|
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-12-2018, 21:37 | #141 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
23-12-2018, 06:09 | #142 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 43 Czas: Miejsce: Warunki: Gabrielle i John Kimkolwiek były sylwetki w marynarkach to potrafili być tak samo zdecydowani jak zdecydowana była para agentów Spectry aby posiąść ciężką wodę dla swoich celów. Ledwo John dał sygnał do rozpoczęcia akcji w zaciemnionej, wybrukowanej uliczce przemówił ołów. Ledwo para agentów dała pierwsze kroki już rozległ się huk wystrzałów z czterech luf na raz. John Brytyjczyk do szoferki miał ledwo kilka kroków dalej niż Gabrielle do otwartych tylnych drzwi furgonetki ale w tych waunkach było to jak bieg w poprzek strzelnicy. W takim zagęszczeniu ołowiu na tak małej przestrzeni coś musiało ich trafić. Loterią było jedynie kto i jak bardzo. Brytyjczykowi zdawała się sprzyjać fortuna. Chociaż ołów śmigał koło niego oberwał tylko raz gdy wskakiwał do szoferki. Zabolało ale postrzał nie wydawał się zbyt poważny. Na pewno nie na tyle aby go zatrzymać. Miał też fart, że kierowca zostawił kluczyki w stacyjce. Inaczej ten szalony plan pewnie zakończyłby się w tej chwili. A tak mógł go kontynuować. Odpalił maszynę, uruchomił silnik i wreszcie ruszył. A ciężka furgonetka to na pewno nie był wóz sportowy a on nie był wyszkolonym kierowcą. Niemniej chociaż kule rozbryzgiwały kawałki szkła, dzwoniły o blachy i pruły siedzenia to wóz, wydawało się przerażliwie powoli ale jednak, zaczynał się toczyć aby wytoczyć się z ciemnego zaułka na nieco mniej ciemną ulicę główną. A ten najbardziej niebezpieczny moment gdy szoferka mijała dwóch strzelców jacy blokowali odwrót na ulicę główną to też miał fart by chyba w tak szybkim ogniu skończyła im się amunicja. Ale nie byli w ciemię bici. Skorzystali z tego, że wóz jechał wciąż bardzo wolno i wskoczyli na co się dało chcąc pewnie dostać się do szoferki. Z nimi wyjechał na główną ulicę nie mając pojęcia co dzieje się z tyłu. Gabrielle Francuzka udająca francuskojęzyczną Kanadyjkę nie dopatrzyła się w legitymacji policjanata nic szczególnego. Legitymacja jak legitymacja. Policjant może do najsympatyczniejszych nie należał ale właściwie nie robił nic czego po policjancie zatrzymującym podejrzany wóz spodziewać by się nie należało. Nawet nie zdążyła zapisać wszystkiego chociaż najważniejsze dane były. Imię, nazwisko, stopień... Sytuacja jednak szybko się zmieniała i tą papierologię musiała zostawić sobie na później. Gdy John nadał akcji szybszy bieg liczyły się już sekundy i kwestia farta. Farta trójka Francuzów miała chyba znacznie mniej w porównaniu do Wyspiarza jaki pobiegł do szoferki. Ledwo odwróciła się aby wskoczyć do otwartych, tylnych drzwi furgonetki rozległy się strzały. Tamci z alejki widocznie nie żartowali i grali na poważnie w tą grę. Pierwszy pocisk ugodził ją gdy była w progu tylnych drzwi. Sądząc po jękach bólu oberwał też taksówkarz i policjant i Lapointe. Chwilę później miała zamiar pomóc jednemu Francuzowi w szamotaninie z drugim Francuzem. Wydawało się, że jeśli policjant nie jest jakimś karateką to we dwójkę z Lapointem, powinni dać mu radę sądząc po tym jak poradzili sobie podczas walki w rjukańskiej restauracji. Żandarm chyba zresztą był tak samo zaskoczony otwarciem ognia i postrzałem tak samo jak Lapointe. Ale wzięty w dwa ognie, właściwie nie miał wyjścia i musiał się bronić. Walczyli praktycznie po omacku bo już widocznie wczęśniej zapalona latarka policjanta wypadła mu z ręki i leżała gdzieś na podłodze. Ledwo Gabrielle dołączyła do walki gdy stały się prawie dwie rzeczy na raz. Pierwszą rzeczą był upragniony w tej sytuacji dźwięk uruchamianego silnika gdy Johnowi widocznie udało się dotrzeć do szoferki u uruchomić motor. Co na pewno było dobre bo dawało nadzieję na skrócenie czasu przebywania w ostrzelowianej strefe. Mniej fajne było to, że siłą rzeczy stojącą dotąd maszyną szarpnęło przez co zachwiało całą, szarpiącą się trójką Francuzów. Drugą zaś rzeczą, też na pewno nie fajną, było to, że znów oberwali. Przynajmniej na pewno Gabrielle poczuła jak kolejna ołowiowa grudka przeszywa jej ciało i Lapointe też chyba oberwał bo jęknął boleśnie i przykląkł. Ale Francuzce pomogło to na tyle aby wypchnąć policjanta przez wciąż otwarte tylne drzwi. Widziała jak ciało w mundurze wypada na bruk gdy wyjeżdżali z ciemnej uliczki i dwie biegnące sylwetki jakie nieco wcześniej wyszły z mroków uliczki. Przestali strzelać i sądząć po ruchach chyba próbowali zmienić magazynki które w tak gwałtownym ogniu mogły być już puste. Wydawało się, że chyba im się udało wyrwać z matni. Policjant toczył się jeszcze po ulicy w kierunku chodnika a tamci dwaj zwolnili i zatrzymali się w końcu aby zmienić te magazynki. I wtedy... John - Wysiadaj! - John poczuł jak ktoś wyszarpał go zza kierownicy. Przez częściowo rozbite przednie szyby pojazdu widział słup zgaszonej latarni. Wyglądało, że w niego przygwoździł. Jak to się stało? W ogóle tego nie pamiętał. Jechał przecież, wyjężdżał z uliczki, skręcał w główną iii... - Na kolana! - ten sam rozkazujący krzyk. Po francusku. No tak. Wypadł na czworaka gdy ten ktoś go wyciągnął z szoferki. I siłą postawił na owe kolana na ulicy przy tej furgonetce. Rozejrzał się. To chyba jeden z tych z alejki. Był wściekły albo zdenerwowany. Argumenty słowne wspierał groźnym machaniem lufy. John zaś klęczał przy rufie furgonetki która widocznie przygwoździła centralnie w latarnię. I to chyba pierwszą jaka stała od wyjazdu z "ich" alejki. Nadal ją widział. Zaćma jaka objęła jego umysł musiała trwać sekundy. Ale akurat starczyło aby stracił panowanie nad kierownicą i wyrżną w latarnię. Tamtym zostało skorzystać z okazji, dobiec i zrobić swoje. - Kto to jest?! - zapytał po francusku jeden z pistoletem do tego kto wyszarpał Johna z szoferki. - Jakiś Angol! Lloyd! Ma pieczątki z Anglii, Norwegii i Holandii! - ten co stał za nim widocznie musiał wcześniej wyjąć mu paszport i czytał ostatnie pieczątki jakie musiał podbijać w portach i lotniskach aby móc przekroczyć granicę. Nic nie było o broni to pewnie przeszukali go pod tym katem wcześniej. - Panowie?! Panowie co tu się dzieje?! Żądam wyjaśnień! - John odwrócił się nieco do tyłu. Usłyszał głos "swojego" policjanta. Też właśnie się podnosił z ulicy na kolana jakby go zamroczyło podobnie jak Brytyjczyka. - Nie wtrącaj się pan, to sprawa wywiadu. - odpowiedział dość obcesowo ten który wydawał tutaj polecenia. - A co to było?! Ta ciemność! Co to miało być! - Francuz zdołał złapać swoje kepi i włożyć je na głowę. Powstał na nogi i z takim samym tonem jakim niedawno częstował obsadę furgonetki teraz też domagał się wyjaśnień. Nie zauważył pewnie minimalnego ruchu głową a gdy ujrzał jak dłoń z pistoletem podnosi się ku niemu zdążył tylko zasłonić się dłońmi w protestującym geście gdy padł kolejny strzał. Żandarm upadł na środku ulicy do której zdążył dojść i zaczął się krztusić. Zabójca w marynarce który dotąd zajmował się kimś z kufra podszedł do niego i dokończył egzekucji strzelając powalonemu żandarmowi prosto w twarz. Ciało Francuza znieruchomiało. --- Gabrielle Gabrielle stała akurat w tylnych drzwiach otwartej furgonetki gdy wydawało się, że w jej głębi coś się poruszyło. Przez ułamek sekundy widziała jakby żywą, atramentową masę jaka wyskoczyła z cieni uliczki i skoczyła za uciekającą furgonetką. Zdążyła otworzyć oczy ze zdumienia i usta do krzyku gdy ciemność ją owładnęła tak samo jak moment wcześniej francuskiego żandarma jaki właśnie przestał się toczyć po bruku. Głowa eksplodowała jej na przemian światłem, ciemnością i czuła jeszcze tylko uczucie opadania. Sama nie była pewna czy to jej ciało opada na dno furgonetki czy to ona tonie w tej ciemności. Słyszała gdzieś obok krzyk Lapointe'a. A potem już nie było nic. --- - Co z nią? - zapytał po francusku jakiś męski głos. Bynajmniej nie z troską. Ktoś świecił jej w twarz światłem latarki więc prawie nic nie widziała. - Żyje. Ale zarzygała się. I oberwała trochę. - oświadczył inny głos, pewnie ten co nad nią klęczał i oślepiał latarką. Rzeczywiście czuła gdzieś w pobliżu kwaśny zapach wymiocin. Głowa jej pękała jakby miała skrajnie silną migrenę. A do tego dochodziły świeże postrzały. - Co z nimi robimy? Sprzątnąć jak tamtego? - zapytał ktoś inny. Chyba nadal leżała na podłodze furgonetki. A poza tym co ją oświetlał reszta chyba mówiła na zewnątrz. - Sprzątnąć ich zdążymy. Najpierw zobaczymy co wiedzą i dla kogo pracują. - odpowiedział ten sam co pytał się o jej stan. - Gliny zaraz tu będą, nie mamy czasu. - powiedział ktoś jeszcze, wyraźnie zdenerwowanym głosem. I rzeczywiście było słychać policyjne gwizdki. Niestety na pewno były zbyt daleko aby w ciągu sekund pojawić się na scenie. - Zamknąć i zabrać ich. Zmywamy się. - powiedział ten co pewnie był tutaj szefem. Polecenie zostało szybko wykonane. Zaraz obok Gabrielle wrzucono ciężko krwawiącego Lapointe'a. Francuz był skuty kajdankami. - Dawaj tego Angola. - powiedział któryś i po chwili obok Lapointe'a i leżącej na podłodze Gabrielle wylądował John. Drzwi ztrzasnęły się. I te przednie, od szoferki gdzie ktoś usiadł za kierownicą i uruchomił silnik. A do paki weszło dwóch kolejnych panów w marynarkach. Jeden miał kajdanki i pytająco uniósł je ku drugiemu. Ten skinął głową ku leżącemu na podłodze Johnowi. Ten z kajdankami schował więc pistolet za pasek i sam klęknął na plecach Johna aby spróbować go zakuć. Jego kolega zaś wychowawczo mierzył w skutego Lapointe'a i leżącą Gabrielle z pistoletu. - Poświeć mi. - poprosił ten z kajdankami i Gabrielle od razu wyczuła, że rodowitym Francuzem to on raczej nie jest. Jego kolega spełnił jego prośbę gdy oświetlał nadgarstki Johna pojazd akurat ruszył a nim, jako jedynym stojącym najbardziej zachwiało.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
31-12-2018, 14:00 | #143 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Wzrok Johna powoli odzyskiwał normalną ostrość. Anglik nie wiedział, czy przywrócił mu ją ból w łokciach i kolanach, które boleśnie zaszurały o podłogę furgonetki, czy podmuch chłodnego, wieczornego powietrza, jakiego zdążył zaczerpnąć chwilę wcześniej, czy może niebezpieczeństwo, w jakim się znajdował. |
01-01-2019, 21:40 | #144 |
Reputacja: 1 | Ból na chwilę pozbawił Gabrielle oddechu. Znajome palenie i skórcz, gdy nabój przeszył jej ciało, sprawiły, że oparła się o ścianę furgonetki. Z trudem wypchnęła ciało policjanta i stojąc w drzwiach odjeżdżającego auta przyglądała się przeładowywującym napastnikom. Na ułamek sekundy poczuła ulgę. Może… może się udało… Tyle zdążyła pomyśleć nim zobaczyła jedną z najdziwniejszych rzeczy w swoim życiu. Potem była już tylko ciemność. |
07-01-2019, 10:34 | #145 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 44 Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:35 Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, wnętrze furgonetki Warunki: wieczór, chłodne, wilgotne, powietrze ulicy ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd) Do agentki Spectry uśmiechnęła się wojenna fortuna. Po tym jak udało jej się kopnąć i przewrócić stojącego nad nią przeciwnika który już przymierzał się aby postrzelić szarpiącego się z jego kolegą Johna, nie tylko się przewrócił ale wypuścił trzymaną dotąd broń. A do tego broń spadła w zasięg rąk poranionej Francuzki co ta od razu wykorzystała. Słabo oświetloną furgonetkę zalała kaskada wystrzałów. Wewnątrz ogromnej puszki jaką w gruncie rzeczy była paka furgonetki hałas był ogłuszający a rykoszety krzesały iskry na blachach budy furgonetki. Nie wszystkie jednak pociski poszły w same blachy. Kilka ugodziło w przeciwnika z jakim dotąd zmagał się Brytyjczyk. Musiał uznać, że prowadzi ze swoim oponentem bardzo wyrównaną wymianę ciosów. Wydawało się, że ilekroć zdzielił siedzącego na nim przeciwnika to ten odpowiadał mu tym samym. Czuł jak tamten wrzasnął z bólu gdy któryś z pocisków wystrzelonych przez jego szefową musiał go ugodzić. Ale mimo to nie przerwał zmagań z Johnem czując pewnie, że powalony mężczyzna słabnie. Zajęta ostrzałem Francuzka nie miałaby takiej swobody manewru bo ten którego przewróciła już się pozbierał i ruszył na nią. Przez moment stała więc w krytycznej decyzji w kogo strzelać, czy w tego który siedział i okładał Johna cy tego co zaraz miał zamiar wziąć się za nią. Niespodziewanie jednak w sukurs przyszedł jej jej rodak. Lapointe chociaż ciężko pobity, postrzelany i skuty kajdankami złapał tego dotąd powalonego nogami i trzymał uparcie nie pozwalając mu wrócić do zmagań z dwójką agentów Spectry. Przez co ci chociaż przez moment mieli przeciw sobie tylko jednego przeciwnika. Gabrielle w szaleńczym tempie opróżniła resztkę magazynka znów chociaż raz trafiając przeciwnika Johna. Właśnie gdzieś w tym momencie temu drugiemu udało się ostatecznie spacyfikować desperacki opór Maurice'a i wyrwał się z jego uścisku rzucając się na kobietę. Od razu udało mu się przygwoździć ją ją przewagą swojej masy i impetu. I gdyby nie gruchnęła plecami o zamknięte drzwi furgonetki to pewnie powaliłby ją na podłogę. Ale i tak zdołał zdzielić ją mocno aż pociemniało jej w oczach. W tym czasie jednak i do Johna na moment uśmiechnęła się fortuna. Udało mu się trzasnąć głową przeciwnika o ścianę burty pojazdu. A potem jeszcze raz aż ten osunął się na podłogę przynajmniej chwilowo wyłączony z akcji. Zaraz potem ostatnia trójka jeszcze trzymających się na nogach zwarła się ze sobą jednocześnie. Gabrielle przyszpilona do drzwi furgonetki słabła po kolejnych ciosach napastnika. Desperacko próbowała go okładać opróżnionym z amunicji pistoletem. Za którymś razem udało jej zdzielić się go w głowę aż jęknął. Johnowi też udało się doskoczyć do niego ale był już wyraźnie osłabiony otrzymanymi wcześniej i obecnie ranami. Francuzka też słabła i wszyscy zdawali sobie sprawę, że teraz walkę zapewne przegra ta strona która pierwsza opadnie z sił. Przeciwnik był co prawda jeden ale był mniej zmęczony niż dwójka krnąbrnych więźniów. Nie było też pewne na jak długo zostanie wyłączony z akcji ten którego udało się powalić Johnowi. Gdyby włączył się do walki teraz to pewnie przesądziło by wynik walki. Walka weszła w chaotyczną, krwawą i brutalną fazę. Nie było żadnych reguł, planu czy techniki. Zwykła, chaotyczna walka na jak najbliższy dystans. Gorące chrapliwe oddechy, uwalona potem i krwią skóra, zaciśnięte zęby i pięści, kolejne trzaśnięcia pięścią, głową, próby blokowania ciosów przeciwnika, uderzenia pistoletem, głowy odskakujące od zderzeń z drzwiami przy kolejnych ciosach i wreszcie niespodziewany koniec. John próbował trzasnąć tego faceta w twarz. Tamtemu udało się jednak zablokować jego cios i sam w rewanżu zdzielił go czołem w twarz. Agentowi pociemniało w oczach a w uszach szumiało, miał problemy ze wszystkim. Z koncentracją widzenia, słyszenia, ze złapaniem równowagi, ze złapaniem oddechu, o jakiejkolwiek precyzji wymianie ciosów dawno nie było co marzyć. Po prostu walił tamtego jak popadło i tamten chyba robił dokładnie to samo. John’a ratowało to, że tamten musiał dzielić swoją uwagę na dwa cele a oni mieli przeciw sobie tylko jego jednego. Tamten po udanym trzaśnięciu John’a wrócił do Gabrielle i chlasnął ją mocno łokciem w twarz. Kobietą zatrzęsło i prawie na oślep zdzieliła go trzymanym pistoletem gdy już osuwała się po drzwiach i upadała na podłogę. To koniec. Już więcej nie miała siły walczyć. Leżała pozbawiona tchu i wypruta z sił na boku, opierając się plecami o drzwi furgonetki. Ale prawie na oślep trzaśnięty facet stracił równowagę i upadł na podłogę. Też leżał na tej podłodze ciężko dysząc i krwawiąc z odniesionych ran. W końcu w zrozumiały geście podniósł ramiona do góry w geście poddania się. Jego kolega którego wcześniej ostrzelała Gabrielle i powalił John za to zaczynał zdradzać oznaki, że lada chwila dojdzie do siebie. No i była jeszcze furgonetka. Pojazd wyraźnie zwalniał chcąc się pewnie zatrzymać.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
11-01-2019, 23:24 | #146 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Post wspólny, po akcji w furgonetce. EDIT: 1K10 = 3 Ostatnio edytowane przez Loucipher : 11-01-2019 o 23:25. Powód: Rzut K10 na prośbę MG. |
12-01-2019, 01:00 | #147 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 45 Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:40 Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, wnętrze furgonetki Warunki: wieczór, chłodne, wilgotne, powietrze ulicy ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd) Maurice był w podobnie krytycznym stanie jak para agentów Spectry. Tylko do tego miał ręce skute kajdankami. Zaś para agentów Spectry również czuła i wyglądała fatalnie. Zupełnie jakby trafili w zbyt mroczny i za mało pusty zaułek. Właśnie zdobyty pistolet brytyjskiego egzekutora huknął właśnie wewnątrz blaszanego pudła furgonu. Okazało się, że jednak jest to hiszpański Star a nie niemiecki Luger jak w pierwszym momencie oczekiwał otępiały z bólu i przepełniony adrenaliną mózg Brytyjczyka. Gabrielle zdążyła przyklęknąć przy “swoim” przeciwniku gdy pojazd zahamował przewracając obydwoje na śliską od krwi i ludzkich szczątków podłogę. Usłyszeli trzask drzwi szoferki. Oboje zdążyli z trudem powstać na czworaka. Mieli ostatnie oddechy zanim tamci otworzą drzwi. Szansa na wyskok w biegu zanim pojazd się zatrzymał przepadła. John naszykował Stara próbując wycelować drżącymi rękoma w drzwi. Gabrielle gorączkowo przeszukiwała trupa w poszukiwaniu zapasowego magazynka. Gdzie on jest?! Czyżby ich nie było?! Jej palce też drżały, jeszcze mocniej niż od norweskiego zimna. Trudno było skoncentrować wzrok i myśli. W końcu stało się. Drzwi zgrzytnęły metalicznie i zaraz potem stała się światłość gdy wraz z otwieranymi drzwiami do środka wdarło się ostre światło pobliskiego samochodu. Dwójka agentów dojrzała tylko na ich tle jakieś sylwetki. A sylwetki dojrzały ich i wnętrze furgonetki. Obie strony zaczęły strzelać prawie jednocześnie. Ulicę przecięły pociski hiszpańskiego pistoletu dzierżonego przez Johna. Furgonetkę przecięły rykoszety wzbijane przez dwóch strzelców stojących na ulicy przed otwartymi drzwiami furgonetki. Niektóre kawałki ołowiu wdzierały się jednak w umęczone morderczą walką ciała. Strzelanina umilkła w ciągu kilku sekund. Zwycięzcy patrzyli jeszcze przez moment na już nieruchome ciała. Spojrzeli po sobie. Jeden z nich wspiął się na pakę furgonetki i dla pewności poczęstował dwa ciała strzałem w głowę. - Co z chłopakami? - zapytał ktoś kto wysiadł z zaparkowanego przed furgonetką samochodu. Jej światła ładnie oświetlały scenerię wewnątrz furgonu. - Załatwili ich. - powiedział ten który wszedł do wnętrza pojazdu. Rzut oka na rany postrzałowe głowy jasno wskazywał, że obydwaj mężczyźni zginęli na służbie. - A ci nowi? - zapytał ten sam mężczyzna tym samym spokojnym głosem. - Już po nich. - stwierdził ten w środku. Ten co został na zewnątrz obserwował niespokojnie tak wnętrze pojazdu jak i ociemniałą ulicę. - Szkoda. A miałem nadzieję na autograf. - westchnął z rozczarowaniem ten przy osobówce. Ten w pojeździe minął trupy przy drzwiach i wzruszył ramionami na znak, że nic na to już nie poradzą. - Allier jeszcze dycha. - stwierdził po chwili wahania ten wewnątrz pojazdu. Pierwsze wrażenie potwierdziło się gdy przyklęknął przy wciąż skutym Francuzie. - Świetnie. Na pewno opowie nam ciekawe rzeczy. A pakunek? - zapytał ten który dowodził całą akcją. Spojrzał na wylot jakiś drzwi. Dojrzał tam jakąś sylwetkę trwożliwie zerkającą w ich stronę. - Chyba w porządku. - powiedział ten ze środka furgonu. - Krwawisz. - odezwał się ciszej jego kolega gdy na tle ciemnej marynarki kolegi dostrzegł poszarpany materiał z którego sączyło się coś ciemnego. - Drobiazg. - machnął ręką ten ze środka i sprawnie zeskoczył na paryski bruk. - Deuxieme Bureau. Rozejść się. Nie ma tu nic do oglądania. Zlikwidowaliśmy grupkę niemieckich sabotażystów. Rozejść się. - szef wyjął legitymację i spokojnym ale rozkazującym głosem odezwał się do chyba jakiegoś dozorcy. Dojrzał jego potakujące i jednocześnie przepraszające ruchy głową po czym zniknął w głębi klatki schodowej. Spojrzał na swoich podwładnych którzy z powrotem zamykali drzwi furgonu i popatrzyli na niego wyczekująco. - Zjeżdżamy. Mamy paczkę i listonosza do dostarczenia. - facet skinął głową i wsiadł do osobówki. Dwaj podwładni pokiwali głową i pobiegli w stronę szoferki furgonu. Po chwili obydwa pojazdy spokojnie wyjechały z ciemnego zaułka na niewiele mniej ciemną uliczkę. Sprawa nie była jeszcze całkiem zakończona. Wciąż jeszcze trwała. Niebezpieczeństwo wciąż czyhało. Ale wydawało się, że najtrudniejszy etap mają za sobą. --- Czas: 1940.III.13; śr; godz. 22:40 Miejsce: południowa Wielka Brytania; Londyn; miasto, gabinet biurowy Warunki: wieczór, ciepłe, suche, wnętrze budynku - Tak, rozumiem. Dziękuję. - szczupły mężczyzna w średnim wieku odłożył słuchawkę telefonu na widełki ale jeszcze trzymał na niej rękę. Drugą potarł nieco nerwowym ruchem czoło. - No i? - drugi z mężczyzn w podobnym wieku ale innym mundurze popatrzył wyczekująco na reakcję kolegi. - Dzwonił profesor Jolliot. Nadal ich nie ma. Mówił, że powinni być z godzinę temu. - francuski oficer o dystkynkcjach kapitana na mundurze popatrzył na ścienny zegar. Zaraz potem na własny zegarek. Ale niestety oba czasomierze pokazywały to samo: opóźnienie. - Myślę, że musimy założyć najgorsze. - Brytyjczyk powiedział to po chwili wahania. I przez chwilę panowała nerwowa cisza. Konsekwencje najgorszego scenariusza były aż trudne do wyobrażenia. - Musimy spróbować odzyskać co się da. A jak nie to chociaż zminimalizować straty. - Francuz pokręcił głową nie godząc się na taki scenariusz i z miejsca zaczął wykręcać numer na telefonie. - Myślisz, że jeszcze żyją? - Brytyjczyk podszedł do drugiego biurka i też zabrał się za swój telefon. Spojrzał pytająco na swojego rozmówcę. Dostrzegł jednak tylko wzruszenie ramion. No tak. Przy takiej dziurze informacyjnej mogło stać się cokolwiek i cokolwiek teraz by nie powiedzieli byłoby czystą spekulacją. Francuz miał rację, trzeba było spróbować odzyskać co się da i zminimalizować straty. Myśl o bardziej optymistycznych wariantach w tej sytuacji byłaby czystym zuchwalstwem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
|
| |