Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2019, 11:00   #121
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
- Nie chciała do nas dołączyć? - Peter spojrzał na Kim. - Aż tak odzwyczaiła się od towarzystwa ludzi? Jak ją spotkaliśmy, to raczej wyglądała na zadowoloną.
- Dajcie jej spokój - powiedziała Dorothy po pierwszym łyku złocistego alkoholu, który był odpowiedzią na toast majora. - Pewnie jest zmęczona.
- Jeśli chce odpocząć... - Peterowi było wszystko jedno, czy Japonka do nich dołączy, czy w zaciszu namiotu będzie regenerować siły i nerwy. - Ma niebywałe szczęście.
- Że poszła już spać? - rzuciła żartem Ruda.
- To już będzie zależało od tego, jak się rozwinie wieczorna impreza - odpowiedział w podobnym tonie.
- Taaa… - Dot spojrzała najpierw na Petera, a później przeniosła swe spojrzenie na Murzyna. - Pijani, napaleni najemnicy, to ostatnie co jej potrzeba.
Peter spojrzał na Dorothy z zaskoczeniem. Nie miał zielonego pojęcia, do czego dziewczyna pije.
- Nie będzie tak źle z tym pijaństwem… nie będzie też ciekawie. Nie przy tylu chętnych i takiej ilości alkoholu - ocenił beznamiętnie Doug przyszłość obecnie dość drętwej imprezy.
- A to szkoda. - odpowiedziała, Lie tak jakby naprawdę tego żałowała. A Doug nie wyglądał na to, by przejmował się sytuacją. Jemu widać było wszystko jedno w tej kwestii.
- Ej! A gdzie muzyka?! - krzyknęła Dorothy, tak by wszyscy uczestnicy spotkania, a nie tylko ci przy jej ognisku, mogli ją usłyszeć. - Możemy zabawić się w limbo!
- Trochę gimnastyki dla rozruszania atmosfery? - spytał Peter, który na takie wygibasy spoglądał nieco sceptycznie. Zbyt mu to przypominało "zabawy" w małpim gaju.
- A potem zatańczysz walca z Tyranozaurem albo stadem Raptorów? - wtrącił Van Straten, zwracając się do Dorothy z nieco drwiącą miną.
- Tak jak ty rano?- Dot nie odwróciła nawet głowy w stronę mężczyzny.
- Oczywiście - odparł niezrażonym tonem “Myśliwy”. - A potem wspólnie ogolimy nóżki… - Cicho zarechotał.
- Trzeba było się golić przed randkowaniem z jaszczurem… to może by się tak nie wściekł - odparła mu Lie i pociągnęła kolejny łyk whisky ze swojego kubka.
- Ja tam wolę owłosione… znaczy się, naturalne - odpowiedział mężczyzna, a parę osób skrycie parsknęło.
- To za naturalne, Van Straten. - Dot uniosła kubek, tym razem już patrząc na myśliwego z uroczym uśmiechem na ustach, na co on również się uśmiechnął i wzniósł toast, który oboje spełnili.

Harry wstał od ogniska i podszedł do drugiego, przy którym siedział Curran. Wciąż trudno było mu uwierzyć w to co usłyszał od najemnika.
- Naprawdę się rozbiła na tej wyspie? Powiedziała coś więcej?
- Ja tam nic nie wiem - odparł Peter. - Spytaj Beara. To on był szczęśliwym znalazcą.
- „Bear”, co wiesz o tej dziewczynie, którą znalazłeś w dżungli? Powiedziała skąd się tu wzięła?
- No… rozbiła się pierdzielonym samolotem, trzy miesiące temu… opowiadała nie tylko mi. - Najemnik łypnął na osoby, którym Hana swoją historyjkę opowiedziała. Co spotkało się ze zwykłym wzruszeniem ramion ze strony rudowłosej kobiety.
- Kim? - Peter dla odmiany spojrzał na medyczkę, w której namiocie zaszyła się Hana.
- Tak? - odezwała się blondyneczka, jakimś takim wyjątkowo do niej nie pasującym, zwyczajowym tonem.
- Czy możesz odpowiedzieć na pytanie Harry'ego?
- Sama się rozbiła? Gdzie ten samolot? – dociekał Frost, tym razem skupiając się na Kim.
- Może być wszędzie. Jeśli błąkała się po dżungli to.. pewnie nie zna drogi do niego. A kilka miesięcy to dość czasu, by dżungla go zarosła - ocenił dotąd milczący Doug.
- A nie rozbiła się ona czasem obok wyspy, w morzu? - zdziwiła się Kim spoglądając na Douga.
- Nie wiem… mi się nie zwierzała - wzruszył ramionami blondyn.
- To kto w końcu coś wie? - Peter rozejrzał się dokoła.
- Rozbili się, załoga i pasażerowie zginęli, ona dopłynęła na wyspę… - Powiedziała Kimberlee cichym tonem, i jakoś tak zapanowała na chwilę dziwna cisza.
- Zaraz wracam - powiedział nagle Major i po kilku chwilach wrócił - z wyglądającym na dość stary - plecakiem.
- Czy tutejsza amatorka grzybków raczy nas swym towarzystwem, choćby w celu odzyskania swojego plecaka? - powiedział Baker naprawdę głośno, by Hana słyszała.
- O kurwa - pisnęła Dot kaszlem starając się zamaskować śmiech. Peter poklepał ją po plecach.
- Co jest? Nie uduś mi się...
- Nic - Rudowłosa kobieta odpowiedziała cicho zanosząc się od śmiechu i kaszlu.

Pilotka mimo pozostania w namiocie i prób uspokojenia się nie mogła ignorować rozmów jakie toczyły się przy ogniskach - jej namiot był za blisko a tamci za głośno.
Kiedy usłyszała głos majora poczuła jak coś ściska jej żołądek. “Czy Pani Lie oddała mu plecak? Czy powiedziała o ich rozmowie? Czy to jakiś kolejny żart? Nie chce tam tam iść! Dlaczego nie mogą mnie zostawić! A tak znowu coś się stanie?“ Randomowe pytania i myśli wypełniały głowę Hany jak balonik który zaraz miał pęknąć. “Pewnie wiedzą, że nie śpię. Czy jeśli nie pójdę teraz nie dostanę tych rzeczy z powrotem? Czy wogóle będa mi potrzebne?” Pilotka w końcu podjeła decyzje, nawet jesli jej wewnętrzne ja wrzeszczało żeby tam nie szła, wykopała się ze śpiwora i opanowując strach i płacz wypełzła z namiotu, z miną zbitego pieska, niczym jak skazaniec na ostatniej prostej przed wyrokiem śmierci. I podeszła do majora starając się ignorować resztę i licząc, że kiepskie światło okryje jej czerwone od płaczu oczy.
- Odzyskanie mojej własności byłoby… oczywiście mile widziane.

Niemal dwadzieśćia osób wpatrywało się w pilotkę, co wcale nie ułatwiało jej kolejnego kroku, czy słowa…
- Nie bój się, nie gryziemy - Powiedział Major, podając plecak.
- A przynajmniej nie wszyscy - Wtrącił Honzo.
- Usiądź z nami, porozmawiamy, zjedz coś… - Kontynuował Baker, wskazując miejsce obok siebie, na co Van Straten się przesunął. - Wiele osób chciałoby cię poznać, porozmawiać…
“A ja już się dosyć was na poznawałam…”, pomyślała gorzko, niestety nie miała już po prostu siły się opierać. Ci ludzie nie uznawali żadnej przestrzeni osobistej zarówno fizycznej, co wcześniej pokazał Dave, i psychicznej co pokazywali teraz. “Przynajmniej nie muszę już chodzić do Pani Lee po plecak. ”
Przytaknęła smutno i przesunęła się do ogniska gdzie siedział Major i Miyazaki. Wolała usiąść koło tego drugiego, ale po ich roszadach jasno zrozumiała że ma siedzieć koło Majora.
Harry poderwał się z siedzenia, z ręką wyciągniętą do przywitania
- Jestem Harry Frost. Z kanału Frosty’s Oddysey!
- Hana Heo z Osaki - powiedziała odruchowo.
- Jak się czujesz Hana?
- Dobrze - odpowiedziała bez przekonania i dodała w nadziei, że będzie mogła sobie iść - Trochę zmęczona.
- Kiełbaski? Wolisz średnio czy bardziej spieczoną? – spytał Harry podnosząc kij na którym piekły się smakołyki.
- Dziękuję ale już jadłam dzisiaj. Nie jestem... odzwyczaiłam się od tak dużych ilości. - po części była to prawda, po trzech miesiącach odżywianiu się w małych ilościach głównie produktami roślinnymi, grzybami i czasem jakąś rybą lub mięczakiem, żołądek Hany skurczył się. Porcja obiadowa przygotowana przez najemnika nadal tam zalegała i jedzenie nawet tak wspaniałej rzeczy jak prawdziwe mięso pewnie skończyło by się rzyganiem w krzakach. Z drugiej strony nadal nie mogła pozbyć się uczucia, że za wszystko co jej proponują będzie musiała się “odwdzięczyć”.
Harry spojrzał na całkiem nieduże przecież kawałki spieczonej kiełbasy, a potem uniósł w zdziwieniu brwi.
- Aha. Ok. Ale jakbyś jednak zgłodniała, wiesz do kogo się zgłosić. Dobrze, że jesteś cała i zdrowa
Kobieta przytaknęła i w końcu zajęła miejsce. Przycisnęła swój plecak do siebie niczym tarcze. Wyglądała jakby najchętniej jej tutaj nie było jakby zapadnięcie się pod ziemię było teraz bardzo atrakcyjnym wyjściem z sytuacji. Kiedy tak czekała w napięciu czemu przyjdzie jej teraz stawiać czoła coś ją tknęło.
- Majorze, skąd pan wiedział, że zostawiłam plecak u Pani Lie i o naszej rozmowie o grzybach? - Wprawdzie wcześniej już te pytania zaświtały w jej głowie, ale były wmieszane w zlepek innych. Wydawało jej się, że botanik i ona przeprowadzały rozmowę same, tragiczna sytuacja z czarnuchem też raczej świadków nie miała. Czyżby po prostu tego nie zauważyła? Czy Pani Lie zrelacjonowała już mu całą sytuację? Czy wszyscy już wiedzieli o tej żałosnej sytuacji z jej udziałem? Czy wyciągniecie jej do ogniska ma na celu dalsze sponiewieranie jej dla rozrywki obecnych? Za każda kolejna myślą Azjatka była coraz bardziej nakręcona swoimi paranoicznymi myślami. Potrzebowała czegoś dla wyciszenia, miała chyba jeszcze dwa białe grzybki... o ile jej przy okazji nie ukradli.

- Jakie grzyby? - Peter szepnął do Dot, korzystając z tego, że uwaga wszystkich skupiona była na Hanie i majorze.
- Różne - padła równie cicha odpowiedź z ust próbującej opanować rozbawienie rudowłosej kobiety. Dorothy starała się dzielić swoją uwagę między Curranem a tym co działo się przy sąsiednim ognisku. - Od halucynogennych po trujące.- Po tym zdaniu na dłużej zatrzymała swe spojrzenie na sejmiku i zrobiła się poważna.
Zabrzmiało to i ciekawie, i niepokojąco, ale z oczywistych względów ewentualna wymiana poglądów musiała zostać odłożona na później. Peter przeniósł wzrok na towarzystwo znajdujące się przy ognisku majora. Nietrudno było zauważyć, że ich "gość" siedzi jak na garści pinezek, więc Peter przeniósł spojrzenie na swoje ognisko i udał, że interesuje się przypiekanymi kiełbaskami.
- Straszne... - powiedział cicho.
Wzrok Dorothy podążył za wzrokiem Petera.
- Rozpaczasz nad jej losem? - zapytała równie cicho, przypatrując się skwierczącym nad ogniem kawałkom przetworzonego mięsa.
- Nie zazdroszczę jej, przynajmniej w tej chwili. - Podniósł patyk i bacznie przyjrzał się kiełbaskom. Wyglądały na mniej więcej upieczone.
- I pomyśleć, że dzisiaj mogliśmy być na jej miejscu, gdyby nie “T”.- Dot obróciła swój patyk by przypiec kiełbasę z drugiej strony.
- Sami w dżungli? - Peter raz jeszcze obejrzał kiełbaski i przełożył na udającą talerz metalową pokrywkę od menażki. - "T" była, jak zawsze, niezawodna - stwierdził.
- To zdrowie niezawodnych osób. - Toast został posłany w kierunku zarówno Currana jak i Cooke, a Dot z lubością wlała w gardło następną porcję alkoholu.
- Zdrowie! - Porcja Petera była nieco mniejsza.
Ruda wypiła wszystko ze swojego kubka. Smętnie do niego następnie zaglądając. Pojedyncza kropla whisky mrugnęła do niej złośliwe z dna pustego naczynia. Dot rozejrzała się po sąsiadach i ich kubkach. Ze zdziwieniem zauważyła, że Peter niewiele wypił.
- Pijesz to? - Ruchem głowy wskazała na kubek w jego ręku.
- Oszczędzam na czarną godzinę... ale z potrzebującą się podzielę - odparł, podsuwając dziewczynie swój kubek.
- Dzięki. - Pani Lie z wdzięcznością zaopiekowała się naczyniem mężczyzny, a w szczególności jego zawartością.
Peter zaś zainteresował się swoją kiełbaską i doprawił ją odrobiną musztardy.
- Keczup? Musztarda? - zaproponował swej sąsiadce. - Przypalisz...
- Co? - Dorothy zdziwiła się z początku.
- Kiełbaska ci się przypieka na węgielek...
- Aaaa… dzięki - odpowiedziała, podnosząc kij z kiełbaską znad ognia. - Jedno i drugie poproszę.
Peter odstawił talerz i podał dwa pojemniczki.
- Do wyboru, do koloru - zażartował.

- Zamieniłem słówko z panią Lie… stąd wiem parę rzeczy - odpowiedział Hanie Major - Tak ze względów bezpieczeństwa, trzeba czasem mieć to i owo na oku.
Twarz pilotki przeszły różne emocje, popatrzyła pierwszy raz w stronę Lie i Beara z trudną do ukrycia niechęcią, a może to już był gniew, odraza? Miała serdecznie dosyć.
- Szkoda, że nie uświadomił mnie pan wcześniej w tych względach bezpieczeństwa. Może udałoby mi się uniknąć mocno upokarzających nieporozumień! - W głosie kobiety słychać było zabarwienie gniewu. Poderwałą się z miejsca i rzucając pasywno-agresywne - Dobranoc! - skierowała się do namiotu w którym miała spać.

Wiele osób spojrzało wielce zdziwionych na Azjatkę i jej zachowanie, ale nikt nic nie powiedział, poza paroma zwyczajowymi “Dobranoc”. Jedna czy druga osoba wzruszyła ramionami, jeszcze ktoś inny się uśmiechnął pod nosem… czasem i szyderczo. Gdy zaś Hana z mocnym humorkiem zniknęła w namiocie, Baker pokręcił głową, po czym napił się Whisky.
- Kto chce jej porcję? - spytał z drwiącą miną.
- Subtelność pierwsza klasa- skomentowała Dorothy.
Doug wziął bez odezwania się. Bądź co bądź alkohol nie powinien się zmarnować. Jak dla niego wszyscy tu robili niepotrzebną dramę. Coś wszak dziewczyna na tej wyspie jeść musiała.
 
waydack jest offline