-
Załatwiłbyś siebie i mnie. Nawet o tym nie myśl! - warknął Saadi, a na potwierdzenie złości posłał wzdłuż kręgosłupa Ianusa impuls bólu. Thoera aż zgięło.
-
Cedmon racja - poparła Gmanagha Enki. Tak jak Cedmon sądził, była rozsądną dziewczyną i za nic nie chciała pchać się w kłopoty. Opuścili dno doliny i wolno ruszyli trawersując zbocze. Poruszanie się między drzewami z Zahiją w kołysce było na tyle trudne, że grzbiet osiągnęli dopiero po kilku godzinach. Po drugiej stronie znajdowała się również dolina. Znacznie rozleglejsza od tej, z której wyjechali. Dnem płynęła jakaś rzeka. Rozpoczęli zjazd w dół.
Jakież było zaskoczenie wędrowców, gdy jadąc zboczem trafili na wydeptaną ścieżkę. Wprawdzie mógł to być szlak uczęszczany przez zwierzynę zmierzającą w kierunku wody, ale przeczyła temu zwisająca z konaru czaszka. Wisiała na sznurku i delikatnie podrygiwała w rytm ruchu gałęzi poruszanej wiatrem.
Torstig i Kibria przemierzali miasto, kierując się do domu Sabihy. Relhad niósł w worku oderżniętą głowę Osamy, a Livia miała przy sobie schowane pismo świadczące o zdradzieckich planach Jajira.
Zapukali do drzwi. Po chwili otworzyła sama lokatorka. Na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, kiedy zorientowała się, kto do niej zawitał. Zaczerwieniła się i cofnęła do korytarza.
-
Ach! - powiedziała nieco zbyt teatralnie. -
To wy. Tak szybko?
-
Kto to? - nim zdążyli odpowiedzieć, z wnętrza dobiegł męski głos.
-
Znajomi - odparła Sabiha zdawkowo. -
Przyjdą później... Nie jestem sama - powiedziała do Kibrii.
-
Niech wejdą. Przecież nie będą przeszkadzać. Zjedzą z nami wieczerzę. Nie godzi się zostawić głodnego z pustym żołądkiem, tak mówią Prorocy - zakomenderował głos. Znać w nim było manierę właściwą dowódcom. Sabiha spojrzała na Torstiga i Kibrię, jej usta ułożyły się w nieme "
nie".