Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2018, 13:08   #331
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Płock. Dom Helmuta Dohna.

Czas biegł nieubłaganie. Nad miastem przestało padać. Na zachodzie słońce już dotykało koron drzew. Zostały im ostatnie minuty na wytropienie Guze’a.

Nad inkwizytorami zawisła seria nieszczęść, które śmiało można było przyrównać do plag egipskich.

Francisca Rembertini wiedziona swą damską ciekawością postanowiła przebadać i przesłuchać Ghula. W końcu pił krew wampira jak jej małżonek. Ranny nie wyglądał ani na nadczłowieka, ani w ogóle na kogoś kto miał się cieszyć długim życiem i zdrowiem. Śmierdział rybami. Buty miał umazane wszechobecnym błotem. Na kubraku miał jeszcze krew, jednak nie był ranny w okolicy brzucha. Czyżby krew Waltera z wczorajszej walki? Nie było mu zaznać kąpieli, czy choćby zmienić ubrania. Francisca rozpoczęła dokładne przeszukanie. W cholewie lewego buta była pochwa na sztylet. Jakże zacnie skryta z pewnością to ona przysłużyła się do ranienia paladyna.

Nadgarstek był siny. Nie było na nim śladów po ugryzieniu, ale nie wyglądał też jak naturalny siniak. Czy wampiry piły z ghuli? Czy tylko ghule z wampirów?

Ciało nosiło kilka blizn. Zaskakująco mało jak na profesję jaką wykonywał. W końcu inkwizytorka przystąpiła do próby rozbudzenia. W piwnicy w świetle pochodni potrząsnęła ciałem. Szturchnęła. Uderzyła raz, drugi.

I wtedy otworzyła się rana. Rana, która była przypalona przez Annę i pozostawiona. Szyja była kłopotliwym miejscem. Zbyt głębokie przypalenie mogło zaowocować odcięciem dopływu powietrza. Zbyt płytkie mogło doprowadzić do otwarcia rany.

Anna przypaliła ranę wręcz idealnie. Sługa Guze’a mógł z nią żyć jeszcze długie lata. Jednak Zakonnica nie przewidziała, że po zamknięciu go w obroży ktoś będzie próbował go szarpać. I tym sposobem stalowa obroża przytwierdzona do łańcucha rozdarła ranę na powrót.

Francisca usłyszała bulgotanie i charczenie. Po wszystkim wyszła na zewnątrz brudząc suknię w błocie, żeby zakryć plamy krwi. Ruszyła rozpytywać gawiedź o swego “męża”.

Fyodor już opracował sobie cały plan działania. Wiedział jak uderzyć szybko i sprawnie. Wiedział co mu jest potrzebnie. Mieli pochodnie. Mieli konie. Choć określanie tym mianem trzech chudych szkap było ewidentnym eufemizmem. Ponieważ nie mieli dlań siodeł, jazda nie należała do wygodnych. Wrócił jeszcze do domu Dohna odebrać to, co mieli dla niego mieć ludzie kanonika. Jakież było jego zaskoczenie, gdy jeden kawałek włóczni podał mu Trypl, a drugi Sroka. Mieli ze sobą również kamień, z którego wybili młotem kawałek drewna. Stary drąg nie wytrzymał. Tak jak kiedyś ostrze odłamano od drzewca, tak teraz drzewiec przełamano na dwa. Oczy Fyodora otwarte do granic możliwości nie były w stanie pojąć tego zjawiska.

Sroka w końcu odezwał się:
- Panie, Mistrzu, Wasza ekscelencjo… teraz dzięki łasce Pańskiej macie po dwakroć tyle oręża do walki ze złym, co wcześniej.

Drzewiec nadal emanował świętością. Jednak jakby przytłumioną. Inkwizytor już wiedział, że zlecając misję wydobycia bezcennego artefaktu z kamienia kanonikowym popychadłom popełnił błąd. Niewybaczalny błąd.

Zabrał obydwa kawałki laski. Miał znaleźć wampira. Zabić go. Tymczasem zniszczono jego broń.

Anna rozmyślała o poczynaniach Francisci. Dziewczyna była zagadką. I wtedy zza jednego z drewnianych domów wyszedł Leszek. Leszek był jednym z młodszych Dominikanów. Pomagał w tak absorbujących pracach jak zamiatanie krużganków. Był młodszy od Anny. Teraz zmierzał do nich szybkim krokiem. Na tyle szybkim, że gdy stanął przed zakonnicą był zdyszany.

- Siostro - w jego spojrzeniu była wyższość, z jaką zakonnicy zwykli odnosić się do zakonnic. I fakt, że był niższy i młodszy od Anny wcale mu w tym nie przeszkadzał - przybył człowiek Biskupa. Pragnie aby inkwizytorzy stawili się u niego natychmiast. Wyraził głębokie ubolewanie, w kwestii tego, że nikt nie spotkał się z nim, żeby omówić sprawy Mogilna, a teraz jeszcze doszły go wieści, że Czerwony Brat jaki z wami podróżuje dokonał morderstwa w biały dzień na szanowanym obywatelu. Żąda natychmiastowych wyjaśnień. Wezwał w tym celu Waltera Weismutha, ale on nie może chodzić. Tedy upraszam Was, żebyście natychmiast się do niego udali.

Gerge zakaszlał ciężko wsparty na ramieniu Gniewosza. Zanim Anna zdążyła cokolwiek powiedzieć on się odezwał:
- Bracie - wzrok Inkwizytora mówił, że słowo to oznacza dla niego tyle co “podły robaku” - raczysz mnie zabrać do klasztoru. Tam wyłuszczę wysłannikowi biskupa dlaczego zamiast odwiedzać go na winie ruszyliśmy w pogoń za wampirem żerującym na Płockich niewiastach. - Mówił po łacinie, używając oficjalnych słów i formalnej składni. Ale jego wzrok i ton nie niosły szacunku. Gerge wiedział, że Gunter siedzi sobie za swoim suto zastawionym stołem podczas gdy oni narażają życie.
- Anno, Gniewosz pójdzie z wami. On umie trzymać miecz. A ja wrócę do Waltera.

Fyodor konno ruszył w stronę portu rzecznego. Słońce schowało się za horyzontem, a w wodzie rzeki odbijała się czerwona łuna jaką pozostawiło. W drodze minął Franciskę, która zahaczała coraz to nowych przechodniów. Jedna osoba rozpoznała w ghulu człowieka, który szukał pomocy zbrojnych i oferował gotówkę. Jednak nie znalazł. Ludzie w Płocku stronili od wojaczki. Zwłaszcza gdy ktoś zza granicy próbował władować ich w swoje problemy.

Port.

Po zmroku w porcie zaczęła zbierać się mgła. Anna w drodze miała problem ze skupieniem myśli. Krwawa rzeka z pierwszej wizji. Ranny Gerge. Mgła bliźniaczo podobna do tej w jaką zmienił się dziwaczny demon. Wokół było zbyt wiele różnych rzeczy, które zapowiadało, że stanie się coś złego.

Port był praktycznie pozbawiony ludzi. Zachód słońca dyktował rytm. Ludzie kończyli połowy. Skończyli handel. Skończyli rozładunek. Rozchodzili się do domów. Franicisca zatrzymała kolejnego mężczyznę. Zaczęła wypytywać. Właśnie w tym czasie jej “mąż” wyzionął ducha na podłodze piwnicy z winem. Niejasno w jej umyśle majaczyło wspomnienie krzyża na jego szyi. Choć był Chrześcijaninem to służył złu. A ona pozbawiła go życia w słusznej sprawie. Niby nie chciała… a jednak nie wezwała żadnej pomocy. Jej twarz spochmurniała gdy zdała sobie sprawę, że Pan mógł pokarać ją klątwą, za tak haniebny postępek. Poczuła jak łaska Pańska od niej odpływa. Zatrzęsła się. Nie rozumiała dlaczego. Przecież zrobiła dobrze. Tymczasem osobnik imieniem Jaryło, który mógłby być dziadkiem Francisci opowiadał cóż widział.

Jej “mąż” wychodził z małego budynku służącego za magazyn. Wskazał nawet budynek. “Mąż” był podejrzany, bo rozglądał się czy czasem ktoś go nie śledzi. A to zwróciło uwagę dziadka Jaryły. Sam Jaryło nie dał się zauważyć, gdyż leżał pod łódką rybacką udając, że pracuje przy rozładunku. Tak naprawdę chciał mieć spokój od męczącej go w domu baby. Dzięki tym skomplikowanym relacjom damsko-męskim Francisca miała trop.

Fyodor szukał karczmy portowej. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że cały port to ledwie sześć zabudowań, pomost i wydzielona przestrzeń na targ rybny. Postanowił przeczesać budynek po budynku w towarzystwie ludzi kanonika. Po drugim pustym budynku pełnym sieci, haków, wioseł i materiałów do naprawy łodzi zauważył, że do portu zaszła również Anna w towarzystwie Gniewosza. Stali teraz w piątkę. W świetle pochodni trzymanych przez każdego z mężczyzn. Mieli postanowić co dalej.

Nieopodal Francisca uzbrojona w bezcenną wiedzę obserwowała ich. Jej postać skrywała mgła i cień zabudowań.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 22-11-2018, 14:47   #332
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Spowity w cień, mgłę i wyrzuty sumienia kształt podziękował gorąco za pomoc, a jakiś czas potem, gdy grupa Inkwizytorów zebrała się w świetle pochodni podszedł do nich i wskazał szybkim ruchem jeden z budynków.
- Tam - wychrypiał nienaturalnie, jakby miał gardło ściśnięte gwałtownymi emocjami. Następnie oddalił się poza zasięg pochodni. W rękach ściskał sztylet, a marzył jedynie o odpoczynku, gorącej kąpieli i spowiedzi.


Jeszcze chwilę temu targała nią wściekłość na cały świat, która pchała ją do przodu bez oglądania się za siebie. Była zmęczona ciągłym zagrożeniem z każdej strony tak bardzo, że zaczęła deptać wszystko to co było dla niej najważniejsze. Straciła zaufanie i stała się ślepa, choć to ona właśnie miała być oczami. Oczami Inkwizycji. Padła na kolana w mroku jednej ze ścian i wyszeptała słowa pokuty, a potem przygryzła mocno wargi i zmusiła się do kolejnego wysiłku. Wróciła do obserwacji otoczenia magazynu pozostając poza zasięgiem światła. ‘Gdzie jest mój krzyż?’ krzyczała w myślach, ale wiedziała, że to nie przedmioty są źródłem zła lub dobra, ale myśli i czyny tych, którzy je posiadają.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 02-12-2018, 21:29   #333
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Praca wspólna z Icariusem

Przed snem w gabinecie Sisto Eberhard zaprosił do niego Bogumysła. Mistrz Inkwizycji wciąż wyglądał na osłabionego. Wróciło mu ich jednak wystarczająco wiele by przeprowadzić rozmowę z bratem Bogumysłem. Ten wszedł do pokoju i z należytym szacunkiem przystanął i skinął głową.
- Mam ci bracie do przekazania wiele informacji. Chciałbym, żebyśmy wspólnie również uporządkowali naszą wiedzę. Gdyby kiedykolwiek coś mi się stało. Nie wahaj się użyć tej wiedzy i przekazać ją Inkwizytorom w Płocku wedle własnego sumienia i uznania. Do tego czasu będzie cię obowiązywać tajemnica. Nie jestem pewien komu możemy ufać. Pierwszą rzeczą jest natura naszych towarzyszy. Musisz wiedzieć bracie dwie rzeczy. Pierwsza to brat Witold. Został wybrany przez istotę być może boskiego pochodzenia na swojego towarzysza. Witold jest dla niego kimś w rodzaju skupiska mocy, katalizatora. Nie wiem jakiej formy powinienem użyć bo to ekstremalnie rzadka sytuacja. Przyglądałem się od dłuższego czasu Witoldowi i istocie która podaje się za archanioła. Nie wyczułem i nie zobaczyłem w niej zła. Przeciwnie wszystko wskazuje, że to istota dobra i szlachetna. Towarzysząca bratu Witoldowi od dawna i stojąca za jego sukcesami. Archanioł tak go nazwijmy pomógł mi choć nie musiał. Tam w świecie duchów - zawiesił głos gdy wracały do niego obrazy - ognisty miecz należał do niego. Brzmi to może jak bajka w ustach Mistrza Inkwizycji lecz na krawędzi tego co nieznane musisz uznać to za fakty.

Bogumysł, choć zachował niewzruszoną minę, naprawdę po raz pierwszy zwątpił i rozważał poczytalność brata Eberharda. Jak każdy wierzył w istnienie niebiańskich istot, ale na tym raptownie kończyła się jego wiedza.

- Kolejną sprawą są słudzy ciemności na tej ziemi. Sisto zbłądził, brak przewodnika i być może pewne zawirowania w jego umyśle pchnęły go do zbrodni. Był jednak człowiekiem i nic nie wskazuje na to by był opętany. Kościół został oczyszczony reszta w rękach mieszkańców Broku. Zabierzemy ze sobą zielarkę i zostawimy ich własnemu losowi. Przed nami bowiem przeciwności gorsze. Wszystko wskazuje na to, że w Płocku i okolicy zagnieździły się wampiry. To wbrew pozorom nic nadzwyczajnego. Wielu pośród sług ciemności żyje wśród nas w każdym większym skupisku ludzi. Walka sług Bożych z nimi jest niczym walka dobra i zła. Równie pradawna i równie długa. To co wyjątkowe w Płocku to obecność bardzo potężnego pośród ich rodzaju. Kogoś kto potrafi wystraszyć swą obecnością grupę wilkołaków. Trzeba ci natomiast wiedzieć bracie, że pojedynczego wilkołaka boi się pojedynczy wampir. Ten osobnik musi być starożytny i zapewne nie jedyny w tej okolicy. Obie grupy, gatunki plugastw są natomiast zaprzysiężonymi wrogami. Mamy zatem sytuację gdzie sług bożych jest garstka. Wrogów zaś “legion”. To zmusi nas do sprytu i uważnych decyzji. Nie wolno nam się rozdzielać czy działać w pojedynkę. Nikt z nas nie sprosta w pojedynkę tym istotom. Nawet jednak wtedy, nawet jeśli połączymy się z braćmi i siostrami w Płocku. Jest nas za mało by wyeliminować wszystkie zagrożenia. - Eberhard na chwilę zatrzymał swój monolog by pozwolić Bogumysłowi przyswoić wiedzę i wypowiedzieć własne myśli.

Rozmówca doktora odetchnął głęboko.
- Staram się pojąć i zapamiętać co mówisz bracie. Bądź jednak uprzejmym i dbaj, by nic ci się nie stało bo za nic nie zdołam tej wiedzy nikomu przekazać - wyrzucił z siebie Bogumysł i zamilkł.
- Dbaj o siebie tym bardziej, że nikt z nas nie podejmie lepiej ważkich decyzji niż ty, bracie. Rankiem ruszymy w leśny gąszcz i chciałbym mieć tam cię przy moim boku.
-A ja ciebie bracie. Chce ci jednak zaznaczyć, że mam zamiar skorzystać z pomocy wilkołaków w walce z wampirami. Jeśli zamiast krwii niewinnych czy wiernych braci mogę użyć innych narzędzi jakie Bóg postawił na mojej drodze mam zamiar z tego skorzystać. Wiem, że temat jest… trudny do opanowanie umysłem i dogłębnego zrozumienia. Zadbaj o to by nikt nie przeszkadzał i nie siał fermentu. Dla naszych rycerzy to może być za dużo. Dla nich sprawa jest prosta. Potworowi trzeba uciąć głowę. Ani nie utrzymają przeciw nim pola, ani nie poprowadzą sprawy odpowiednio. Trzymaj dyscyplinę bracie. Nic bez rozkazu a unikniemy niepotrzebnych ofiar.

Bogumysł skierował się ku drzwiom.
- Dobranoc zatem. Odpocznij, ja będę trzymał wartę.
 
Avitto jest offline  
Stary 05-12-2018, 11:44   #334
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Klara
Klara długo nie mogła zasnąć. Jej ciało nie funkcjonowało jak innych ludzi. Dzień nie różnił się od nocy, gdy ktoś całe niemal życie spędził w ciemności. Otrzymała miejsce w izbie gościnnej. Witold zaś spał w stajni. Całe miasteczko przeżyło tragedię. Tragedię wywołaną nadinterpretacją poglądów, za które i tak zabijano. Sisto… kapłan nie umiejący czytać… kapłan, nie będący kapłanem. Żyjący w przeświadczeniu, że czyni dobrze. Zplugawił kościół i sprowadził szereg nieszczęść na tę małą społeczność. A najbardziej zatrważający w tym wszystkim był fakt, że żadna nadprzyrodzona siła nie brała w tym udziału.

Do tego Olcha. Młoda dziewczyna doprowadzona przez własnego męża do takiej rozpaczy, że postanowiła go otruć. Będzie smażyć się w piekle po wsze czasy. Ale tutaj w Broku najchętniej rozszarpanoby ją. Bo oczywistym jest udział sił nieczystych w mężobójstwie. Cóż to za czasy nastały, że każdą ludzką podłość można wytłumaczyć interwencją sił nieczystych. Czyżby całe to zło było im wmawiane, żeby wybielić grzesznych ludzi? Póki co największe niebezpieczeństwa Klarze jawiły się w Eberhardzie i Bogumyśle. Dwóm nadprzyrodzonym braciom zakonnym, którzy z taka wprawą wykorzystywali Boskie dary. Ale cóż ich odróżnia od tych złych? Jeden z nich wdziera się w umysły ludzi, jakby miał do tego prawo. Drugi… cóż drugi nadal pozostawał zagadką.

Do tego dochodził Witold. Witold, który z pewnością jest dobry. Ale ten jego archanioł…

Do Klary dotarło, że to oni są największym niebezpieczeństwem w okolicy. I wtedy nagle usłyszała coś przypominającego modlitwę. Zza ściany dochodził dźwięk kobiecego głosu. Słowa były po łacinie, ale jakby od tyłu? Zaklęcia? Czyżby w Broku jednak była czarownica? I miałaby im umknąć, bo złapali mężobójczynię?

Eberhard.
Czerwony kapłan siedział na twardym posłaniu. Oddychał ciężko. Miał za sobą walkę. Miał też rozmowę z Bogumysłem, w którym nie znalazł tyle entuzjazmu ile oczekiwał. I wtedy wicher wdarł sie przez małe okienko do sypialni Sisto, którą zajmował Czerwony Brat.

Bogumysł.
Kapłan pierwszy objął wartę. Obóz przeniesiono bliżej kościoła i plebani. Bezruch nie był dobry. Mężczyźni byli przygotowani do walki. Ale nie mieli celu. W głowie mieli spotkanie z kobietą, która trzech mężów obezwładniła z łatwością z jaką nikt by jej o to nie posądzał. I jeszcze ta kiełkująca w głowie myśl o sojuszu z wilkołakami. Czyż Pan dopuszcza wizję mniejszego zła? Gdy wartownicy przyszli go zmienić Bogumysł oddał się modlitwie. Gdy już skończył i ułożył się na posłaniu, pod naprędce rozbitą konstrukcją ze skór usłyszał wycie wilków. Głodnych wilków, które były plagą dla Broku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-01-2019, 22:39   #335
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Wydarzenia ubiegłego dnia i ciężka noc odcisnęła swoje piętno na Bogumyśle. Otworzył ciężkie od snu powieki i pomału, ospale podniósł się z posłania. Mlasnął, podrapał się po torsie i wyszedł przed kościół.
Inkwizytor delikatnie dał sygnał warcie by spokojnie się oporządziła a następnie zbudziła towarzyszy. Sam również nabrał wody ze studni i obmył się przed podróżą. Nie było powodu do pośpiechu. Tej nocy wilkołaki nie zbliżyły się do obozowiska.

Bogumysł zebrał wojowników dopiero tuż przed wyruszeniem.
- Choć widzę waszmości odwagę i żar zaklinam was. Przestrzegam - poprawił się.
- Gdy wejdziemy w knieję nie przejmujcie inicjatywy. Osobno nikt z nas nie ma szans z tym, co spodziewamy się tam znaleźć. Inkwizytor Eberhard zajmie się zbadaniem tajemniczej świątyni, razem z nim inni a my musimy jedynie baczyć, by nic z zewnątrz im nie przeszkodziło.
Przekazuję wam tę wiedzę, byście mieli szanse wrócić z tej świętej wyprawy do domów. Ruszając bez polecenia na pomoc któremukolwiek z inkwizytorów skażecie na śmierć nie tylko siebie, ale i tego, któremu pójdziecie w sukurs.
Na miejscu wybierzemy odpowiedni szyk. Przygotujcie się do pieszej potyczki i forsownego marszu. Boże, wspomagaj nas.
 
Avitto jest offline  
Stary 09-01-2019, 19:05   #336
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- To była ona? - zapytał-stwierdził Fyodor umyślnie nie używając imienia Francisci.
- Skoro tam to równie dobrze możemy go przeszukać w następnej kolejności. Idę pierwszy. Nikt nie patrzy mu w oczy.
Po czym zmówił dwie krótkie modlitwy. Proszą Pana o ochronę dla nich wszystkich oraz o siłę woli dla niego.
Francisca pozostawała w cieniu oczekując na ruch mężczyzn oraz uważnie obserwując otoczenie domu. Anna stanęła obok Włoszki rozglądając się nerwowo po okolicy. Nie była pewna czy bardziej martwiła się o to, że z dziwnej mgły coś zaraz wyjdzie, czy o to, że Gerge jednak poszedł za nimi i będzie mogło mu się coś stać. Gniewosz stał obok Anny i Francisci. Nie spieszyło mu się do spotkania z wampirem, na którego polował Czerwony brat. Trypl i Sroka nie mieli tyle szczęścia i maszerowali krok za Fyodorem.

Zakonnik pewnie otworzył drzwi. Pomieszczenie było duszne, ale wydawało się spore. A za nim było kolejne. Do uszu mężczyzn dobiegł kobiecy głos:
- Nie należysz do tego miejsca. Nie oczekuj ode mnie pomocy.
- Odrzuciłem ich propozycje, żeby zachować neutralność, a ty mimo wszystko mi odmawiasz? Jak śmiesz! - Ten drugi głos był znany Fyodorowi. Poprzedniego wieczoru słodkim tonem opowiadał o bogactwie i wspólnym interesie. Byli na miejscu.
- Guze, okazałeś się idiotą idąc do Inkwizycji. A idioci nie żyją długo w naturze. Na mnie już czas. Bywaj!
- Nie zostawiaj mnie! Jak śmiesz!
Gdy inkwizytor stanął w progu kolejnego pomieszczenia ujrzał rannego wampira opierającego się o jedną z belek. Wpatrywał się w cień w rogu pomieszczenia.
Anna ruszyła za swymi towarzyszami, ściskając ukryty w rękawie nóż. Starała się pozostawać na uboczu by nie przeszkadzać mężczyznom w ewentualnej walce, a Francisca starając się wywołać jak najmniej hałasu weszła ostatnia i przylgnęła do ściany. Na dźwięk rozmów ruszyła ostrożnie w kierunku głosów. "Kobieta?" pomyślała. Niepokoiła ją ta mgła. Ostatnia, którą widziała była zwiastunem złego.

Fyodor zaklął… ten głos… kobieta. Spróbował sobie przypomnieć głos kusicielki ze snu, gdy w Mogilnie był pogrążony w nieprzytomności. Czy to ten sam głos? Nie… po chwili był pewien, że nie. Ten był wyższy. Nie był też tak przepełniony demoniczną mocą. Nie wróżyło to dobrze. Kolejny pionek na szachownicy po stronie innej niż Inkwizycji.
- Nie patrzcie mu w oczy - przypomniał pozostałym - w ogóle póki się da spoglądajcie na niego tylko kątem oka.
Reznov wszedł do środka pewnym krokiem, jakby wchodził do siebie. Gra ciała w pełni opowiadała “ja tu rozdaję karty”, ale w pozornej nonszalancji kryło się skupienie, a oczy dokładnie skanowały pomieszczenie szukając którędy nieznajoma kobieta mogła odejść, jednocześnie przyjmując możliwość, że mogła być demonem który uciekł przez cień. Nie dojrzał jej nigdzie. W zacienionej ścianie była dziura, lecz nie (większa niż pięść. Jeśli tamtędy uciekła, to musiałaby być nie większa od szczura. Fakt przejścia przez drzwi z cienia był równie prawdopodobny. W klasztorze słyszał też o strasznych przemianach jakich mogły dokonywać wampiry ze swoim ciałem. Kobieta mogła stać się cieniem i zaatakować znienacka. Fyodor postanowił więc nie czekać
- Masz jedną szansę. Jedną jedyną, by wyjaśnić teraz, ze wszelkimi szczegółami, co się dzieje w Płocku - głosu Fyodora nie przepełniał gniew, ani pogarda. Bardziej brzmiał jak uczciwa propozycja na targu. Pytanie brzmiało… czy obiektem targów jest życie Guzego, czy tylko forma śmierci - i to jest najłagodniejszy sposób w jaki dziś o to zapytam.
Guze mimo rany starał się z pełną nonszalancją przywitać gości. Rozłożył szeroko dłonie, jakby spotkanie odbyło się w eleganckiej komnacie, a nie starym portowym magazynie zapełnionym pajęczynami.
- Witam szlachetnych gości - jego głos był łagodny. Miły. Wręcz pociągający. Fyodor dojrzał jak jego towarzysze opuszczają broń. Choć unikali spojrzeń wampira, to stali się ofiarami jego majestatu. Czerwony Brat miał nadzieję, że będą na tyle rozważni, by raczej uciec niż obrócić się przeciw niemu. On sam dzięki łasce Pańskiej nie poczuł nic w stosunku do potwora.
- Skoro widzę cię tu Czerwony Bracie, to mój sługa zawiódł. Zapewne więc i mnie spotka koniec. Tak się składa, że Płock stał się miejscem rozgrywki między dwoma potężnymi siłami. A wy, tak jak i moja skromna osoba, przez swoje działania znaleźliście się między nimi. Wiedz Fyodorze Babicu Reznovie, że spotykamy się tu dziś, dlatego tylko, że odmówiłem posłuszeństwa każdej z tych potęg. Gdybym postąpił inaczej ukryliby mnie poza waszym zasięgiem. Jednak ja nie chcę obierać żadnej ze stron. Nie chcę brać udziału w wyniszczającej wojnie, gdyż nikt na tym nie skorzysta. A już na pewno nie ja. - Zakończył wampir.\

Jeszcze gdy w czasie słuchania Fyodor spojrzał kątem oka na Trypla i Srokę.
- I co ci to dało? - zapytał wampira - Sądzisz, że tych dwóch byłoby wyzwaniem dla Dohna. Dohn zginął na kolanach, nie próbując już nawet walczyć.
- Uwolnij ich, albo nasza rozmowa stanie się znacznie mniej przyjemna.
Zagroził poprawiając chwyt na połówce drzewca św. Maurycego, jednocześnie wyczekiwał… jeśli Guze dałby znak Tryplowi i Sroce do ataku, on sam też by zaatakował, a stojąc parę kroków z przodu.
- To tak nie działa. Nie mogę ich uwolnić - wampir wykonał niedbały ruch ręką jakby odprawiający zbędną już służbę.
- Idźcie, zobaczcie czy nie ma was nad rzeką.
Obaj mężczyźni skinęłi posłusznie głowami i ruszyli do wąskiego przejścia. W przedsionku Anna i Francisca ze zdziwieniem powitały mężczyzn. Ci jednak nie zwracając uwagi na kobiety i Gniewosza wyszli z budynku.

- Nic im nie będzie. Racz odłożyć broń. Jam również bezbronny - Guze położył rękę na brzuchu w geście, który dodawałby mu majestatu. Gdyby nie fakt, że okrwawiona i rozszarpana koszula przypominała o ranie zadanej przez Fyodora.
- Nic nie zyskasz na mej śmierci. Za to wypuszczając mnie z pewnością rozsierdzisz owe siły. One już spisały mnie na straty.
Guze zaczął wydawać się Francisce interesujący. Wsunęła się niespiesznie do pomieszczenia, gdy dwaj wojacy wyszli. Zaiste wampir posiadał wielką moc. Nie patrzyła mu w oczy, tak jak zalecił jej Fyodor, ale zastanawiała się co widział w nim jej mąż.
- Siły? - wyszeptała

- Wiele jeszcze osób zabrałeś? - rzekł wampir do Fyodora rzucając okiem na kobietę w stroju służki. Na moment zamknął oczy.
- Ten nieszczęśnik z nożem i jego towarzyszka też mogą wyjść z ukrycia.

Francisca czuła w głosie wampira coś pociągającego. Czuła, że bez wątpienia jest on istotną osobą w pomieszczeniu. Jednak potrafiła się kontrolować. Zły byt nie przejął władzy nad jej ciałem.

Anna z obawą odprowadziła mężczyzn wzrokiem. Nie mieli żadnej pewności, że ci rzeczywiście odeszli, że nie rzucą się na nich gdy ci skupią się na wampirze. Pozostała na swoim miejscu przysłuchując się rozmowie. Gerge regularnie powtarzał jej by nie wystawiała się na atak.
Gniewosz stanął bliżej zakonnicy poprawiajac chwyt na swoim nożu. Tymczasem Guze kontynuował:

- Wiecie, że na świecie są pewne moce, których wy, śmiertelni nie obejmiecie rozumem. Demony, upadłe anioły, dzieci Kaina. Czy też umarli, którzy nie zaznali spokoju. Przez wieki udało im się pozostawać w cieniu i zza kulis budować imperia.

Guze zaczął gestykulować. A Fyodor dojrzał krew na wzniesionej dłoni.
- Ale są też istoty tak pradawne, że pamiętają ziemię jeszcze z czasów Abrahama, czy Noego. I gdy jakaś taka siła budzi się ze snu, to nagle misternie budowana pajęczyna równowagi rozsypuje się. I są to siły, jakich nie pojmiecie swym ograniczonym umysłem.

Guze wpatrywał się w kobietę.

Franciscę pociągało w Wąpierzu nie tylko to, że emanował interesującą energią. Zdawało jej się, że była w stanie zrozumieć Johannesa. Podobało jej się dużo bardziej to że mówił. Dohn, który rzekomo był człowiekiem interesu, zachował się jak niedorośnięty wojak.
- Wiele rzeczy ludziom nie mieści się w głowie. Powiedziałeś, że siły są dwie... - obserwowała uważnie jego ciało nie podnosząc wzroku na twarz - przynajmniej w kwestii znajomości wąpierzy, Fyodor zdawał się mieć rację.

Fyodor wyskoczył wprzód…i mimo bólu w poranionych plecach wyprowadził celny cios. Improwizowana pałka, która jeszcze jakiś czas temu była świętym drzewcem włóczni uderzyła w dłoń wampira. Na moment rozbłysła z niej boska moc. Wyglądało to tak, jakby w ciemnym pomieszczeniu rozbłysł piorun.
- Au - powiedział Guze cofając rękę - jak śmiesz!

Oblicze wampira zmieniło się w mgnieniu oka. Twarz ze spokojnego szlachcica stała się twarzą bestii o przekrwionych oczach z calowymi kłami odsłoniętymi wprost na atakującego go Czerwonego Brata.

Widok był przerażający, jednak na Fyodorze nie zrobił żadnego wrażenia. Słysząc dziwne odgłosy Anna zajrzała ostrożnie do środka. Szybko skinęła na Gniewosza, dając mu znak by w razie czego pomógł Fyodorowi.I wtedy ujrzała tę istotę. Ranną. Atakowaną przez rozwścieczonego Inkwizytora. Istotę która potrzebowała pomocy. Nagle przez umysł Anny przelała się fala nienawiści wobec Czerwonego Brata. Najpierw torturował męża Francisci. Później załatwił sprawę Dohna. Zabił go? Jak można tak łamać Boskie przykazania? Czy to przystoi komukolwiek? Dlaczego ma się wiecznie chronić za płaszczem Czerwonych Braci? Jego prawa obowiązują tak samo, jak każdego. W oczach Pana wszak wszyscy jesteśmy równi. A ten tam szlachcic o orlim nosie i ciemnych włosach z pewnością nie zasługiwał na takie traktowanie.
- Fyodorze.. Może nie powinniśmy… - Anna zaczęła mówić nieśmiało gdy wyminął ją przywołany mężczyzna.

- Wasza miłość go zostawi i się odsunie - dobiegło zza pleców zakonnicy. Gniewosz się z nią zgadzał i maszerował z nożem w stronę Fyodora.

Fyodor nie zaszczycił spojrzeniem dłuższym niż mrugnięcie oka tego co się działo z tyłu. Walka już trwała. Ponowił atak, tym razem prosząc o łaskę bożą… nie była to myśl. Tych łask Pan nie zsyłał na werbalną (choćby wypowiedzianą w myślach) prośbę, ale sama wola ją wzywała.
Francisca jak przystało na damę pisnęła, gdy Fyodor zaczął atak. Miała na tyle rozsądku by bać się tej istoty, ale też wąpierz ją fascynował. No i mówił coś sensownego, co mogło posunąć ich poszukiwania do przodu. Tymczasem Czerwony Brat postanowił zabić kolejnego świadka potężnych mocy wzrastających w Płocku.
- Przestańcie się ruszać - wrzasnęła patrząc na Fyodora - Wszyscy! Zachowujecie się jak uliczne barachło. Chłopcy z kijkami.
- Jesteśmy twoją ostatnią szansą
- kątem oka patrzyła na Gniewosza, ale zwracała się do Guzego - Twoje sztuczki na nic się zdadzą w obliczu tych sił. Nie próbuj ich na nas.

Gniewosz przypuścił szturm ze wzniesionym nożem w stronę Fyodora. Jednak Anna uspokoiła go delikatnym muśnięciem palców. Sztylet opadł, a sługa kanonika patrzył zaskoczony na zakonnicę.

Annie serce wciskało się do gardła gdy widziała Fyodora wyprowadzającego atak przeciw bezbronnemu Guze.

Sam Guze zaś rozłożył dłonie na boki. Nie miał szans w starciu z inkwizytorem i wiedział o tym. Zdawać się mogło, że cała swą obronę oparł o swoje ghule, które zostały wymordowane przez Fyodora i Waltera

Połówka drzewca św. Maurycego zalśniła mocą i już pędziła by zadać uderzenie zdolne urwać wampirowi kończynę, albo głowę… ale Fyodor zatrzymał ją przy jego boku i podprowadził pod jego brodę, zadowolony z reakcji wampira.
- Nie rozumiesz kilku faktów. Fakt pierwszy: Nie jesteśmy równi w tej rozmowie. Twoja śmierć jest dla nas wartością sama w sobie, więc jedynym sposobem abyś przeżył jest wykupić to życie. Twoją walutą jest informacja. Im bogatsi w nią będziemy wychodząc z tej chatki tym większa szansa, że nie zostawimy w niej popiołów wampira.
Fakt drugi. Kaldun’skaya Magiya. Wiem o tym, że taka istnieje, wiem pewne szczegóły o tym jak ona działa i nie mam zamiaru ryzykować byś mi tu wezwał jakieś plugawe tornado ze krwi i tundrowych wichrów, więc jak kolejnym razem wykonasz jakieś ruchy w których uznam, że mogłyby się skryć gesty plugawej magii utracisz kończynę bym nie musiał się więcej o to martwić.
Fakt trzeci. Teraz zostają ci dwie opcje. Albo porzucasz tę fałszywą postawę i sztuczną pewność siebie i zaczynasz mówić. A jeśli twoim kolejnym zdaniem nie będzie wyjaśnienie nam czym są te dwie siły i kim był ten kobiecy głos który tu słyszeliśmy przed wejściem to będę cię lał. Lał tak długo aż nie starczy ci już krwi by zachować przytomność, a gdy ją odzyskasz, będziesz zakuty w trzydzieści kilo łańcuchów, w beczce, z kneblem wepchniętym na łokieć w twoje gardło i opaską na oczach w najgłębszych piwnicach katedry Płockiej i wtedy ja z tobą będę rozmawiał. Długo i dogłębnie póki mi wszystkiego nie opowiesz co chcę wiedzieć, a na końcu, już w akcie łaski, pozwolę ci zobaczyć świt. Więc jak będzie?
I dobrze ci radzę… przemyśl najbliższe słowa z najgłębszą uwagą.

Wampir popatrzył po zebranych. Daleko mu było do dzikich zwierząt, za jakie niektórzy biorą wampiry. Opadł na podłogę opierając się w rogu pomieszczenia. Nie miał dokąd uciec. Był zrezygnowany. Podciągnął wyżej kolana i położył na nich nadgarstki. Na koniec splótł ręce zdobione pierścieniami.
- Nazywam się Dirk von Guze. Mam czterysta sześciesiat sześć wiosen. Nie znam magii Kołdunów, ani nawet żadnego Kołduna - po ostatnich słowach chwilę się zastanowił i pomachał przecząco głową - wybacz, znam. Prosiłem go nawet o pomoc w waszej sprawie, jednak żądał ode mnie lojalności. Odmówiłem i rozstaliśmy się. Później szukałem pomocy u demona zwanego Rokitą. On również żądał mej lojalności. I również jemu odmówiłem. Ostatnia, którą wezwałem na pomoc była Benezia. To ją musieliście słyszeć. Ona podobnie jak ja chce zachować neutralność. I odmówiła mi pomocy.
Patrzył w górę na stojącego Fyodora niczym zbity pies i oczekiwał informacji, czy jego odpowiedzi spełniają oczekiwania Czerwonego Brata

Anna była przerażona w jak perfidny sposób szlachetny wampir został potraktowany. Serce jej się kroiło, gdyż Fyodor zdawał się złem wcielonym, które wymusza na niewinnym zeznania. Czy taka ma być inkwizycja pod jej dowództwem?

Gniewosz nerwowo przestępował z nogi na nogę.

Francisca bardzo uważnie odrzuciła wzrokiem wszystkich w pomieszczeniu. Wszystkich poza wampirem. Jego twarzy dała spokój.
- To nie wszyscy, prawda? Nie byliśmy dla Ciebie zagrożeniem. Mogłeś zrobić wiele rzeczy, ale skończyłeś w rybackim magazynie. Boisz się jeszcze czegoś, dlatego chciałeś pertraktować, czyż nie? - Wenecjanka zastanawiała się, czy von Guze wyłapie w ich głosach obietnicę uratowania swojego życia. Wampir liczący na łaskę Inkwizycji. Nadchodziły ciężkie czasy.

- Nie. To nie wszyscy. Płock od wieków przyciąga różne istoty. Niestety wśród nich znajdziecie też dziką furię natury manifestującą się w postaci wilkołaków. Owszem, może uważacie mnie za zagrożenie - chciał w niewinny sposób rozłożyć dłonie na boki, ale gdy natrafił na spojrzenie Fyodora to natychmiast złożył je z powrotem. - Ja siedzę tutaj i wykrwawiam się, a tam, w lesie biegają bestie, które mają po trzy i pół metra, a ich szpony rozrywają stalowe zbroje z łatwością, z jaką dziecko łamie gałązki. Także tak. Są inni.

- I na nie przyjdzie czas - odpowiedział Fyodor rozluźniając się odrobinę od kiedy wampir grzecznie siedział na ziemi - Szczegóły. Nie piszemy dziennika by pamiętać z kim dzieliliśmy Płock. Chcemy ich wyłapać i pozbyć się. Na razie usłyszałem dwa warte uwagi słowa. “Kałdun” i “Rokita”. Może “Benezja” też jest coś warta. Zakładając, że ktoś kiedyś ją spotkał i spisał to w księdze do której uda nam się dotrzeć. Kim oni są? Co potrafią? Jak ich znaleźć? Jak ich rozpoznać i zgładzić? Kim są ci inni. Pełna lista. I w kontekście każdego te same pytania co wcześniej. To są odpowiedzi które są coś warte. Z tym co dotąd nam dałeś… praktycznie nie możemy nic zrobić.

- Rzekłeś, że słyszałeś o kołduńskiej magii. Tedy wiesz, że słuchają ich żywioły. Wszystkie żywioły. Nosi ich wiatr, osłania woda, a w walce z tobą rozstąpi sie pod tobą ziemia, żeby mógł spopielić cię ogień.
Wampir wpatrywał się w ścianę.Ten, z którym się spotkał musiał zrobić na nim wrażenie. I to nie byle jakie wrażenie.
- Rokita to demon. Rogi. Futro. Jak to demony. Powiadaja, że słuchają go zwierzęta. Że gdzie szczura zobaczysz, tam uszy jego. Zranić go nie można, bo ciało jego z mgły.

Gdzieś pod ścianą coś pisnęło i szybko zniknęło w szparze między deskami.

- Benezja zaś wierzy w stary porządek świata. Wierzy, że stare musi ustąpić nowemu. Wierzy, że w zniszczeniu jest siła twórcza. I potrafi niszczyć.
- Rokita i Kołdun są w stanie wojny ze sobą. I choć to szalone, każdy z nich myśli o sojuszu z wilkołakami, żeby zmiażdżyć drugiego.

Dirk spojrzał na Fyodora i patrzył mu głęboko w oczy czekając na ocenę swoich informacji.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 10-01-2019 o 19:27.
druidh jest offline  
Stary 10-01-2019, 19:37   #337
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tworzyli MG, Anna, Fyodor i Francisca

Wenecjanka notowała w pamięci każde słowo. Nie wiedziała dokładnie jak oceniał to Fyodor, ale dla niej, każde było na wagę złota. Mroczne siły i konflikty. Niezniszczalne moce i Bóg. Westchnęła cicho. Coś zaczynało jej się w głowie układać. Teraz dla odmiany wstrzymała oddech.
- A więc to tak… - spojrzała na Czerwonego Brata - Kto więc tu był skoro na zewnątrz jest mgła? - zmrużyła oczy.
- Dlaczego tak cenisz sobie neutralność, skoro twoja potęga może przeważyć szalę na jedną stronę?
Anna z całych sił starał się powstrzymywać przed komentarzami i pilnować by Gniewosz nikogo nie zranił. Czemu to robili? Toż Guze mógł się okazać dobry… tak jak Piotr. Mógł im pomóc, dużo wiedział. Może się…. Może się nawróci. Jakaś ukryta gdzieś głęboko cząstka jej świadomości mówiła, że to niemożliwe, ale nie chciała się jej słuchać.

Fyodor przytaknął analizując słowa Guzego. Rokita… mgła, szczur… martwy syn dziwki. Satyr… Anna spotkała Rokitę. A przynajmniej tak to teraz wyglądało.

- Na zewnątrz jest mgła? - głos Guzego niósł zdziwienie - może więc Rokita osobiście dogląda mego upadku? Nie wiem.
Cały czas wpatrywał się w Czerwonego Brata. Jakby o czymś wiedział…
- Jakież to zwycięstwo, które pozbawi cię wolności? Jakaż to przyjemność oglądać pokonanych, gdy twa wola jest wspomnieniem, a twe ciało jedynie przedłużeniem woli tego, który zwyciężył? Za bardzo cenię sobie wolność, żeby być gotowym na takie poświęcenie. Nie dla mnie ślepa poddańcza służba.
Czy faktycznie wiedział? Ciężko było to powiedzieć. Ale nie oderwał wzroku od inkwizytora.
- Me serce czy ciało nie jest związane z tymi ziemiami. Gdy mnie wypuścicie opuszczę Płock i nigdy nie wrócę.

- Kałdun, jak się on nazywa?
- kontynuował Reznov- Jak go znaleźć? W jaki sposób się kontaktowałeś z tą trójką i jak się oni kontaktowali z tobą? Jakie siły jeszcze są w Płocku? Mów dalej. Mów wszystko co uważasz, że może mieć dla nas wartość… jesteś na razie na dobrej drodze by wykupić swą egzystencję.
Jego mięśnie utraciły luz. Rokita mógł tu być. Nienaturalna mgła, szczur w rogu… zakładając prawdomówność Guzego musiał być gotowy i uważny.

- On nie ma imienia. Powiadają, że już nie pamięta. Każe się tytułować Żercą. Kapłanem starej wiary. Włada magią, ale jego magia pochodzi od bogów. Ponoć przybył do Płocka na wezwanie jednego z nich. Myślę, ze przed dalsza rozmową powinniśmy pomówić o moim uwolnieniu.

- Ta, myślę, że tak… - zaczął Fyodor w miarę przyjaźnie, ale jego głos błyskawicznie zhardział - uwolnimy cię dopiero gdy uznam, że “podzieliłeś się” z nami całą swoją interesującą nas wiedzą, a jeszcze w to nie wierzę. Jeśli ci nie odpowiada ten układ możemy przenieść tę dyskusję w głąb piwnic katedry, ale wtedy zatęsknisz za tym jak miło ci się ze mną rozmawiało w tej chatce.
Fyodor cały czas zachowywał czujność, a czerwona szata skutecznie ukrywała jego lekko zgięte, gotowe do szarży kolana.

Gniewosz nerwowo przestępował z nogi na nogę. Co jakiś czas zerkając w stronę Anny, która go uspokoiła. Nie podobało mu się to jak do tak miłej istoty można odnosić się tak, jak robił to gburowaty Fyodor.

Wampir westchnął.
- Nie podoba mi się twoje podejście bracie Reznov. Odsłaniam się. Odpowiadam na wasze pytania, a jednak w nagrodę otrzymuję jedynie dalsze groźby. Co zrobisz, jeśli poproszę zakonnicę, albo służkę, żeby cię zabiły? - oczy wampira się zwęziły.
- Strzelisz jej swoim reliktem w twarz?

Na te słowa Anna odruchowo sięgnęła dłonią do policzka. Fyodor był groźny. Bardzo groźny. Należało go powstrzymać.

- Co się liczy? Walka z większym złem, czy raczej zdeptanie każdego na twej drodze? Tego oczekuje od ciebie pan? Torturowania rannych? - z każdym słowem wampira Fyodor czuł jak jego wola dalszego gnębienia Guze’a słabnie.

Francisce nie podobał się ton tej rozmowy.
- Czerwony Brat reprezentuje Inkwizycję… podobnie jak każdy z nas - obserwowała kontrolującego swoje ciało Fyodora. Wampir na pewno też to widział. Potrzebowali go, a on potrzebował ich. Ale na pewno, żadna ze stron nie powinna tego przyznawać. No chyba, że krążąca w strefie cienia kobieta.
- Czego chcesz? - zapytała wampira. Niech mówi. Niech mówi. Wszystko co usłyszy było bezcenne, a zwłaszcza to czego się bał. Miała nadzieję, że Fyodor przypomni sobie swoje rady z rana, a Guze nie okaże się gorszym handlarzem niż martwy kupiec Dohn. Francisca nie była znawcą nieludzkich istot, ale dość już się napatrzyła.
- Jeśli będziesz naginał naszą świadomość… moją świadomość, to najpierw zapewne cię stąd wypuścimy, a potem naślę na ciebie tych, z którymi nie chciałeś się dogadać. Jesteśmy twoją ostatnią deską ratunku i chciałabym, żeby tak pozostało… to… to korzystne dla obu stron. Zapłaciliśmy bardzo dużo, żeby tutaj dotrzeć.
- Czego więc chcesz?

Wampir nie oderwał spojrzenia od Fyodora. Czy dlatego, że to on trzymał relikt? A może dlatego, że uznał go za przywódcę? A może miał inny ukryty cel. Słowa Francisci trafiły do niego. Ale może nie chciał zaszczycić jej swym wzrokiem gdyż była kobietą?
- Chcę opuścić Płock i powrócić na moje rodzinne ziemie. Otrzymacie ode mnie informacje o dwóch ghulach. Sługach Żercy. Poza tym mogę z wami podzielić się informacją o rodzie, w którym od dziesięcioleci rodzą się wilkołaki.
Wenecjanka, albo zwęszyła podstęp, albo postanowiła zagrać na czas. Fyodor powinien to przemyśleć na spokojnie, bo na dialog na osobności nie było żadnych szans.
- Rodzinne ziemie, czyli gdzie? - zainteresowała się.
- To chyba dobry układ… - Anna spróbowała nieśmiało wtrącić się w rozmowę. Chciała uwolnić Guze, chciała by był bezpieczny.
- Palatynat. Nadrenia. Czy może jako dostojnikom kościoła więcej powie wam arcybiskupstwo Moguncji. Dość daleko, żebyśmy o sobie zapomnieli.
Francisca mimo wszystko była trochę zaskoczona, że wampiry mają jakieś rodziny i że widzą potrzebę powrotu do nich.
- To daleko. Będę podróżować przez to miasto jeśli kiedyś nadejdzie dla mnie czas powrotu - zdanie nie mówiło zbyt wiele, ale było czymś w rodzaju akceptacji warunków wampira. Było jednak jasne, że nikt tu nie podejmuje decyzji samodzielnie.
- Dlaczego mgła i wiatr walczą ze sobą?
Fyodor pozwolił Francisce przejąć przesłuchanie, bo czuł jak jego wola słabła. Boska ochrona się wyczerpywała. To się nie zdarzało wcześniej, czyli wampir musiał na bieżącą go atakować psychicznie… cały czas próbował nagiąć jego wolę. Wpłynąć na niego z mocą której dotąd nie spotkał. Albo ta mgła… Rokita mógł tu być… i może to on próbował się do niego dobrać.
~ Panie… twa łaska mą opoką… jak twe narzędzie, ale jak miecz potrzebuje oliwy tak ja potrzebuję twej pomocy by najlepiej wykonać dla ciebie swą powinność. Jam niegodny twego spojrzenia, ale powiedz tylko słowo a będzie chroniona wola moja ~ poprosił w bezgłośnej modlitwie parafrazując słowa pisma.
To co czuł Czerwony Brat było co najmniej dziwne. Błogosławieństwo Pańskie wpłynęło w niego i przepłynęło niczym wartki strumień rzeki, by po chwili stać się wspomnieniem. Jakby sam Pan chciał mu przekazać, że nie warto walczyć z wampirem.

Guze nie odrywając wzroku od Fyodora przesunął się szykując do wstania. Jednak sapnął ciężko i znów opadł.
- A dlaczego ludzie walczą ze sobą? Bo obaj chcą tego samego. Krwi ludzi w Płocku? Bogactwa stolicy? Nie wiem. Wiem, że się nienawidzą.
- Dobrze. A Benezja? Też ceni sobie niezależność? Co jest dla niej ważne i… jak ją spotkać?
- Francisca spojrzała na Reznova z uwagą - Nie będzie łatwo Ci stąd uciec, wiesz o tym, prawda?

Fyodor, teraz gdy łaska boża popłynęła przez jego duszę, przez chwilę ją wyczuł… i poczuł co się dzieje. Mury twierdzy jego woli były kruszone. Kamień po kamieniu i dopiero teraz to dostrzegł. Zdało mu się, że Franciska będzie mu miała za złe, ale nie mógł ryzykować. Nic nie powiedział. Zaatakował Guzego potężnym uderzeniem na odlew tym razem już nie przyjmując możliwości przerwania póki Guze będzie w stanie się ruszać, ale nie chciał go zabijać. Okaleczyć. Ogłuszyć. By przetransportować na dalsze przesłuchanie w bardziej kontrolowanych warunkach.
Gniewosz postąpił natychmiast w stronę Czerwonego Brata. Machnął nożem chcąc go trafić, jednak ostrze ledwie musnęło krawędzie szaty Inkwizytora. Anna wydobyła ze swoich ust jedynie krzyk przerażenia. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk pękających kości. Ciało osunęło się na klepisko w magazynie.
Fyodor uśmiechnął się. Pan mu sprzyjał. Wampir nie zginął od uderzenia. Był ranny i to ciężko. Jednak jeśli nie kłamał co do swego wieku, to gdyby zginął prawdziwą śmiercią to jego ciało rozbiłoby się w pył.

Gdy wampir stracił przytomność Gniewosz upuścił nóż. Przerażenie na jego twarzy świadczyło o tym, że nie do końca rozumiał co się działo. Padł na kolana przed Fyodorem i rzekł:
- Wybaczcie panie.

Anna otrząsnęła się. Leżący ranny wampir nie miał w sobie już tego majestatu. Nie był ani tak piękny, ani nie wydawał się tak dobrą istotą.

- Wstań - polecił mu Fyodor - to nie ty, a wampir. Zawołaj pozostałych. Powinni być w zasięgu słuchu, ale nie wychodź za próg. Francisca… dokończymy przesłuchanie później. Był już ostatni moment nim by złamał moją wolę i mógłby mnie zdominować. Potrzebuję czegoś czym można Guzego zakneblować. Wampiry potrafią się wybudzać z najcięższych ran w ciągu minut, choć ran zadanych przez mój kostur tak łatwo nie wyleczy to nie chcemy ryzykować. Możecie czegoś poszukać? - poprosił niewiasty samemu rozglądając się za jakimś kawałkiem szmaty i czymś co można Guzemu do gardła wepchnąć.
- Mam nieco szmat na bandaż… może to wystarczy. - Anna zabrała się za przeszukiwanie przypasanej sakwy i po chwili wydobyła z niej nieco opatrunku. Podała materiał Fyodorowi. Było jej głupio. Nie do końca rozumiała co wydarzyło się w jej głowie, na szczęście pamiętała co wampir mówił. - Ja… widziałam tego, którego nazywał Rokitą.
Gniewosz ruszył biegiem do drzwi. Czuł potrzebę natychmiastowej rehabilitacji swego postępowania. Jak wyjaśniłby kanonikowi, że przebił nożem inkwizytora? Po chwili wszyscy słyszeli jak nawołuje towarzyszy.

Francisca pozornie nie przejmując się wyznaniem zakonnicy mając w pamięci mgły i cienie wokół katedry skupiła wzrok na podłodze. W pomieszczeniu panowała ciemność, toteż więcej jej przychodziło z macania worków niż z przyglądania się im. W końcu znalazła jeden pusty płócienny worek i sznur do jego związania. Cóż, cokolwiek w nim schowano już zmieniło właściciela. Poza tym mieli w magazynie spory zapas klepek, obręczy i gwoździ. Cóż, tu przyjeżdżały, lub stąd wyjeżdżały części do produkcji beczek.

Fyodor, w przykucu pogrążony w poszukiwaniu prowizorycznego knebla znieruchomiał na pół sekundy, po czym wstał i podszedł do okna, zachowując pół metra odstępu od niego i wypatrując
- Gdzie? - zapytał ściskając drzewiec w ręce.
Anna powoli wykonała knebel z opatrunków i założyła go wampirowi z zainteresowaniem przyglądając się jego uzębieniu. Na pierwszy rzut oka nic go nie wyróżniało. Dopiero po chwili oceniła, że było ono niezwykle zdrowe. Mężczyźni w tym wieku zazwyczaj nie mieli kilku zębów, tymczasem Guze zachował komplet. Świadczyło to o doskonałym odżywianiu, diecie bogatej w owoce i unikaniu karczemnych bójek. Czy wampiry mogły leczyć zęby?Tak naprawdę chciała się przyjrzeć dokładnie temu nieco innemu aspektowi szczęki. Kły po dokładnej analizie były ciut ostrzejsze i ledwie zauważalnie większe niż u innych ludzi. Jednak zakonnica wiedziała, że bez wiedzy medycznej jaką posiadała nie byłaby w stanie zauważyć tej różnicy.
- W zakonie sióstr. - Sprawnie opowiedziała owo spotkanie i wizję związaną z Rokitą. Pominęła, że konfrontacja miała miejsce przy kąpieli.
Błysk w oku Fyodora był wyjątkowo nieprzyjemny, ale szybko odwrócił spojrzenie.
- Będziemy musieli porozmawiać o przepływie informacji. Nie mogę tak pracować. Nie mam zamiaru tak pracować. Ale to później. Porządny ten knebel? Wampiry mają bardzo silny zgryz. I nie siedź przy nim tak długo. Może się ocknąć i wziąć cię za zakładnika. Nigdy nie wiadomo z ich nieumarłym metabolizmem.
Wziął sznur który znalazła Francisca i związał mu ciasno ręce za plecami. Nie przejmował się delikatnością… zwykle trzeba pozwolić krwi płynąć by nie pozbawić więźnia dłoni… tutaj nie trzeba było. Poprowadził też sznur i związał mu kostki. I z góry i z dołu użył znacznie więcej liny niż ktokolwiek uznałby za potrzebne w przypadku człowieka.
- Chciałam ci to przekazać wcześniej ale tylko biegasz po mieście zamiast przystanąć chwilę i posłuchać. - Anna odsunęła się od ciała wampira. Nie komentowała dalszej wypowiedzi Fyodora, jeśli nie widział, że zachowuje się jak rozwydrzone dziecko to był jego problem. - Nie znam się na węzłach, więc dobrze będzie jeśli sprawdzisz. - Podeszła do drzwi pomieszczenia. Chciała już wrócić do zakonu i zobaczyć się z Gerge.
Fyodor w ciemności nie mógł tego dostrzec, ale na słowa Anny wenecjanka pokiwała głową.

Dwaj ludzie kanonika pojawili się ze srogimi minami i z pałkami w rękach. Gniewosz musiał w progu magazynu powiedzieć im o wampirze jakiego pochwycili. Teraz Trypl podrapał się po brodzie i zapytał:
- No i co dalej?
Sroka skrzesał pochodnię dając nieco światła w małym pomieszczeniu. W zasadzie nic nowego nie odkrył, poza szczurami i karaluchami, które wybiegły z kręgu światła. Drewno było mokre i pomieszczenie szybko zaczęło napełniać się dymem.

- Potrzebujemy więzienia - zastanowił się Fyodor - musimy przenieść Guzego. Może braciszkowie się zgodzą, ale wątpię by chcieli dzielić przestrzeń z dziecięciem ciemności. Możemy go wziąć do mojej kwatery w karczmie, ale to nie jest idealne…

Wenecjanka rozejrzała się ostrożnie. Myślała już o tym. Myślała, gdy pierwszy raz wchodzili do domu Dohna. Klasztor był niebezpieczny, współpraca biskupem również, ale dom kupca, który był położony wśród miejskich zabudowań mógł być przynajmniej chwilowo w miarę bezpieczny. Choć z pewnością każda z sił spróbuje ich dosięgnąć.
- Jest miejsce, którego wczoraj nikt nie traktował jako potencjalnej kwatery inkwizycji. Może być szpiegowane jak wszystko, ale ma kilka zalet, których nie znajdziemy w klasztorze lub pytając biskupa. Dohn okazał się sługą wampira. Wie o tym biskup i nie będzie mógł temu zaprzeczyć. Inkwizycja musi zbadać miejsce, w którym mieszkał szukając śladów jego działalności. Nikt nie może nam zabronić tam przebywać. Co więcej, możliwe, że rzeczywiście coś tam jeszcze znajdziemy. Musimy pilnować, aby nie dostał się w ręce kogoś innego.
- Dom kupca jest bezpieczny dla wampira i łatwo będzie go tam więzić. Sami zaś jesteśmy w posiadaniu największej siły zbrojnej w mieście do czasu powrotu księcia. Nawet jeśli jest tego niewiele.
- Musimy też porozmawiać z dala od… od ludzi…
- rzuciła okiem na plecy jednego z ludzi kanonika - Musimy porozmawiać. Mamy sobie wiele do przekazania.

Fyodor kiwnął głową raz, drugi i trzeci…
- Dobry pomysł. Tak zrobimy jeśli nikt nie ma lepszego pomysłu.
Reznov odczekał na propozycję, ale nie usłyszał żadnych. Anna pokręciła przecząco głową. Chciała opuścić to miejsce i zobaczyć co działo się z Gerge i Walterem. Czy zakonnicy zmienili usztywnienie? Czy zrobili to dobrze?
- To dobry pomysł.
- Więc postanowione.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-01-2019, 18:12   #338
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara zamarła i próbowała rozpoznać dźwięki, słowa, może nawet zdania. Oczywiście nie było to możliwe, dlatego też zakonnica poczuła się tym bardziej zaniepokojona. Brzmiało jak łacina, mówiona wspak, ale czy aby na pewno? To przerwało jej rozważania na tematy doczesności i świętości. Nie mogła pozostać obojętna, wobec oznak, czegoś, czego zupełnie nie rozumiała. Tylko dlaczego od razu pomyślała o czarownicy, czy służbą Inkwizycji naprawdę sprawiła, że widząca piękno we wszystkim siostra stawała się zgorzkniała i podobnie jak Eberhard, będzie odtąd dostrzegać samo zło, występek i zgorszenie? Pokręciła głową i sprawiła czy blond pukle są dobrze ukryte pod materiałem. Dopiero wówczas wstała i powoli małymi kroczkami, bo nie czułą się jeszcze pewnie w tej przestrzeni, ruszyła do wyjścia swojego pokoju. Witold miał spać na zewnątrz, dlatego nawet przez myśl przeszło jej by nie budzić go, by pozwolić mu spać ale bądź co bądź zawsze działali razem. Młody Inkwizytor na pewno zdenerwowałbym się na nią gdyby sama podjęła nierozsądne kroki, dlatego też po chwili namysłu, nacisnęła klamkę opuszczając przydzielony je pokój i skierowała się w stronę, gdzie jak pamiętała, powinny być drzwi wyjściowe.

Poruszanie się w ciemności większości ludzi sprawiało problemy. Dla Klary jednak nie było różnicy czy poruszała się za dnia, czy też w nocy. Świat był inny. Ale nie tak bardzo jak dla ludzi polegających przede wszystkim na wzroku.

Na zewnątrz padało. Powoli przestawała wierzyć, że ów deszcz jest naturalny. Utrzymywał się zbyt długo. Większość plonów zmarniała. Nad ludźmi nie tylko Broku, ale i całej prowincji wisiało widmo głodu. Deszcz był zimny. Przyprawiał o dreszcze. Zwłaszcza, że jej wcześniej zmoczone ubrania nie zdążyły jeszcze dobrze wyschnąć. Do tego wszystkiego padający deszcz praktycznie uniemożliwiał jej nasłuchiwanie.

Wciągnęła głęboko powietrze. Zapach jaśminu był ledwie wyczuwalny, ale był. Wykonywała powolne kroki trzymając się ściany budynku aż dotarła do bram stajni. Konie były spokojne. Zapach ich potu mieszał się z duszącą wonią jaśminu.

Ostatnim etapem jej wyprawy, bo takie miano powinna nosić jej nocna eskapada było wspięcie się po drabinie na poddasze. Na słomianych posłaniach spało kilka osób. W sumie trójka. Ale tutaj zapach jaśminu był tak intensywny, że nie mogła pomylić miejsca ,w którym spał Witold.

Powoli, na kolanach, po poddasze nie pozostawiało wiele miejsca na poruszanie się, a Klara rozsądnie nie chciała uderzy głową o powałę ruszyła tam gdzie kierował ją zapach. Nie mogła go pomylić z nikim innym, tylko on pachniał w tak przyjemnie odurzający sposób. Wymacała dłonią miejsce gdzie musiał leżeć i delikatnie, niemal z czułością szturchnęła Witolda, by się zbudził.

Witold zerwał się nagle. Był czujny, a jednak dał się podejść. Wielu wrogów inkwizycji czaiło się wkoło. Nie powinien pozwalać sobie na tak głęboki sen.
Jednak dość szybko zorientował się, że ta, która go dotknęła nie jest wrogiem.

- Klaro? Co się dzieje? Co tutaj robisz? Na Boga, jesteś kompletnie przemoczona! - hamował krzyk, tak, żeby nie zbudzić pozostałych śpiących w stajni ludzi. Trzymał dłoń na jej ramieniu zaciskając ją delikatnie na przemoczonym habicie.
- Nie przejmuj się tym - odrzekł i choć w mroku nie mógł tego widzieć, uśmiechnęła się.
- Pójdź ze mną, proszę - szepnęła enigmatycznie nie chcąc tłumaczyć tego tutaj.- nie ma czasu do stracenia - dodała by nie próbował wchodzić z nią w dyskusję.

Klara słyszała jak wciągał pas z bronią i nogawice. Potem poczuła jak na jej ramiona opada ciężki płaszcz. Położył jej palec na ustach.
- Nie protestuj! Nie ustąpię - powiedział. Po chwili przesadził drabinę, po której wchodziła na poddasze stajni. Czekał na dole, żeby pomóc jej zejść. Droga powrotna była nieporównywalnie szybsza gdy mogła się wesprzeć na ramieniu Witolda.
W progu domu zatrzymali się na moment. Nie sięgała ich już mżawka.
- Powiesz o co chodzi? - położył dłonie na jej łokciach i stał na wprost niej. Czuła na sobie jego wzrok.
- Lepiej będzie jeśli to usłyszysz.- wyznała enigmatycznie i poprawiła płaszcz pachnący Inkwizytorem. – Chodź ze mną – szepnęła i ruszyła w głąb domu, sunąć dłonią po ścianie by nie zgubić kroku.

Czuła, że Witold zmierza za nią, krok w krok nie odstępując jej. Nie musiała go dotykać, by wiedzieć, że jest spięty. Nie wiedział co go czeka ale nie mógł też wiedzieć, że i ona była nieświadoma zła jakie zalęgło się w domu Zmoyskich. Stanęli pod drzwiami zza, których płynęła „modlitwa”
- To pokój Świebory, co my tu…. – Młody Inkwizytor umilkł słysząc przedziwną modlitwę i choć Klara nie mogła tego wiedzieć spojrzał na nią.
- Słyszysz to co i ja, prawda? – Siostra zapytała niepewnie swego towarzysza, a nim pytanie wybrzmiało do końca poczuła jego dłoń na ramieniu. Zamoyski odruchowo skinął głową i dopiero po chwili powiedział –Tak- by Klara nie została bez odpowiedzi.
- Myślisz, że… że to, czerostwo? – Głos Klary zadrżał po tym pytaniu.
- Nie wiem, ale możemy się przekonać – Nie kontynuując już jałowej dyskusji Witold nacisnął klamkę i wszedł do pokoju siostry Borzeciechy.

W sypialni była Świebora. Klęczała w nocnej przyodziewku i szybko zerwała się na równe nogi próbując okryć wełnianym kocem. Zabrakło jej słów z przestrachu dlatego tylko stała i patrzyła na Witolda, który bezpardonowo wszedł do sypialni, by zaraz pomóc i Klarze wejść do pokoju.
- Cóż się stało? – odzyskując głos zapytała Świebora, z przestrachem w głosie i oczach.
Ku zdziwieniu większości obecnych to Klara odezwała się pierwsza, uprzedzając w tym Witolda.
- Do kogo słałaś modlitwy, cóż za bluźnierstwa to były? – Czy w chwilach trwogi była lepsza od Czerwonych Braci, od razu rzucając oskarżenia?
- Do matki, matki najświętszej – odrzekła bez namysłu kobieta patrząc teraz na Witolda i wyraźnie szukając pomocy z jego strony.
- To nie była modlitwa do Matki Boskiej – odparł Witold przyglądając się przyszłej żonie Bolemira.
- Ależ tak, tak mnie mateczka uczyła, takom i jom zapamiętała- tłumaczyła się jeszcze szczelniej otulając kocem. Zakonnica tym czasem wydawała się rozglądać po pokoju, w rzeczywistości Klara starała się wyłapać zapachy w pomieszczeniu. Nic.. a nic nie pachniało podejrzanie, tylko ten odurzający zapach jaśminu odbierał jej zmysły. Potrząsnęła głową i chciała zabrać głos ale to Witold poprosił kobietę by pomodliła się z nimi.

Duchowni słuchali „modlitwy” i choć nie była to łacina, nie brzmiało to już tak groźnie gdy widzieli postawę Świebory, kiedy dokładnie słyszeli jej głos. Niektóre słowa nawet przypominały te łacińskie, czasem nawet używała ich w dobrym momencie, ale wyglądało na to, że kobieta zwyczajnie jest słabo nauczona łaciny i wszystko jej się miesza. Witold wyraźnie rozluźnił się po usłyszeniu niewłaściwej modlitwy, przeprosił kobietę i obiecał następnego dnia nauczyć ją poprawnej modlitwy. Klara i jej towarzysz mieli już opuszczać pokój kiedy Świeboda zadała pytanie, które zwróciła uwagę młodej siostry.
- Czy, czy moje modły zostaną wysłuchane? Pan patrza w moje serce, czy, czy on mnie wysłucha?- łamiący się głos kobiety był alarmujący, a łzy w jej oczach sprawiły, że Witold znów cały się spiął, co Klara wyczuwała całkowicie instynktownie. Zapach kwiatów wschodu zrobił się intensywniejszy.
- Dlaczego o to pytasz? – Blondynka zapytała dłonią wyszukując przedramienia Witolda by się na nim wesprzeć.
- Bo.. bo… jam bardzo potrzebuje by mnie Pan wysłuchał, bo żałość straszna, tragedia!- niemal wykrzyknęła ostatnie słowa siadając ciężko na łóżku.
Witold spojrzał ukradkiem na Klarę i położył swoją dłoń na jej palach, które mimowolnie zacisnęły się na jego przedramieniu. To ona miała dar rozmawiania z ludźmi, to jej się zwierzali, nie raz lepiej, jak księdzu na spowiedzi. Klara rozluźniła uścisk czując ciepłe palce Witolda i starała się skierować głowę w stronę dziewczyny.
- Jaka tragedia, Świeboro?
- Najstraszniejsza, och, jak oni się dowiedzą, przecież on mnie utłucze, słowo dane zerwie, wytykać mnie będą, a kto mnie potem brzuchatą weźmie, no kto? – chłopka była bliska płaczu a zakonnica cała się spięła, bo nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, Witold też odrząknął zdenerwowany, widocznie nie czując się komfortowo.
- Czy Ty i Bolemir zbliżyliście się do siebie, przed ślubem?- Siostra zapytała niepewnie, na co kobieta jedynie pokręciła głową, a Klara wyczekiwała.
- Proszę odpowiedź Klarze, ona musi to usłyszeć – zamiast odpowiedzi kobiety usłyszała głos Witolda ponaglający Świebodę.
- Nie, to nie Bolemir – głos dziewczyny załamał się, a Klara usłyszała pociąganie nosem.
- Mhm – siostra mruknęła by zebrać myśli i dać sobie chwilę, a w tym czasie Witold zapytał o to kto jest tym młodzieńcem.
- Nie, nie, ja nie mogę! To grzech przepotworny, proszę ja, ona nie może wiedzieć! – błagała.
- Kto nie może wiedzieć? – zakonnica zadała pytanie, które zawisło w powietrzu i przez chwilę nie było słychać nic poza cichym szlochem Swiebory. Klara poczuła, że Witold się poruszył, musiał wykonać jakiś gest, który sprawił, że dziewczyna w końcu powiedziała.
- Bożeciecha – wyznała i zupełnie się rozpłakała, a Klara głośno nabrała powietrza. Odwróciła głowę w kierunku Witolda, zupełnie jakby mogła go ujrzeć, jakby to jakkolwiek jej pomogło. Prawda była nazbyt oczywista. Bożeciecha oskarżała zielarkę o czarastwo, twierdząc, że ta urok na jej męża rzuciła, bo ten nie kwapił się co do poczęcia potomka. Jak się teraz okazało, chłopakowi nie brakowało chęci, tylko widocznie spodobała mu się inna siostra i to z nią spełniał swoje potrzeby, dla żony już nie mając siły. Marcin cudzołożył wraz ze Świeborą, a Klara zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić.
- Musicie się przyznać do wszystkiego, szczególnie jeśli okaże się, że jesteś przy nadziei – Klara usłyszała głos Witolda, inny niż zwykle, bardziej poważny. To wywołało tylko jeszcze większą histerię dziewczyny. Zeskoczyła ona z siennika i przywarła do habitu Klary, sięgając po niego dłońmi, aż nie natrafiła na jej zbolałe bose stopy.
- Nie, proszę, proszę, zrobię wszystko, pokutę wypełnię, co tylko chcieć będziecie, ale zaklinam was na wszystkie świętości, nie wydawajcie nas, nie wiecie co moja siostra zrobi, błagam was, błagam.. – szlochała pełna strachu, ale Klara nie wyczuła u niej skruchy.
- To najodpowiedniejsze, co powinniście zrobić, wyspowiadać się, przyjąć pokutę ale i przyznać do wszystkiego – Witold wydawał się nieugięty.
- Czy wy miłości w sercu nie macie? Błagam, siostro, zrozumcie nas, to miłowanie, czy siostra nigdy nie miłowała kogoś tak bardzo, że gotowa byłaby i grzech popełnić? – zapytała płaczliwe ściskając habit Klary. Musiała poruszyć jakąś czułą nutę bo siostra na moment przestała oddychać. Zapach jaśminu był odurzający, szczególnie gdy on stał tak blisko.
- Proszę, błagam… - powtarzała w kółko Świeboda, a Klara złapała dłoń Witolda, zaciskając palce bardzo mocno.
- Wstań – przez ściśnięte gardło ciężko było mówić, ale zakonnica musiała to powiedzieć – Wstań i idź spać. Jutro nauczymy Cię poprawnej modlitwy. - Witold dostrzegł łzę, która wypłynęła z oczu Klary, a zakonnica sama nie wiedziała dlaczego, aż tak dotknęły ją słowa dziewczyny- Musisz to zakończyć, natychmiast. Przysięgę Panu Marcin złożył, że Bożeciechę będzie miłował nie Ciebie i to jej winien jest to co z Tobą czyni. Zakończysz więc to, wyspowiadasz się i odbędziesz pokutę. – stwierdziła Klara i puściła dłoń Witolda zmierzając w kierunku wyjścia. Najwyraźniej nie chciała o tym dyskutować – Wyjdź też jak najszybciej za Bolemira, choćby i zaraz, niech pretekstem będzie obecność Witolda.. – kroki bosych stóp były ledwie słyszalne, kiedy Klara opuszczała pokój.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 17-01-2019, 14:32   #339
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Płock. Dawny dom Helmuta Dohna. Tymczasowa kwatera Inkwizycji.

Dochodził poranek gdy w końcu dotarli do kwatery Dohna. Teraz ich kwatery.

Francisca zajęła się organizacją pomieszczeń. Okazało się, że kupiec dysponował małą fortuną. Posiadał aż sześć pokojów sypialnych, dwie kuchnie, własna łaznię i spiżarnię pełną żywności o zaskakująco wysokiej jakości. Znalazło się też nieco dobrego wina. Cóż, pozostawało im zatrudnić służbę i mogli mieć tu bardzo dobry urząd. Główna izba była przygotowana do rozmów o interesach. Poza krzesłami na których można było usiąść był tam też spory stół jadalny, który robi ł nieporównywalnie lepsze wrażenie niż drewniany blat w ich aktualnym kapitularzu. Poza stołem było też rozłożyste biurko z wygodnym fotelem przy którym można było przyjmować petentów. Dom z kamienia otoczony drewnianymi budynkami wyglądał dość dostojnie, żeby nosić miano nowej siedziby Inkwizycji Płockiej. I miał im przypaść wyjątkowo niskim kosztem.

W sypialni kupca Franka znalazła zdobiony klucz. A pod biurkiem była klapa chroniąca schowek z gotówką. Wewnątrz była sakiewka z pięćdziesięcioma dwoma srebrnikami i jedną złotą monetą. Oszczędności życia. Monety były bite w różnych częściach świata. Tej złotej nie rozpoznawała, ale coś jej podpowiadało, że mogła pochodzić z terenów Cesarstwa Wschodniorzymskiego.

Mieli więc również fundusze, które nagle zyskały wymiar realnej gotówki, a nie odległych wpływów rodziny Reznov. Co więcej były one teraz w rękach Francisci i to ona miała zdecydować, czy zostaną przeznaczone na tak zwana pulę wspólną, czy może staną się formą rekompensaty dla jej okaleczonego męża.

Anna nie miała tak przyjemnych doświadczeń. Powrót do Dohna był formalnością. Nawet nie przekroczyła progu budynku. Od razu ruszyła dalej do klasztoru Dominikanów. Fyodor kazał Tryplowi iść z młodą zakonnicą. Jednak nie mogli zapominać, że są na terenie kontrolowanym przez wrogie istoty. Poznał już Annę na tyle, żeby wiedzieć, że przekonywanie jej do poczekania ze spacerem do rana nie miało najmniejszego sensu.

U Dominikanów okazało się, że nic nie jest takie łatwe. Fakt bycia kobietą bardzo utrudniał. Najpierw brat furtian odmawiał jej wejścia na teren klasztoru. Był ewidentnie nadgorliwy, lub chciał pokazać swoją władzę nad kobieta inkwizytorką. A gdy nie było w pobliżu Fyodora, to wszyscy w koło zaczęli zadzierać swe brody. Przecież była ledwie zakonnicą.

Jednak w końcu udało jej się wejść. W infirmarzu nie było jej dane porozmawiać z Gergem. Spał. Podobno nie mógł wytrzymać z bólu, dlatego podano mu wywar z maku z mlekiem. Spał więc nieludzkim snem. Postanowiła obejrzeć ranę. Wymieniono usztywnienie, ale założono je krzywo. Cóż mogła się spodziewać po wiejskich pachołkach, którzy po przekroczeniu bram klasztornych zostali przyuczeni do zszywania ran? Czuła złość na siebie. Na to, że zajmowała się jakimśtam wampirem zamiast być tu przy nim. Przy jej Gerge.

Natychmiast zażądała przeniesienia obu inkwizytorów do miejskiego szpitala, gdzie po pierwsze miała dużo łatwiejszy wstęp, po drugie poza cyrulikiem miała tam bardzo dobre układy wśród zakonnic sprawujących opiekę nad chorymi. Podobne żądanie wysunęła w stronę Waltera. Stary paladyn ledwie był w stanie opierać się na rękach. Poprawiła opatrunki, przed czym pomocnik medyka chciał ja powstrzymać. Jednak Trypl uśmiechnął się do niego prezentując swoje kilka pozostałych zębów i poklepał delikatnie pałką otwartą lewą dłoń. Pomocnik medyka zniknął z Infirmarza i nie pojawił się do świtu. Gdy Anna wracała na naradę Inkwizycji Gerge nadal spał odurzony narkotykiem, a zakonnicy zobowiązali się przenieść obu rannych do szpitala do południa.

Fyodor czuł się odpowiedzialny za wampira. Jakież było jego zdziwienie gdy w piwnicy powitały ich zwłoki ghula i jakiś zakapiorów skąpane we krwi. Czerwony brat z przestrachem zerkał na pobitą istotę. Tak duża koncentracja krwii mogła wyrwać go z letargu. Mógł rzucić się na nich i zaatakować.

Jednak nic takiego nie miało miejsca. Być może słusznie podejrzewał, że krew rudowłosych kobiet jest tym, co musiał otrzymywać wampir? Na szyję Guzego założono stalową obrożę, którą zamknięto kluczem, jaki wcześniej znalazł sprawdzając dom Dohna. Nie miał kajdan na ręce i nogi, dlatego Guze pozostał spętany sznurem. Gniewosz wyposażony w nieco drobnych miał udać się do kowala po dodatkowe łańcuchy. Jak słusznie zauważył, kowal nadal spał, wiec obaj mężczyźni ze Sroką zostali oddelegowani do prac siłowych. Najpierw wynosili z piwnicy niepotrzebne stojaki na wino. Potem wino. Później udało im się znaleźć małe biurko w jednej z sypialni, które we dwóch znieśli do piwnicy. Fyodor zasiadł na wygodnym krześle. Wlał do kielicha wino. Rozłożył pergamin. Otworzył rytualną księgę. Poprawił ułożenie świec. Sprawdził pozostałości krwi po wyniesionych zwłokach, aż w końcu uspokojony stanem rzeczy w swoim otoczeniu zasiadł za biurkiem. Zerkanie na nieprzytomnego wampira jakoś tak go uspokajało. Wiedział, że siedzibę Inkwizycji należało zabezpieczyć, toteż przystąpił do spisywania swoich spostrzeżeń. Teraz, gdy utrzymywało się na nim błogosławieństwo Pańskie kojarzył wiele rzeczy, które wcześniej były niezrozumiałe. Szybko zaadoptował fragmenty modlitwy Pańskiej. I nawet nie zorientował się, jak szybko minął mu czas do świtu. Trypl zapraszał Czerwonego Brata na spotkanie, które przygotowano.

Wtorek. 2 sierpnia 1250r.

“[...]cały łup zabierzesz i będziesz korzystał z łupu twoich wrogów , których ci dał Pan , Bóg twój.”
Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 20, wers 14.


Stół w salonie był suto zastawiony wędlinami wyjętymi ze spiżarni. Nie mieli kucharza, dlatego też na śniadanie wybrano tylko to, co można było zjeść nie poddając tego dalszej obróbce. Jednak i tak przeciętnemu mieszkańcowi Płocka takie śniadanie wydałoby się ucztą. Gerge, ani Walter nie mogli dołączyć. Trypl, Sroka i Gniewosz zaraz po przygotowaniu stołu zmyli się, wiedząc, że Inkwizytorzy i tak nie zjedzą wszystkiego, a im przypadnie w udziale “sprzątanie”. Siedzieli zatem w trójkę. W swej nowej kwaterze, której przejęcie musieli uzasadnić przed biskupem i kasztelanem. Z sakwą skrywaną przez Franciscę. Z wampirem skutym w piwnicy. Z bardzo dobrym winem rozlanym do kielichów.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 17-01-2019 o 20:41.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-01-2019, 12:09   #340
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
“Znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz! Po cóż, mój synu, upajać się obcą i obejmować piersi nieznanej?”

Księga Przysłów, rozdział 5, wersety 18 do 20

Brok


Poranek przebiegł bardzo szybko. Witold wprowadził Eberharda i Bogumysła w szczegóły “sprawy”. Oczywiście młodzi musieli się wyspowiadać. Świebora przed Bogiem szczerze wyznała grzechy. Bolemir za to jak typowy rogacz o niczym nie wiedzący był wolny od grzechu cudzołóstwa.

Msza ślubna odbyła się kilka chwil po wschodzie słońca. Bogumysł pozwolił sobie w kilku słowach podkreślić jak ważna jest wierność małżonków, bo tam gdzie cudzołóstwo i żądza, tam demony chętnie przybywają. A, że pewne doświadczenie w kwestii demonów wszyscy mieszkańcy Broku już zdobyli, toteż kazanie trafiło na podatny grunt.

Od rodziny Witolda otrzymali wóz drabiniasty, na którym miejsce znalazła Klara, opiekun zakonnicy i Eberhard. Na wozie leżał również Laskowski, który nie mogąc chodzić stał się ciężarem dla drużyny. Również niedoszła czarownica znalazła swoje miejsce na końcu wozu. Profilaktycznie związana. Hugin jechał konno na czele pochodu obok Bogumysła. Ten drugi świecił przykładem dla wojów.

O poranku mieli ostrą wymianę zdań z Eberhardem. Jeden z Czerwonych Braci chciał natychmiast ruszać, drugi uważał, że świątynie trzeba sprawdzić, gdyż żołnierze tego potrzebują. Droga z Broku prowadziła całkiem niedaleko świątyni, więc mieli okazję wrócić do tej rozmowy.

Korowód wyruszał gdy słońce na wschodzie było już nad koronami drzew. O żadnej uczcie weselniej nie było mowy w czasie szalejącego głodu.

Na skraju lasu korowód natknął się na ciemnowłosego mężczyznę. Był ubrany jak woj. Miał przy pasie krótki miecz, a więc broń szlachetną. Ale jego koń był chudy i zabiedzony. Właśnie zwinął obóz i zbierał drewniane miski z krzaków na granicy lasu.

- Cożeś za jeden i czego sam pod lasem siedzisz? - zapytał pełen ogłady Bolesław Nieszyjka.
- Imię me Dobromir - rzekł czarnowłosy. - I nie siedzę, jeno w drogę ruszam. Jako i wy. Do Płocka jedziecie może? Bo i mnie tam droga. Tedy może mógłbym dołączyć, w podróży razem raźniej.

Klara czuła od niego wyraźnie woń lasu. Dobromir był w jej mniemaniu również młodzieńcem wielce zaradnym, gdyż zapach jaki wokół niego się roztaczał świadczył, iż z łaźni korzystał nie dalej jak tydzień temu. Co wyróżniało go na tle ich świty.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172