Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2019, 19:13   #316
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Proces Deborah Barnes odbył się w Betelgezie przed Trybunałem Związku Wolnych Miast. Przez cały okres dwudziestu posiedzeń kobieta nie odezwała się ani jednym słowem. Sprawiała wrażenie nieobecnej, odmawiała odpowiedzi na zadawane pytania. Ostatecznie rodzinę Barnes uznano winną zamordowania stu dziesięciu hanzyckich dygnitarzy za pomocą broni chemicznej. Oddzielne wyroki wymieniały zsyłkę Walkera oraz zabicie Enzo. Werdykt dotyczący Castellariego był swoistym przeniesieniem odpowiedzialności, ponieważ to Black Cross ścigało nurka. Jednocześnie do zabójstwa doszło tylko dlatego, że tamten chciał pomścić swojego przyjaciela. Został on więc choć częściowo pomszczony, zaś na kwestię agentów miał jeszcze przyjść czas. Tak przynajmniej chcieli sądzić ci bardziej świadomi świadkowie rozprawy.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, Denis oraz Richard przygotowali swoje przemowy tak, aby odseparować wątek Barnesów od polityki Delegatury. Jako dowodów głównie użyli nagrania Enzo, które urzędowi akustycy zweryfikowali jako autentyczne. Zostało ono odtworzone w ocenzurowanej wersji, ponownie ograniczając przekaz do winy szlacheckiej familii. Po ogłoszeniu wyroku Hanza podniosła cła i zerwała parę kilka umów handlowych, lecz poza tym nie doszło do zbrojnych działań. Wyglądało na to, że Corvus, które od wielu lat czujnie obserwowało konflikt dwóch stronnictw, musiało zaczekać ze swoimi zakusami na inny czas.
Deborah Barnes została prawomocnie skazana na dożywocie w kazamatach należących do stolicy. Przyzwyczajona do blichtru kobieta spędziła resztę życia wśród szczurów i własnych ekskrementów. Choć straż więzienna temu zaprzecza, istnieją silne poszlaki, że kiedy tamta była na skraju wytrzymałości, odwiedził ja pewien doktor z Andromedy. Prawdopodobnie podał kobiecie silny związek związek chemiczny, który zintensyfikował jej cierpienia. Substancja spowodowała odwapnienie kości, a także stany zapalne we wszystkich mięśniach. Wszystko to jednak nie stało się natychmiastowo. Proces degeneracji organizmu trwał jeszcze kilka miesięcy.
Wkrótce potem większość fortuny Barnesów otrzymała rodzina La Croix, a konkretnie panienka Eloiza. Stało się to na mocy dokumentu, który za pomocą fortelu Jacoba został podpisany przez Deborah. Tylko dziesiąta część spuścizny była zabezpieczona dekretami dla dalszej rodziny Barnesów. Nawet bez tego ułamka Eloiza otrzymała prawdziwy majątek, który znacznie wzmocnił potencjał jej rodu.
Tajemnicą poliszynela był powód, dla którego w trakcie procesu pominięto wątki wskazujące na działania Black Cross. Nie ulegało wątpliwości, że organizacja zadbała, aby Trybunał nie zadawał zbyt wnikliwych pytań. Wciąż byli jeszcze zbyt silnym molochem, żeby skruszyć ich monopol na prawdę, choć koncepcja opozycji stawała się coraz bardziej realna.
Kamienny Herb, kierowany już przez pomniejszą szlachtę oraz krewnych, zaczął bez swoich liderów wyraźnie podupadać. Na przestrzeni kilku lat Blazon Stone zaciągnął olbrzymie długi, uszczuplające jego polityczną wiarygodność. Obecnie składa się z kilku małych domów, które stopniowo są wywłaszczane.


Podupadająca dotychczas rodzina La Croix zaczęła odzyskiwać dawną renomę. Ważnym motorem rozwoju była rekomendacja Cesarzowej Yamamoto. Władczyni dowiedziała się o ostatnich wydarzeniach częściowo poprzez wzajemną korespondencję, ale również dzięki gwardii. Jeśli wierzyć w słynne poczucie honoru żółtoskórych, pałacowi strażnicy przekazali jej dokładnie tyle, ile mieli powiedzieć. Nawet jeśli władczyni posiadała newralgiczne informacje, nie zdradziła ich publicznie. Skupiła natomiast swoją narrację na szeroko rozumianych zasługach La Croixów.
Sam Richard wybrał politykę. Cezar niechętnie uznał funkcję głowy rodziny, lecz ostatecznie zgodził się przyjąć nowy zakres obowiązków. Jeszcze przedtem został uczulony przez młodszego brata, aby otwierać się na inne rynki i nie ograniczać do Rigel. Wkrótce przyciągnęło to dodatkowych kontrahentów. Piętnastu z nich podpisało przedwstępne umowy na dostawy mięsa. Richard poruszył także kilka pionków w celu przyspieszenia kariery drugiego brata, Roberta w duchowieństwie. Nie wiedział na ile jest władny na tym polu, gdyż Kościół Noasa rządził się trudnymi do przewidzenia regułami.
Istotna stała się niepozorna notka, która była w posiadaniu Eloizy. Na mocy rzekomego aktu woli Deborah, główną część majątku Barnesów przeniesiono na młodą szlachciankę. Sama Eloiza jakiś czas znów spotykała się z Nicholasem Asquithem. Nie dostarczał on jednak takich wrażeń, co Jacob, zatem znajomość szybko dobiegła końca. U dziewczyny wyraźnie z resztą zaszły pewne zmiany, a ona wybrała nowe priorytety. Zaczęła kolekcjonować mapy oraz czytać o dalekich krajach. Wyraźnie szykowała się do jakiejś ekspedycji, a wkrótce zażartowała nawet, że jeśli Richard spróbuje ją powstrzymać, to ucieknie pod osłoną nocy. Mógł się domyślać, iż to Starr rozbudził w niej nutkę badacza, choć z całą pewnością sam miał w to pewien wkład. Od zawsze lubił wyzwania, drzemała w nim dusza ryzykanta i to prędzej czy później musiało mieć wpływ na Eloizę. Sam też zrozumiał, że jest dorosła i nie może dłużej jej kontrolować.
Co do samego Jacoba, posiadał mgliste wrażenie, że Elioza stale wraca do niego myślami. Może wciąż mieli jakiś kontakt, choć nie był w stanie tego potwierdzić. Jednego razu dziewczyna zdradziła mu, że badacz istotnie zawrócił jej w głowie, lecz nie zrodziło to wyższych uczuć.
Dawni jeńcy, Steven i Beatrice pozostali na dworze Richarda. Tylko Gregory znalazł sobie inne zajęcie, prawdopodobnie ponownie imając się dorywczych prac. Większość najemników również wybrała dwór La Croixa, wykonując prostsze, głównie fizyczne zadania. Czasem też, kiedy trzeba było zasięgnąć języka w niższych warstwach społecznych, to właśnie oni okazywali się najbardziej skuteczni. Connor objął funkcję nowego felczera rodu, a Manuel pozostała pilotem, choć jej kontrakt funkcjonował na innych zasadach, niż dotychczas. Związek z Richardem stał się już rzeczą jawną, co wcale nie poskromiło natury rudowłosej. Choć w obecności współpracowników zawsze okazywała właściwą protegowanemu podległość, to kiedy zostawali sami, potrafiła być butna i rzucać szalonymi pomysłami. To była jednak część jej natury i zapewne jeden z powodów, dla których La Croix poczuł do niej coś więcej.
Delegatura szybko zwróciła uwagę na rosnącą rangę arystokraty. Stał się częstym bywalcem salonów, pytano go o rady, zasiadał w kilku lokalnych sejmikach. Oczywiście, nie obyło się to bez przeszkód. Czekały go liczne kontrole oraz inspekcje, czasem bardzo dokładne. Mimo tego, krok po kroku to on stawał się rozgrywającym, zaś jego działalność często chwalono za stonowanie i przemyślane decyzje. W alkierzach możni panowie mówili, że w przeciwieństwie do wielu innych familii, dewizę La Croixów ,,Semper recte progreditur via*” naprawdę starano się wcielić w życie. Richard coraz lepiej wyczuwał skąd wieją polityczne wiatry, stąd wiedział, że informacje o jego potencjalnym awansie nie były tylko głodnymi plotkami.
Równocześnie, w cieniu oficjalnej działalności, rosła niewidoczna dla zwykłych ludzi sieć powiązań oraz układów. Był to własny, tajny wywiad szlachcica. Posiadał swoich ludzi nie tylko w różnych częściach Oriona, ale i w Corvus oraz wyspach niezależnych.
Von Tier niejednoznacznie określił swój status, lecz instynkt La Croixa polecił dać mu szansę. Wkrótce zaczęły napływać do niego raporty z miast Hanzy. Były bardzo lakoniczne, aczkolwiek dawały wstępny ogląd na działania politycznych oponentów. Patrick dał znać, że hanzyci posiadali jakąś wiedzę na temat czarnokrzyżowców. Była ona jednakże dość mglista, a spółkę interesowały bardziej sprawy finansowe, niż światowe spiski.
Część agentów La Croixa zniknęła bez śladu. Ci bardziej ostrożni donieśli mu, że Black Cross zmieniło swojego przywódcę i tym razem była to kobieta. Należące do organizacji statki widziano głównie na północy. Istniało duże prawdopodobieństwo, że to właśnie na niezdobytym biegunie znajdowały się bazy agentów, a może samo Yarvis.

* Zawsze postępuj właściwą drogą.


Denis pracował pod protekcją rodziny La Croix, stając się jej rodowym lurkerem. Malfoy nadal działał jako mechanik, lecz w dużej mierze skupił się na pomaganiu nurkowi od strony technicznej. Doglądał jego wyposażenia, a także asekurował przy zejściach jak niegdyś ojciec, a potem wuj. Inżynier naprawił także Cona, który pozostał towarzyszem Denisa na wiele lat. Pewien czas po bitwie z piratami Arcon upamiętnił śmierć swoich bliskich. Zmierzył na rodzinną wyspę, gdzie w ustronnym miejscu wzniósł pamiątkową tablicę. Dopiero wtedy, gdy jego dusza choć trochę odzyskała spokój, mógł ruszyć ku największym wyprawom swojego życia.


Jego zejścia stały się sławne, a kolejne odkrycia wzbudzały spore kontrowersje. Odnalazł trzy nieznane dotąd ruiny na Oceanie Hadovar oraz jedną w mroźnych głębinach Morza Srebrnego. Szabrował mniej eksploatowane wcześniej miejsca. W związku z tym, udało mu się ustalić, że struktura świata Starożytnych był o wiele bardziej złożona, niż dotychczas sądzono. Posiadała w sobie wiele kultur, religii, zaś zdobycze technologiczne wyprzedzały wszystko, co nowoczesny człowiek był w stanie sobie wyobrazić. Część fragmentów dawnych maszyn wskazywała, że dawni ludzie potrafili pokonywać ziemską atmosferę i wzlatywać do samych gwiazd. Wrażenie robiła szybkość z jaką ówcześni przesyłali sobie wiedzę. Za pomocą skomplikowanej sieci połączeń istniała możliwość nadania dowolnej treści i równoczesnego jej odbioru w dowolnym miejscu świata. Denis wiedział już, że podobny skok technologiczny był nie tylko udogodnieniem, ale i pułapką. Starożytni zanieczyszczali swoje umysły tysiącem informacji, których zdobycie wymagało coraz mniej wysiłku. Mimo ogromnego rozwoju, w istocie stawali się mniej sceptyczni.
Poławiacz odnalazł także kilka starych ołtarzy istot, którym hołdowano już przed zagładą. Były to nieforemne kręgi, za każdym razem otoczone cokołem z podobizną wężowych istot. Ze względu na ich ciężar nie mógł ich zabrać na powierzchnię. Poza tym, trudno było to nazwać dobrym pomysłem. W pobliżu tych miejsc Denisowi dokuczała migrena oraz natarczywe wrażenie czyjejś obecności.
Arcon stał się rodzajem autorytetu wśród lurkerów. Istniało całe zatrzęsienie artefaktów, które wyłowił: od przedmiotów codziennego użytku, po biżuterię, a nawet fragmenty ksiąg, które były możliwe do odtworzenia dzięki hermetycznym zabezpieczeniom. Teksty zostały spisane w nieznanym obecnej cywilizacji języku, choć pojawiały się głosy, że ich odcyfrowanie jest tylko kwestią czasu.
Nurkowie z całego świata przypływali do Rigel, aby podziwiać zbiory Denisa. On sam przeznaczył zarobione pieniądze na poprawę bytu chorych z Andromedy. Spełnił też skrywaną dotychczas zachciankę pod postacią implantu. Był od dodatkowym wsparciem pod wodą, kiedy trzeba było odsunąć cięższe obiekty. Urządzenie w pewnym stopniu poprawiało również zakres widzenia w morskich ciemnościach. Lurker spostrzegł, że wszczep nie był jednak obojętny dla organizmu. Na powierzchni szybciej się męczył, a jego skóra wyglądała na starszą. Musiał również zwiększyć ilość spożywanych presurów. Była to dotkliwa, ale niezbędna cena za możliwości jakie uzyskał w podwodnym świecie. To właśnie tam zdawał się najlepiej odnajdywać - w bezdennej ciszy i bez skomplikowanego zgiełku powierzchni. Tyle tylko, że dopiero teraz zaczął pojmować grozę, która być może czyhała gdzieś głęboko na dnie.


Po wydarzeniach na wyspie Eliasza, Shagreen nigdy nie pojawił się już publicznie. Reszta zarażonych rewolucjonistów działała chaotycznie i bez planu. Parokrotnie doszło jeszcze do zamachów bombowych pod siedzibami osób powiązanych z Blazon Stone. Kilka miesięcy później prawie wszyscy uciekinierzy zniknęli lub zostali złapani przez Związek Ochrony Andromedy. Część zarażonych widziano w kanałach większych miast. Mieli tam stworzyć nieformalne organizacje i żyć w sekrecie pod ziemią. Z kolei cywile, którzy im pomagali, wycofali się ze swoich działań, obawiając dalszych reperkusji.
Próbowano postawić w stan oskarżenia kilku doktorów, którzy mieli współpracować z rebeliantami. Dotyczyło to w szczególności niezidentyfikowanego mężczyzny, który był prawą ręką Shagreena. Ostatecznie sprawa ominęła drogę legislacyjną, ponieważ ZOA zapewniała swoim doktorom anonimowość.
Garstka ludzi twierdziła, że widzieli Walkera w ostatnich dniach jego życia. Do samego końca miał sprawiać wrażenie przytłoczonego swoimi winami. Po bezkompromisowej krucjacie prawdopodobnie przyszła gorzka refleksja, a sumienie pożarło go na wespół z chorobą.
Shagreen przeżył jednak jako symbol, choć nie każdemu się to podobało. Nadal słychać było wiele głosów porównujących mężczyznę ze zwykłym terrorystą. Pojawili się nawet jego naśladowcy, którzy dokonywali rozbojów oraz zamachów w imię walki z ciemiężycielami - nie zawsze prawidłowo określonymi. Choć były to pojedyncze przypadki, tak postać Walkera Barnesa pozostała długo obecna w ludzkiej świadomości. Miały na to wpływ decydujące podczas procesu Deborah przemowy lurkera oraz szlachcica. Obydwaj przedstawili Walkera jako bohatera, który jako jedyny sprzeciwił się intrydze Kamiennego Herbu. Przeczesało to szlak nie tylko dla gorących głów, ale i bardziej rozsądnych buntowników. Większość z nich uciszyły tryby systemu, nim w ogóle zdążyli się wypowiedzieć. Jednakże do przestrzeni publicznej przebiło się również kilku demagogów, którzy zaczęli zadawać niewygodne pytania dotyczące prowadzenia światowej polityki. Ludzie ci stworzyli zrzeszenie Srebrnego Kielicha. Łączyło one członków zarówno Wolnych Miast, co Hanzy i działało na rzecz transparentności władzy.
Sytuacja chorych na Andromedzie nadal była krytyczna. Konserwacja murów miast, deportowanie zarażonych, zapewnianie im środków do życia - wszystko to nadal generowało ogromne wydatki. Dług zachodniej zony w zewnętrznych bankach rósł z dnia na dzień, zaś azyle były coraz bardziej przepełnione. Dotacja Arcona polepszyła kwestię kilkunastu wysp. Stanowiło to ważny, choć ledwie pierwszy krok na drodze do uzdrowienia skomplikowanej sytuacji archipelagu.


Choć Dewayne Casimir zginął, jego imię przetrwało i to dosłownie. Resztka ludzi, która podziwiała korsarza za życia, odbudowała sławetną ,,Black Betty” i na jej pokładzie ruszyła zakończyć to, czego nie dokonał dzielny wojownik. Zamierzali zabić bestię zwaną Sturgidem, ogromnego krakena, jaki według ostatnich wieści widziany był na Oceanie Guevar. Kapitan statku kazał mianować się Dewaynem i pod tym imieniem stoczył z potworem bitwę. Karkołomna batalia trwała ponad kilkanaście godzin i była wyniszczająca tak dla załogi, co samego statku. Śmiertelnie wykończona, zdziesiątkowana grupa traciła już nadzieję, kiedy Dewayne wpadł na pomysł graniczący z szaleństwem. Zamysł polegał na użyciu prowizorycznej katapulty i wystrzeleniu beczki prochu w otwartą gardziel monstrum. Najmniejszy błąd mógł doprowadzić do pożaru, którego przy panujących warunkach nie udałoby się ugasić. Wątpliwości doprowadziły nieomal do buntu, lecz kapitan zignorował słowa sprzeciwu i osobiście przeprowadził atak. Otoczony bryzgającą zewsząd bryzą, zagłuszany przez ryk potwora, wspiął się na machinę i ostatkiem sił naciągnął onager. Ładunek wzleciał z impetem, huknęły ostatnie salwy z muszkietów. Nastąpiła potężna eksplozja, od której niebo przybrało kolor gotującej się krwi. Chwilę potem bestia zawyła tak donośnie, że jej wizg słyszano na niezależnych terytoriach. Gargantuiczne cielsko opadło bezwładnie w kipiel, aby już nigdy nie pojawić się na powierzchni. Pogrążona w szoku i przerażeniu załoga popłynęła do niewielkiego portu. Zdaje się, że dopiero tam wszyscy uświadomili sobie co właściwie miało miejsce. Zwycięstwo fetowano bowiem trzydniową biesiadą, którą lokalni wspominają do dziś. Ostatniego dnia zabawy kapitan porzucił miano Casimira i wrócił do swojego imienia, uznając że zmarły może wreszcie spocząć w spokoju.


Po śmierci kapitana Kidda największym złoczyńcą wśród piratów został Thaddeus Drugi. Morski bandyta wsławił się wymyślnym okrucieństwem. Splądrował około czterdziestu osad, nie szczędząc kobiet ani dzieci. Sporadycznych szaleńców, którzy stawiali mu upór, kazał z kolei przebijać przez całą długość masztów.
Nawet Thaddeus stał się przeciwnikiem stosowania Black Serpent. Za jego przykładem poszły również inne bandy. Łamiąc wieloletnią tradycję, morscy rozbójnicy przez długi czas wystrzegali się wszczepiania zakazanych implantów. Poza tym jednak wykazywali typową dla siebie zajadłość, skutecznie terroryzując rozliczne wody.
W dalszym ciągu nie zwoływano pirackich loży. Jakiekolwiek próby wzajemnego ugadania kończyły się zazwyczaj krwawymi rozruchami. Podczas ostatniego tego typu spotkania, kłótnia na temat prawidłowej długości brody doprowadziła do pożaru całej wyspy. Wkrótce wszystko powróciło do normy, co w tym przypadku znaczyło, że każda załoga popłynęła w swoją stronę, aby łupić na własną rękę.
Zagadką było, gdzie zniknęły pozostałe kopie Black Serpent. Odpowiedź na to pytanie mogła nieść postać zamaskowanej kobiety, którą widziano w portowych spelunach hanzyckiej Mintaki. Według relacji naocznych świadków, niewiasta próbowała sprzedawać urządzenia przypominające wspomniany implant. Miejscowi twierdzili, że nieznajoma miała twarz zakryty czarnym woalem, zaś jej ruchy były nadludzko sprawne. Głos ponurej damy przypominał natomiast ,,drapanie szponami po skalnej masie”. Gdy wreszcie jeden z bywalców oskarżył kobietę o podejrzane praktyki, ta uniosła go jedną ręką i rzuciła ciałem mężczyzny przez okno. W rezultacie tego incydentu interweniował lokalny oddział Niebieskiej Armii. Jednostka natychmiast otoczyła budynek, lecz do tego czasu kobieta zniknęła.


Jacob często zmieniał swoje położenie, stosował kamuflaż oraz wrodzony spryt, aby pozostać nierozpoznanym. Wysłano za nim listy gończe, co był częścią ustalonego wcześniej planu i zostało do jakiegoś stopnia zamarkowane. Nie zmieniało to faktu, że nawet wyszkoleni łowcy głów mieliby poważne problemy z namierzeniem historyka.
Jego wojaże były dalekie od zwykłej włóczęgi. Cooper konsekwentnie zbierał informacje i nawiązywał nowe kontakty, a najbardziej zaufanym powierzał dzienniki skupiające zebraną przez siebie wiedzę. Mógł również zauważyć, że w środowisku naukowym powtarza się wykutą przez niego teorię naukową, przy której pomagał mu Malfoy. Przedstawiała ona historię o zagładzie Starego Świata, jednak w bardziej racjonalnej formie i bez wątku Istot.
Początkowo podróżował z Deborah, aby ta nabrała pewności, że w istocie był jej wybawicielem. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko zauważył, że kobieta zaczynała odzyskiwać nadzieję, wydał ją straży miasta, w którym akurat przebywał. Tym samym wysłał sygnał do byłej drużyny, aby zaprzestano pościgu.
Cały czas wzmacniał swój wywiad, bacznie dbając o dyskrecję. Agenci częstokroć nie mieli pojęcia o sobie nawzajem. Mogli nawet minąć się na ulicy bez świadomości, że razem uczestniczą w złożonej intrydze. Tylko Cooper wiedział ilu ich jest, zaś jego wymogi były bardzo restrykcyjne - dla Jacoba mogli pracować tylko najlepsi. Oraz piękne kobiety, rzecz jasna.
Raz pozwolił sobie zostawić wiadomość w jednym z gmachów, gdzie jak podejrzewał odbywały się potajemne spotkania krzyżowców. Nakreślił jedynie krótką notatkę: ,,z pozdrowieniami dla Eliasza”. W istocie było to ostrzeżenie. Obecnie nie tylko on posiadał dzienniki z zakazaną wiedzą. Cooper dał znać, że może ich użyć osobiście lub przez swoich ludzi.
Podobno posiadał prywatną bibliotekę, w której zebrał mnóstwo ksiąg, także zakazanych. Ich wnikliwa lektura dała mu pogląd na dzieła Goldsteina. Potwierdziło się, że tamten nie był konkretną osobą, ale kryptonimem dla organizacji odważnych badaczy. Członkowie GOLDSTEIN nie bali się sięgać po mniej dostępne informacje. Ci sami ludzie stworzyli w paru miejscach na świecie słynne grawery, czyli ogromne, kamienne tablice spisanych encyklopedyczną wiedzą. Miały one zapobiec powtórzeniu historii, a w przypadku kolejnego ataku Istot, zapewnić ocalonym informację o zniszczonym świecie. Zakładając oczywiście, że ktokolwiek miał takie wydarzenie przeżyć.
Zoi odnalazła go pierwsza, a właściwie pozwolił na to, nawiązując kontakt z jej bliskim pracownikiem. Potem zaczął szukać inżyniera, który byłby choć trochę zbliżony geniuszem do Musharakiego. Odpowiedzią okazała się postać Shingeo Nakamury, również mieszkańca Xanou. Naukowiec ściśle pracował przy odbudowie laboratorium Musharakiego, prowadząc równocześnie własne badania z zakresu raczkującej elektroniki. Jacob wykorzystał fakt, że był już dość znany w krainie żółtoskórych i zaprosił tamtego do współpracy. Shingeo początkowo nie wierzył, że Cooper jest tym, za kogo się podaje. Z czasem jednak nabrał pewności, a pod wpływem rady Cesarzowej zgodził się na kooperację. Zoi, Shingeo oraz Jacob utworzyli grupę, którą roboczo nazwali Triadą. Przez wiele miesięcy podróżowali wspólnie podwodnymi okrętami, które należały do Clemes. Dawało to dogodne warunki dla Nakamury, aby ten mógł swobodnie pracować nad najbardziej wymyślnymi patentami. Nowe części dostawał przez pośredników wprost z odbudowywanego K’Tshi. Był to prezent od samej Cesarzowej, która już wcześniej podziękowała Jacobowi za udzielone informacje i zapewniała o chęci dalszej współpracy.
Cooper zamówił u naukowca nadajniki o zasięgu siedemdziesięciu mil. Dzięki nim, kiedy był dostatecznie blisko, komunikował się ze swoimi agentami oraz Eloizą. Już wcześniej dwójka utrzymywała kontakt, a pewnego razu Starr użył kolejnego przebrania, aby odwiedzić ją na umówionej rogatce w Rigel. Młoda szlachcianka zdawała mu wymierne raporty na temat sytuacji w mieście i okolicach. Nadal jednak była przede wszystkim lojalna wobec brata. Wyraźnie nie chciała udzielać poufnych informacji o jego działalności. Eloiza z całą pewnością czuła wobec historyka wdzięczność. Ocalił jej przecież życie, obdarował władzą i pieniędzmi. Choć Cooper z pewnością imponował panience, tak nadal dzieliło ich zbyt wiele poglądów oraz wzorców zachowań, aby mogła poczuć do niego coś więcej. Jak się okazało, dziewczyna znalazła własny pomysł na siebie. Wkrótce ruszyła gdzieś we własną podróż, ograniczając załogę do kilku zatrudnianych przez rodzinę przewodników. Część pieniędzy zostawiła Cezarowi, a dzięki pozostałemu majątkowi przygotowała się do wyprawy. Przed wyruszeniem w drogę zapewniła Jacoba, że jego sekrety są z nią bezpieczne, lecz teraz chciała zwiedzać świat na własną rękę. Poprosiła również, aby to uszanował, nawet jeśli oznaczało to z jej strony niewdzięczność.
Kobiety mogły pojawiać się i znikać, lecz potęga wiedzy pozostawała ta sama. Starr bez wytchnienia kontynuował swoje badania. W ich trakcie udało mu się ustalić, że sygnały w okolicach Saif wysyłane były od jakiegoś czasu według dziwnej reguły. Bardzo możliwe, że była to zakodowana wiadomość od kogoś, a raczej czegoś znajdującego się głęboko pod wodą. Nie znalazł jeszcze klucza do przedziwnego szyfru, choć coś mówiło mu, że mógł być zmyślną pułapką Istot. Kilkakrotnie podczas pracy nad stosem papierzysk i próbach odcyfrowania zapisków czuł osobliwe zimno, a raz nawet nagły powiew wiatru, choć znajdował się w zamkniętym pomieszczeniu.
Dowiedział się, że kultem zarządzali dobrze zorganizowani szaleńcy, których umysły już dawno poddały się wpływom podwodnych bytów. Po bitwie na Wyspie Eliasza ich działalność natężyła się jakiś czas, a potem wróciła do chybotliwej normy. Nie można było tego uznać za uspokajający znak. Tym bardziej, że na czarnym rynku pojawiały się zagadkowe księgi oraz pozornie neutralne bibeloty, których właściciele szybko przepadali bez śladu.
Wiele podróżował, także do miejsc, w których Black Cross dawało mu wyraźny znak, że nie jest mile widziany. Kilkakrotnie zbliżył się do północnych wysp, gdzie jak podejrzewał znajdowały się ,,klasztory” organizacji. Zanim do Triady podpłynęło kilka lekkich szalup, aparatura statku zdążyła wykonać parę fotografii. Przedstawiały one zarysy mrocznych zamczysk oraz kujących gęstą mgłę, spiczastych wież. To właśnie tam wybrańcy stawali się bezdusznymi agentami. Dopiero jakiś czas potem udało mu się namierzyć porzucony klasztor Black Cross. Z jakiegoś powodu krzyżowcy opuścili go, a jeden z ludzi Starra szybko poinformował go o dokładnych koordynatach. Na miejscu znalazł laboratorium z resztkami opalizujących eliksirów, coś przypominającego zakład chirurgiczny oraz pomieszczenie wyglądające na wykutą w litym kamieniu aulę wykładową.
Wrócił również na wyspę Eliasza. Ta okazała się być opustoszała, zaś miejsce bitwy było okopane grubą warstwą gruntu. Po legendarnym miejscu spotkań pozostały jedynie wspomnienia, co tylko potwierdzało zmiany w kierownictwie organizacji.
Jacobowi udało się ponownie odnaleźć zatopioną świątynię, którą odwiedzili (a właściwie zrobił to Denis) podczas wyprawy. Tam uzyskał też więcej próbek dilithium, co przyczyniło się do nowych odkryć.
Zoi opowiedziała mu, że wśród pracujących dla Nautilusa lurkerów krążyła legenda, jakoby dilithium było boskim minerałem i łączyło przeszłość z teraźniejszością. Szalona teoria mówiła, że cała materia składa się z malutkich cząsteczek, których nie da się już bardziej podzielić. Dlitihium jako jedyne na świecie posiadało zaburzoną strukturę na tym właśnie poziomie. Zupełnie jakby jego część istniała tu i teraz, a reszta wykazywała cechy, które powinny już dawno przeminąć. W odpowiednich rękach kryształ mógł ponoć służyć za okno do zeszłego świata, a właściwie obrobiony stać się bronią. Poławiacze, podobnie jak wcześniej Arcon, mieli widzieć w podwodnych kryptach jeszcze kilka podobnych formacji. Za każdym razem unosiły się wokół nich enigmatyczne obrazy. Tak przynajmniej mówili.
Po licznych próbach, wreszcie nastąpił przełom w łamaniu wiadomości z Saif. Jacob wyróżnił kilka wyrazów: miasto, zemsta, ciało. Było tam również kilka cyfr, które prawdopodobnie określały współrzędne geograficzne. Tych nie potrafił zlokalizować, lecz dostrzegł pewne korelacje w zapiskach z opuszczonej fortecy. Od tego momentu wszystko zaczęło układać się w całość.
Poczuł, że jest blisko przełomu. Owego dnia przeszedł do swojej kajuty i wyciągnął jedną z licznych map. Ta była najważniejszą z całego zbioru - podczas wyprawy z Denisem i Richardem selektywnie usuwał zeń kolejne partie obrazu świata. Naniósł nowe informacje, uzyskująć wreszcie ściśle selektywny fragment na dalekiej północy. W oznaczonym miejscu panowały skrajnie niskie temperatury oraz warunki tak groźne, że większość naukowych ekspedycji nigdy stamtąd nie wracała. Tyle tylko, że Jacob posiadał najlepszych ludzi oraz sprzęt, który aż chciało się przetestować.
Obrano nowy kurs.


Zarówno raporty Richarda, jak i badania Jacoba potwierdziały, że głównie siedziby Black Cross znajdowały na dalekiej północy. Agenci mieli zamieszkiwać wiekowe zamki, z których część mogła pamiętać jeszcze czasy Starożytnych. To również tam szkolono przyszłych krzyżowców, choć inni z pewnością nazwaliby ten proces zwykłym praniem mózgu.
Po odejściu Eliasza, funkcję mistrza objęła nieznana z imienia kobieta. Pod jej dowództwem zakon nadal strzegł konsekwentnie swoich tajemnic. Zarówno Jacob, Denis i Richard rejestrowali niejawną obecność. Działo się tak głównie z powodu emisariuszy, jacy skrycie, lecz odczuwalnie obserwowali ich działania. Czasem subtelne ruchy agentów utrudniały podróże oraz dalsze badania. Black Cross nigdy jednak nie odważyło się bezpośrednio uderzyć w nikogo z całej trójki. Trudno było to wytłumaczyć jakąkolwiek dozą zaufania. Nadal częściowo działało tu ultimatum postawione przez Coopera, według którego mógł wyjawić sekrety w obliczu zagrożenia życia.
Nową obawą dla Black Cross okazała się również organizacja Srebrnego Kielicha. Jej członkowie byli ściśle selekcjonowani pod kątem obiektywności swoich poglądów oraz apolityczności. Starali się więc nie faworyzować żadnej ze światowych grup, a wręcz naciskać je, aby obywatele byli informowani o zjawiskach, które wpływały na ich losy. Wkrótce Srebrny Kielich zażądał, aby nieocenzurowana wersja ,,Dzieła cudownej kreacji” Marka Goldsteina stała się dostępna bez ograniczeń. Sytuacja była o tyle kłopotliwa dla Black Cross, że pełna edycja książki mówiła wiele o Starożytnych oraz historii ich końca. Choć cały proces miał trwać latami, powstawanie nowych organizacji dało zakonowi wyraźny znak, że jego pozycja przestała być nienaruszalna.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 15-01-2019 o 22:38.
Caleb jest offline