Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2019, 19:05   #336
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- To była ona? - zapytał-stwierdził Fyodor umyślnie nie używając imienia Francisci.
- Skoro tam to równie dobrze możemy go przeszukać w następnej kolejności. Idę pierwszy. Nikt nie patrzy mu w oczy.
Po czym zmówił dwie krótkie modlitwy. Proszą Pana o ochronę dla nich wszystkich oraz o siłę woli dla niego.
Francisca pozostawała w cieniu oczekując na ruch mężczyzn oraz uważnie obserwując otoczenie domu. Anna stanęła obok Włoszki rozglądając się nerwowo po okolicy. Nie była pewna czy bardziej martwiła się o to, że z dziwnej mgły coś zaraz wyjdzie, czy o to, że Gerge jednak poszedł za nimi i będzie mogło mu się coś stać. Gniewosz stał obok Anny i Francisci. Nie spieszyło mu się do spotkania z wampirem, na którego polował Czerwony brat. Trypl i Sroka nie mieli tyle szczęścia i maszerowali krok za Fyodorem.

Zakonnik pewnie otworzył drzwi. Pomieszczenie było duszne, ale wydawało się spore. A za nim było kolejne. Do uszu mężczyzn dobiegł kobiecy głos:
- Nie należysz do tego miejsca. Nie oczekuj ode mnie pomocy.
- Odrzuciłem ich propozycje, żeby zachować neutralność, a ty mimo wszystko mi odmawiasz? Jak śmiesz! - Ten drugi głos był znany Fyodorowi. Poprzedniego wieczoru słodkim tonem opowiadał o bogactwie i wspólnym interesie. Byli na miejscu.
- Guze, okazałeś się idiotą idąc do Inkwizycji. A idioci nie żyją długo w naturze. Na mnie już czas. Bywaj!
- Nie zostawiaj mnie! Jak śmiesz!
Gdy inkwizytor stanął w progu kolejnego pomieszczenia ujrzał rannego wampira opierającego się o jedną z belek. Wpatrywał się w cień w rogu pomieszczenia.
Anna ruszyła za swymi towarzyszami, ściskając ukryty w rękawie nóż. Starała się pozostawać na uboczu by nie przeszkadzać mężczyznom w ewentualnej walce, a Francisca starając się wywołać jak najmniej hałasu weszła ostatnia i przylgnęła do ściany. Na dźwięk rozmów ruszyła ostrożnie w kierunku głosów. "Kobieta?" pomyślała. Niepokoiła ją ta mgła. Ostatnia, którą widziała była zwiastunem złego.

Fyodor zaklął… ten głos… kobieta. Spróbował sobie przypomnieć głos kusicielki ze snu, gdy w Mogilnie był pogrążony w nieprzytomności. Czy to ten sam głos? Nie… po chwili był pewien, że nie. Ten był wyższy. Nie był też tak przepełniony demoniczną mocą. Nie wróżyło to dobrze. Kolejny pionek na szachownicy po stronie innej niż Inkwizycji.
- Nie patrzcie mu w oczy - przypomniał pozostałym - w ogóle póki się da spoglądajcie na niego tylko kątem oka.
Reznov wszedł do środka pewnym krokiem, jakby wchodził do siebie. Gra ciała w pełni opowiadała “ja tu rozdaję karty”, ale w pozornej nonszalancji kryło się skupienie, a oczy dokładnie skanowały pomieszczenie szukając którędy nieznajoma kobieta mogła odejść, jednocześnie przyjmując możliwość, że mogła być demonem który uciekł przez cień. Nie dojrzał jej nigdzie. W zacienionej ścianie była dziura, lecz nie (większa niż pięść. Jeśli tamtędy uciekła, to musiałaby być nie większa od szczura. Fakt przejścia przez drzwi z cienia był równie prawdopodobny. W klasztorze słyszał też o strasznych przemianach jakich mogły dokonywać wampiry ze swoim ciałem. Kobieta mogła stać się cieniem i zaatakować znienacka. Fyodor postanowił więc nie czekać
- Masz jedną szansę. Jedną jedyną, by wyjaśnić teraz, ze wszelkimi szczegółami, co się dzieje w Płocku - głosu Fyodora nie przepełniał gniew, ani pogarda. Bardziej brzmiał jak uczciwa propozycja na targu. Pytanie brzmiało… czy obiektem targów jest życie Guzego, czy tylko forma śmierci - i to jest najłagodniejszy sposób w jaki dziś o to zapytam.
Guze mimo rany starał się z pełną nonszalancją przywitać gości. Rozłożył szeroko dłonie, jakby spotkanie odbyło się w eleganckiej komnacie, a nie starym portowym magazynie zapełnionym pajęczynami.
- Witam szlachetnych gości - jego głos był łagodny. Miły. Wręcz pociągający. Fyodor dojrzał jak jego towarzysze opuszczają broń. Choć unikali spojrzeń wampira, to stali się ofiarami jego majestatu. Czerwony Brat miał nadzieję, że będą na tyle rozważni, by raczej uciec niż obrócić się przeciw niemu. On sam dzięki łasce Pańskiej nie poczuł nic w stosunku do potwora.
- Skoro widzę cię tu Czerwony Bracie, to mój sługa zawiódł. Zapewne więc i mnie spotka koniec. Tak się składa, że Płock stał się miejscem rozgrywki między dwoma potężnymi siłami. A wy, tak jak i moja skromna osoba, przez swoje działania znaleźliście się między nimi. Wiedz Fyodorze Babicu Reznovie, że spotykamy się tu dziś, dlatego tylko, że odmówiłem posłuszeństwa każdej z tych potęg. Gdybym postąpił inaczej ukryliby mnie poza waszym zasięgiem. Jednak ja nie chcę obierać żadnej ze stron. Nie chcę brać udziału w wyniszczającej wojnie, gdyż nikt na tym nie skorzysta. A już na pewno nie ja. - Zakończył wampir.\

Jeszcze gdy w czasie słuchania Fyodor spojrzał kątem oka na Trypla i Srokę.
- I co ci to dało? - zapytał wampira - Sądzisz, że tych dwóch byłoby wyzwaniem dla Dohna. Dohn zginął na kolanach, nie próbując już nawet walczyć.
- Uwolnij ich, albo nasza rozmowa stanie się znacznie mniej przyjemna.
Zagroził poprawiając chwyt na połówce drzewca św. Maurycego, jednocześnie wyczekiwał… jeśli Guze dałby znak Tryplowi i Sroce do ataku, on sam też by zaatakował, a stojąc parę kroków z przodu.
- To tak nie działa. Nie mogę ich uwolnić - wampir wykonał niedbały ruch ręką jakby odprawiający zbędną już służbę.
- Idźcie, zobaczcie czy nie ma was nad rzeką.
Obaj mężczyźni skinęłi posłusznie głowami i ruszyli do wąskiego przejścia. W przedsionku Anna i Francisca ze zdziwieniem powitały mężczyzn. Ci jednak nie zwracając uwagi na kobiety i Gniewosza wyszli z budynku.

- Nic im nie będzie. Racz odłożyć broń. Jam również bezbronny - Guze położył rękę na brzuchu w geście, który dodawałby mu majestatu. Gdyby nie fakt, że okrwawiona i rozszarpana koszula przypominała o ranie zadanej przez Fyodora.
- Nic nie zyskasz na mej śmierci. Za to wypuszczając mnie z pewnością rozsierdzisz owe siły. One już spisały mnie na straty.
Guze zaczął wydawać się Francisce interesujący. Wsunęła się niespiesznie do pomieszczenia, gdy dwaj wojacy wyszli. Zaiste wampir posiadał wielką moc. Nie patrzyła mu w oczy, tak jak zalecił jej Fyodor, ale zastanawiała się co widział w nim jej mąż.
- Siły? - wyszeptała

- Wiele jeszcze osób zabrałeś? - rzekł wampir do Fyodora rzucając okiem na kobietę w stroju służki. Na moment zamknął oczy.
- Ten nieszczęśnik z nożem i jego towarzyszka też mogą wyjść z ukrycia.

Francisca czuła w głosie wampira coś pociągającego. Czuła, że bez wątpienia jest on istotną osobą w pomieszczeniu. Jednak potrafiła się kontrolować. Zły byt nie przejął władzy nad jej ciałem.

Anna z obawą odprowadziła mężczyzn wzrokiem. Nie mieli żadnej pewności, że ci rzeczywiście odeszli, że nie rzucą się na nich gdy ci skupią się na wampirze. Pozostała na swoim miejscu przysłuchując się rozmowie. Gerge regularnie powtarzał jej by nie wystawiała się na atak.
Gniewosz stanął bliżej zakonnicy poprawiajac chwyt na swoim nożu. Tymczasem Guze kontynuował:

- Wiecie, że na świecie są pewne moce, których wy, śmiertelni nie obejmiecie rozumem. Demony, upadłe anioły, dzieci Kaina. Czy też umarli, którzy nie zaznali spokoju. Przez wieki udało im się pozostawać w cieniu i zza kulis budować imperia.

Guze zaczął gestykulować. A Fyodor dojrzał krew na wzniesionej dłoni.
- Ale są też istoty tak pradawne, że pamiętają ziemię jeszcze z czasów Abrahama, czy Noego. I gdy jakaś taka siła budzi się ze snu, to nagle misternie budowana pajęczyna równowagi rozsypuje się. I są to siły, jakich nie pojmiecie swym ograniczonym umysłem.

Guze wpatrywał się w kobietę.

Franciscę pociągało w Wąpierzu nie tylko to, że emanował interesującą energią. Zdawało jej się, że była w stanie zrozumieć Johannesa. Podobało jej się dużo bardziej to że mówił. Dohn, który rzekomo był człowiekiem interesu, zachował się jak niedorośnięty wojak.
- Wiele rzeczy ludziom nie mieści się w głowie. Powiedziałeś, że siły są dwie... - obserwowała uważnie jego ciało nie podnosząc wzroku na twarz - przynajmniej w kwestii znajomości wąpierzy, Fyodor zdawał się mieć rację.

Fyodor wyskoczył wprzód…i mimo bólu w poranionych plecach wyprowadził celny cios. Improwizowana pałka, która jeszcze jakiś czas temu była świętym drzewcem włóczni uderzyła w dłoń wampira. Na moment rozbłysła z niej boska moc. Wyglądało to tak, jakby w ciemnym pomieszczeniu rozbłysł piorun.
- Au - powiedział Guze cofając rękę - jak śmiesz!

Oblicze wampira zmieniło się w mgnieniu oka. Twarz ze spokojnego szlachcica stała się twarzą bestii o przekrwionych oczach z calowymi kłami odsłoniętymi wprost na atakującego go Czerwonego Brata.

Widok był przerażający, jednak na Fyodorze nie zrobił żadnego wrażenia. Słysząc dziwne odgłosy Anna zajrzała ostrożnie do środka. Szybko skinęła na Gniewosza, dając mu znak by w razie czego pomógł Fyodorowi.I wtedy ujrzała tę istotę. Ranną. Atakowaną przez rozwścieczonego Inkwizytora. Istotę która potrzebowała pomocy. Nagle przez umysł Anny przelała się fala nienawiści wobec Czerwonego Brata. Najpierw torturował męża Francisci. Później załatwił sprawę Dohna. Zabił go? Jak można tak łamać Boskie przykazania? Czy to przystoi komukolwiek? Dlaczego ma się wiecznie chronić za płaszczem Czerwonych Braci? Jego prawa obowiązują tak samo, jak każdego. W oczach Pana wszak wszyscy jesteśmy równi. A ten tam szlachcic o orlim nosie i ciemnych włosach z pewnością nie zasługiwał na takie traktowanie.
- Fyodorze.. Może nie powinniśmy… - Anna zaczęła mówić nieśmiało gdy wyminął ją przywołany mężczyzna.

- Wasza miłość go zostawi i się odsunie - dobiegło zza pleców zakonnicy. Gniewosz się z nią zgadzał i maszerował z nożem w stronę Fyodora.

Fyodor nie zaszczycił spojrzeniem dłuższym niż mrugnięcie oka tego co się działo z tyłu. Walka już trwała. Ponowił atak, tym razem prosząc o łaskę bożą… nie była to myśl. Tych łask Pan nie zsyłał na werbalną (choćby wypowiedzianą w myślach) prośbę, ale sama wola ją wzywała.
Francisca jak przystało na damę pisnęła, gdy Fyodor zaczął atak. Miała na tyle rozsądku by bać się tej istoty, ale też wąpierz ją fascynował. No i mówił coś sensownego, co mogło posunąć ich poszukiwania do przodu. Tymczasem Czerwony Brat postanowił zabić kolejnego świadka potężnych mocy wzrastających w Płocku.
- Przestańcie się ruszać - wrzasnęła patrząc na Fyodora - Wszyscy! Zachowujecie się jak uliczne barachło. Chłopcy z kijkami.
- Jesteśmy twoją ostatnią szansą
- kątem oka patrzyła na Gniewosza, ale zwracała się do Guzego - Twoje sztuczki na nic się zdadzą w obliczu tych sił. Nie próbuj ich na nas.

Gniewosz przypuścił szturm ze wzniesionym nożem w stronę Fyodora. Jednak Anna uspokoiła go delikatnym muśnięciem palców. Sztylet opadł, a sługa kanonika patrzył zaskoczony na zakonnicę.

Annie serce wciskało się do gardła gdy widziała Fyodora wyprowadzającego atak przeciw bezbronnemu Guze.

Sam Guze zaś rozłożył dłonie na boki. Nie miał szans w starciu z inkwizytorem i wiedział o tym. Zdawać się mogło, że cała swą obronę oparł o swoje ghule, które zostały wymordowane przez Fyodora i Waltera

Połówka drzewca św. Maurycego zalśniła mocą i już pędziła by zadać uderzenie zdolne urwać wampirowi kończynę, albo głowę… ale Fyodor zatrzymał ją przy jego boku i podprowadził pod jego brodę, zadowolony z reakcji wampira.
- Nie rozumiesz kilku faktów. Fakt pierwszy: Nie jesteśmy równi w tej rozmowie. Twoja śmierć jest dla nas wartością sama w sobie, więc jedynym sposobem abyś przeżył jest wykupić to życie. Twoją walutą jest informacja. Im bogatsi w nią będziemy wychodząc z tej chatki tym większa szansa, że nie zostawimy w niej popiołów wampira.
Fakt drugi. Kaldun’skaya Magiya. Wiem o tym, że taka istnieje, wiem pewne szczegóły o tym jak ona działa i nie mam zamiaru ryzykować byś mi tu wezwał jakieś plugawe tornado ze krwi i tundrowych wichrów, więc jak kolejnym razem wykonasz jakieś ruchy w których uznam, że mogłyby się skryć gesty plugawej magii utracisz kończynę bym nie musiał się więcej o to martwić.
Fakt trzeci. Teraz zostają ci dwie opcje. Albo porzucasz tę fałszywą postawę i sztuczną pewność siebie i zaczynasz mówić. A jeśli twoim kolejnym zdaniem nie będzie wyjaśnienie nam czym są te dwie siły i kim był ten kobiecy głos który tu słyszeliśmy przed wejściem to będę cię lał. Lał tak długo aż nie starczy ci już krwi by zachować przytomność, a gdy ją odzyskasz, będziesz zakuty w trzydzieści kilo łańcuchów, w beczce, z kneblem wepchniętym na łokieć w twoje gardło i opaską na oczach w najgłębszych piwnicach katedry Płockiej i wtedy ja z tobą będę rozmawiał. Długo i dogłębnie póki mi wszystkiego nie opowiesz co chcę wiedzieć, a na końcu, już w akcie łaski, pozwolę ci zobaczyć świt. Więc jak będzie?
I dobrze ci radzę… przemyśl najbliższe słowa z najgłębszą uwagą.

Wampir popatrzył po zebranych. Daleko mu było do dzikich zwierząt, za jakie niektórzy biorą wampiry. Opadł na podłogę opierając się w rogu pomieszczenia. Nie miał dokąd uciec. Był zrezygnowany. Podciągnął wyżej kolana i położył na nich nadgarstki. Na koniec splótł ręce zdobione pierścieniami.
- Nazywam się Dirk von Guze. Mam czterysta sześciesiat sześć wiosen. Nie znam magii Kołdunów, ani nawet żadnego Kołduna - po ostatnich słowach chwilę się zastanowił i pomachał przecząco głową - wybacz, znam. Prosiłem go nawet o pomoc w waszej sprawie, jednak żądał ode mnie lojalności. Odmówiłem i rozstaliśmy się. Później szukałem pomocy u demona zwanego Rokitą. On również żądał mej lojalności. I również jemu odmówiłem. Ostatnia, którą wezwałem na pomoc była Benezia. To ją musieliście słyszeć. Ona podobnie jak ja chce zachować neutralność. I odmówiła mi pomocy.
Patrzył w górę na stojącego Fyodora niczym zbity pies i oczekiwał informacji, czy jego odpowiedzi spełniają oczekiwania Czerwonego Brata

Anna była przerażona w jak perfidny sposób szlachetny wampir został potraktowany. Serce jej się kroiło, gdyż Fyodor zdawał się złem wcielonym, które wymusza na niewinnym zeznania. Czy taka ma być inkwizycja pod jej dowództwem?

Gniewosz nerwowo przestępował z nogi na nogę.

Francisca bardzo uważnie odrzuciła wzrokiem wszystkich w pomieszczeniu. Wszystkich poza wampirem. Jego twarzy dała spokój.
- To nie wszyscy, prawda? Nie byliśmy dla Ciebie zagrożeniem. Mogłeś zrobić wiele rzeczy, ale skończyłeś w rybackim magazynie. Boisz się jeszcze czegoś, dlatego chciałeś pertraktować, czyż nie? - Wenecjanka zastanawiała się, czy von Guze wyłapie w ich głosach obietnicę uratowania swojego życia. Wampir liczący na łaskę Inkwizycji. Nadchodziły ciężkie czasy.

- Nie. To nie wszyscy. Płock od wieków przyciąga różne istoty. Niestety wśród nich znajdziecie też dziką furię natury manifestującą się w postaci wilkołaków. Owszem, może uważacie mnie za zagrożenie - chciał w niewinny sposób rozłożyć dłonie na boki, ale gdy natrafił na spojrzenie Fyodora to natychmiast złożył je z powrotem. - Ja siedzę tutaj i wykrwawiam się, a tam, w lesie biegają bestie, które mają po trzy i pół metra, a ich szpony rozrywają stalowe zbroje z łatwością, z jaką dziecko łamie gałązki. Także tak. Są inni.

- I na nie przyjdzie czas - odpowiedział Fyodor rozluźniając się odrobinę od kiedy wampir grzecznie siedział na ziemi - Szczegóły. Nie piszemy dziennika by pamiętać z kim dzieliliśmy Płock. Chcemy ich wyłapać i pozbyć się. Na razie usłyszałem dwa warte uwagi słowa. “Kałdun” i “Rokita”. Może “Benezja” też jest coś warta. Zakładając, że ktoś kiedyś ją spotkał i spisał to w księdze do której uda nam się dotrzeć. Kim oni są? Co potrafią? Jak ich znaleźć? Jak ich rozpoznać i zgładzić? Kim są ci inni. Pełna lista. I w kontekście każdego te same pytania co wcześniej. To są odpowiedzi które są coś warte. Z tym co dotąd nam dałeś… praktycznie nie możemy nic zrobić.

- Rzekłeś, że słyszałeś o kołduńskiej magii. Tedy wiesz, że słuchają ich żywioły. Wszystkie żywioły. Nosi ich wiatr, osłania woda, a w walce z tobą rozstąpi sie pod tobą ziemia, żeby mógł spopielić cię ogień.
Wampir wpatrywał się w ścianę.Ten, z którym się spotkał musiał zrobić na nim wrażenie. I to nie byle jakie wrażenie.
- Rokita to demon. Rogi. Futro. Jak to demony. Powiadaja, że słuchają go zwierzęta. Że gdzie szczura zobaczysz, tam uszy jego. Zranić go nie można, bo ciało jego z mgły.

Gdzieś pod ścianą coś pisnęło i szybko zniknęło w szparze między deskami.

- Benezja zaś wierzy w stary porządek świata. Wierzy, że stare musi ustąpić nowemu. Wierzy, że w zniszczeniu jest siła twórcza. I potrafi niszczyć.
- Rokita i Kołdun są w stanie wojny ze sobą. I choć to szalone, każdy z nich myśli o sojuszu z wilkołakami, żeby zmiażdżyć drugiego.

Dirk spojrzał na Fyodora i patrzył mu głęboko w oczy czekając na ocenę swoich informacji.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 10-01-2019 o 19:27.
druidh jest offline