Axel i Wolfgang pozostali w kryjówce, a Berni pognał na Syrenkę. Stała nadal przywiązana do rozlatującego się pomostu i nikt się nią nie interesował. Nikt, poza jaskrawozielonymi mewami o różowych dziobach, które gromadnie obsiadły reję.
Lothar podszedł bliżej i zorientował się, że nie ma wcale do czynienia z potomkinią jakiegoś orka, ani nawet z wampirzycą, tylko ze zwyczajną jak na to miejsce mutantką.
- Panie, to nie było zbyt mądre - powiedziała dziewczyna kłaniając się. Najwidoczniej poznała, że ma do czynienia ze szlachcicem albo takie wrażenie na niej wywarł swoim wcześniejszym występem. - Zamkowi zaraz wrócą i będą Was chcieli zabrać do Wittgensteinu. A stamtąd nie ma powrotu... Chyba, że do rzeki głową w dół... Musicie uciekać! Na szczęście mogę Wam pomóc, bo są tu jeszcze ludzie, którzy widzą bezeceństwa von Wittgensteinów i starają się im przeciwstawić. Ukrywają się w lesie. Trzeba Wam do nich!
Tymczasem z zamku wyszedł oddział zbrojnych, który pomaszerował drogą do wsi. Dwóch zakutych w stal strażników odłączyło się i zawróciło, zabierając ze sobą rannego w nogi towarzysza, który w międzyczasie przeczołgał się kilkanaście metrów w górę. Pozostali z chrzęstem zbliżali się do Wittgendorfu.