Morituri non cognant Jinx obudził się w klatce. Był uwięziony wraz z Robinem. Pokrótce opowiedział kompanowi co się z nim działo od momentu kiedy ostatni raz się widzieli. Robin zmajstrował dwa wytrychy i dał jeden współwięźniowi. Jinx wziął ukradkiem drut i schował go do torby, między narzędzia chirurgiczne. Z powodzeniem mógł robić jako przyrząd do wazektomii. Gdyby jakiś centurion chciał zrobić przysługę społeczeństwu i poddać się zabiegowi.
Mimo zniewolenia, Vernon cieszył się z odmiany sytuacji. Nie było strzelanin, mutantów, ciągłego zagrożenia i braku snu. Na chwilę obecną był nieźle najedzony i przespał się jednym ciągiem więcej, niż udało mu się to przez ostatnie kilka miesięcy. Było nieźle. Do czasu.
Decanus w skrócie opowiedział co będą robić i w jakim celu zostali sprowadzeni do Malpais. To już mniej się Jinxowi spodobało. Momentalnie zaczął myśleć o ucieczce. Kiedy szli do zbrojowni bacznie patrzył na wartowników, zapamiętywał trasę, umiejscowienie drzwi, okien, sprzęty leżące w pomieszczeniach i uzbrojenie wartowników. To już nie był Wielki Kanion, tu nikt nie był świadomy tego, że najpotężniejszą bronią Vernona był umysł. Mogli go zniewolić i wsadzić do lochu, lecz to jego myśli były niebezpieczne i cały czas szybowały swobodnie, nie były już otępiałe przez ciągły stres, wycieńczenie i brak snu.
Jinx postanowił chwilowo nie wychylać się z głupimi żartami. Nic nie powiedział ani o matce decanusa, ani o jego skłonnościach do hydraulictwa odbytniczego. Tym razem siedział cicho. Starał się być tak nudny i zwyczajny jak to możliwe.
W zbrojowni wybrał sobie za broń włócznię, sprawdzając uważnie, która ma najlepszy i najostrzejszy grot. Planował trzymać wroga na dystans, markować ciosy, sprawdzać reakcje, atakować znienacka innych przeciwników w zasięgu. Kilka miesięcy w piekle jakim był Kanion, nauczyło go mieć oczy dookoła głowy. Ciekawe, czy przeciwnicy też byli tak sprytni.
-Propozycja - trzymajmy się razem. Bez rozbiegania się i ganiania wrogów w pojedynkę. Tak, żebyśmy siebie widzieli nawzajem i mogli pomagać jeden drugiemu – powiedział do towarzyszy w zbrojowni.
–Będę interesował się moim przeciwnikiem, ale jak się uda to i zranię jakiegoś gladiatora po jego prawej czy lewej. Natomiast będzie słabo, jak ktoś skróci dystans i nie będę miał jak się bronić – wyjaśnił pokrótce swoją taktykę.
Na arenie jego przeciwnikiem został postawny, ale powolny raiders mający na prawej ręce rękawicę z kolcami a w drugiej dzierżący najeżoną ostrzami stalową kulę do rzucania. Zaczęły się podchody. Raiders markował rzut, Jinx wykonywał unik lub unik z jednoczesnym atakiem. Vernon nie interesował się tylko przeciwnikiem, lecz bacznie obserwował całe pole walki. Wypatrywał też możliwości ranienia innych wrogów będących w zasięgu a skupionych na swojej walce.
W końcu dostrzegł swoja szansę i rzucił się na raidersa w momencie, w którym ten ciskał kulę. Ostrza przeorały mu udo, ale grot włóczni zagłębił się w podbrzuszu przeciwnika. |