Legioniści poprowadzili niewolników z byłej drużyny B do pomieszczenia, w którym na ścianach wisiały najróżniejsze rodzaje broni. Począwszy od tych zwykłych jak noże, miecze, włócznie, po najdziwniejsze twory ludzkiego umysłu, jakie Billy kiedykolwiek widział. Jednak one były w stanie pochłonąć uwagę sanitariusza tylko na chwilę. Ten bowiem skupiony był na czymś zupełnie innym.
Nie zdobył się na odwagę, by do niej zagadać, gdy siedzieli w celach. Sam nie wiedział czego się obawiał. Za dużo świadków? Może bał się, że minęło tak wiele czasu, że ona nawet go nie pozna? A może zwyczajnie był tchórzem? Teraz jednak nie mógł się powstrzymać, nie gdy była tak blisko.
Zaczekał aż dziewczyna znajdzie się gdzieś na boku, zajęta wyborem broni. A przynajmniej wydawało mu się, że wybiera broń, odwrócona była bowiem do ściany, tak że widział tylko jej plecy. Podszedł do niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu.
Nie podskoczyła, ani nie wrzasnęła, czego można by się spodziewać. Nie zaczęła też kląć, co już samo w sobie było ciekawym ewenementem. Westchnęła za to, kończąc bawić się rudawym lokiem fryzury dłuższej niżby dała radę odrosnąć w pół roku i odwróciła się przez zaczepione ramię, spoglądając oponentowi prosto w oczy.
- Nie mam drobnych, idź robić za rumuńską pandę gdzie indziej - mruknęła ściągając usta w skwaszony dzióbek, zmrużyła oczy. Stała tak nie dłużej niż trzy sekundy, a potem jakby coś w niej pękło. Bez słowa zrobiła krok do przodu, obracając się całkiem do medyka i zarzuciła mu ramiona na szyję.
- Nostalgicznych skrzypiec też nie ma - mruknęła pogodniej, przytulając się do niego z całej siły - A przydałyby się. Kurwa no nie wierzyłam… pierwszy chłop który dotrzymuje słowa. - skończyła, pociągając nosem.
Billy’ego zaskoczyła tak emocjonalna reakcja dziewczyny. Szybko jednak wyrwał się ze stanu osłupienia i odpowiedział jej objęciem i przytulasem.
- Tak mnie wychowali w Mongolii - odpowiedział, uśmiechając się.
Odpowiedziała parsknięciem, trochę zniekształconym przez nagły atak kaszlu.
- Nie wiem czy cię opierdolić za przyprowadzenie krojącego cebulę ninji. - znowu pociągnęła nosem, odsuwając się na odległość wyciągniętych ramion żeby móc go dokładnie obejrzeć.
- Kurwa Billy… gdzieś ty się podziewał? - spytała z ogromną jak na nią powagą, a gdzieś w piersi znowu pojawiło się rudzielcowi to paskudne uczucie dysproporcji między ich losami. Dla zagłuszenia owego wrażenia znowu wróciła do oplatania mężczyzny ramionami - I czemu do chuja wcześniej nie dałeś znać że tu jesteś? Tylko… teraz - prychnęła zrezygnowana - Na ten ból dupy nawet trzywarstwowy papier nie pomoże, zostają - tym razem westchnęła - Noże.
- No wiesz, tu i tam - odpowiedział. - A raczej tam, nie miałem zbyt wiele okazji do podróżowania. A czemu się nie… - westchnął głęboko. - Nie wiem. Nie potrafiłem… Minęło tyle czasu… Może się bałem, że już dawno zapomniałaś… - pokręcił głową. - Posłuchaj tylko, co ja pieprzę… Faktycznie przydałby się ten skrzypek. Żeby mnie zagłuszyć. A jak było z tobą?
- Miałabym zapomnieć anioła o mongoidalnych rysach, przynoszącego wódkę… znaczy pociechę w chwili czarnej beznadziei najgłębszej czeluści okrężnicy życia? Chyba żeś nie srał dawno - prychnęła, strzepując mu z policzka jakiś paproch. Zezowała na prawo i lewo, filując na klawiszy, resztę towarzystwa i wodzireja ich aktualnej karuzeli spierdolenia.
- Kupił mnie… taki jeden, wywiózł do siebie. Ma na imię Tales - zacisnęła szczęki aby nie zacząć ryczeć jak lamus i to tak centralnie przy świadkach. Zamiast tego stanęła na palcach i pocałowała Sticky’ego w policzek, obejmując ostatni raz, pokrzepiająco.
- Przeżyjmy to, ok? Wychodzimy tam, cali na biało, potem wracamy. Może być na czerwono, ale na własnych szkitach, jasne? Wkurwię się jak dasz sobie coś tam zrobić - machnęła głową ku wyjściu i arenie. Tak o, symbolicznie.
- Kolejna obietnica? - Billy spytał żartobliwie. - Odnoszę wrażenie, że próbujesz kierować moim życiem. Nie potrafię ci niczego odmówić, ale… - uśmiech zniknął z jego twarzy. - Kurwa, napieprzanie się mieczami na śmierć i życie to nie jest moja specjalizacja.
- Jeśli ja kieruję… no bez jaj. Sama sobą nie potrafię się zająć, no spójrz - Cyrus popatrzyła w dół kręcąc głową - Zwykle to mnie nadziewają, nie ja kogoś. Wiesz, nie ogarniam jak to niby ma działać w odwrotną stronę. Nigdy nie miałam w rękach strapona - wskazała na półkę stojaków pełnych mieczów i włóczni - W innych częściach też, no ale. Ponoć człowiek uczy się przez całe życie - sięgnęła po prostą broń wyglądającą jak maczeta i nagle zbystrzała - Słuchaj, Barry… ten duży, jest po naszej stronie. Pilnuj się jego, w walce sobie poradzi, jak coś możemy stanąć plecy w plecy i machać na przypał zanim coś nie podejdzie - uśmiechnęła się pod nosem, rozkładając ramiona - Obiecuję że nie będę narzekać że łamię tipsy, a dopiero kurwy zakładałam.
Sanitariusz parsknął.
- Brakowało mi twojego humoru. Dobra, niech będzie. Nikt mi nie będzie niczego wciskać. A jak nie dotrzymam słowa możesz mnie - pociągnął palcem po jej szyi.
- Nie mów że ćwiczyłeś chomikowanie kontrabandy w jelicie - skrzywiła się teatralnie, udając święte oburzenie i zniesmaczenie, zanim się jej nie znudziło - Humoru ok… już się bałam, że wyskoczysz z tekstem typu, że jestem jak narkotyk bo sorry, musiałabym cię wyśmiać - prychnęła - Jeszcze nie jesteśmy na etapie że przepierdalasz na mnie kupę sztonów i dodatkowo rujnuję ci życie… och, czekaj - przewróciła oczami. Racja, już miała dla nich obojga genialne plany. Się zaczynało.
- Też mi ciebie brakowało Billy - przyznała w końcu półgębkiem, maskując pociągnięcie nosem.
- Narkotyki… Pamiętam przepierdalanie masy kapsli, ale tego fragmentu o rujnowaniu życia jakoś nie kojarzę - mrugnął do niej. - Z tym na razie świetnie radzi sobie świat, w tej akurat chwili pod postacią pieprzonego Legionu. No dobra, miejmy to już za sobą - chwycił stojącą nieopodal włócznię. - Myślisz, że leczę tym sobie jakieś kompleksy? - wskazał na trzymaną broń.
- Albo odstawiasz autoreklamę - podeszła go z boku, kiwając mądrze głową - Pomachaj nią na MJ’a, chyba to lubi… a teraz - wyciągnęła zapraszająco rękę - Będziesz taki kochany i przejdziesz się ze mną przejebać sobie życie?
- Z największą przyjemnością - ujął dziewczynę za rękę. - Można powiedzieć, że w tej materii jestem zawodowcem.
- Założymy się? - tym razem ruda parsknęła dość nerwowo, ściskając mocniej dłoń medyka - Kto ma więcej talentu to zjebywania życia sobie i okolicy? Kto wygra dostanie talon na kurwę i balon… oby nie pośmiertnie. Inaczej opcja z dębową jesionką, wymienna z opcją ekologiczną, czyli opierdoleniem przez bezdomnych. - puściła Williamowi oko - Tak czy tak, wygrywamy.
Wyszli na arenę oboje, trzymając się za ręce. Niestety potyczka szybko przerodziła się w burdel na kółkach, za dużo się działo aby człowiek mógł upilnować siebie nawzajem. Cyrus wśród walczących wyszukała Barry'ego i jego starała się trzymać, przy okazji nie dając zjebowi w turbanie podejść za blisko. Lawirowała między walczącymi, kluczyła i próbowała go zgubić, no ale uparte bydle było. Zostawało grać na czas, póki wielkolud nie rozwiąże ostatecznie kwestii własnego przeciwnika, a potem...
Cóż, należało się modlić aby było jakiekolwiek "potem".