Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2019, 14:56   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Arthur, Erick, Leokadia, Claude-Henri i Alex

Sytuacja była kiepska... Bardzo kiepska, przynajmniej dla tych, którzy byli ranni. A Claude-Henri wolałby ich misja nie była okupiona stratami. Na dodatek mieli ze sobą obcą, która mogła być łącznikiem między nimi, a mieszkańcami tej strony Wrót.
Jedynym w miarę rozsądnym wyjściem zdało się Claude-Henriemu przetransportowanie rannych jak najszybciej do obozu pierwszego. A tego mogła dokonać tylko Alex. O ile zechce im pomóc.
- Chyba tylko Alex może nam pomóc - powiedział do Arthura. - Jest duża i mogłaby przewieźć trzy osoby do obozu.

Ranny Dada był już opatrzony a na polanę wyszli pozostali członkowie wyprawy. Kiedy Erick dostrzegł w ramionach chorążego obcą kobietę, instynktownie wstał, dobywając broni krótkiej, którą akurat miał pod ręką. Po chwili zastanowienia opuścił jednak lufę. Być może uświadomił sobie, że przy okazji mierzył nią w swojego przełożonego.
- Wróciliście. Wszyscy - stwierdził oczywiste Flanigan. - Dobrze, właśnie miałem zamiar się stąd ewakuować - dodał legionista, po czym spojrzał na Claude-Henri, jakby rozważał jego propozycję.
- Chcesz posadzić na grzbiecie… smoka dwójkę rannych i przetransportować ich drogą powietrzną? - dopytał z nutą ironii Erick. - Już nie mówiąc o tym, że nie wiemy czy Alex potrafi… sprawnie pokonywać takie dystanse na swoich skrzydłach... jak zabezpieczymy nieprzytomnych przed wypadnięciem?
- Ktoś by musiał polecieć z nimi - odparł Claude-Henri. - Mamy też liny. Ewentualnie... można by polecieć po pomoc. Dobry lekarz i zapasy medykamentów z obozu dotarliby tu szybciej, niż my zdążymy ich przenieść. Ale i tak wszystko zależy od Alex. - Spojrzał na smoczycę.
Arthur był zmęczony, wręcz strasznie. Gdy kobieta straciła przytomność on po kilku chwilach zgiął kolana i przysiadł na ziemi. Była ciężka, zdecydowanie za ciężka. Wciąż z dziewczyną na rękach omiótł okolice wzrokiem. Przez moment wydawało mu się nawet, że Flanigan celuje do niego z pistoletu.
- Erick zobacz co możesz dla niej zrobić. Cholernie się wykrwawia. - Nogi żołnierza rozjechały się na boki i przysiadł solidnie na zadku.
Dada był ranny, wokół leżały wielkie wilki, a ludzie zmieniali się w smoki.
- Trzeba się zbierać do bazy, jeśli smok da radę to dwie zdrowe osoby niech wezmą ze sobą Dadę i wylądują gdzieś bezpiecznie przed bazą, aby was nie ostrzelali w panice. Później smok by musiał zrobić kolejną rundę po dziewczynę, najlepiej z jakimś zapasem medycznym lub lekarzem. Dwóch rannych nie można transportować na raz. Obca ufa tylko mi i jeśli zobaczy inne gęby to może dojść do rozlewu krwi. Wiem co mówię! - sapnął, ucinając potencjalne komentarze.

- Damy radę - odezwała się zza pleców Henrietta, która w międzyczasie zeskoczyła z grzbietu smoczycy. Alex nie musiała się nawet zbliżać by dobrze widzieć i słyszeć co się działo przy rannych. Skinęła głową na słowa swojego "pilota", bo zdała sobie sprawę, że nic jej nie zmęczył ten ostatni lot, więc równie dobrze może spróbować nowego wyzwania, tym bardziej, że pewność siebie mocno jej urosła.
- Jak zrobicie uprząż z lin na rannego to Alex może trzymać w przednich... w rękach jedną osobę - poprawiła się dziennikarka. - Szliśmy tu kilka godzin w trudnym terenie, więc lotem możemy dotrzeć do bazy w zaledwie kwadrans
- Mogę przerobić te nosze - Rainbow skinął na to co już sam wykonał w międzyczasie, kiedy w planach było zaniesienie rannego. - To jak? - zapytał Ericka, ale zaraz żachnął się, że powrócił do nich najwyższy stopniem Arthur. - Jaka decyzja panie starszy chorąży? - poprawił się.
- Ale przydałby się ktoś z nami - dodała Henrietta i spojrzała na Leokadię. - Ktoś lekki, kto zasiądzie wcześniej i dotrze do bazy ostrzegając, by Legioniści nas nie rozstrzelali
- Wykonać! - Wydusił z siebie Arthur aprobując plan. Zaschło mu w gardle, oddałby teraz wiele za porządną Metaxe lub Jacka Danielsa.
- A nie lepiej obca, Arthur i ty? - Claude-Henri spojrzał na Henriettę. - Arthur najszybciej załatwi wszystkie sprawy i jego z pewnością nikt nie zastrzeli. A potem Alex wróciłaby po Dadę. - Tym razem spojrzał na smoczycę.
- Wszystko jedno... Może nawet lepiej - odparła dziennikarka, uśmiechając się lekko. - Zależy kto może poczekać - dodała już z poważną miną i po tych słowach spojrzała na Ericka, oczekując jego oceny stanu rannych.

Erick w tym czasie odnalazł swojego Famasa na placu boju. Widać było, że z nim w rękach poczuł się znacznie lepiej.
- Nie podoba mi się ten pomysł, ale… W Legii nauczyliśmy się korzystać z każdej dostępnej przewagi - westchnął, patrząc nieco przychylniej na smoczycę. - Zwiążmy rannych, niech Alexis weźmie ich w łapy. Na grzbiet może wskoczyć chorąży, jako osoba reprezentująca i kobiety - zaproponował, zerkając przy tym na Henriettę i Leokadię. - Ja, Rainbow i Claude-Henri ruszymy już z buta, by nie stać w miejscu. W tym czasie Alexis zrobi kurs z wami i będzie mogła nas zgarnąć w drodze. Chociaż szczerze wolę pójść na nogach... - to ostatnie dodał już ciszej, krzywiąc przy tym minę.
Claude-Henri spojrzał najpierw na Ericka, potem na Alex.
- Mimo wszystko proponowałbym wysłać najwyżej cztery osoby - powiedział. - Alex, nie da się ukryć, nie zna jeszcze wszystkich swoich możliwości.
- Panie kapralu, nie przesadzajmy, dwie osoby max - wtrąciła się Henrietta i spojrzała na Kargera. - Szykuj obcą na transport - dodała i odeszła, najwyraźniej chcąc obgadać sprawę z Alex.
- Jasne - skinął jej głową Rainbow. - Pomożesz mi? - zapytał Kanadyjczyka, wyciągając z plecaków legionistów wszystko to co było mu teraz niezbędne.
Claude-Henri, nie zwlekając, zaczął mu pomagać.
 
Kerm jest offline