Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2019, 17:22   #65
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Wszystko działo się szybko.
Tito wymierzył w stronę kolesia na ziemi, który kopnął Angelo i posłał mu krótką serię. Pociski uderzyły w pierś mężczyzny. Poszatkowały kamizelkę kuloodporna. Z takiej odległości nie była w stanie zatrzymać kul z “kałasza”.
Niestety, to dało czas aby ludzie przy drugim samochodzie otworzyli ogień w stronę Węży. Strzelali całkiem dobrze, ale ciemność była sprzymierzeńcem Tito i Angela.
Kule poszatkowały piasek, zrykoszetowały na kamieniach, ale jedna z nich dosięgła celu.
Tito poczuł, jak prawe udo eksploduje mu ogniem, a nogawka spodni przesiąka krwią. Na szczęście dla niego reszta ludzi kartelu używała broni o mniejszej sile rażenia - najpewniej pistoletów maszynowych mp5, sądząc po odgłosach wystrzałów.
Angelo natomiast poczuł, jak kula przelatuje mu niemal koło ucha. Miał wrażenie, że poczuł jej ciepło, ale zapewne był to jedynie wytwór jego napędzanej adrenaliną wyobraźni.
- Padnij! - szybko ściągnął kompana do parteru i próbował wciągnąć go za jakąś osłonę.
Tito syknął z bólu błyskawicznie padając do parteru.
- Tam. - wskazał głową najbliższy samochód Uccozów.

Rzucili się w stronę osłony, jaką dawał samochód Uccozów. Żołnierze kartelu nie dali jednak za wygraną. Kule śmignęły koło nich, jakimś cudem jednak nie trafiając. Zadudniły metalicznie o blachy samochodu, za którym znaleźli schronienie.
Szyba poszła z trzaskiem w drobny mak zasypując ich odłamkami. Z piachu raz za razem tuż obok ich osłony wzbijały się fontanny kurzu, z miejsc trafionych pociskami. Jedna z opon z hukiem pękającej gumy i sykiem wylatującego powietrza zmieniła się we flaka.
Snajper nie strzelał, a oni znaleźli się w dość nieciekawej sytuacji. Mogli odpowiedzieć ogniem na ślepo, pewnie z efektywnością żołnierzy kartelu.
Plusem było jednak to, że tajemniczy snajper nie otworzył do nich ognia.
- Łap! - Tito oddał karabin Angelo, po czym szybkim sprawnym ruchem rozerwał zakrwawioną nogawkę spodni. Nie było źle - kula weszła ale nie wyszła - nie uszkodziła kości, ani żadnych ważniejszych żył, po prostu siedziała sobie w mięśniu i paliła żywym bólem. Alvarez prowizorycznie przewiązał całość oderwanym kawałkiem nogawki i sięgnął po swój pistolet.
Angelo nie gadał, Angelo tańczył ze śmiercią. I choć nie było to może aż tak widowiskowe, gdy raz po raz z gnatem w ręku wychylał się, by spróbować ustrzelić przeciwnika, a potem szybko się schować, mężczyzna był w pełni skupiony.
- Jeśli pozbędziemy się... chociaż... jednego... puta, ja ci zaraz rozjebię pysk... matkojebca... wtedy możemy zwinąć brykę... i spierdalać... o ty chuju, widzisz? Prawie cię miałem... dasz radę, Tito?

Konował musiał z tej chaotycznej gadki wyłowić sens słów, które były skierowane do niego. Wyglądało na to, że Martinez chce osłabić przeciwników i wiać. Tylko czy to znaczyło, że zapomniał o tajemniczym snajperze? A może już mu zaufał?

- Dam radę iść. Bieganie odpada. - Przytomnie ocenił Tito. Wyczekał, aż po karoserii przewali się kolejna salwa z półautomatów, wynurzył się znad bagażnika i posłał parę starannie odmierzonych strzałów ze swojej beretty w stronę jednego z napastników. - Gdzie, do chuja, są Bliźniaki?!

Retoryczne pytanie utonęło w nowej kawalkadzie i rozbryzgu ostatniej całej szyby samochodu nad ich głowami.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline