Noraku

Dave przeciągnął się i ziewnął porządnie. Zapowiadał się raczej nudny dzień. Alice i kilka innych osób wybrało się na handel do miasta, robotnicy krzątali się w swojej robocie, a wyznaczeni wartownicy próbowali nie zasnąć. Nikt nie zwracał uwagi na krzątającego się po pociągu teksańczyka, no może poza tą jedną co spiorunowała go wzrokiem jak przeszkodził jej w tym ich warsztacie. Szefostwo również chyba nie miało dla niego żadnych zadań, rozkoszował się więc swobodą poczynań.
Nie znaczy to jednak, że się obijał. Obszedł dokładnie cały pierwszy skład pociągu, tak żeby również tutaj mógł poruszać się sprawnie nawet po ciemku. Będzie to musiał jeszcze parę razy powtórzyć.
Zagadywał współpracowników, wymieniał się opiniami i żartował z poprzedniej nocy. Tak naprawdę to szukał jednak rudej Lisicy. Nigdzie jej nie znalazł, najwyraźniej wyruszyła razem z Alice. Zaczynał żałować, że sam się na to nie zgodził. Miał tylko nadzieje, że wyruszyły z odpowiednią obstawą. Dwie takie ślicznotki z pewnością przyciągną uwagę nie jednego podrywacza. W takiej sytuacji przydałby się ktoś z chłodną głową, kto wytłumaczyłby im, że jak nie pohamują swoich kusiek to pewnie skończą w szpitalu. Uśmiechnął się na wizję Alice wykręcającej łapy brudasa, sięgającego trochę za daleko.
Wtedy usłyszał dziwny zgrzyt blachy na zewnątrz składu i klekotanie pazurów. Wyskoczył na zewnątrz zdziwiony, że wartownicy nie reagują. Brzmiało to jakby jakieś spore bydle przechadzało się po dachu. Będąc już na świeżym powietrzu, ściągnął kapelusz z głowy i podrapał się po niej.
- Ki czort? - skomentował obserwując olbrzymiego jaszczura.

 

__________________
you will never walk alone