Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2019, 13:34   #217
shewa92
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Noc Tajemnic


Zbłąkany wędrowiec, podróżujący przez ostępy Fangwood, mógłby trafić na niewielką polanę, pośrodku której paliło się ognisko. Gdyby zapuścił się w te niegościnne w tamtym czasie ostępy, zauważyłby niewielką grupkę skupioną w kręgu i czekającą na coś. Nie dało się jednoznacznie określić na co czekali. Ktokolwiek nadszedłby w tym momencie z głębi lasu, mógłby wręcz zobaczyć unoszącą się w powietrzu aurę tajemnicy. Nie, nie jednej Tajemnicy, a wielu Tajemnic i sekretów, które krążyły nad zebranymi. Tajemnicę miał przystojny młodzieniec o niezwykłych oczach i nasuniętym mocno na głowę kapturem, wycofany, posępny, co jakiś czas zerkający w stronę ślicznej dziewczyny, siedzącej po drugiej stronie ogniska. Ona również miała swoje sekrety, które skrywała pod maską pewności siebie i małych złośliwostek, którymi chętnie obdarowywała towarzyszy. Kawałek dalej podróżny mógłby zobaczyć krasnoluda o nietypowej dla tej rasy profesji, którego umysł skrywał Tajemnicę utraconych zdolności. Zadumany i zafascynowany spoglądał z małymi tylko przerwami na kogoś, kto mimo wcześniejszego ujawnienia jednej ze swoich Tajemnic, stał się dla pozostałych jeszcze większą zagadką. Drobna, bladolica istotka usiadła w pewnym oddaleniu od pozostałych, jakby w obawie by ich nie odstraszyć. Wiedziała, że potrzebują czasu by w pełni zaakceptować świeżo ujawniony sekret, a nie była to ostatnia z jej Tajemnic. Głos w jej głowie natarczywie domagał się uwagi, ale była skupiona na ostatnim z zebranych przy ogniu. Młody, atletycznie zbudowany chłopak siedział wpatrzony w ogień. Niemal namacalnie czuł niecierpliwe spojrzenia rzucane przez towarzyszy, nikt go jednak nie poganiał. Mikel, bo tak mu było na imię, nie chciał niczego pominąć, a nigdy z nikim nie dzielił się swoim sekretem. Podniósł głowę i uśmiechnął się do pozostałych, po czym zaczął swoja opowieść. Gdyby ktokolwiek wszedł w tym momencie na polanę i dołączyłby do słuchających, mógłby ją usłyszeć. Nikt taki się jednak nie znalazł. Towarzysze zostali sami ze swoimi Tajemnicami i słuchali jak wyjaśnia się jedna z nich.

Wybaczcie mi, ale nigdy wcześniej nie opowiadałem tej historii. Najwyżej fragmenty i to też nie całe. Jeżeli coś będzie niejasne to nie dlatego, że to ukrywam, ale dlatego, że sam niczego nie jestem pewien. No dobrze. Zaczynam.

Tak naprawdę nie wiem, kiedy spotkałem go po raz pierwszy, ale mam wrażenie, że towarzyszy mi już od wczesnego dzieciństwa. Wiem, że jeszcze nie wiecie o kogo chodzi, ale spokojnie, ja też wtedy nie wiedziałem. Do dziś nie jestem pewny czy wiem. Ci z Was, którzy pamiętają mnie jeszcze jako kilkuletniego brzdąca, wiedzą o mojej nieśmiałości. Nie jestem zbyt pewny siebie i ciężko mi nawiązywać nowe znajomości. Nawet podejście do obcego i zapytanie o drogę budzi we mnie opory, dlatego też staram się tego nie robić. Na szczęście Laura nadrabia gadulstwem za naszą dwójkę. Nie krzyw się siostra. To nie był przytyk. Tak po prostu już jest. Nie bawiłem się ani nie rozrabiałem z innymi dzieciakami z Pheandar chyba, że same zaprosiły mnie do zabawy albo Laura jakoś to zorganizowała. Sprawy trochę się pokiełbasiły jak zaczęły się przejawiać jej zdolności bo wtedy z nią też nie chcieli spędzać czasu. Pewnie się jej bali, chociaż dzieci z reguły są bardziej otwarte na te sprawy. Myślę, że zabraniali im rodzice. No nic. Nie ważne, nie to jest istotą opowieści. Większość dzieciństwa spędziłem sam lub z siostrą. W sumie mi to odpowiadało. Kiedy było między nami dobrze to zawsze znaleźliśmy sobie coś do roboty, kiedy akurat o coś się pożarliśmy to wałęsałem się po wiosce. Lubiłem zaglądać do Aubrin i słuchać jej opowieści o bogach, a zwłaszcza o Caydenie. Zawsze była dla mnie miła i często miała przygotowane jakieś łakocie na moją wizytę. Pamiętam, że często widywałem w okolicy jej chatki żebraka, który czasem mnie zaczepiał. Opowiadał historyjki ze swojej młodości najczęściej o karczemnych awanturach i czasem mocno nieprzyzwoite. Z dzisiejszej perspektywy oceniam, że spora ich część, jeśli nie większość, nie nadawała się dla dzieci, ale wtedy słuchałem ich z wypiekami na twarzy i marzyłem o tym, żeby samemu przeżywać takie przygody i zawsze wychodzić z nich obronną ręką. Polubiłem go i z czasem sam podchodziłem, gdy wypatrzyłem go w wiosce i prosiłem o więcej, często zabierając ze sobą kilka ciasteczek od Aubrin, żeby móc się podzielić. Nigdy nie powiedział mi jak ma na imię, a ja nie miałem śmiałości zapytać. Przestałem go widywać krótko po tym, jak zapytałem o niego mamę. Opisałem go najdokładniej jak umiałem, ale ona twierdziła, że nigdy nie widziała takiego mężczyzny. Już wtedy wydawało mi się to dziwne. Zapytałem o ojca, Laurę i kilku innych zaprzyjaźnionych dorosłych, ale wszędzie dostawałem tą samą odpowiedź. Nikt go nie znał, nikt go nie widywał. Tylko Aubrin potwierdziła, że widziała go kilka razy, raz nawet z nim rozmawiała i poczęstowała chlebem i herbatką. Nikt więcej. Jak już mówiłem, krótko po tym przestał się pojawiać w wiosce. Minęło kilka lat, zanim zacząłem widywać go znowu. To było już jak zacząłem pracę i naukę u "tej wrednej Kinning", jak nazywał ją tata. Prawie codziennie po pracy odwiedzałem jeszcze Irvana i Rufusa, błagając by nauczyli mnie jakiejś nowej sztuczki w walce na miecze. Czasami widziałem go, jak obserwował nasz trening z daleka, ale ile razy chciałem do niego podejść to odchodził i znikał gdzieś za rogiem. Nie potrafiłem go znaleźć. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero kilka lat później, już po opuszczeniu wioski.



Zbłąkany wędrowiec, podróżujący przez ostępy Fangwood, mógłby trafić na niewielką polanę, pośrodku której paliło się ognisko. Gdyby zapuścił się w te niegościnne w tamtym czasie ostępy, zauważyłby niewielką grupkę skupioną w kręgu, słuchającą młodego, atletycznie zbudowanego młodzieńca, siedzącego przy ogniu bez koszuli. Aura Tajemnicy, unosząca się nad zgromadzonymi nabierała nowej barwy. Opowieść chłopaka tylko ją podsyciła. Ktokolwiek nadszedłby w tym momencie z głębi lasu, mógłby wręcz zobaczyć jak wiruje, zmieniając swój kształt, reagując na każde słowo młodzieńca. Ktoś, kto obserwował polanę od samego początku historii, mógłby zobaczyć rosnące zdziwienie na twarzy siostry, poznającej sekrety brata, zaskoczenie w niezwykłych oczach młodzieńca z nim skłóconego, rosnącą ciekawość wymalowaną na twarzy bladolicej istotki i spokojną zadumę krasnoludzkiego druida. Nikt nie śmiał odezwać się, gdy młodzieniec zamilkł, nie chcąc zakłócić tej niepojętej aury. Ktokolwiek, obserwujący tę scenę od początku, mógłby się pokusić, przy odrobinie talentu, o namalowanie tej niewidzialnej siły. Być może byłby to nawet piękny obraz, ale nikogo poza naszymi bohaterami nie było. Opowieść trwała więc dalej niezakłócona, a Tajemnica rozwijała się wraz nią.


Przepraszam Was za ten przydługi wstęp, ale wydaje mi, że tylko tak można opowiadać tę historię. Wcześniejsze wydarzenia, dają dużo wskazówek odnośnie tego co wydarzyło się później i wciąż się wydarza. Przepraszam. Znowu zapędzam się w niepotrzebne dygresje. Idźmy dalej.

Jakiś czas później okazało się, że Laura potrzebuje kogoś, kto pomoże jej w pełni opanować zdolności. Postanowiła opuścić Pheandar, a ja zdecydowałem się jej towarzyszyć. Nie była to łatwa decyzja, ale była to też okazja do spełnienia ukrytych pragnień o podróżach i życiu pełnym przygód. Z perspektywy czasu sądzę, że było ich więcej niż oczekiwałem, ale nie będę opowiadał o wszystkich. Wszędzie gdzie zatrzymywaliśmy się na dłużej, udawało mi się znaleźć kogoś, kto mógł pomóc mi rozwinąć podstawy, nabyte u Kinning i wiedzę szermierczą rozwijaną podczas sparingów z Irvanem i Rufusem. Od czasu, do czasu pakowaliśmy się z siostrą w różne tarapaty, ale jedna historia jest szczególnie ważna dla tej opowieści.

Nie pamiętam już w jakiej to było miejscowości, ale zatrzymaliśmy się w przydrożnej karczmie. Chcieliśmy zjeść coś normalnego i liczyliśmy na nocleg. I z jednym i drugim nie było problemu. Skończyliśmy posiłek i Laura poszła o coś zapytać karczmarza. Osobiście uważam siostra, że ta sukienka była wtedy za krótka, ale no nie ważne. Jakiś burak złapał ją za rękę, kiedy wracała i chciał sadzać sobie na kolana. Nie wytrzymałem i zanim Laura zdążyła zareagować, zdzieliłem go w ten zapijaczony ryj. Pech chciał, że miał kolegę i z nim też musiałem sobie poradzić. Umiem walczyć. Oni nie umieli. Mogło się skończyć na tym, ale niestety na kogoś czekali. Kiedy kończyłem z drugim, do środka weszło trzech ich koleżków i sytuacja przestała wyglądać dobrze. Zanim się na mnie rzucili coś się stało. Laura tego nie pamięta, ale dla mnie czas jakby zwolnił, prawie się zatrzymał. Wszyscy zamarli, poza zakapturzonym człowiekiem dwa stoliki dalej. Uśmiechnął się. Wstał od stołu. Podszedł do mnie, klepnął mnie po ramieniu i powiedział "Trzymam za Ciebie kciuki, przyda Ci się." Potem po prostu wyszedł, wyminął gości przy drzwiach, a oni nawet się nie ruszyli. Nie będę opowiadał bajek, jak to pokonałem trzech kolejnych przeciwników. Prawda jest taka, że walnąłem jednego, Laura rzuciła jakiś czar i uciekliśmy. Dopiero parę godzin później doszedłem do tego, czemu tajemniczy nieznajomy nie wydawał się być nieznajomym. To był ten sam żebrak z Pheandar tylko jakby młodszy i bez brody. Było to mniej więcej rok temu. Później nie pokazywał się przez dłuższy czas. Zmieniło się to dopiero wczoraj.



Zbłąkany wędrowiec, podróżujący przez ostępy Fangwood, mógłby trafić na niewielką polanę, pośrodku której paliło się ognisko. Gdyby zapuścił się w te niegościnne w tamtym czasie ostępy, zauważyłby niewielką grupkę skupioną w kręgu. Słuchali opowieści młodego chłopaka, siedzącego bez koszuli, blisko ognia. Nad zebranymi, unosiła się raz gęstniejąca, raz rzednąca aura Tajemnicy, a on zdawał się być jej chwilowym centrum. Nie był to jedyny z ujawnianych tego wieczoru sekretów, zapewne nie był też największym z jeszcze nieujawnionych, ale w tym momencie był najważniejszym. Gdyby ktoś obserwował tę scenę od początku mógłby zobaczyć zmieniające się reakcje słuchaczy. Gdyby ktoś przyglądał się przystojnemu młodzieńcowi o niezwykłych oczach, mógłby poczuć jak niechęć do przemawiającego ustępuje ciekawości. Gdyby ktoś spoglądał na młodą, atrakcyjną dziewczynę, siedzącą obok przemawiającego, mógłby spostrzec jak złapała go za rękę, prostym gestem okazując siostrzane wsparcie i miłość. Gdyby ktoś skupił się na drobnej, bladolicej istotce, mógłby zobaczyć jej spojrzenie świdrujące mówcę, jakby spojrzeniem chciała wymusić, żeby kontynuował. Gdyby ktoś postanowił obserwować druida, zobaczyłbym jak ten zaczął głaskać niewielkich rozmiarów niedźwiedzia, który dołączył do nich w trakcie opowieści i również trwał spokojnie, jakby rozumiejąc powagę otaczającej polanę aury. Ktokolwiek byłby świadkiem tej sceny, miałby dużo do powiedzenia na temat pulsującej nieustająco w powietrzu Tajemnicy, ale nikogo, poza naszymi bohaterami tam nie było. Opowieść trwała więc dalej niezakłócona, a Tajemnica rozwijała się wraz nią.


Możecie się na mnie złościć. Powinienem powiedzieć Wam już wczoraj, że na mojej warcie ktoś był w obozie, ale no nie wiedziałem jak. Jakby kogoś z Was obudził to pewnie i tak byście go nie zauważyli i uznali go za szaleńca. Sam nie do końca wierzę w to wszystko i nie wiem, co o tym myśleć. No ale po kolei.

Zjawił się, kiedy spaliście. Starałem się połatać zbroję po spotkaniu z Bliznogębym, kiedy on po prostu nadszedł. Nawet nie wiem z którego kierunku. Szedł, niosąc ze sobą dzban piwa i sporo rozchlapując po drodze. Robił przy tym strasznie dużo hałasu i w ogóle nie silił się na dyskrecję. Jestem pewny, że ktoś inny postawiłby cały obóz na nogi. Położył dzban obok mnie, powiedział kilka zdań na temat "uroków" życia pełnego przygód. Przestrzegł mnie przed ufaniem w boską opatrzność, mówiąc że bogowie pomagają tylko tym, którzy sami potrafią sobie pomóc, ale zająknął się przy tym, tak jakby najpierw chciał powiedzieć "my", a w ostatniej chwili zmienił zdanie i powiedział "oni". Później zostawił piwo i po prostu odszedł nie dając mi nawet szansy, żeby o cokolwiek zapytać. Warta się zmieniła, a ja poszedłem spać i uznałbym, że to sen, ale dzban piwa nadal był tam rano. Jest jeszcze jedna rzecz i nie wiem czy jest z nim związana, ale powiem Wam do razu. Coś jest nie tak z moim plecakiem. Od jakiegoś czasu znajduję tam rzeczy, których nigdy tam nie wkładałem, a zasadzie w ogóle nie miałem. Najczęściej znajduję je wtedy, kiedy akurat są mi potrzebne. To nigdy nie jest nic wielkiego. Ot zwykłe, małe przedmioty czy narzędzia przydatne podczas pracy nad zbroją. Dwie z tych rzeczy już sami widzieliście. Jedną z nich była składana łopata, którą Laura kopała dół, a drugą są te dwie butelki miodu, które dziś pijemy. To chyba wszystko.



Zbłąkany wędrowiec, podróżujący przez ostępy Fangwood, mógłby trafić na niewielką polanę, pośrodku której paliło się ognisko. Gdyby zapuścił się w te niegościnne w tamtym czasie ostępy, zauważyłby niewielką grupkę skupioną w kręgu. Właśnie skończyli słuchać opowieści młodego, atletycznie zbudowanego chłopaka. Aura Tajemnicy unosząca się nad zebranymi odrobinę zrzedła, ale daleko jej było do rozwiania. Usłyszana historia być może odpowiedziała na część nigdy niezadanych pytań, ale postawiła też kolejne. Ktoś, kto obserwował całą tą scenę, mógłby dostrzec odmienne emocje malujące się wyraźnie na twarzach zebranych. Bez względu, czy patrzyłby na skłóconego z opowiadającym młodzieńca, drobną tajemniczą istotkę, spokojnego, głaszczącego swego niedźwiedziego przyjaciela druida, czy ciągle ściskającą rękę chłopaka siostrę mógłby w tej krótkiej chwili odczytać z ich twarzy więcej niż pokazują zazwyczaj. Nikt jednak nie był wtedy na polanie, nikt nie zakłócił spokoju obozowiska, nikomu nie udało się przebić przez aurę Tajemnicy dominującą tę noc.
 

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 10-01-2019 o 14:31.
shewa92 jest offline