Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2019, 00:59   #90
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Cyrus i Sticky

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZYwSSNlvWSM[/MEDIA]
Legioniści poprowadzili niewolników z byłej drużyny B do pomieszczenia, w którym na ścianach wisiały najróżniejsze rodzaje broni. Począwszy od tych zwykłych jak noże, miecze, włócznie, po najdziwniejsze twory ludzkiego umysłu, jakie Billy kiedykolwiek widział. Jednak one były w stanie pochłonąć uwagę sanitariusza tylko na chwilę. Ten bowiem skupiony był na czymś zupełnie innym.
Nie zdobył się na odwagę, by do niej zagadać, gdy siedzieli w celach. Sam nie wiedział czego się obawiał. Za dużo świadków? Może bał się, że minęło tak wiele czasu, że ona nawet go nie pozna? A może zwyczajnie był tchórzem? Teraz jednak nie mógł się powstrzymać, nie gdy była tak blisko.
Zaczekał aż dziewczyna znajdzie się gdzieś na boku, zajęta wyborem broni. A przynajmniej wydawało mu się, że wybiera broń, odwrócona była bowiem do ściany, tak że widział tylko jej plecy. Podszedł do niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu.

Nie podskoczyła, ani nie wrzasnęła, czego można by się spodziewać. Nie zaczęła też kląć, co już samo w sobie było ciekawym ewenementem. Westchnęła za to, kończąc bawić się rudawym lokiem fryzury dłuższej niżby dała radę odrosnąć w pół roku i odwróciła się przez zaczepione ramię, spoglądając oponentowi prosto w oczy.
- Nie mam drobnych, idź robić za rumuńską pandę gdzie indziej - mruknęła ściągając usta w skwaszony dzióbek, zmrużyła oczy. Stała tak nie dłużej niż trzy sekundy, a potem jakby coś w niej pękło. Bez słowa zrobiła krok do przodu, obracając się całkiem do medyka i zarzuciła mu ramiona na szyję.
- Nostalgicznych skrzypiec też nie ma - mruknęła pogodniej, przytulając się do niego z całej siły - A przydałyby się. Kurwa no nie wierzyłam… pierwszy chłop który dotrzymuje słowa. - skończyła, pociągając nosem.

Billy’ego zaskoczyła tak emocjonalna reakcja dziewczyny. Szybko jednak wyrwał się ze stanu osłupienia i odpowiedział jej objęciem i przytulasem.
- Tak mnie wychowali w Mongolii - odpowiedział, uśmiechając się.

Odpowiedziała parsknięciem, trochę zniekształconym przez nagły atak kaszlu.
- Nie wiem czy cię opierdolić za przyprowadzenie krojącego cebulę ninji. - znowu pociągnęła nosem, odsuwając się na odległość wyciągniętych ramion żeby móc go dokładnie obejrzeć.
- Kurwa Billy… gdzieś ty się podziewał? - spytała z ogromną jak na nią powagą, a gdzieś w piersi znowu pojawiło się rudzielcowi to paskudne uczucie dysproporcji między ich losami. Dla zagłuszenia owego wrażenia znowu wróciła do oplatania mężczyzny ramionami - I czemu do chuja wcześniej nie dałeś znać że tu jesteś? Tylko… teraz - prychnęła zrezygnowana - Na ten ból dupy nawet trzywarstwowy papier nie pomoże, zostają - tym razem westchnęła - Noże.

- No wiesz, tu i tam -
odpowiedział. - A raczej tam, nie miałem zbyt wiele okazji do podróżowania. A czemu się nie… - westchnął głęboko. - Nie wiem. Nie potrafiłem… Minęło tyle czasu… Może się bałem, że już dawno zapomniałaś… - pokręcił głową. - Posłuchaj tylko, co ja pieprzę… Faktycznie przydałby się ten skrzypek. Żeby mnie zagłuszyć. A jak było z tobą?

- Miałabym zapomnieć anioła o mongoidalnych rysach, przynoszącego wódkę… znaczy pociechę w chwili czarnej beznadziei najgłębszej czeluści okrężnicy życia? Chyba żeś nie srał dawno
- prychnęła, strzepując mu z policzka jakiś paproch. Zezowała na prawo i lewo, filując na klawiszy, resztę towarzystwa i wodzireja ich aktualnej karuzeli spierdolenia.
- Kupił mnie… taki jeden, wywiózł do siebie. Ma na imię Tales - zacisnęła szczęki aby nie zacząć ryczeć jak lamus i to tak centralnie przy świadkach. Zamiast tego stanęła na palcach i pocałowała Sticky’ego w policzek, obejmując ostatni raz, pokrzepiająco.
- Przeżyjmy to, ok? Wychodzimy tam, cali na biało, potem wracamy. Może być na czerwono, ale na własnych szkitach, jasne? Wkurwię się jak dasz sobie coś tam zrobić - machnęła głową ku wyjściu i arenie. Tak o, symbolicznie.

- Kolejna obietnica? - Billy spytał żartobliwie. - Odnoszę wrażenie, że próbujesz kierować moim życiem. Nie potrafię ci niczego odmówić, ale… - uśmiech zniknął z jego twarzy. - Kurwa, napieprzanie się mieczami na śmierć i życie to nie jest moja specjalizacja.

- Jeśli ja kieruję… no bez jaj. Sama sobą nie potrafię się zająć, no spójrz -
Cyrus popatrzyła w dół kręcąc głową - Zwykle to mnie nadziewają, nie ja kogoś. Wiesz, nie ogarniam jak to niby ma działać w odwrotną stronę. Nigdy nie miałam w rękach strapona - wskazała na półkę stojaków pełnych mieczów i włóczni - W innych częściach też, no ale. Ponoć człowiek uczy się przez całe życie - sięgnęła po prostą broń wyglądającą jak maczeta i nagle zbystrzała - Słuchaj, Barry… ten duży, jest po naszej stronie. Pilnuj się jego, w walce sobie poradzi, jak coś możemy stanąć plecy w plecy i machać na przypał zanim coś nie podejdzie - uśmiechnęła się pod nosem, rozkładając ramiona - Obiecuję że nie będę narzekać że łamię tipsy, a dopiero kurwy zakładałam.

Sanitariusz parsknął.
- Brakowało mi twojego humoru. Dobra, niech będzie. Nikt mi nie będzie niczego wciskać. A jak nie dotrzymam słowa możesz mnie - pociągnął palcem po jej szyi.

- Nie mów że ćwiczyłeś chomikowanie kontrabandy w jelicie - skrzywiła się teatralnie, udając święte oburzenie i zniesmaczenie, zanim się jej nie znudziło - Humoru ok… już się bałam, że wyskoczysz z tekstem typu, że jestem jak narkotyk bo sorry, musiałabym cię wyśmiać - prychnęła - Jeszcze nie jesteśmy na etapie że przepierdalasz na mnie kupę sztonów i dodatkowo rujnuję ci życie… och, czekaj - przewróciła oczami. Racja, już miała dla nich obojga genialne plany. Się zaczynało.
- Też mi ciebie brakowało Billy - przyznała w końcu półgębkiem, maskując pociągnięcie nosem.

- Narkotyki… Pamiętam przepierdalanie masy kapsli, ale tego fragmentu o rujnowaniu życia jakoś nie kojarzę - mrugnął do niej. - Z tym na razie świetnie radzi sobie świat, w tej akurat chwili pod postacią pieprzonego Legionu. No dobra, miejmy to już za sobą - chwycił stojącą nieopodal włócznię. - Myślisz, że leczę tym sobie jakieś kompleksy? - wskazał na trzymaną broń.

- Albo odstawiasz autoreklamę - podeszła go z boku, kiwając mądrze głową - Pomachaj nią na MJ’a, chyba to lubi… a teraz - wyciągnęła zapraszająco rękę - Będziesz taki kochany i przejdziesz się ze mną przejebać sobie życie?

- Z największą przyjemnością
- ujął dziewczynę za rękę. - Można powiedzieć, że w tej materii jestem zawodowcem.

- Założymy się? -
tym razem ruda parsknęła dość nerwowo, ściskając mocniej dłoń medyka - Kto ma więcej talentu to zjebywania życia sobie i okolicy? Kto wygra dostanie talon na kurwę i balon… oby nie pośmiertnie. Inaczej opcja z dębową jesionką, wymienna z opcją ekologiczną, czyli opierdoleniem przez bezdomnych. - puściła Williamowi oko - Tak czy tak, wygrywamy.

Wyszli na arenę oboje, trzymając się za ręce. Niestety potyczka szybko przerodziła się w burdel na kółkach, za dużo się działo aby człowiek mógł upilnować siebie nawzajem. Cyrus wśród walczących wyszukała Barry'ego i jego starała się trzymać, przy okazji nie dając zjebowi w turbanie podejść za blisko. Lawirowała między walczącymi, kluczyła i próbowała go zgubić, no ale uparte bydle było. Zostawało grać na czas, póki wielkolud nie rozwiąże ostatecznie kwestii własnego przeciwnika, a potem...

Cóż, należało się modlić aby było jakiekolwiek "potem".

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline