Galeb dołączył się do przeczesywania wioski. Osłaniał towarzysza i starał się od niego nie oddalać. Kuszę miał w pogotowiu... Na wypadek też jakby pojawił się jakiś zwierzak do odstrzału. - Har. Możemy iść do Kelgradu i tam ją przekroczyć, albo od razu i iść do Trulbenu przez wzgórza i lasy. Jeżeli to drugie to musimy powiększyć nasze zapasy. Może pozostały wędki albo sieć? Przeszukajmy wszystkie chałupy, a potem zajmiesz się naprawą łódki, a ja spróbuję coś złowić. Zabezpieczymy jedną z chat i przenocujemy w niej w miarę wygodnie, a jutro ruszymy dalej. Obojętnie jaką drogę wybierzemy, porządny posiłek z ryb nam się przyda.
- Tak mnie naszło, że wykute runy były świeże, jeszcze ich pogoda nie wygładziła. Kilka godzin. A kilka godzin wcześniej Leo wyjęła tamten złoty ćwiek i dała temu swojemu ptaszysku, które sobie odleciało. Cholera wie czy w tym pierwszym kamieniu nie było coś zaklęte... jakiś starożytny duch czy co innego? Może to ptaszysko nabrało jakiś zdolności i wie że Grunnenberg z resztą zdechną bez nas? - Galeb pokręcił głową - Bogowie jak to głupio brzmi. - Szczerze to gwizdałbym na ten status. Widzisz Barrudin, nie wiem czy zauważyłeś, ale jest mocno zczłeczały. Szczwany lis normalnie jakby gadać ze szlachcicem z Karaku. Krasnoludy z Meissen zaczęły do mnie przychodzić po rady i wymuszać na Starszym konsultacje ze mną w sprawach ich gminy. Z każdym kolejnym dniem po oblężeniu gapił się na mnie z taką miną, że nie zdziwiłoby mnie gdyby i mnie jakąś klątwą nie obłożył. Dlatego chętnie opuściłem z wami to miasto. Barrudin może być dupkiem żołędnym, jednak nie ogłosił Pięknego Gustava gaar bezpodstawnie.
- Myślę, że jedyne sensowne wyjście to teraz albo połączyć się z resztą i iść dalej jak wcześniej planowaliśmy i w górach zmusić Grunnenberga do posłuszeństwa... albo poprosić Bogów Przodków o osąd, a potem niczego nie udawać przed khazadzkimi autorytetami i wyłożyć wszystko od początku do końca odnośnie sytuacji. Im bardziej będziemy się pętlić i motać, tym bardziej będzie nas to dręczyć i plamić. |