prawda przyda, ale nie mnie. - Zaśmiał się donośnie. - Muszę nabór przeprowadzić wśród ochotników. - Wskazał na was. - Piwa cały antałek weźmiemy, żeby dwa razy nie chodzić. Niezbędny będzie. Co do piwa możesz zaproponować, kochasiu?
- Zupa flisacka ci zawsze smakowała.
- Ta z muszelkami, rybkami i innymi smakowitymi śmieciami? Dobra! Daj do tego węgorzyki z czosnkiem w oliwie. Kopę raków. Marynowane strączki zielonej papryki też. A potem pieczeń jagnięcia z cebulą. A potem się zobaczy.
Brzęknęły złote monety.
- Nie prześladuje cię brak gotówki - zauważył oberżysta.
- Nigdy - uśmiechnął się Mirt. - A jak już o gotówce mowa, przyjmujesz wciąż zakłady? O Podgórze mówię.
Durnan obrzucił was badawczym, nieco lekceważącym spojrzeniem.
- Na amatorów zawsze.
- Na amatorów... Też mi coś. - Burknął z udawanym oburzeniem. Poklepał protekcjonalnie Jandara po plecach. - A na pijanych “amatorów”? Pijanych bardziej niż lekko? Ile takim dajesz?
Karczmarz parsknął i odpowiedział:
- Trzy długie piosnki niziołcze wytrzymają. Nie więcej.
- Bredzisz pan. Stawiam tysiąc, powtarzam, tysiąc smoków, że wystoją tam całą mszę. Jak w kościele Pana Poranka. Stoi, kochasiu?
Durnan bez wahania uścisnął wysuniętą rękę.
- Stoi, Mirt.
- Ha! Przetnijcie zakład i bierzemy się do roboty. Antałek czeka! - Mirt zwrócił się do was.

- Dajcie nam Panowie chwilę. - powiedział Jandar przecinając zakład.
- Panie Durnan, skoro mamy brać udział w szalonym zakładzie też chcemy coś postawić. Potrzebujemy chwili na naradę.

- Odważnie! Wszystko albo nic! - Wrzasnął rozweselony Mirt. Bonnie zaczęła napełniać kufle piwem z przyniesionego przez Durnana antałka. Mieliście dużo do wypicia przed zejściem do Podgóry. - Podzielimy się pół na pół moimi smokami - powiedział Stary Wilk i umoczył wąsy w piwnej pianie.

Jandar w moment pojął plan Mirta te mikstury musiały być odrutkami na alkohol… lub czymś podobnym. Pytanie Leshany czy Hassana czy w to wchodzą nie miały sensu. Znał ich naturę wyzwanie i walka. Nic lepszego nie mogło ich spotkać. Zabezpieczył
mikstury już wczesniej i powiedział do pozostałych.
- Na dole przegrana oznacza śmierć. Damy sobie jednak radę i zróbmy coś dodatkowego. Postawmy na siebie. Mamy pięćset smoków łupu i budynek. Martwym się nie przyda a jak wyjdziemy z tego cało będzie na inwestycje i dozbrojenie nas. Co powiecie?
Elfka wzruszyła ramionami. Miała ochotę na nieco bitki i jakieś zakłady nie były jej przy tym do niczego potrzebne. Pozostawiła jednak te decyzje reszcie drużyny.

Durnan zasłyszał przypadkiem pomysł Jandara, kiedy pomagał Bonnie przynosić do stołu liczne potrawy.
- Nie możecie założyć się o cudzą nieruchomość - wydedukował na podstawie obowiązującego prawa - ale pięćset smoków z chęcią przygarnę - wyciągnął grabę pewny siebie.

- Liczą się fakty. Nieruchomość jest nasza. Lord Renaer podaruje ją osobie wskazanej przez nas. Przez przypadek obecnie mojej siostrze. Mirt może zaświadczyć rozmawiał z nim. Równie dobrze jeśli przegramy możemy wskazać ciebie. Papiery nie są podpisane. Jesteśmy awanturnikami i pakujemy się w awanturę - zaśmiał się głośno. - Chcemy to zrobić z przytupem. Stawiam pięćset smoków i naszą ostatnią nagrodę. Nieruchomość wartą wraz z remontami nie mniej niż dziesięć razy tyle. Mam nadzieję, że odwaga amatora cię nie przestraszy. - Ostatnie słowa wypowiedział w żartobliwym tonie i przychylił pierwszy kufel piwa do dna. Odstawiając go z trzaskiem na blat.
Jandar liczył na wstawiennictwo Mirta, któremu tupet łotra powinien odpowiadać. Lichwiarz mógł po prostu określić się jako gwarant dotrzymania umowy i zaświadczyć o prawdziwości słów Jandara. Drow liczył też na dumę Durnana. Nie przyjąć wyższej stawki od amatora. To mogło godzić zarówno w ową dumę jak i co ważniejsze renomę!

- Wolę smoki - odpowiedział Durnan. - Rzućcie tyle ile jest warta ta wasza buda i miejmy to z głowy.

Jandar spojrzał wymownie na Mirta licząc na jakąś formę pomocy.

Między jednym a drugim mlaśnięciem nad talerzem zupy flisackiej Mirt powiedział:
- Ren mówił tylko, że się nadajecie. Nie siedzę wam w kieszeni. Ale wiem, że jedyna rzecz lepsza od błyszczącego smoka, to dwa złote smoki! - Zażartował. - Więc pokażcie forsę gospodarzowi i wskakujcie do studni! - Zaśmiał się.
Durnan podchwycił:
- Jak wskoczą to będzie w mieście pięć liczykrup mniej. Mirt, następnym razem przyjdź z prawdziwymi poszukiwaczami przygód. - Odpowiedział i odszedł od stołu zająć się innymi gośćmi.

Jandar potwierdził zakład na pięćset smoków z ostatniego łupu.
- Skoro wolicie panowie zostać przy mniejszych sumach. W pełni rozumiem. - odpowiedział i nie kontynuował tematu. Durnan odszedł a Jandar zaczął pić dalej. Osuszając kolejny kufel.

Mirt się zaśmiał.
- Zwykle zakłady tutaj idą o jakieś orzeszki. Pięć smoków, dziesięć. O naszym tysiaczku zaraz będzie huczało w całej sali. Będziecie mieli nielada publiczność! - Powiedział, choć sam sprawiał wrażenie osoby, na której tysiąc w tą czy w tamtą nie wywierał wielkiego wpływu. Podobnie Durnan. Forsa była mniej ważna od samego faktu zakładu ze starym kompanem... i niezdrowej obsesji na punkcie Podgóry, przy której mógłby czuwać dzień i noc przez kolejne sto lat niczym bezwolny golem.

- Są oznaczone i co w nich jest? - zapytał konspiracyjnym tonem.
Alia popatrzyła ze zgrozą na swoich niebardzo trzeźwych towarzyszy, po czym podparła na rękach czoło swojej załamanej głowy…
- Ha, głowa do góry, wiedźmo! - zarechotał wojownik - to tylko jakiś loszek.

- Wszystkie są takie same. „Dotyk paladyna”, lekarstwo na... nietrzeźwość. - Odpowiedział Mirt Jandarowi. - Ciii, bo Bonnie patrzy. Już Durnan dopilnuje, żebyście ledwo co chodzili zanim tam wejdziecie!

- Uznałem, że trzeba pójść tak wysoko jak tylko się da. - powiedział Jandar popijając drugie piwo. - Właściwą robotę chcesz omówić teraz czy po naszym przedstawieniu?

- Po. - Odpowiedział ze wzrokiem utkwionym w talerzu. Jedzenie znikało w ekspresowym tempie i w nieludzkich ilościach.


[MEDIA][/MEDIA]

Słyszeliście podniecone szepty przy stolikach i czuliście ciekawskie spojrzenia. Cembrowinę studni ciasno otoczyło kółko gapiów prowadzących własne zakłady. Ciężko było się przez nie przepchnąć łokciami, nawet będąc gwiazdą tego wieczoru. Meloon Wojenny Smok przekonywał jakąś gromadkę podobnych wam naturszczyków, że to najgłupszy i najmniej odpowiedzialny pomysł, o jakim tu słyszał, co okazało się tylko wstępem do długiego wykładu o doświadczeniu, przygotowaniu i ekwipunku idealnego zdobywcy Podgóry. Sceptyczne spojrzenie i lekceważące beknięcie Mirta były najlepszymi ocenami jakości przekazywanych informacji.
Byliście tak gotowi jak gotowy mogli być pijani awanturnicy zaciągnięci na spontaniczną przygodę. Kiedy Alia upewniła się za pomocą zmysłów nietoperza, że na dole nie czeka zasadzka, Durnan wśród wiwatów zaczął was opuszczać jednego po drugim w dół długiego tunelu, który niegdyś stanowił ściany wieży czarodzieja Halastera Czarnego Płaszcza. Najgorzej miał ten pierwszy, Hassan, gdyż musiał unikać rzygowin pozostałych, uderzających z wysoka o grubą warstwę piasku, jaka zalegała na kamiennej, nierównej posadzce dna, przykrywając jakieś porzucone przedmioty, jak żelazne kołki, pusty bukłak, a nawet męskie portki. Najciekawszym znaleziskiem była goblinia kukła krasnoludzkiej gawędziarki Raviski. Nikt nie kwapił się jej podnieść od czasu, gdy przypadkiem, zresztą z winy Anura, wylądowała w Podgórze.
Miejsce wydawało się być łatwe do obronienia, ponieważ jedynym wyjściem był tunel, początkowo prowadzący na południe i szybko skręcający na zachód. Na ścianach wisiało sześćdziesiąt powyginanych i pordzewiałych tarcz, stanowiących jakby kanwę do wymalowych krwistą barwą elfich run:

"NA KOŃCU LASU KOLUMN, SZALONY MAG CZEKA
CZARY ZZA MAGICZNEJ BRAMY NA SPLOT NAWLEKA"

Miecze Leilonu, co robicie?

Jandar w pierwszej kolejności rozdał wszystkim mikstury.
- Na zdrowie moi drodzy. Na drugą nóżkę - powiedział bełkotliwym tonem. Następnie planował się ukryć zaraz przy wyjściu i strzelić do każdego zagrożenia jakie dostrzeże.

Wręczyłeś każdemu po miksturze, schowałeś drewnianą szkatułkę Mirta do plecaka i zająłeś pozycję przy ścianie. Przygotowałeś łuk i nałożyłeś strzałę na luźną cięciwę.

Alia podniosła i schowała kukiełkę, po czym przyjrzała się krytycznie konsystencji oferowanej mikstury.

Wrzuciłaś kukłę goblina do plecaka. Mikstura wyglądała, pachniała i smakowała jak osławiony “Dotyk paladyna”.

Wiedźma również i fiolkę wsadziła do torby.
Następnie Alia uciszyła gestem podpite towarzystwo.
- Dajcie mi się skupić… - to powiedziawszy opętała Fatum i pofrunęła korytarzem.
Hassan uwolnił się z liny, schował podaną przez Jandara butelkę za pasek, podniósł wyżej zapaloną pochodnię, oglądając uważnie ściany i widząc czarującą Alię, poczekał aż wypuści chowańca w głąb korytarza, zamierzając powoli i ostrożnie podążać za magicznym stworzeniem
- Za mną - mruknął wojownik opukując od czasu do czasu tylcem glewii posadzkę korytarza.
Elfka bez słowa podążyła za wojownikiem. Trzymała się kilka kroków za nim trzymając w dłoni łuk. Przyglądała się korytarzowi nie ukrywając zainteresowania. Była ciekawa co też może ich spotkać w takim miejscu.
Jandar chwycił się za gardło.
- To trucizna. - położył dłoń na klatce piersiowej czując rozdzierający go ból. - Nie róbcie głupot błagam. Nie dajcie poznać Mirtowi, że wiemy - upadł na kolana. - Renaer zabierzcie… - Łotrzyka padł na ziemię i zaczął konać.

Ciałem umierającego Jandara targały przerażające konwulsje. Alia musiała przywołać wszystkie swoje umiejętności, aby odratować otrutego kompana. Talona już prawie go miała w swej łuskowatej garści, kiedy po zastosowaniu któregoś z rzędu specyfiku czarodziejki piana nagle przestała mu wyciekać z ust i zaczął w miarę spokojnie oddychać. Wyglądało na to, że będzie żyć. Czy ta przeklęta mikstura była zaplanowana przez Mirta jako element waszej próby? Czy zostaliście przez niego zdradziecko zwabieni w pułapkę? A może Stary Wilk nie miał pojęcia o zawartości mikstur, przygotowanych przez jakiegoś podstępnego, wrogiego alchemika?
Jakiś drobny przedmiot odbił się od głowy trzymającego pochodnię Hassana. Miedziak rzucony do studni na szczęście. Kolejne wpadały w rzygowiny lub piasek. Z góry dobiegały też niewyraźne, ale głośne zachęty waszych nowych, chwilowych wielbicieli.
Tymczasem ciekawski Figiel, który podczas waszej podróży na dno studni nie mógł przestać latać w górę i w dół ku uciesze karczemnej gawiedzi, nie zamierzał szybko wrócić do plecaka Leshany. Wypatrzył coś pomiędzy tarczami w kącie i zaczął drapać ścianę miniaturowymi pazurkami. Sprawdziliście to. W kamieniu był wywiercony niewielki otwór o średnicy kciuka. Zdębieliście, kiedy usłyszeliście za ścianą kroki. Miękkie i wycofujące się powoli w nadziei, że nie zostaną zauważone. Ktoś o was wiedział, was podsłuchiwał i możliwe, że zamierzał niebawem tą wiedzę wykorzystać w jakiś okrutny lub przebiegły sposób...
Rad’ghanuz chwiejnym krokiem podszedł do Figla. Zaczął zdejmować ze ściany stare, pordzewiałe tarcze. Jedna wyślizgnęła mu się z rąk, robiąc nie lada hałas. Sekretne przejście zaczęło wyraźnie odznaczać się na tle ściany, o którą podparł się pijany githyanki. Obmacując ścianę próbował znaleźć jakiś sposób na otworzenie ukrytych drzwi.
Miecze Leilonu, co robicie?!

Hassan zdziwił się, kiedy Rad’ghanuz zaczął bawić się drzwiami. Postanowił mu pomóc. Sekretne drzwi mogły kryć całkiem pokaźne skarby, lub inne, ciekawe do odwiedzenia miejsce.
Leshana wydobyła z plecaka jabłko i podała je smokowi.
- Dobrze spisałeś… wyczułeś może kto to był? - Pogładziła pokrytą łuskami głowę.

Kiedy Hassan i Rad’ghanuz głowili się nad otworzeniem sekretnych drzwi, pseudosmok przekazał Leshanie i innym budzący grozę obraz tego, którego zdążył zauważyć przez dziurkę w ścianie. Długie kły, blada cera i bujna fryzura na modłę waterdhaviańskich arystokratów sprzed kilku stuleci kojarzyły się tylko z jednym. Z wampirem. Nie zważając na niebezpieczeństwo Figiel zaczął pałaszować zielone jabłko.

Alia dopiero co zdążyła wyżąć rękawy z rzygowin półdrowa i otrzeć włosy z niestrawionej przez niego wieczerzy, a już musiała przetrawić nowe informacje.
Szybko posłała też Fatum na zwiad gdyż ostatnie czego potrzebowali, to pułapka z drugiej strony.
- Githyanki? No to niech Rad z nim pogada… Lepsze to niż prawdziwy wąpierz.
- Wąpierz? Co to jest wąpierz? - zainteresował się Hassan próbując wciąż podważyć jakoś sekretne drzwi. Wyciągnął nawet jeden z toporków zza pasa, próbując wcisnąć jego ostrze między ścianę, a tym, co wydawało się krawędzią drzwi.

Nietoperz Fatum zapiszczał posłusznie. Kierowany przez Alię zniknął za zakrętem. Leciał wysoko, tuż pod łukowatym sklepieniem, nie wspartym na żadnych kolumnach. W wykonanym z gładkiego kamienia korytarzu nawet ogr mógłby przejść bez garbienia się. Czarodziejka skręciła chowańcem w prawo i wleciała do długiej, kończącej się schodkami hali, której ściany pokryte były demonicznymi płaskorzeźbami ułożonymi w dantejskie sceny. Budzące lęk nazwy wyrytych w kamieniu czartów kojarzyłaś z lektury plugawych tomiszcz. Balor biorący zamach płonącym biczem. Barlgura prężąca ogromne muskuły niczym potworny, krwiożerczy goryl wyjęty z najgorszych koszmarów Chultańczyków. Przypominający komara chasme żywiący się krwią powalonego rumaka. Tuziny szarżujących dretchy. Psowate glabrezu przepoławiające rycerza ogromnymi szczypcami. Rozpędzony, podobny do szarżującego byka Goristro kruszący rogami mury zamku. Szponiaste żaby zwane hezrou. Wijący się, wężowy marilith o nagich piersiach perfekcyjnego kształtu. Świdrujące, każące oczy nalfeshnee i plątające się pod ich kopytami quasity. Wysokie i niemożliwie szczupłe demony cienia o korpusach wyrastających jakby znikąd. Vrocki siedzące niczym sępy w oczekiwaniu na padlinę. Kolumniaste yochlole uformowane z wodnistego mięsa.
Usłyszałaś zmysłami zwierzęcia stukot butów. Ktoś nadchodził. Było ich czterech. Krok był zdecydowany. Szli po was, nie było innej możliwości. Straciłaś kontakt z Fatum, kiedy jego żywot został zakończony przez jakiś ostry, szybko lecący przedmiot. Nie zdążyłaś dojrzeć oprawców. Musieli być przygotowani na sztuczkę z chowańcem-zwiadowcą.
Trud Hassana i Rad’ghanuza poszedł na marne. Sekretnych drzwi nie dało się otworzyć od tej strony bez odpowiedniej magii lub ciężkich narzędzi. Nie było żadnego przycisku, a zawiasy były po drugiej stronie. Githyanki porzucił ten pomysł, odciągnął nieprzytomnego Jandara w kąt i przygotował kuszę.
Miecze Leilonu, co robicie!?

To był ten moment w którym Alia pożałowała, że się sama nie urżnęła jak wor.
- Zaprawdę… lepszy już githyanki… - skwitowała referując pośpiesznie ochlejusom sytuacje.
Wiedźma wyszeptała gusło i podeszła do reszty w myśl zasady, że w kupie siła.
- Ejże, nie ma potrzeby się chować, pewnikiem możem sobie pomóc… - powiedziała z nadzieją ku drzwiom…

Zza ściany nikt nie odpowiedział. Nie słyszeliście też kroków waszych oprawców. Jeszcze byli daleko. Mieliście trochę czasu na przygotowanie się do walki.

Hassan stanął nieopodal sekretnych drzwi, gotów zaatakować każdego, kto chciałby się nimi przedostać do zajmowanego przez nich pomieszczenia. Pochodnię umieścił w jakiejś nierówności na ścianie pomieszczenia.
- O ile dobrze pamiętam mamy tu po prostu nieco wytrzymać, więc zamiast ładować się w kłopoty.. - Wskazała na sekretne drzwi. - Zabunkrujmy się gdzieś i zaczekajmy aż te przyjdą do nas… najlepiej w pobliżu liny.
- Mam złe przeczucia na ten temat… - powiedziała wiedźma spoglądając nerwowo na korytarz.

 
Lord Cluttermonkey jest offline