Obaj gladiatorzy desperacko walczyli o zwycięstwo, a właściwie o przeżycie. Obaj na swój sposób nie mogli się ruszyć. Gajus wpadł nogą do dziury i nie mógł się wydostać pod wpływem napierającego przeciwnika. Bezimienny miał z kolei przebite na wylot udo, więc o dynamicznej pracy nóg nie mogło być mowy. Nie wywrócił się prawdpodobnie tylko dlatego, że opierał się swoją tarczą o tarczę przeciwnika. Miał naprawdę dużo szczęścia, że gladius nie przeciął głównej tętnicy - w innym wypadku cały most zostałby skąpany we krwi wojownika z Kanabossy.
Bezimiennemu udało się wreszcie sięgnąć Arlezjańczyka i zatopić ostrze w jego ciele - nie zrobił tego jednak tak głęboko, jak mógł sobie życzyć. Sam sztych kopisa udało się wbić w lewe mięśnie międzyżebrowe Gajusa, jednak atakowany gladiator uniemożliwił głębsze wrażenie broni, blokując ruch kantem tarczy.
Kanabossańczyk czuł, że przebita noga nie pozwoli mu zbyt długo trwać w pozycji stojącej. To mogły być jego ostatnie chwile przed obaleniem się. Z kolei Arlezjańczyk nie mógł wydobyć nogi z przeklętej dziury, gdy musiał jednocześnie zasłaniać się przed ciosami adwersarza.
Widownia w napięciu oczekiwała, po czyjej stronie stanie dziś Khesta... |