Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2019, 01:00   #147
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45

Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:40
Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, wnętrze furgonetki
Warunki: wieczór, chłodne, wilgotne, powietrze ulicy




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)




Maurice był w podobnie krytycznym stanie jak para agentów Spectry. Tylko do tego miał ręce skute kajdankami. Zaś para agentów Spectry również czuła i wyglądała fatalnie. Zupełnie jakby trafili w zbyt mroczny i za mało pusty zaułek. Właśnie zdobyty pistolet brytyjskiego egzekutora huknął właśnie wewnątrz blaszanego pudła furgonu.





Okazało się, że jednak jest to hiszpański Star a nie niemiecki Luger jak w pierwszym momencie oczekiwał otępiały z bólu i przepełniony adrenaliną mózg Brytyjczyka. Gabrielle zdążyła przyklęknąć przy “swoim” przeciwniku gdy pojazd zahamował przewracając obydwoje na śliską od krwi i ludzkich szczątków podłogę. Usłyszeli trzask drzwi szoferki. Oboje zdążyli z trudem powstać na czworaka. Mieli ostatnie oddechy zanim tamci otworzą drzwi. Szansa na wyskok w biegu zanim pojazd się zatrzymał przepadła. John naszykował Stara próbując wycelować drżącymi rękoma w drzwi. Gabrielle gorączkowo przeszukiwała trupa w poszukiwaniu zapasowego magazynka. Gdzie on jest?! Czyżby ich nie było?! Jej palce też drżały, jeszcze mocniej niż od norweskiego zimna. Trudno było skoncentrować wzrok i myśli. W końcu stało się.

Drzwi zgrzytnęły metalicznie i zaraz potem stała się światłość gdy wraz z otwieranymi drzwiami do środka wdarło się ostre światło pobliskiego samochodu. Dwójka agentów dojrzała tylko na ich tle jakieś sylwetki. A sylwetki dojrzały ich i wnętrze furgonetki. Obie strony zaczęły strzelać prawie jednocześnie. Ulicę przecięły pociski hiszpańskiego pistoletu dzierżonego przez Johna. Furgonetkę przecięły rykoszety wzbijane przez dwóch strzelców stojących na ulicy przed otwartymi drzwiami furgonetki. Niektóre kawałki ołowiu wdzierały się jednak w umęczone morderczą walką ciała. Strzelanina umilkła w ciągu kilku sekund. Zwycięzcy patrzyli jeszcze przez moment na już nieruchome ciała. Spojrzeli po sobie. Jeden z nich wspiął się na pakę furgonetki i dla pewności poczęstował dwa ciała strzałem w głowę.

- Co z chłopakami? - zapytał ktoś kto wysiadł z zaparkowanego przed furgonetką samochodu. Jej światła ładnie oświetlały scenerię wewnątrz furgonu.

- Załatwili ich. - powiedział ten który wszedł do wnętrza pojazdu. Rzut oka na rany postrzałowe głowy jasno wskazywał, że obydwaj mężczyźni zginęli na służbie.

- A ci nowi? - zapytał ten sam mężczyzna tym samym spokojnym głosem.

- Już po nich. - stwierdził ten w środku. Ten co został na zewnątrz obserwował niespokojnie tak wnętrze pojazdu jak i ociemniałą ulicę.

- Szkoda. A miałem nadzieję na autograf. - westchnął z rozczarowaniem ten przy osobówce. Ten w pojeździe minął trupy przy drzwiach i wzruszył ramionami na znak, że nic na to już nie poradzą.

- Allier jeszcze dycha. - stwierdził po chwili wahania ten wewnątrz pojazdu. Pierwsze wrażenie potwierdziło się gdy przyklęknął przy wciąż skutym Francuzie.

- Świetnie. Na pewno opowie nam ciekawe rzeczy. A pakunek? - zapytał ten który dowodził całą akcją. Spojrzał na wylot jakiś drzwi. Dojrzał tam jakąś sylwetkę trwożliwie zerkającą w ich stronę.

- Chyba w porządku. - powiedział ten ze środka furgonu.

- Krwawisz. - odezwał się ciszej jego kolega gdy na tle ciemnej marynarki kolegi dostrzegł poszarpany materiał z którego sączyło się coś ciemnego.

- Drobiazg. - machnął ręką ten ze środka i sprawnie zeskoczył na paryski bruk.

- Deuxieme Bureau. Rozejść się. Nie ma tu nic do oglądania. Zlikwidowaliśmy grupkę niemieckich sabotażystów. Rozejść się. - szef wyjął legitymację i spokojnym ale rozkazującym głosem odezwał się do chyba jakiegoś dozorcy. Dojrzał jego potakujące i jednocześnie przepraszające ruchy głową po czym zniknął w głębi klatki schodowej. Spojrzał na swoich podwładnych którzy z powrotem zamykali drzwi furgonu i popatrzyli na niego wyczekująco. - Zjeżdżamy. Mamy paczkę i listonosza do dostarczenia. - facet skinął głową i wsiadł do osobówki. Dwaj podwładni pokiwali głową i pobiegli w stronę szoferki furgonu. Po chwili obydwa pojazdy spokojnie wyjechały z ciemnego zaułka na niewiele mniej ciemną uliczkę. Sprawa nie była jeszcze całkiem zakończona. Wciąż jeszcze trwała. Niebezpieczeństwo wciąż czyhało. Ale wydawało się, że najtrudniejszy etap mają za sobą.



---



Czas: 1940.III.13; śr; godz. 22:40
Miejsce: południowa Wielka Brytania; Londyn; miasto, gabinet biurowy
Warunki: wieczór, ciepłe, suche, wnętrze budynku


- Tak, rozumiem. Dziękuję. - szczupły mężczyzna w średnim wieku odłożył słuchawkę telefonu na widełki ale jeszcze trzymał na niej rękę. Drugą potarł nieco nerwowym ruchem czoło.

- No i? - drugi z mężczyzn w podobnym wieku ale innym mundurze popatrzył wyczekująco na reakcję kolegi.

- Dzwonił profesor Jolliot. Nadal ich nie ma. Mówił, że powinni być z godzinę temu. - francuski oficer o dystkynkcjach kapitana na mundurze popatrzył na ścienny zegar. Zaraz potem na własny zegarek. Ale niestety oba czasomierze pokazywały to samo: opóźnienie.

- Myślę, że musimy założyć najgorsze. - Brytyjczyk powiedział to po chwili wahania. I przez chwilę panowała nerwowa cisza. Konsekwencje najgorszego scenariusza były aż trudne do wyobrażenia.

- Musimy spróbować odzyskać co się da. A jak nie to chociaż zminimalizować straty. - Francuz pokręcił głową nie godząc się na taki scenariusz i z miejsca zaczął wykręcać numer na telefonie.

- Myślisz, że jeszcze żyją? - Brytyjczyk podszedł do drugiego biurka i też zabrał się za swój telefon. Spojrzał pytająco na swojego rozmówcę. Dostrzegł jednak tylko wzruszenie ramion. No tak. Przy takiej dziurze informacyjnej mogło stać się cokolwiek i cokolwiek teraz by nie powiedzieli byłoby czystą spekulacją. Francuz miał rację, trzeba było spróbować odzyskać co się da i zminimalizować straty. Myśl o bardziej optymistycznych wariantach w tej sytuacji byłaby czystym zuchwalstwem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline