Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-01-2019, 11:00   #121
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
- Nie chciała do nas dołączyć? - Peter spojrzał na Kim. - Aż tak odzwyczaiła się od towarzystwa ludzi? Jak ją spotkaliśmy, to raczej wyglądała na zadowoloną.
- Dajcie jej spokój - powiedziała Dorothy po pierwszym łyku złocistego alkoholu, który był odpowiedzią na toast majora. - Pewnie jest zmęczona.
- Jeśli chce odpocząć... - Peterowi było wszystko jedno, czy Japonka do nich dołączy, czy w zaciszu namiotu będzie regenerować siły i nerwy. - Ma niebywałe szczęście.
- Że poszła już spać? - rzuciła żartem Ruda.
- To już będzie zależało od tego, jak się rozwinie wieczorna impreza - odpowiedział w podobnym tonie.
- Taaa… - Dot spojrzała najpierw na Petera, a później przeniosła swe spojrzenie na Murzyna. - Pijani, napaleni najemnicy, to ostatnie co jej potrzeba.
Peter spojrzał na Dorothy z zaskoczeniem. Nie miał zielonego pojęcia, do czego dziewczyna pije.
- Nie będzie tak źle z tym pijaństwem… nie będzie też ciekawie. Nie przy tylu chętnych i takiej ilości alkoholu - ocenił beznamiętnie Doug przyszłość obecnie dość drętwej imprezy.
- A to szkoda. - odpowiedziała, Lie tak jakby naprawdę tego żałowała. A Doug nie wyglądał na to, by przejmował się sytuacją. Jemu widać było wszystko jedno w tej kwestii.
- Ej! A gdzie muzyka?! - krzyknęła Dorothy, tak by wszyscy uczestnicy spotkania, a nie tylko ci przy jej ognisku, mogli ją usłyszeć. - Możemy zabawić się w limbo!
- Trochę gimnastyki dla rozruszania atmosfery? - spytał Peter, który na takie wygibasy spoglądał nieco sceptycznie. Zbyt mu to przypominało "zabawy" w małpim gaju.
- A potem zatańczysz walca z Tyranozaurem albo stadem Raptorów? - wtrącił Van Straten, zwracając się do Dorothy z nieco drwiącą miną.
- Tak jak ty rano?- Dot nie odwróciła nawet głowy w stronę mężczyzny.
- Oczywiście - odparł niezrażonym tonem “Myśliwy”. - A potem wspólnie ogolimy nóżki… - Cicho zarechotał.
- Trzeba było się golić przed randkowaniem z jaszczurem… to może by się tak nie wściekł - odparła mu Lie i pociągnęła kolejny łyk whisky ze swojego kubka.
- Ja tam wolę owłosione… znaczy się, naturalne - odpowiedział mężczyzna, a parę osób skrycie parsknęło.
- To za naturalne, Van Straten. - Dot uniosła kubek, tym razem już patrząc na myśliwego z uroczym uśmiechem na ustach, na co on również się uśmiechnął i wzniósł toast, który oboje spełnili.

Harry wstał od ogniska i podszedł do drugiego, przy którym siedział Curran. Wciąż trudno było mu uwierzyć w to co usłyszał od najemnika.
- Naprawdę się rozbiła na tej wyspie? Powiedziała coś więcej?
- Ja tam nic nie wiem - odparł Peter. - Spytaj Beara. To on był szczęśliwym znalazcą.
- „Bear”, co wiesz o tej dziewczynie, którą znalazłeś w dżungli? Powiedziała skąd się tu wzięła?
- No… rozbiła się pierdzielonym samolotem, trzy miesiące temu… opowiadała nie tylko mi. - Najemnik łypnął na osoby, którym Hana swoją historyjkę opowiedziała. Co spotkało się ze zwykłym wzruszeniem ramion ze strony rudowłosej kobiety.
- Kim? - Peter dla odmiany spojrzał na medyczkę, w której namiocie zaszyła się Hana.
- Tak? - odezwała się blondyneczka, jakimś takim wyjątkowo do niej nie pasującym, zwyczajowym tonem.
- Czy możesz odpowiedzieć na pytanie Harry'ego?
- Sama się rozbiła? Gdzie ten samolot? – dociekał Frost, tym razem skupiając się na Kim.
- Może być wszędzie. Jeśli błąkała się po dżungli to.. pewnie nie zna drogi do niego. A kilka miesięcy to dość czasu, by dżungla go zarosła - ocenił dotąd milczący Doug.
- A nie rozbiła się ona czasem obok wyspy, w morzu? - zdziwiła się Kim spoglądając na Douga.
- Nie wiem… mi się nie zwierzała - wzruszył ramionami blondyn.
- To kto w końcu coś wie? - Peter rozejrzał się dokoła.
- Rozbili się, załoga i pasażerowie zginęli, ona dopłynęła na wyspę… - Powiedziała Kimberlee cichym tonem, i jakoś tak zapanowała na chwilę dziwna cisza.
- Zaraz wracam - powiedział nagle Major i po kilku chwilach wrócił - z wyglądającym na dość stary - plecakiem.
- Czy tutejsza amatorka grzybków raczy nas swym towarzystwem, choćby w celu odzyskania swojego plecaka? - powiedział Baker naprawdę głośno, by Hana słyszała.
- O kurwa - pisnęła Dot kaszlem starając się zamaskować śmiech. Peter poklepał ją po plecach.
- Co jest? Nie uduś mi się...
- Nic - Rudowłosa kobieta odpowiedziała cicho zanosząc się od śmiechu i kaszlu.

Pilotka mimo pozostania w namiocie i prób uspokojenia się nie mogła ignorować rozmów jakie toczyły się przy ogniskach - jej namiot był za blisko a tamci za głośno.
Kiedy usłyszała głos majora poczuła jak coś ściska jej żołądek. “Czy Pani Lie oddała mu plecak? Czy powiedziała o ich rozmowie? Czy to jakiś kolejny żart? Nie chce tam tam iść! Dlaczego nie mogą mnie zostawić! A tak znowu coś się stanie?“ Randomowe pytania i myśli wypełniały głowę Hany jak balonik który zaraz miał pęknąć. “Pewnie wiedzą, że nie śpię. Czy jeśli nie pójdę teraz nie dostanę tych rzeczy z powrotem? Czy wogóle będa mi potrzebne?” Pilotka w końcu podjeła decyzje, nawet jesli jej wewnętrzne ja wrzeszczało żeby tam nie szła, wykopała się ze śpiwora i opanowując strach i płacz wypełzła z namiotu, z miną zbitego pieska, niczym jak skazaniec na ostatniej prostej przed wyrokiem śmierci. I podeszła do majora starając się ignorować resztę i licząc, że kiepskie światło okryje jej czerwone od płaczu oczy.
- Odzyskanie mojej własności byłoby… oczywiście mile widziane.

Niemal dwadzieśćia osób wpatrywało się w pilotkę, co wcale nie ułatwiało jej kolejnego kroku, czy słowa…
- Nie bój się, nie gryziemy - Powiedział Major, podając plecak.
- A przynajmniej nie wszyscy - Wtrącił Honzo.
- Usiądź z nami, porozmawiamy, zjedz coś… - Kontynuował Baker, wskazując miejsce obok siebie, na co Van Straten się przesunął. - Wiele osób chciałoby cię poznać, porozmawiać…
“A ja już się dosyć was na poznawałam…”, pomyślała gorzko, niestety nie miała już po prostu siły się opierać. Ci ludzie nie uznawali żadnej przestrzeni osobistej zarówno fizycznej, co wcześniej pokazał Dave, i psychicznej co pokazywali teraz. “Przynajmniej nie muszę już chodzić do Pani Lee po plecak. ”
Przytaknęła smutno i przesunęła się do ogniska gdzie siedział Major i Miyazaki. Wolała usiąść koło tego drugiego, ale po ich roszadach jasno zrozumiała że ma siedzieć koło Majora.
Harry poderwał się z siedzenia, z ręką wyciągniętą do przywitania
- Jestem Harry Frost. Z kanału Frosty’s Oddysey!
- Hana Heo z Osaki - powiedziała odruchowo.
- Jak się czujesz Hana?
- Dobrze - odpowiedziała bez przekonania i dodała w nadziei, że będzie mogła sobie iść - Trochę zmęczona.
- Kiełbaski? Wolisz średnio czy bardziej spieczoną? – spytał Harry podnosząc kij na którym piekły się smakołyki.
- Dziękuję ale już jadłam dzisiaj. Nie jestem... odzwyczaiłam się od tak dużych ilości. - po części była to prawda, po trzech miesiącach odżywianiu się w małych ilościach głównie produktami roślinnymi, grzybami i czasem jakąś rybą lub mięczakiem, żołądek Hany skurczył się. Porcja obiadowa przygotowana przez najemnika nadal tam zalegała i jedzenie nawet tak wspaniałej rzeczy jak prawdziwe mięso pewnie skończyło by się rzyganiem w krzakach. Z drugiej strony nadal nie mogła pozbyć się uczucia, że za wszystko co jej proponują będzie musiała się “odwdzięczyć”.
Harry spojrzał na całkiem nieduże przecież kawałki spieczonej kiełbasy, a potem uniósł w zdziwieniu brwi.
- Aha. Ok. Ale jakbyś jednak zgłodniała, wiesz do kogo się zgłosić. Dobrze, że jesteś cała i zdrowa
Kobieta przytaknęła i w końcu zajęła miejsce. Przycisnęła swój plecak do siebie niczym tarcze. Wyglądała jakby najchętniej jej tutaj nie było jakby zapadnięcie się pod ziemię było teraz bardzo atrakcyjnym wyjściem z sytuacji. Kiedy tak czekała w napięciu czemu przyjdzie jej teraz stawiać czoła coś ją tknęło.
- Majorze, skąd pan wiedział, że zostawiłam plecak u Pani Lie i o naszej rozmowie o grzybach? - Wprawdzie wcześniej już te pytania zaświtały w jej głowie, ale były wmieszane w zlepek innych. Wydawało jej się, że botanik i ona przeprowadzały rozmowę same, tragiczna sytuacja z czarnuchem też raczej świadków nie miała. Czyżby po prostu tego nie zauważyła? Czy Pani Lie zrelacjonowała już mu całą sytuację? Czy wszyscy już wiedzieli o tej żałosnej sytuacji z jej udziałem? Czy wyciągniecie jej do ogniska ma na celu dalsze sponiewieranie jej dla rozrywki obecnych? Za każda kolejna myślą Azjatka była coraz bardziej nakręcona swoimi paranoicznymi myślami. Potrzebowała czegoś dla wyciszenia, miała chyba jeszcze dwa białe grzybki... o ile jej przy okazji nie ukradli.

- Jakie grzyby? - Peter szepnął do Dot, korzystając z tego, że uwaga wszystkich skupiona była na Hanie i majorze.
- Różne - padła równie cicha odpowiedź z ust próbującej opanować rozbawienie rudowłosej kobiety. Dorothy starała się dzielić swoją uwagę między Curranem a tym co działo się przy sąsiednim ognisku. - Od halucynogennych po trujące.- Po tym zdaniu na dłużej zatrzymała swe spojrzenie na sejmiku i zrobiła się poważna.
Zabrzmiało to i ciekawie, i niepokojąco, ale z oczywistych względów ewentualna wymiana poglądów musiała zostać odłożona na później. Peter przeniósł wzrok na towarzystwo znajdujące się przy ognisku majora. Nietrudno było zauważyć, że ich "gość" siedzi jak na garści pinezek, więc Peter przeniósł spojrzenie na swoje ognisko i udał, że interesuje się przypiekanymi kiełbaskami.
- Straszne... - powiedział cicho.
Wzrok Dorothy podążył za wzrokiem Petera.
- Rozpaczasz nad jej losem? - zapytała równie cicho, przypatrując się skwierczącym nad ogniem kawałkom przetworzonego mięsa.
- Nie zazdroszczę jej, przynajmniej w tej chwili. - Podniósł patyk i bacznie przyjrzał się kiełbaskom. Wyglądały na mniej więcej upieczone.
- I pomyśleć, że dzisiaj mogliśmy być na jej miejscu, gdyby nie “T”.- Dot obróciła swój patyk by przypiec kiełbasę z drugiej strony.
- Sami w dżungli? - Peter raz jeszcze obejrzał kiełbaski i przełożył na udającą talerz metalową pokrywkę od menażki. - "T" była, jak zawsze, niezawodna - stwierdził.
- To zdrowie niezawodnych osób. - Toast został posłany w kierunku zarówno Currana jak i Cooke, a Dot z lubością wlała w gardło następną porcję alkoholu.
- Zdrowie! - Porcja Petera była nieco mniejsza.
Ruda wypiła wszystko ze swojego kubka. Smętnie do niego następnie zaglądając. Pojedyncza kropla whisky mrugnęła do niej złośliwe z dna pustego naczynia. Dot rozejrzała się po sąsiadach i ich kubkach. Ze zdziwieniem zauważyła, że Peter niewiele wypił.
- Pijesz to? - Ruchem głowy wskazała na kubek w jego ręku.
- Oszczędzam na czarną godzinę... ale z potrzebującą się podzielę - odparł, podsuwając dziewczynie swój kubek.
- Dzięki. - Pani Lie z wdzięcznością zaopiekowała się naczyniem mężczyzny, a w szczególności jego zawartością.
Peter zaś zainteresował się swoją kiełbaską i doprawił ją odrobiną musztardy.
- Keczup? Musztarda? - zaproponował swej sąsiadce. - Przypalisz...
- Co? - Dorothy zdziwiła się z początku.
- Kiełbaska ci się przypieka na węgielek...
- Aaaa… dzięki - odpowiedziała, podnosząc kij z kiełbaską znad ognia. - Jedno i drugie poproszę.
Peter odstawił talerz i podał dwa pojemniczki.
- Do wyboru, do koloru - zażartował.

- Zamieniłem słówko z panią Lie… stąd wiem parę rzeczy - odpowiedział Hanie Major - Tak ze względów bezpieczeństwa, trzeba czasem mieć to i owo na oku.
Twarz pilotki przeszły różne emocje, popatrzyła pierwszy raz w stronę Lie i Beara z trudną do ukrycia niechęcią, a może to już był gniew, odraza? Miała serdecznie dosyć.
- Szkoda, że nie uświadomił mnie pan wcześniej w tych względach bezpieczeństwa. Może udałoby mi się uniknąć mocno upokarzających nieporozumień! - W głosie kobiety słychać było zabarwienie gniewu. Poderwałą się z miejsca i rzucając pasywno-agresywne - Dobranoc! - skierowała się do namiotu w którym miała spać.

Wiele osób spojrzało wielce zdziwionych na Azjatkę i jej zachowanie, ale nikt nic nie powiedział, poza paroma zwyczajowymi “Dobranoc”. Jedna czy druga osoba wzruszyła ramionami, jeszcze ktoś inny się uśmiechnął pod nosem… czasem i szyderczo. Gdy zaś Hana z mocnym humorkiem zniknęła w namiocie, Baker pokręcił głową, po czym napił się Whisky.
- Kto chce jej porcję? - spytał z drwiącą miną.
- Subtelność pierwsza klasa- skomentowała Dorothy.
Doug wziął bez odezwania się. Bądź co bądź alkohol nie powinien się zmarnować. Jak dla niego wszyscy tu robili niepotrzebną dramę. Coś wszak dziewczyna na tej wyspie jeść musiała.
 
waydack jest offline  
Stary 15-01-2019, 11:31   #122
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W końcu przy ogniskach zjawiła się i Sarah. Kobieta naprawdę zwlekała z pojawieniem się na tym wieczorku grillowo-alkoholowym… ale za to kreację miała niezłą. Oczywiście swoje kroki skierowała od razu prosto ku “Sośnie”, by usiąść obok niego.
- Przepraszam za spóźnienie… kobiece sprawy - Uśmiechnęła się przelotnie do towarzystwa.


Doug uśmiechnął się na widok zbliżającej kobiety, trochę z ulgą… bo dość długo jej nie było i zaczął się niepokoić. Po czym podał spóźnialskiej swoją kiełbaskę, bo jakoś niespecjalnie był głodny.
- A dziękuję - powiedziała “Sośnie” Sarah po czym zabrała się za hot doga i whisky, i było widać, iż w piciu nie była nowicjuszem, łykała bowiem alkohol bez mrugnięcia okiem.

- Witamy! - rzucił Peter, po czym odwrócił się do Dorothy, która jednak zdawała mu się bardziej atrakcyjna, niż Sarah. Poza tym interesowała go inna sprawa. - Jakie nieporozumienia? - spytał cicho.
- Nie wiem. - Dorothy wzruszyła ramionami.
Po czym zwróciła się cicho do “T”
- Tyle czasu zajęło jej szukanie bielizny?
- A ma w ogóle jakąś? - powiedziała cicho najemniczka z porozumiewawczym uśmieszkiem do Dot.
- Dobre pytanie. - Rudowłosa złapała się za brodę udając zamyślenie. - Ale nie chcę tego sprawdzić.
Cooke kiwnęła lekko głową do rudowłosej, po czym spojrzała na “Beara”.
- Twoja parówa ci się przypala - powiedziała, na co najemnik się zreflektował, zabierając patyk z kiełbaską od ogniska, a parę osób się zaśmiało.
- No co? - Czarnoskóry błysnął ząbkami. - Teraz dopiero ma naturalny… odcień! - dodał, przez co znowu pojawiły się śmiechy, a Kim oczywiście lekko poczerwieniała, zaczesując kosmyk za ucho.
- Ale zaniżony rozmiar zapewne - dodała Dot zabierając się za swoją kolację.

- To ile razy w swojej karierze musieliście użerać się z jajogłowymi? - spytała Dorothy gdy już prawie uporała się ze swoim jedzeniem.
- Za dużo - przyznał Peter. - Niektórzy zapominają, że nie są w swoim laboratorium i zachowują się tak, jakby nie było dokoła węży, skorpionów, kolców... i tak dalej. Trzeba im patrzeć na ręce, a oni i tak mają o wszystko pretensje.
Spojrzał na swój kubek... już pusty...
- Ale częściowo ich rozumiem. Nikt nie lubi, jak mu się przeszkadza w robocie - dodał z cieniem ironii w głosie.
- A właśnie… jutro jest planowana jakaś wyprawa? To może też bym się wybrał - powiedział “Bear”, po czym trzema dużymi gryzami uporał się ze swoim hot dogiem i zaczął rozglądać za kolejnymi kiełbaskami, by sobie podgrzać na ognisku.
- O to chyba trzeba spytać Majora - wtrąciła “T”.
- Z pewnością trzeba. - Peter skinął głową. - Majorze - podniósł nieco głos. - Jakieś plany wyjazdowe na jutro? Niektórzy - spojrzał na "Beara" - mają ochotę na wycieczkę.
- Mam zaplanowany jutrzejszy dzień tak na osiemdziesiąt procent - odpowiedział Baker, kończąc przypiekać aż 3 kiełbaski, po czym zrobił 3 hotdogi, jak się należy: posypując cebulką, do tego i ketchup i majonez - Ale o tym, to się dowiecie jutro, po co psuć niespodzianki...
- Aha. Ok. Ciekawe - Rozległo się przy ogniskach.
- Dobra, kto zaniesie “Zapałce” i Kaaiowi jedzenie? - Odezwał się Major, gdy zarówno posiłek, jak i zapitkę miał już uszykowaną.
- Jaaa!- Dorothy zgłosiła się na ochotnika podnosząc rękę do góry niczym uczeń ze szkoły.
- Komu? - spytał Baker.
- Może być obu - Rudowłosa kobieta odpowiedziała mu po krótkiej chwili zastanowienia.
- Dwa kubki i dwa hot dogi… zręczne rączki? - skomentował Van Straten, choć wcale nie złośliwym tonem. Major z kolei skinął na Dorothy, po czym zaczął jej podawać “ładunek” do zabrania.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-01-2019, 14:25   #123
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hana w praktycznie trzęsła się w drodzę do namiotu. Wpadła do środka zasuwając za sobą suwak w nikłej próbie odizolowania się od tamtych ludzi. Teraz na świeżo wydawało się, że sam ‘dowódca’ tej ekipy dał przyzwolenie na takie zachowanie. Pilotce przypomniał się nauczyciel z matematyki w trzeciej klasie podstawówki. Kawał skurwysyna, też zawsze miał ‘kozła ofiarnego’, którego można było dręczyć.

Drżącymi dłońmi rozpięła plecak szukając białych grzybów. Miała dość i musiała się uspokoić a to był to jedyny sposób jaki był dostępny. Niestety jak na złość “grzybków” nie było tam gdzie powinno. Najpierw było zdziwienie, potem irytacja. Pilotka wywróciła plecak na lewą stronę opróżniając całkowicie zawartość.

Wyprane ubranie, bielizna, przybory higienicznie, scyzoryk...ale owoców, grzybów czy orzechów nie.

”Zabrali je?! Zabrali! Nie wierzę!...Pierdoleni Amerykanie!”

Kobieta schowała twarz w dłoniach. “Kradzież” tej jednej rzeczy która pozwolił jej przetrwać najcieższe chwilę na tej piekielnej wyspie, była druzgocąca. Ci potworni amerykanie postanowili jej odebrać nawet to. Zrezygnowała i w jeszcze gorszym humorze niż kiedy wyszła po pierwszym komentarzu Majora, zaczęła pakować do plecaka to, co “łaskawie” jej pozostawiono.

Chowając je z powrotem zobaczyła, znalezioną dzisiaj na polanie złotą monetę, zdziwiła się, że to jej pozwolili zatrzymać, a może jej nie znaleźli w bałaganie. Obróciła znalezisko w palcach.

- A ciebie dlaczego nie zabrali? - powiedziała cicho do monety, dotykając ją jeszcze dokładnie zanim ją też schowała do plecaka.

Chcąc, nie chcąc słysząc nadal normalne i głośniejsze rozmowy przy ognisku, postanowiła wrócić do swoich ubrań. Jej bielizna i wyprana mydłem miała ładny zapach, choć trzy miesiące używania głównie jej i tego drugiego kompletu który zostawiła w grocie odcisnął na niej ząb czasu. Kiedyś białą, znoszoną koszulę i długie spodnie z dziurami na kolanach położyła obok by mieć je na jutro, też nie były one do odratowania praniem w maszynie, ale pachniały środkami czystości i zdawały się być przez to świeże. Nie będzie to najlepszy ubiór na upały, ale Hana wolała się pocić, niż znowu przez przypadek złożyć komuś nie świadomą propozycję i być pośmiewiskiem dla tej “ekspedycji”.

Ubranie od Kim, złożyła pedantycznie w kostkę i położyła z resztą rzeczy lekareczki, po czym wpełzła �-do śpiwora i starała się zasnąć. Było to trudne gdyż “zabawa” nadal trwała i sama Hana była zbyt zdenerwowana i roztrzęsiona by zasnąć.

Kiedy lekarka wróciła do namiotu Azjatka udawała, że śpi. Tak naprawdę usnęła dużo, dużo, dużo później z wykończenia.
 
Obca jest offline  
Stary 15-01-2019, 20:06   #124
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dorothy, mając za sobą lata praktyki w postaci setek studenckich imprez, ujęła zręcznie hot dogi i kubki i skierowała swoje kroki w kierunku posterunku zajmowanego przez Ellisona.
- Jedzenie! - zawołała uprzejmym tonem Dot, niczym dostarczyciel pizzy z reklamy portalu internetowego.
- Kfc?? - zażartował “Zapałka” - Wow, szybko się uwinęliście.
- Baker szybko się uwinął - powiedziała zgodnie z prawdą podając najemnikowi jego imprezowy przydział .- Co ty widzisz w tych ciemnościach w ogóle?
- Jak trzeba, to wszystko - uśmiechnął się do niej najemnik, wskazując na… noktowizor, po czym odebrał co przyniosła Dorothy i zaczął jeść.
- Mogę? - Dot ruchem głowy wskazała na noktowizor. - Nigdy czymś takim nie bawiłam się.
- No jasne - przytaknął “Zapałka”.
Lie odstawiła w bezpieczne miejsce porcję dla drugiego najemnika, założyła “zabawkę “ na głowy i rozejrzała się po okolicy. Najpierw w kierunku mroku przed nimi, a później w przeciwnym kierunku… i w mroku nie wiedziała nic a nic, za przy ogniskach jak najbardziej, a wyglądało to, jakby w sumie patrzyła przez lornetkę choć w szarawych kolorach.
- Ja tam w ciemnościach nic nie widzę - Ruda odwróciła głowę do najemnika cały czas będąc w noktowizorze na głowie.
- Bo trzeba włączyć - zaśmiał się Kurt, po czym coś tam nacisnął, i Dorothy widziała już w mroku wszystko ze szczegółami, choć na zielono -Ale teraz nie spoglądaj w stronę ognisk, bo zabolą oczy - Dodał najemnik.
Kobieta przez chwilę podziwiała okolicę, zgodnie z radą omijając obóz i ogniska.
- Fajna zabawka - powiedziała oddając sprzęt właścicielowi.- Muszę sobie coś takiego kupić. - uśmiechnęła się do niego.
- Tanie nie są… Kurt pokiwał głową.
- Domyślam się - Dot wzięła drugiego hot doga i kubek ponownie w dłonie.
- Tak z ciekawości... - spojrzała prosto w oczy mężczyzny. - Dlaczego skłamałeś Bakerowi?
- Eeee… w czym? - Zdziwił się najemnik.
- Że nic nie widziałeś w jeepie.
- Bo Honzo jest wkurwiający - Odparł “Zapałka” z uśmiechem.
- Aha- Pani Lie była lekko zdziwiona odpowiedzią jaką uzyskała. Ale nie drążyła dalej tematu.
- To miłej zabawy na posterunku - życzenia były całkiem szczere.
- Dzięki. I dzięki za jedzenie - Powiedział najemnik.
-Nie ma za co. - Dot jeszcze raz uśmiechnęła się do Kurta i ruszyła w stronę drugiego posterunku.

….

- Twój przydział. - Dot wyciągnęła ręce, z hot dogiem w jednej i kubkiem w drugiej, w stronę Hawajczyka. Kaai z kolei wziął hotdoga i kubek, powąchał jego zawartość, po czym się… skrzywił.
- Dzięki, ale nie pijam alkoholu - powiedział do Dorothy i oddał jej naczynie z whisky, samemu popijając z manierki w trakcie jedzenia. Gdy zaś uporał się w ledwie 20 sekund z jedzeniem…
- To opowiadaj, jak tam imprezka? Nie wszystko stąd słychać - Wyciągnął do niej dłoń, by... weszła do jeepa?
Dorothy skorzystała z “pomocnej dłoni “. Musiała jednak najpierw nieco rozpiąć zamek w spódnicy, inaczej nie byłaby w stanie tak wysoko podnieś nogi.
Usiadła koło najemnika przytrzymując wolną ręką spódnicę by ta dobrze ułożyła się . Poczęstowała się zawartością kubka, wszak szkoda było, żeby whisky zmarnowała się.
- Honzo usiłuje bajerować Kim, odarowując ją samorodkami z naszej dzisiejszej wyprawy. Sarah zrobiła wejście smoka, spóźniając się więcej niż jest to w dobrym tonie - obie te uwagi Dot wygłosiła z lekką ironią. - Ale kieckę ma niezłą.- tu zmienił się ton wypowiedzi.
- Zanim przyszła Sarah, Baker na prośbę większości, wystosował specjalnie zaproszenie dla Hany. Japonka przyszła, ale nie wygląda na specjalnie zainteresowaną integracją. Mimo, że Harry starał się jak mógł, by zachęcić ją do rozmowy. Gdy odzyskała swój plecak wróciła do namiotu. I później przyszła Sarah.- Rudowłosa zrelacjonowała pokrótce wydarzenia. A na koniec pociągnęła kolejny łyk z kubka.
- No nieźle, nieźle… to początek iście salonowy - Uśmiechnął się przelotnie Kaai - Mam tylko nadzieję, że z tego wszystkiego nie pojawią się jakieś nowe problemy, bo tych mamy już w naddatku.
- To znaczy?- Dot, przekręciwszy głowę mocno w bok, obdarzyła najemnika bacznym spojrzeniem.
- Och Dorothy, czy u ciebie musi być zawsze te “dlaczego”? Nie możesz po prostu przytaknąć i gotowe? - Wypalił niespodziewanie do niej Marcus, wpatrując się rudowłosej prosto w oczy.
- W tym cały mój urok - Powiedziała biorąc kolejny łyk whisky, jej oczy pozostały jednak na wysokości oczu rozmówcy.
- Coś w tym stylu -Powiedział nieco wymijająco najemnik -To o czym jeszcze porozmawiamy, oprócz o twoim uroku? - Gdzieś w kącikach jego ust czaiło się rozbawienie.
- Na przykład… dlaczego okłamałeś Bakera?- odstawiła kubek, wspierając się na obu rękach, przy okazji prostując i unosząc do góry głowę, tak by móc podziwiać rozgwieżdżone niebo.
- Zarówno twoje zachowanie, jak i Currana, nie było tak całkiem na miejscu, ale nie chciałem, żebyście mieli problemy, bo w sumie Honzo to palant - Odpowiedział Marcus, przyglądając się kobiecie, i odrobinę błądząc wzrokiem po jej ciele.
- To miłe - Dot wypuściła powietrze nosem uśmiechając się przy tym, przez co ten dźwięk stał się głośniejszy. - Dziękuję. - powiedziała szczerze nadal wpatrując się w gwiazdy.
- Nie ma za co. A teraz już wracaj do Petera, bo jeszcze się tu pofatyguje... - Powiedział dosyć dziwnym tonem Kaai.
Dorothy usiadła prosto. Przekręciła lekko tułów, tak by patrzeć prosto w twarz Marcusa. Szybkim ruchem musnęła wargi mężczyzny swoim wargami.
- Nie jestem niczyją własnością. - Powiedziała zupełnie spokojnie odsuwając się by następnie zsunać się na ziemię z auta. Niespodziewanie Kaai złapał ją za rękę, wciąż pozostając w jeepie. Po chwili puścił.
- Nie to miałem na myśli. Przepraszam - Powiedział wyjątkowo cicho.
- Jesteś na warcie - Dot jedną ręką wskazała na ciemność przed nimi. - Wytłumaczyć możesz próbować po. Pa, Marcus - dodała równie cicho. I odeszła spokojnym krokiem w stronę ognisk.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 15-01-2019, 20:09   #125
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W tym czasie, korzystając z faktu iż Dorothy się oddaliła, niespodziewanie “T” przesiadła się obok Currana.
- Myślisz, że ta nowa będzie dla nas pożytkiem, czy przeszkodą? - spytała ściszonym głosem - Bo jak na razie, ja widzę raczej negatywy...
- Jak ją odnaleźliśmy, to się tak nie zachowywała - odparł równie cicho Peter. - Jestem ciekaw, co się takiego stało. I o jakich nieporozumieniach mówiła. Albo ma dziwny charakter, albo faktycznie coś się stało.
Zajrzał do kubka.
- Wszystko wypiła... - Było to zwykłe stwierdzenie faktu.
- To… lepiej mieć na nią oko? - szepnęła “T”, a “Bear” poszedł po kolejne kiełbaski.
- Jest dość dużą dziewczynką... a poza obóz chyba nie pójdzie. - Peter odpowiedział równie cicho. W pierwszej chwili nie wiedział, czy "T" mówi o Hanie, czy o Dot, na którą nadmiar trunków wpływał ponoć w ciekawy sposób. - Nie pójdę przecież za nią - dodał. - Wyobrażasz sobie coś takiego? - Uśmiechnął się lekko.
- Tylko żeby z nią nie było jak z Woodsem… któremu i tak nadal nie ufam. - odparła kobieta.
- Przywiązać za nogę do plamy... i nie narozrabia... - Peter spojrzał w stronę namiotów. - Może by warto z nią normalnie porozmawiać... Z odrobiną taktu. Może spróbujesz?
- A co ja jestem, od przytulania do cyca? - syknęła “T”, ale i przelotnie się uśmiechnęła. - Weź na spytki Kim czy coś, może ona wie?
- Jeśli dobrze pamiętam, masz do czego przytulić - odparł Peter. - I, jak widzę - spojrzał na biust rozmówczyni, która, wzorem niektórych, też nie założyła stanika - nic się nie zmieniło na gorsze.
Na moment spojrzał na lekarkę, potem ponownie na "T".
- A Kim podpadłem i tyle.
- Uuuu… - zaśmiała się Cooke - Taki porządny sierżant?
- No widzisz, jaki jestem zdolny? - Peter również się uśmiechnął. - Mam tylko nadzieję, że w najbliższym czasie nie będę potrzebować opieki medycznej... - dodał żartem.
- Dorothy też umie. - Cooke szturchnęła Currana wymownie łokciem i się zaśmiała.
- Bogu niech będą dzięki. - Peter uniósł wzrok ku niebu. - Widziałem efekty jej pracy. - Przeniósł wzrok na stopę "T".
- Nie zrozum mnie źle, Dorothy się na tym zna nieźle, no ale nie tak jak Kim. Wszyscy widzieliśmy jak postawiła Woodsa na nogi, więc… może jakoś się z nią dogadasz? - “T” spojrzała na blondynkę zajętą rozmową z Honzo.
- Poczekam chyba odrobinę, aż trochę ochłonie. - Peter również spojrzał na medyczkę.
- Lepiej - stwierdziła Cooke i dodała po chwili namyślenia:
- I może tak też trzeba z tą Haną?
- Jutro, znaczy? - upewnił się Peter. - A może dzisiaj na jej temat porozmawiasz z Kim? Zanim wróci do namiotu?
- Meeh… - skrzywiła się “T”, a wtedy i wrócił “Bear” i raczej ciężko było już dalej kontynuować rozmowę w jego obecności…
- Raczej nie - dodała Cooke, zwracając się do Currana, po czym i odezwała do Davida, mającego na patyku 3 kiełbaski. - Co ci gadałam na temat wielkiego brzucha?
- Duży chłopiec musi dużo jeść. - Peter się uśmiechnął. - A może jedną przyniósł dla ciebie...?
- No… tego, taaak. - zapewnił kiwaniem głowy “Bear”. -Mogę odstąpić. - Spojrzał na “T” a ta jedynie machnęła do niego dłonią.
- A jedz ile chcesz… - burknęła najemniczka.
- Może jednak zapolować dla ciebie na kawałek parówki? - spytał Peter, na co Cooke uniosła brewkę i zaśmiała się. Wypowiedź sierżanta była bowiem dla niej mocno dwuznaczna?
- Rozumiem, że to znaczy 'nie' - stwierdził Peter. - Twoje myśli biegną ciekawymi drogami - dodał, również unosząc brwi.
- Dobra, to skorzystam! Zobaczymy co z tego wyniknie... - powiedziała “T”, powstrzymując kolejny śmiech.
- Jeśli myślisz o tym samym, co ja... - szepnął jej do ucha, po czym wybrał się po parówkę dla niej i dla siebie.

Peter wrócił po paru chwilach z obiecaną parówką.
- Lubisz bardzo przypieczone? - spytał, siadając obok "T".
- Tak średnio - odparła z uśmieszkiem.
- Czyżby niektóre rzeczy się nie zmieniały? - Nadział parówkę na patyk i przesunął w stronę ognia. - Kiedyż to ostatni raz mieliśmy przyjemność... - spojrzał na "T" - ...tak sobie posiedzieć?
- Nie pamiętam… chyba Nikaragua? - Najemniczka wzruszyła ramionami, po czym zwróciła się do Kimberlee - Masz coś na ból głowy?
- Emmm… tak, oczywiście - Powiedziała blondyneczka, po czym udała się do namiotu medycznego, a Honzo dostał nagle wyjątkowo srającej miny. “T” z kolei mrugnęła do Currana.
- Kobieta bez serca - szepnął jej do ucha. - Ale i tak cię będę kochać do grobowej deski.
- Jest okute lodem… tssssss - powiedziała cichutko, po czym dotknęła palcem własnej piersi w skąpej koszulce, naśladując dźwięk skwierczenia. Jednocześnie wstała, niby to przypadkiem podtrzymując się na samym Curranie, dłonią na jego kolanie, które na naprawdę drobną chwilę mocniej ścisnęła. Cooke usiadła już na swoim miejscu, czekając na ponowne pojawienie się Kim?
Peter nie zareagował, wpatrując się przez moment w ogień. I w przypiekającą się parówkę.. która po chwili również się odezwała, wydając z siebie cichutkie "tsssss".
- Opppsss.... - powiedział, wyciągając kiełbaskę z ognia. Przyjrzał się jej dokładnie. - "T"? - Wyciągnął w stronę najemniczki patyk z nadzianą parówką… którą najemniczka z patyka ściągnęła, po czym wsadziła w usta, niby mając zamiar ugryźć, ale nieco dłużej niż wypadało trzymała właśnie w usteczkach, wśród małego uśmiechu. Na co głośno sapnął “Bear”, a “T” w końcu ugryzła, po czym sama się uśmiechnęła do Petera. Honzo z kolei mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
- Za chwilę wracam - powiedział w końcu, i odszedł od ogniska. Poszedł zaś chyba w stronę swojego namiotu…
- Chyba stracił humor... Ciekawe dlaczego... - Peter poruszył nieco płonącymi polanami, a ku niebu uniosło się nieco iskier.

W końcu pojawiła się Kim i dała “T” dwie tabletki, a najemniczka je łyknęła bez popitki…
- Boląca główka? - spytał “Bear” z durnym uśmieszkiem.
- Lepiej niż boląca szczena? - odpowiedziała Cooke zaciskając pięść w stronę czarnoskórego mężczyzny… i po chwili oboje się zaśmiali. A Kimberlee oczywiście przypatrywała się wszystkiemu lekko onieśmielona.
- Niektórzy są tacy delikatni... - rzucił Peter, a “T” spojrzała na niego mrużąc oczy.
Peter zrobił niewinną minę.
- Na szczęście mamy świetną lekarkę - stwierdził. - Nie to, co... - Nie dokończył.
- Nie fo... so? - zaciekawił się “Bear” gadając z pełną gębą. Ale i Kim się zainteresowała, po chwili więc aż trzy osoby czekały co Peter powie.
- Na misjach dobry medyk jest jest na wagę złota - wyjaśnił. - Zwykle musi wystarczyć najemnik z przeszkoleniem medycznym, a czasami i takiego nie ma. W Kostaryce był jakiś... - Peter machnął ręką. - Nawet rzeźnik by się obraził za porównanie z nim. Ty - spojrzał na Kim, jakby oceniając jej wagę - byłabyś tyle warta w złocie, ile waży "Bear". I to w lepszej próbie niż to, które znalazł Honzo.

Nieco zdziwiona słowami Currana Kimberlee już chciała coś powiedzieć, gdy...
- Tęskniliście? - Dorothy podbiegła do ogniska, zachodząc od tyłu “T” i Kim i objęła za szyje, oraz przytuliła do obu policzków obie siedzące tam kobiety. Była w jeszcze lepszym humorze, niż gdy szła z prowiantem dla wartowników.
- Szalenie! - odparł Peter, z entuzjazmem prawie tak wielkim jak ten, którym emanowała Dot. - Paróweczkę? Tylko to zostało...
- Za tobą zawsze - zapewniła “T” i… wychyliła nieco rękę w tył, po czym uszczypnęła Dorothy w tyłek.
Na co ta podskoczyła lekko, chichocząc przy tym.
- Ja za wami też. - Jeszcze mocniej ścisnęła obie kobiety i w takiej pozie, pochylona do przodu, spojrzała na Currana.
- Jasne - odpowiedziała na jego pytanie uśmiechając się i do niego. Po czym odwróciła głowę w stronę “T”.
- Słuchajcie laski, ja muszę… przypudrować nosek - powiedziała do obu spoglądając raz na jedną, a raz na drugą.
- Już biorę karabin - Odpowiedziała Cooke, sięgając po niego.
- Emm… no… ok - Przytaknęła w końcu i Kim.
- Świetnie. - Ucieszyła się Dorothy, i puściła obie, by mogły wstać.
- Taką średnio wypieczoną, poproszę - powiedziała.
- Zrobi się - zapewnił ją Peter, wbijając w ziemię patyk, na końcu którego tkwiła samotna już kiełbaska.
- Eeeeeech... - Westchnął nagle jakoś tak dziwnie “Bear”, gdy zostali sami przy swoim ognisku..
- Co z tobą? - spytał Peter, zastanawiający się, czy iść po kolejną kiełbaskę, czy oddać tę, którą już przypiekał kilka chwil.
- Fajne te nasze dziewczyny w cholibę… - Powiedział przyciszonym tonem, po czym nawet konspiracyjnie się rozejrzał - ...normalnie aż mnie swędzi - Dodał z głupawym uśmieszkiem.
- Myślałem, że po to chciałeś zostać w obozie... - Równie cicho odparł Peter. - Miałem wrażenie, że Hana wpadła ci w oko...
- Ta, i było super, a potem poszliśmy nad rzeczkę, i się kąpała golutka, no to ja zagrywkę i też się kąpałem, a potem jak wyszliśmy z wody i ona dalej tak chodziła, a ja ją złapałem za tyłek, to chłopie miała taką minę, jakbym jej co najmniej ojca krzesłem zajebał. Spanikowała totalnie, i od tamtej pory mnie unika... - Wywalił z siebie jednym ciągiem “Bear”, po czym wbił wzrok w ognisko.
Peter przez moment milczał, zastanawiając się, co odpowiedzieć... bo mądrymi radami można było sypać jak z rękawa.
- No... pech... - powiedział. - Ale niektóre tak mają... Może ona wychowana na plażach tych, no, nudystów? Wszyscy nago łażą, ale nikt nikogo za nic nie łapie? - Podrapał się po brodzie. - Szkoda, że nie spytałeś... Wyjaśniłeś? Przeprosiłeś?
- No… tak, a potem jeszcze Dorothy z Haną do mnie przylazła i też się pluła, to znowu przepraszałem, a Hana się poryczała i uciekła… wyglądało jakby się nie obraziła na mnie, ale i na nią? - “Bear” wzruszył ramionami.
"A mi mówiła, że nic nie wie", pomyślał Peter.
- To Japonka. Może nie wszystko zrozumiała, albo pojęła opacznie... - Westchnął. - Spróbuję z nią porozmawiać - obiecał. - Jeśli zechce zamienić ze mną choć jedno słowo - dodał.
- Raczej marne szanse, sam widziałeś, jak tu znerwicowana skakała i uciekła do namiotu… Ech te baby, bez nich źle, z nimi też. - Zaśmiał się i łyknął swoją porcję whisky, i najwyraźniej wytrąbił wszystko, zajrzał bowiem do kubka i mruknął niezadowolony.
- Za babami nikt jeszcze nie nadążył - stwierdził filozoficznie Peter, który chwilowo był w sytuacji lepszej, acz bynajmniej nie komfortowej . - A co do tego... - Trącił swój kubek. - Trzeba będzie z naszymi jajogłowymi pogadać. Może coś wymyślą, by jakieś trunki wyczarować. Od czego mają łebskie głowy...
- No, jakby umieli to byłoby super! - “Bear” odzyskał nieco lepszy humor. - Ale tobie, sierżancie, to się z Dorothy trafiło, co? - Spojrzał na Currana szczerząc zęby.
- Wiesz... O niektórych sprawach się nie mówi... żeby nie zapeszyć. - Fortuna to kapryśna pani, a Dot miała parę zalet.
- Heh… - zaśmiał się krótko czarnoskóry i chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy do ogniska wrócił Honzo.
- A gdzie wszystkich wywiało? - spytał Geolog, siadając na swoim miejscu.
- Chciały w ciszy i spokoju, z dala od naszych uszu, powymieniać się poglądami - odparł Peter. - Damskie rozmowy... - 'Pewnie wiesz, co mam na myśli', zabrzmiało w podtekście.
- Aha - przytaknął Geolog. - To pewnie im to trochę zajmie… No cóż, to… rzuci ktoś jakiś temat?
- Kobiety? - Peter spojrzał na geologa. - To wdzięczny, acz szeroki temat. Można mówić bez końca... chociaż nie bardzo jest czym przepijać różne opinie.
- No niekoniecznie chodziło mi o temat związany z kobietami, właściwie to możemy o wszystkim i niczym - Wyjaśnił Honzo -Na przykład… czy boicie się ewentualnej konfrontacji z Chińczykami? Bo jeśli mowa o TAKIEJ wyspie, i TAKICH odkryciach, to różnie to może być, a i sytuacja szybko eskalować - dodał podkreślając niektóre słowa.
- Jak na razie nikt nic nie wie - odparł Peter. - Gdyby koło wyspy pojawiła się konkurencja takiej klasy, to byśmy się o tym dowiedzieli, a Korporacja załatwiłaby wsparcie. Odpowiednie wsparcie. A jeśli tu się zjawią Chińczycy... to i tak nic nie zrobimy. To znaczy jeśli będzie ich więcej niż nas.
- Będziemy z nimi walczyć?? - Zdziwił się “Bear” -No bo jak co… ja się nie dam! - Dodał twardo.
- Wolalbym nie wpaść w ich ręce - stwierdził Peter. - Zrobię wszystko, by uniknąć takiej, hmmm, 'przyjemności'. Poza tym płacą mi za to, by chronić cywilów. Może się okazać, że nie tylko dinozaury będą stanowić niebezpieczeństwo.
- Wiesz Curran… dobrze gadasz. Bo ja się już dałem, bo inaczej się nie dało. Ale drugi raz nie mam zamiaru… więc jak staniemy twarzą twarz z żółtymi to mnie nie ma, i mnie nie powstrzymacie - Skrzywił się Alazraqui.
- Trzeba się mieć gdzie wycofać - odparł Peter. - Krycie się po dżungli, jak Hana... to może być dość trudne... Trzeba to umieć lub mieć duuużo szczęścia.
- Odpowiednie umiejętności się znajdą, a szczęście też się mnie raczej trzyma… Zostałem w Chinach skazany na karę śmierci, a proszę, oto jestem - wypalił nagle Geolog, a “Bear” uniósł brwi.
- Musiałeś nieźle zaleźć im za skórę. - Peter skinął głową z uznaniem. - I faktycznie powinieneś ich unikać jak ognia.
- Czasem tak i w mojej branży się zdarzy - Odparł Honzo.
- Opowiesz? - Spytał czarnoskóry mężczyzna.
- Nie. A zresztą i tak już za dużo powiedziałem… - Pokręcił przecząco głową Alazraqui.
- O niektórych rzeczach lepiej nie mówić za dużo - zgodził się z nim Peter.
Rozmowa się urwała.
Po chwili Peter wstał.
- Gdyby mnie kto szukał, to niedługo wrócę - oznajmił.
Podszedł do swego namiotu, a potem, ze sztucerem w dłoni, ruszył w stronę przeciwną do tej, w jaką skierowały się trzy gracje.
Jeszcze tego by brakowało, by je naszedł na tym "pudrowaniu noska". Trzy harpie by go pewnie rozszarpały.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-01-2019, 21:39   #126
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sosnowsky w zasadzie nie odzywał się podczas tego ogniska. Popijając trunek czasem zerkał na Sarah, ale głównie w ogień. Siedział niczym wielki milczący głaz nie zainteresowany toczącymi się wokół niego rozmowami.
- Coś nie tak? - Szepnęła do niego Elsworth, pochylając się nieco w bok, ku mężczyźnie. A ten mógł wyczuć jej słodki zapach perfum, i ogólny zapach kobiety, ale naprawdę kobiety-kobiety, nie tam jakiś dziwek, z jakimi kiedyś czasem przebywał…
- Co? Nie? Takie… biwakowanie, to… nie jest zabawa dla mnie.- machnął ręką blondyn zataczając dłonią szeroki łuk. -Nuda.
- I co na to zaradzimy? - Spytała Sarah.
- Nie wiem. Co ty chcesz? Ja sobie bym odpuścił resztę pogaduszek przy ognisku. - mruknął Doug i wzruszył ramionami.-Ale… jeśli ty chcesz? No i…-
Wskazał skinieniem głowy dodając cicho.-Przepłoszyli tą japoneczkę co ją znaleźli w lesie. Może ktoś powinien z nią pogadać? Ktoś czyli… ty?

Sarah pokręciła głową, po czym spojrzała blondynowi w twarz.
- Oj nie znasz się na kobietach... - Powiedziała kiwając głową - A co do drętwej imprezy, nie wypada z niej uciekać, inaczej i zaczną obgadywać nas? Więc robimy dobrą minę do złej gry, i myślimy, jakby tych emerytów tu rozruszać? - Mrugnęła do niego.
- Myślisz, że dbam o to co o mnie gadają?- stwierdził ironicznie Doug.-Mam to gdzieś. Nie przybyłem na wyspę w celach towarzyskich, więc…- wzruszył ramionami. - I nie płacą mi za dbanie o moją reputację.
- Ale przez reputację możesz nie mieć następnej roboty, albo problemy z jej znalezieniem? - Zdziwiła się Elsworth, próbując chyba wyjaśnić pewne oczywiste oczywistości najemnikowi.
- Wiesz… ale mi nie płacą za byciem miłym, tylko za bycie skutecznym. A w tym czym jest skuteczny… często bywam niemiły. Inne priorytety.- zaśmiał się cicho.
- To może mały wyjątek, dla mnie? Prooooszę - Kobieta ułożyła słodko i niewinnie policzek na ramieniu Douga, zezując w jego twarz.
- Nie bardzo wiem… co niby miałbym zrobić.- stwierdził krótko Doug, wzruszył ramionami dodając.-No chyba, że ty wiesz.
- Bądź kuresko milusi, siedzimy tu, rozmawiamy, ściemniamy i fajnie jest... - Zachichotała Sarah, niczym jakaś młódka.
- Czy ja wyglądam na faceta od ściemniania? Od tego są reporterzy… ja jestem od dawania po pysku i strzelania do zagrożeń.- przypomniał jej blondyn… a Sarah westchnęła z rezygnacją.
- Wybieramy się gdzieś jutro? - Spytała cichym tonem.
- Major mówił, że ma plany. Nie mówił jakie.- odparł Doug spoglądając z “współczuciem” na Sarah. Spotykał już podobne jej… tr które chciały go zmienić, ucywilizować, zsocjalizować. Też ponosiły porażkę.
- A to szkoda… myślałam, że coś wiesz - Kobieta uśmiechnęła się sympatycznie - Ale jakby co, to postarasz się, żebyśmy byli razem? - Wymownie szturchnęła go łokciem.
- No… aczkolwiek nie wiem co on wymyślił. Chyba spróbujemy ruszyć na plażę. Albo chociaż wysłać jakiś oddział, by wypatrzeć nasz statek.- rozważał cicho Sosnowsky.
- Przejmujesz się tym odcięciem od “Hyperiona”? - Spytała Sarah poważniejszym tonem, i wcale nie tak cicho.
- Odcięciem… nie… brakiem kontaktu już tak.- odparł Doug.
- Ale aż tak tragicznie chyba nie ma? Ta wyprawa przecież może działać sama, bez opieki, taką możliwość też przewidziano? - Zastanowiła się głośno kobieta.
Doug wzruszył ramionami.
- Pewnie masz rację. Japonka przetrwała tu sama kilka miesięcy.
- Nie ma się czym przejmować - Wtrącił się nagle Larry -”Sosna” zadba o twoje bezpieczeństwo, i najwyżej spędzicie tu sobie słodki miesiąc w dżungli - Uśmiechnął się półgębkiem najemnik, co i wywołało przelotny uśmiech u Elsworth, która zaczęła wpatrywać się w Douga. Czyżby właśnie sobie myślała jakby to było?
Sosnowsky jakoś nie wydawał się specjalnie rozradowany tym pomysłem. Sarah była miła i w ogóle, ale blondyn nie czuł się specjalnie monogamistą. A miesiąc siedzenia w dżungli pełnej raptorów, mięsożernych roślin i innego nierozpoznanego jeszcze cholerstwa… ciężko mu było określić jako “słodki”.
- Jasne… - odparł w końcu enigmatycznie.
- Hej “Sosna”, masz pomysł na rozkręcenie tej stypy? - Spytał Larry.

Blondyn spojrzał na mężczyznę spode łba.- Czy wyglądam na takiego…? Nie powinni tym się zajmować, ci bardziej… bo ja wiem? Peter? Miss Dot? Może ”T” zrobiłaby taniec brzucha? Choć lepiej nie… bo swojego kaloryferka się wstydzi, a innym zazdrości.
- O! O! Taniec brzucha to bym zobaczył! - Roześmiał się Larry, a siedzący z nimi Chelimo pokręcił przecząco głową, choć się uśmiechnął na moment pod nosem.
- No ale patrz, laski uciekły w krzaczki... - Roberts zwrócił uwagę na oddalenie się od ogniska Dorothy, “T” i Kim. Czyżby poszły za potrzebą?
Wszystkie trzy na raz ? Mało prawdopodobne.
- Sam też pójdę ich śladem. Bo też za potrzebą.- odparł najemnik wstając i zamierzając ruszyć w krzaki.
- Tak sam? - Sarah również wstała…
- Mhmm?- najemnik zmarszczył brwi zaskoczony. Wszak od wielu lat, sam cedził kartofelki w krzaczorach.
- Bo ja bym też musiała - Szepnęła kobieta, pochylając się nieco ku “Sośnie”, by szepnąć mu do ucha. Wszystko jednak i tak wywołało skrywane uśmiechy u dwóch innych mężczyzn siedzących przy ognisku.
- No dobra… chodźmy.- rzekł Sosnowsky ruszając powoli, by kobieta mogła go wyprzedzić i wybrać sobie… krzaczki na swoje potrzeby.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 19-01-2019, 10:45   #127
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Co za dzień. - Westchnęła Dot idąc z kobietami na stronę. - Gdyby nie ten palant Honzo, to nawet byłoby fajnie na tym poszukiwaniu złota. No.. pomijając tyranozaura- rzuciła przy tym krótkie, ale wymowne spojrzenie Cooke.
- Tyranozaur?? - Kim była chyba… zszokowana?
- Spoko rybka, ot przerośnięta jaszczura, co się nażarła granatów - “T” zgrywała wielce twardą, choć spojrzenie rzucone Dorothy mogło świadczyć i o czym innym.
- Są roślinożercy, są i drapieżniki. - Powiedziała po chwili milczenia Dot, decydując się na nie kontynuowanie tematu r-rexa. - Chyba nie wybiorę się już nigdzie poza obóz.
- E tam co ty, będzie dobrze. Obronię cię - Powiedziała idąca na przedzie Cooke, świecąca latarką przy karabinie, i zaśmiała się.
- W obozie nudno… - Wtrąciła blondyneczka. Czyżby miała ochotę następnego dnia na wycieczkę?
- Czyli co Kim? Zamieniamy się ponownie? Ja odzyskuję “T”, a Ty w zamian za to dostaniesz Currana? - Ruda zapytała żartobliwie, a lekareczka aż się chyba potknęła z wrażenia w półmroku.
- No ale Major “T” mnie przydzielił? - Zaprotestowała cicho Kimberlee.
- Mroczny przedmiot… A w zasadzie Mroczna “T” pożądania - Dorothy zaśmiała się ze swojego żartu. - Jedziemy razem jutro? - po chwili padało całkiem poważnie postawione pytanie.
- Wszystkie trzy? - Spytała Kim.
- Jak dla mnie bombowy pomysł! - Powiedziała Cooke, po czym rozejrzała się po miejscu, gdzie były -Tu chyba można co? - Poświeciła latarką karabinu po ziemi.
-Tak, tu. I tak, wszystkie. I nie obchodzi mnie co tam Baker sobie wymyślił. Wiecie, że on wcale nie przejął się, że nasz miłujący przyrodę youtuber wypuścił dinozaura? - poskarżyła się Ruda. - Nie żebym specjalnie chciała się przypodobać Sarah czy coś. Bo teraz żałuję, że poprosiłam chłopaków o złapanie go dla niej. Ale chodzi o zasady. Ktoś się napracował, a tu przychodzi taki i psuje wszystko.
- To go w łeb? Znaczy się, nie Majora, tylko tego tam… Harrego - Powiedziała Cooke i zgasiła latarkę, po czym zabrała się za czynność, po którą tu w końcu wszystkie przyszły.
- A to wrednie trochę postąpił - Wtrąciła Kim, kucając dwa kroki obok…
- W łeb? A po co?- Dorothy również wyszukała sobie miejsce. - Żeby jeszcze ze skargą jak Honzo do Bakera poleciał?- cała wypowiedzi podszyta była drwiną.
- Dla zasady - Powiedziała “T” naprawdę udaną, męską chrypą, niczym w jakimś filmie, po czym się zaśmiała. Chichotała i Kim, choć nagle urwała.
- O szlag, to wszystko przez was… ma ktoś chusteczki? - Zaskomlała, na co “T” znowu się roześmiała.
- Nie, nie mam. - Powiedziała Dot chichocząc z nimi. - I dlaczego nasza?- Zapytała przesadnie urażonym głosem nie mogąc jednak powstrzymać śmiechu.
- Rozśmieszacie, to mi się tyłek trzęsie ze śmiechu… - Głos Kim również był wesoły.
- Spokojna twoja rozczochrana, ja chyba mam - Powiedziała Cooke, i faktycznie, miała paczuszkę, z której po chwili skorzystały wszystkie.
- Dzięki. To co pora wracać?- Zapytała Dorothy poprawiając spódnicę.
- No chyba tak… - Zaczęła “T”, ale jej wpadła w słowo Kim.
- Momencik! Już, chwila! - Powiedziała lekareczka.
- No chyba że… - Dodała najemniczka, zawieszając głos.
-Że co? - zainteresowała się rudowłosa, co ewidentnie słychać było w pytaniu.
- Nocne pluskanko? - Spytała “T”, a Kimberlee słyszalnie dla obu się nieco zapowietrzyła.
- Dawaj! - odparła ochoczo Dot i zaczęła się znowu śmiać, bo przypomniały jej się słowa Hany.
- Wy tak serio? - Ton Kim był zdecydowanie pełen… obaw?
- Jasne. Przecież jest z nami “T”- A ton Dot zdecydowanie nie był pełen obaw. Wręcz przeciwnie. Ile była bardzo zdecydowana.
- No nie wiem… - Zamruczała lekareczka.
- No chodź, nie pękaj - Namawiała ją Cooke.
- Nie daj się prosić, Kim - Lie również zaczęła namawiać blondynkę.- Tylko my, rzeka i światło gwiazd…
- Oj no… - Kimberlee nadal się zapierała.
- No chodź, jesteśmy same - “T” pochwyciła nagle lekareczkę za nadgarstek, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Dot -No nie daj się prosić - Dodała miłym tonem.
Ruda chwyciła lekarkę za drugi nadgarstek.
- Teraz już nie masz wyjścia.- Dorothy znów się roześmiała.
- Wy podstępne szuje… - Szepnęła Kim i zachichotała -No dobra!
- Nie pożałujesz - Dot puściła jej oko i pociągnęła w stronę rzeki.

~

Gdy już tam dotarły, Dorothy puściła rękę Kim, zdjęła sandały i trzymając je w ręku weszła do wody, tak po kostki na razie.
- Cudownie chłodna- powiedziała pełnym zachwytu głosem i odrzuciła buty brzeg. Po chwili i ona wyszła, poprawiła sandały by stały równo.
- To co moje drogie? - Zapytała z błyskiem w oku. - Na trzy zrzucamy ubranie i do wody?
- Trzy! - Wypaliła “T” i wśród śmiechu szybko ściągnęła koszulkę, świecąc nagimi piersiami. Następnie pozbyła się obuwia metodą noga o nogę, a na końcu zabrała za zdejmowanie spodni… Kimberlee szło o wiele oporniej, i blondyneczka zaczęła ściągać powoli swój sweterek, a po chwili okazało się, iż ona również paraduje bez stanika.
- Cholera!- Dot jendak miała pod bluzka stanik i na tle pozostałych dwóch pań wyróżniała się gdy zdjęła swoją bluzkę. Ale bez większego skrępowania pozbyła się tej części bielizny. Układając ją, jak i bluzkę równo no butach. Następnie rozpięła zamek w spódnicy i … zaraz po spódnicy zdjęła i majtki. Naga, jak ją stworzył Bóg, weszła do chłodnej rzeki, wraz z “T” dotrzymującą jej kroku. Najemniczka również pozbyła się szybko spodni oraz majtek, po czym z karabinem trzymanym nieco wyżej w dłoni, wbiegła ze śmiechem lekkim krokiem w wodę. A Kim guzdrała się co nie miara, w końcu jednak i jej spodenki wylądowały na ziemi(i tylko spodenki, nie miała pod nimi majteczek!), i w końcu blondyneczka również małym pląsem i z chichotem, podążyła za pozostałymi… Rozpoczęło się wzajemne, radosne chlapanie. Po gorącu dnia takie orzeźwienie było bardzo przyjemne.
Dot w pewnym momencie zanurzyła się pod wodę, przepłynęła niewielki dystans który dzielił ją od lekarki i chwyciła ją za nogi ciągnąc lekko w dół dziewczynę. Oczywiście wystraszyło to Kimberlee, i pisnęła głośno(może nawet za głośno, niż wypadało), po czym chciała się cofnąć, efektem jednak wszystkiego, pacnęła jak długa na plecy, znikając na chwilę pod wodą… po chwili zaś wystrzeliła w górę, krztusząc się, plując, i przecierając oczy.
- Ciszeeeeeej - Syknęła “T”, po czym odłożyła karabin na niewielkiej skale na środku wody, i zaczęła wśród śmiechu chlapać obiema dłońmi Dot i Kim.
- Khee… khee.. Dorooothyyy - Lekareczka zrobiła kwaśną minkę -Chcesz mnie utopić?
- I potem robić ci sztuczne oddychanie - usłyszała w odpowiedzi lekarka, z dwuznaczną nuta w tle, i nawet mimo półmroku, wśród słabo świecącego księżyca, można było zobaczyć jej rumieńce.
- Bardzo ś... - Nie dokończyła Kim, gdy nagle na obie wpadła od boku “T”, i to rozpędzona “T”, skacząca szczupakiem, i zgarniająca obie ze sobą, po chwili więc wszystkie trzy nurkowały, kaszlały, pluły, i chichotały. Oj tak, wypity przy ognisku alkohol dawał już nieco o sobie znać…
Zabawa na całego i w miłym towarzystwie… trwać jednak nie mogła wiecznie.
- Chyba nam starczy. - Powiedziała Dot podnosząc się .- Bo zaraz zaczną nas szukać.
- Eeee tam... - Cooke odpłynęła nieco w tył na plecach, błyszcząc piersiami wśród księżyca.
- Może serio trzeba już wracać? - Kim zanurzona po szyję w wodzie, odchyliła głowę w tył, mocząc włosy i zgarniając je dłońmi na całej głowie w kierunku potylicy.
- Już czas. - Zakomenderowała Dorothy - Afterparty u mnie w namiocie. - Dodała wychodząc z wody i zakładając ubranie na mokrą skórę.
- Ta jes psze pani - Powiedziała “T”, po czym podpłynęła po swoją broń, a w tym czasie lekareczka ruszyła już za Dot… i po chwili dostała klapsa na goły tyłek od szybko doganiającej jej najemniczki.
- Eeeeeej! - Odskoczyła od niej do przodu, grożąc palcem, choć lekko się uśmiechnęła. Zaczęły się więc wszystkie ubierać…
- A teraz… zdradzę wam tajne hasło, jakie Hana wymyśliła dla naszej wyprawy - Dorothy zrobiła krótką przerwę dla uzyskania lepszego efektu. - Hasło ‘idziemy nad rzekę’ oznacza według Japonki? No kto zgadnie co?
- OMG - Zachichotała Kim.
- ”Bara-bara?” Hę? Hę? - Cooke zaczęła niby nagabywać lekareczkę, ocierając się o jej ramię swymi piersiami, wśród własnego śmiechu.
- Iiiiiik... - Zapiszczała cicho blondyneczka, tupiąc w miejscu.
- I brawa dla pani Cooke. - Ruda zafundowała najemniczce kilkusekundowe owacje i to na stojąco. - Chociaż Hana użyła dosadniejszego słownictwa.
- Jakiego? - Zaciekawiła się “T”, zostawiając już Kim w spokoju. Ta z kolei poprawiła sobie włosy, i również skupiła uwagę na Dot.
- Wychędoż mnie nad brzegiem’ - Lie powtórzyła słowo w słowo wypowiedź Japonki starając się przy tym zachować powagę.
- Nieeeeźle - Roześmiała się najemniczka, a trzecia z nich jedynie zrobiła duże oczka, po czym kilka razy nerwowo zamrugała.
- No tak… dobra... - Skomentowała w końcu tą informację Kimberlee, po czym przygryzła usteczka - To co, wracamy? - Machnęła dłonią w kierunku obozu.
- Jeśli chcesz?- powiedziała Dorothy bez przekonania przyglądając się kobietom przez chwilę.
- No przecież sama powiedziałaś, żeby wracać, bo nas zaczną szukać? - Zdziwiła się Kim.
- Ćśśś... - Uciszyła ją Cooke, choć miło i z uśmieszkiem, po czym spojrzała rudowłosej w twarz - Dot coś kombinuje - Mrugnęła.
- Mówiłam, afterparty… - Lie uśmiechnęła się do obu. - Mam jeszcze trochę whisky i… jak chcecie to kilka skrętów?
- Bombowo! - “T” doskoczyła do Lie i cmoknęła ją w policzek. Kim z kolei zaczesała kosmyk włosów za ucho…
- Ojej. No ale tylko trochę, ok? - Posłała skromny, choć w sumie sympatyczny uśmiech.
- Rozluźnisz się trochę Kim. - Dorothy ponownie ujęła lekarkę za rękę i pociągnęła do swojego królestwa. - Nie zrozum mnie źle, ale słowa na “S” to cię chyba bardzo stresują.- Dodała żartem.

~

Dot tylko raz spojrzała w stronę ogniska wpuszczając Kim i “T’ do namiotu. Gdy już się wygodnie usadowiły podała im butelkę.
- Mam tylko tyle- powiedziała przepraszająco, chociaż butelka była w ponad połowie pełna.- I nie mam szkła. Więc pijemy z gwintów. Chyba, że chcecie najpierw zapalić. - pomachała skrętem przed nimi.
- Dobrze jest - Powiedziała “T” i golnęła sobie już pierwszego, dosyć solidnego łyka, po czym głośno wypuściła powietrze - To odpalaj! - Mrugnęła do Dot, a butelkę podała Kimberlee. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w obie towarzyszki tych eskapad, po czym w końcu napiła się, choć zdecydowanie mniej niż najemniczka… i trochę nią “potrzepało” od alkoholu. Dziwnie prychnęła, uśmiechnęła się, i wyciągnęła flaszkę w kierunku rudowłosej, która w tym samym czasie zapaliła jointa i zaciągnęła się nim. Wstrzymując powietrze z dymem w płucach podała go dalej “T”, a sama wzięła od lekarki butelkę.
- Wasze zdrowie. - Powiedziała wypuszczając dym z płuc i pociągnęła z butelki. W tym czasie jointem zaopiekowała się Cooke, i było widać, iż nie paliła pierwszy raz… gorzej było jednak z Kim. Ta po machnięciu, i wstrzymaniu dymu w płuckach ledwie na sekundę, zaczęła kaszleć i aż się jej oczy zaszkliły.
- Prze...khy… przepraszam… khykhy, bo ja ostatni raz to wiele lat temu - Tłumaczyła się z rozbrajającą miną.
- To sobie przypomnisz.- Zachichotała Dot biorąc od niej skręta i ponownie się zaciągając - Tego się nie zapomina- podała dalej, a po trzech kolejkach, zarówno puszczania dymka, jak i picia alkoholu, w namiocie zapanowały już nieco inne klimaty…

- Nom… zaczynam sobie przypominać... - Powiedziała blondyneczka i zachichotała - Raz siusiałam z balkonu... - I znowu zachichotała, nieco się kiwając do przodu i do tyłu. “T” wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Dot… i w sumie też się zaśmiała.
- Kim, ty się już zjarałaś? - Spytała.
- Nie noooo… co tyyyy... - Zaprzeczyła energicznie głową lekareczka, z uśmieszkiem od ucha do ucha.
- Jaaaasne. - Dot pominęła lekarkę przy następnej kolejce. - To opowiedz o swoim pierwszym razie?- Spojrzała na nią całkiem poważnie, ale tylko przez kilka sekund i sama zaczęła się śmiać.
- A może… a może... - Kimberlee nad czymś wyraźnie główkowała - A może go jeszcze nie było?? - Wypaliła nagle i zachichotała, zaczesując jednocześnie kosmyk za ucho.
- Tu mi czołg jedzie! - “T” wskazała na swoją dłoń z drwiącym uśmieszkiem, po czym golnęła porządnie whisky - No wiesz co, żeby taaak ściemniać! - Dodała po chwili, podając Kim flaszkę.
Dorothy pokiwała głową, żeby poprzeć wypowiedź najemniczni, ale kierunki jej zaczęły się już mieszać i raz kiwała z góry na dół a raz z prawa na lewo.
- A ty jesteś następna- wskazała “T”.
- Ale że co? - Cooke łypnęła na nią zabawnie okiem.
- To samo co ona.- Dot zabrała flaszkę Kim, a podła resztę jointa. Najemniczka z kolei wpatrywała się w rudowłosą, ciężko główkując…
- Ty Dot, sorry, ale straciłam wątek! - Powiedziała w końcu, rozbawiona tym faktem, a Kimberlee znowu się dusiła jointem, na co “T” roześmiała się już głośno.
- Ja też - Ruda przyłączyła się do najemniczki. Po chwili jednak spojrzała dziwnym wzrokiem na obie kobiety, jakby coś ważnego sobie przypomniała.
- O matko! Parówka Petera!- Podniosła się. Niestety zachwiała się i usiadła ponownie.
- O tak! Parówka Petera ważna! - Pokiwała głową “T” i parsknęła, a Kim oczywiście poczerwieniała… po czym zamrugała oczkami, wpatrując się w swoje dłonie.
- On specjalnie dla mnie… przygotował.- Dot zaczęła machać ręką w stronę ognisk, a przynajmniej tak jej się wydawało, że tam gdzie pokazuje są ogniska przy których całe reszta towarzystwa siedzi i się dobrze bawi.
- To leć kobieto! Podwijaj kiecę i lecę! - Najemniczka również zagestykulowała, i to obiema rękami w górę.
- Moje dłonie malują w powietrzu... - Powiedziała cicho lekareczka, przebierając palcami przed sobą.
- Tu nie ma nic do podwinięcia - Ruda zaczęła się siłować z zamkiem przy spódnicy. A kiedy nie chciał poddać się jej woli, zrezygnowała zaostawiając go w spokoju. - To poczeka. - zadecydowała siadając między dziewczynami, obejmując je za szyję rękoma i przyciągając do siebie. - Kocham was.- Wyznała i znów zachichotała tracąc przy tym równowagę i ciągnąc obie ze sobą w tył na swój materac.
- Wooo-oow - Gdy Kim wylądowała na plecach, głośno westchnęła, po czym nadal czyniąc jakieś dziwaczne wygibasy swoimi rękami i palcami przed samą sobą, wparując się w to ze sporą fascynacją, w końcu się odezwała:
- No ależ Dorothy, takie wyznanie… no my ciebie też! - I blondyneczka zaklaskała chyba z pięć razy.
- Tak tak, my ciebie też - Powiedziała znacznie ciszej “T”, i odwróciła twarz nieco w kierunku Dot, po czym pocałowała ją czule w policzek.
Wywołało to błogi uśmiech na twarzy pani Lie, która rozluźniła uścisk i rozłożyła ramiona na boki.
- I nie dla mojego boskiego ciała?- spytała po krótkiej chwili lekko wzdychając.
- Niech żyje skromność? - Odparła Cooke i ponownie pocałowała policzek Dorothy, choć już bliżej ust, a… jej dłoń znalazła się na biodrze rudowłosej.
- Bo ona była niczym bogiiiiniii - Zanuciła coś Kim, nie zauważając co tam tuż obok niej się zaczyna dziać, nadal skupiona na swoich “magicznych” dłoniach.
Dorothy odwróciła głowę w stronę “T” mrużąc oczy i oddając pocałunek. Ponieważ obie ręce utknęły po ciałami kobiet leżących obok, sięgnęła tylko policzka Cooke. Ręką która była pod plecami najemniczki pogładziła ramię kobiety.

Po krótkiej chwili “T” uniosła się nieco na łokciu, uwalniając tym samym rękę Dot po własnym ciałem. Najemniczka z kolei, leżąc bokiem do rudowłosej, zaczęła powoli i namiętnie całować usta Lie, a jej dłoń prześlizgnęła się z biodra pod bluzeczkę, w kierunku piersi kochanki.
- Zjadłabym coś! - Powiedziała nagle będąca tuż obok Kim, i podniosła się do pozycji siedzącej.
Dorothy zatrzymała dłoń Cooke tuż przed swoją piersią.
- Teraz?- Zapytała lekko zdziwiona posyłając najemniczce spojrzenie typu “Nie chce mi się ruszać”.
- No tak, te… - Powiedziała Kimberlee, zwracając w końcu twarz w kierunku Dorothy i “T” i urwała w pół słowa, widząc co tam się między obiema kobietami działo. Zrobiła duże oczka, momentalnie poczerwieniała, i chyba jakby i ze wszystkiego od razu otrzeźwiała.
-Yyyytojajużsobiepójdę!! - Wyrzuciła z siebie jednym tchem, po czym zaczęła się cofać najprawdziwszym raczkiem do wyjścia z namiotu.
- Poczekaj - Lie podniosła się również. - W tym stanie nie powinnaś- Musiała chwilę postać, bo zakręciło jej się w głowie.
- Dziękuję, nic mi nie jest. Było naprawdę fajnie, ale na mnie czas… - Blondyneczka z przepraszającym uśmiechem zaczęła szarpać się z zamkiem namiotu, na chwilę zwracając buzię w kierunku Dot. W tym czasie z kolei “T” przeszła do pozycji klęczącej z dłońmi na udach, przyglądając się całej scence z lekkim uśmiechem.
- Nie wygłupiaj się Kim. Co chcesz sama robić w namiocie?- Dot dotarła ręką nasadę nosa. - Zostań - poprosiła ładnie spoglądając lekarce w oczy.
- Noo… pójdę spać? - Zająknęła się dziewczyna.
- Meh - Osądziła ten pomysł Cooke.
- No zostań. - Rudowłosa zbliżyła się do blondynki i ujęła ją za rękę by pociągnąć ze sobą z powrotem na materac. - Noc jest jeszcze młoda.
- Nie będę wam przeszkadzała w… czymkolwiek tam robiłyście - Powiedziała znów się czerwieniąc blondyneczka, lekko się zapierając przed pociągnięciem -Naprawdę Dorothy, ja już pójdę…
Lie nie miałam zamiaru siłować się z Kim.
- Twój wybór- powiedziała lekko zawiedziona i puściła rękę lekarki. Otworzyła jej zamek.
- Ale jutro jedziemy razem?- zapytała z nadzieją że odpowiedź będzie pozytywna.
- Oczywiście - Uśmiechnęła się Kimberlee, i po chwili wahania… objęła Dot za szyję i przytuliła się na drobny momencik policzkiem do policzka, na pożegnanie.
- Dzięki za szalony wieczór - Powiedziała z uśmiechem.
Dorothy pomachała jej na pożegnanie gdy stała chwilę odprowadzając ją wzrokiem.
Później, zamknąwszy zamek, wróciła szybkim krokiem do “T”. Klękając pocałowała najemniczkę mocno i namiętnie. Miały przed sobą jeszcze trochę czasu, który można było spędzić inaczej niż na rozmowach.
I spędziły. Napędzane wybuchowa mieszanką alkoholu, skrętów i emocji z dnia, która wybuchła gwałtownie i gwałtownie zakończyła się przynosząc częściowe ukojenie.

Cook niestety nie mogła zostać,czekała ją warta. Dot, już ubrana tylko w bluzkę i spódnicę - uznała, że bielizna będzie z zbędnym elementem garderoby gdy przyjedzie Curran- tęsknym spojrzeniem odprowadziła najemniczkę przyjmując zapewnienie, że następnym razem Kaai zostanie gdzieś wyprawiony, by one mogły spotkać się u “T”.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 19-01-2019 o 13:41.
Efcia jest offline  
Stary 19-01-2019, 12:36   #128
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na nocny spacer Peter zabrał nie tylko broń, ale i parę drobiazgów. Skoro był zaproszony na noc, to wypadało się odświeżyć, a nie wpadać w gości jak chłop prosto z chlewa.
A poza tym miał zamiar przemyśleć kilka spraw...
Wyspa. "Hyperion". Dot. Hana. Chińczycy.
A i wcześniejsze wspomnienia się pojawiły.
Nikaragua. Kostaryka. Peru. Amazonia. Kuwejt. Afganistan.
A potem był przeklęty helikopter, który nagle 'zapomniał' jak się lata...

Gestem ręki odpędził natrętne myśli. Niektóre słowa nasuwały wspomnienia, z którymi nie chciano (lub nie warto było) się dzielić i Peter nie dziwił się, że Honzo wolał milczeć. On też o niektórych przeżyciach nie wspomniał, nawet w raportach. A do niektórych warto było wrócić z dala od innych.
Minął posterunek i skierował się w stronę rzeczki. Nie sądził, by jakiś inny miłośnik nocnych wędrówek miał zamiar wybrać się w to akurat miejsce… i mocno się zdziwił, gdy po paru chwilach do jego uszu dotarły kobiece śmiechy połączone z pluskiem wody.
Nie wierzył ani w syreny, ani też w nimfy wodne. Ciekawość jednak, nieodłączna cecha większości ludzi, skłoniła go do sprawdzenia, któż w taki przyjemny sposób spędza czas... skąpiąc innym udziału w takich przyjemnościach.
Słabe światło księżyca wystarczało co prawda, by nie wpadać na pnie drzew czy plątać się w zaroślach, ale żeby móc się bezpieczniej (i ciszej) poruszać włączył noktowizor... i po kilkunastu metrach wśród dziczy, oczom Currana wzmacnianych wizją urządzenia ukazały się wesoło pluskające w rzeczce, trzy nagie kobietki: Dorothy, “T”, Kim…
Wszystkie trzy warte były grzechu. Przyłączenie się do nich byłoby marzeniem każdego mężczyzny (no, każdego w miarę normalnego), lecz sądząc po miejscu, jakie sobie wybrały trzy panny, w sferze ich marzeń trudno byłoby dopatrzyć się wizji "tego czwartego", który zakłóciłby idealną równowagę. Wszak to jest doskonałe, co potrójne... czy jakoś tak. Dla czwartego raczej nie było tu miejsca i Peter wolał nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby spróbował wtrącić się do tej zabawy.
Nie uśmiechało mu się również zostać przyłapanym na podziwianiu tych igraszek (usłyszałby pewnie kilka niemiłych słów... a krytyka nie ograniczyłaby się z pewnością tylko do słów). Z drugiej strony - był 'cieniem' Dot, więc pilnowanie jej należało do jego obowiązków. Oderwał więc na moment wzrok od baraszkującej w wodzie trójki, by rozejrzeć się dokoła i sprawdzić, czy pannom wodnym nie zagraża inne niebezpieczeństwo niż wzrok jednego z członków ekspedycji. "T" zapewne dałaby sobie radę, ale Kim była bezcenna dla ekspedycji, a Dot... Miała różne wady, ale kto by mu umilał noce i dnie?
Uśmiechnął się lekko. Były, prawdę mówiąc, ważniejsze powody.

Dokoła była cisza i spokój, zakłócane pluskiem wody i piskami dziewczyn, nic więc dziwnego, że Peter powrócił do obserwacji szalejących, polewających się wodą dziewczyn. Widok wart był nie tylko obserwacji, ale i uwiecznienia. Peter co prawda malarzem nie był, ale w dwudziestym pierwszym wieku nie trzeba było mieć zdolności plastycznych, by coś uwiecznić. Poza tym noktowizor miał funkcję nagrywania, a Peter nie potrafił oprzeć się pokusie. Nie da się ukryć - nawet z nią nie walczył.
Nagrał więc i wodne starcie, i scenę, jak "T" skacze szczupakiem na pozostałą dwójkę, a potem plątanina głów, rąk i nóg idzie pod wodę. Jako że na karcie pamięci miejsca było pod dostatkiem - nie przerywał nagrywania.
Gdy w końcu Dot zasugerowała, że powinny wracać, zanim ktoś zacznie ich szukać, Peter zaczął się przygotowywać do wycofania się. Przyjemności były przyjemne pod warunkiem, że dobrze się kończyły, a Peter wolał znaleźć się daleko, zanim "T" chwyci za broń.
Poczekał, aż dziewczyny znajdą się na brzegu i zaczną się ubierać, potem cofnął się o kilkanaście metrów, po czym zniknął wśród drzew, trzymając się na granicy zasięgu noktowizora.

Dopilnował, by wszystkie panie bezpiecznie znalazły się na terenie obozu, a potem jeszcze przez kilka długich chwil rozkoszował samotnością na łonie natury. Wrócił też nad rzeczkę, by zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia.
Gdy wreszcie wrócił 'do swoich' okazało się, że wszystkie trzy panie zaszyły się w vip'owskim namiocie Dorothy, gdzie bawiły się najlepsze..
A impreza.......?
Impreza umarła. Bez kobiet, bez whisky, nie miała najmniejszych nawet szans na przetrwanie.
Peter nie rozpaczał z tego powodu. Schował większość rzeczy do namiotu, kartę z noktowizora zastąpił inną, czystą, zaś tę nagraną schował wśród swoich rzeczy. A potem rozsiadł się w jeepie, czekając aż panie się rozejdą... A raczej czy się rozejdą.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-01-2019 o 13:48.
Kerm jest offline  
Stary 20-01-2019, 18:32   #129
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Wspólnie z Kermem :)

Nie należało spóźniać się na umówione spotkanie, a gdy przypadkiem godzina nie została wcześniej ustalona... to po prostu trzeba było na nie przyjść. Kiedyś.
W przypadku Petera owo "trzeba" zdecydowanie pozbawione było, co należało podkreślić, jakiegokolwiek przymusu.

Zastukał (a raczej lekko zaskrobał) w tworzącą 'drzwi' płachtę, po czym wszedł do środka, gdzie od razu uderzył go ostry zapach palonej niedawno trawki.
Dot, w tej samej bluzce i spódnicy, siedziała z błogą miną w głębi swego królestwa. Na widok Currana poderwała się i podeszła szybko do niego. Bez słowa pocałowała go.
- No cześć - powiedziała, gdy już oderwała się od jego ust z lekko głupkowatym uśmiechem.
Kobieta była na lekkim haju, ale wyglądało na to, że wie, co robi. Poza tym nie miał zamiaru czynić umoralniających kazań. Dot była dorosła, a jemu nie za to płacono.
Z zapałem odpowiedział na pocałunek, bo chociaż Dorothy smakowała inaczej niż zwykle, to jednak nie zniechęcająco.
- Witaj, piękna nieznajoma - odpowiedział na powitanie.
Komplement przyjęła mrużąc zalotnie oczy.
Wyciągnęła ręce w kierunku paska od spodni, chwyciła koszulkę mężczyzny i pociągnęła ku górze by zdjąć ją z niego.
Peter nie tylko nie stawiał oporu, ale i pomógł Dot w tym dziele. Gdy tylko jego t-shirt znalazł się w dłoniach kobitey Peter wyciągnął ręce, by i ją pozbawić bluzki... nie przejmując się tym, że potarga kobiecie wilgotne nieco włosy. I to poszło szybko. A pod bluzką nie było już nic do zdjęcia, z czego Peter skorzystał, całując dość namiętnie jedną z piersi.
Gdy oderwał się od tego przyjemnego zajęcia, rzucił bluzkę na bok i sięgnął do zamka spódnicy… Zamek oporu nie stawiał, odsłaniając przed oczami mężczyzny dobrze mu znane, zupełnie nagie ciało Dot, która uśmiechnęła się.
Peter nie zastanawiał się, czy kobieta (wzorem Sarah) chodziła tak przez cały wieczór, czy też uczyniła takie przygotowania w związku z ich spotkaniem. Miast myśleć wolał działać. Nie ważne, co wcześniej działo się w namiocie - liczyło się tu i teraz. Przyklęknął więc, by pocałować miejsce, gdzie łączyły się uda kobiety.
Rudowłosa kobieta zamknęła na chwilę oczy i cicho mruknęła w wyraźnie aprobaty, kładąc jednocześnie ręce na jego głowie.
Peter przez chwilę jeszcze kontynuował pocałunek, podczas gdy jego dłonie błądziły po pośladkach Dot, a później wstał, by raz jeszcze sprawdzić, jak smakują usta kobiety. Smakowały nią. Chętną. Gotową. I spragnioną jego towarzystwa i jego samego.
Było jeszcze kilka obszarów ciała Dot, które dłonie Petera chętnie by odwiedziły, lecz mężczyzna nie widział powodu do pośpiechu... przynajmniej w dziedzinie badania różnych zakamarków ciała kobiety. Nie przerywając pocałunku sięgnął do klamry pasa i zaczął ją rozpinać. Ręce kobiety powędrował za jego i pomogły najpierw rozpiąć pasek, a później i spodnie.
Dorothy położyła obie ręce na biodrach mężczyzny i zsunęła je w dół po jego ciele razem ze spodniami i bielizną. I pomogła mu pozbyć się resztek odzieży.
Sztuką byłoby nie zauważyć, że Peter był i chętny, i gotowy, a dowód na to znajdował się tuż przed jej oczami.
Tym razem to Dot uklękła przed mężczyzną obdarzając najpierw pocałunkami, a po chwili już bardziej wyrafinowanymi pieszczotami najbardziej interesującą ją część ciała kochanka.
Peter zareagował pełnym przyjemności westchnieniem, a potem położył dłonie na głowie kobiety. Wplótł palce w jej wilgotne włosy, po czym oddał się narastającym przyjemnościom.
Reakcja najemnika bardzo spodobała się Rudej, wywołując uśmiech, bardziej słyszalny i odczuwalny niż widzialnym i zachęciła ją do zintensykowania działań. Bo chciała go tu i teraz. I natychmiast.
Peter odruchowo zacisnął dłonie, nie zważając na to, że może sprawić ból, pociągając ją zbyt mocno za włosy. I poruszył biodrami, dostosowując się do tego, co robiła Dot. Wraz z nagłym wzrostem przyjemności wciągnął gwałtownie powietrze... a potem powoli je wypuścił, chcąc nieco opanować narastające pragnienie.
Po dłuższej chwili Dot nagle przerwała te pieszczoty podnosząc się powoli i ocierając piersiami o ciało mężczyzny. Spoglądała przy tym ku górze z wyrazem pożądania malującym się na twarzy. Lie ujęła rękę Currana i pociągnęła za sobą na łóżko.
Podążył za nią bez wahania, bo chociaż pieszczoty były bardzo przyjemne, to jego ciało wolało inny rodzaj spełnienia. I gdy tylko znaleźli się na materacu Peter przygniótł kobietę całym ciałem, po czym wszedł w nią, dążąc do jak najszybszego dotarcia do finału. Dorothy jęknęła, raz..., drugi… i… kolejny z rozkoszy. Jej również zależało na jak najszybszym i jak najprzyjemniejszym zakończeniu sprawy. Krążący po ciele alkohol i THC intensyfikował doznania przenosząc je na inny wymiar.
Reakcje Dot podziałały na Petera jak dodatkowa, acz w sumie zbędna, zachęta. Mężczyzna skupił się na jednym działaniu, zapominając o otaczającym ich świecie. Ściśle złączony z kobietą stawał się z nią coraz bardziej jednością... aż wreszcie przekroczył granicę, by w ostatnim pchnięciu osiągnąć spełnienie.
Ciszę, która zapadła mąciły jedynie przyspieszone oddechy splecionych w uścisku i leżących bez sił kobiety i mężczyzny.
Dla Dot częściowe otworzenie nawet jednego oka stanowiło nie lada wyzwanie po tak wyczerpujących miłosnych zmaganiach. Leżała bez ruchu z błogim uśmiechem na twarzy.
Peter był zmęczony, ale przede wszystkim zadowolony. Nie z siebie, bo zdawał sobie sprawę, że większość wspólnych przyjemności zawdzięczał przede wszystkim Dot... którą obdarzył krótkim, acz pełnym wdzięczności pocałunkiem.
Nie miał sił ni ochoty ruszyć choćby ręką i dopiero po paru chwilach, nie wypuszczając kobiety z objęć, przewrócił się na plecy, pociągając Dot za sobą.
Kobieta nie zaprotestowała. Ułożyła się tylko wygodniej policzkiem dotykając torsu mężczyzny i wsłuchując się w bicie jego serca.
- Zostaniesz?- zapytała cicho i sennie.
- Tak - odparł równie cicho i pogłaskał ją po głowie. - Zostanę.
Nic nie odpowiedziała zapadając w sen.
Peter przez parę chwil leżał, po czym, starając się nie obudzić kobiety, sięgnął po leżący obok koc, którym nakrył ich oboje. Przez chwilę jeszcze leżał, wpatrując się w mrok, po czym również zasnął.


***

Dorothy obudziła się rano, wcześnie rano. Nikt jeszcze nie wymyślił namiotu, który przyciemniałby wnętrze, więc promienie słońca wdzierały się, mimo ciemnego materiału z jakiego wykonany był namiot, do środka wstrętnie i bezkarnie budząc kobietę.
Dot poruszyła się lekko, mocniej wtulając w ciepłe, męskie ciało będące tuż obok.
Peter odruchowo, nie otwierając oczu, wyciągnął rękę, przyciągając kobietę do siebie. Nie był pewien, czy Dot już nie śpi, więc na wszelki wypadek nic nie mówił.
Sekundy mijały, Lie w myślach liczyła uderzenie serca, mając nadzieję, że jednak zaraz zaśnie. Gdy jednak przekroczyła setkę, a Morfeusz nie chciał jej znów porwać w swe objęcia, otworzyła leniwie oczy odsuwając się nieco od Petera, by móc podnieść głowę i zobaczyć jego twarz.
- Dzień dobry - powiedziała, a w jej głosie słychać było, że cieszy się, że obudziła się tuż obok niego.
- Dzień dobry - odparł, otwierając oczy. Z uśmiechem spojrzał na kobietę. - Bardzo dobry - dodał. Łatwo można było się domyślić, co było przyczyną owego 'bardzo'. - Wstajemy skoro świt, czy...? - Wyciągnął rękę w stronę biustu kobiety. - Czy chcesz jeszcze poleżeć?
- Poleżeć - odpowiedziała leniwie, zamykając na powrót oczy.
Dłoń Petera lekko musnęła pierś Dot, a potem Peter przesunął się nieco, by kobieta miała więcej miejsca na wąskim jak by nie było materacu, a potem ponownie przyciągnął ją do siebie. Delikatnie pogłaskał ją po plecach.
- Cały dzień… - odezwała się po chwili kobieta, zaczynając powoli i delikatnie ocierać głową o klatkę piersiową.
- Kuszące - odparł. przesunąwszy palcami po plecach kobiety. - Bardzo miła perspektywa. - W jego głosie można było dostrzec sporo poparcia dla takiego pomysłu. - Ale nie jestem pewien, czy pozwoliłbym ci tylko leżeć...
- Ach tak? - Jej głos, choć nadal leniwy, zdradzał duże zainteresowanie i zachętę. Sama rudowłosa nadal tylko ocierała się głową o tors mężczyzny.
- W tak miłym towarzystwie można spędzać czas nie tylko na leżeniu. - Dłoń Petera wykonała parę kolistych ruchów na plecach kobiety, wędrując w okolice pośladków. - A i samo leżenie można urozmaicić na różne sposoby...
- Aha - Dot przytaknęła sennie, przestając się w pewnym momencie ruszać.
- Słodkich snów - szepnął Peter.
Wbrew tym słowom pocałował kobietę w okolicach ucha. I nie wyglądało to na buziaka na dobranoc. Wstawał dzień. Ich sam-na-sam nie musiało wcale długo trwać, więc (zdaniem Petera) warto było wykorzystać każdą chwilę.
Dorothy drgnęła przebudzona pocałunkiem niczym śpiąca królewna. Westchnęła przeciągle. Ręka, która do tej pory znajdowała się tuż koło twarzy, zsunęła się w dół po podbrzuszu i niżej jeszcze. Ujęła dłonią członka i zaczęła masować. Zrazu powoli i delikatnie.
Peter, który nie miał nic przeciwko temu, rankiem zrobić powtórkę z mile spędzonego wieczoru, zareagował natychmiast, podobnie jak wspomniany fragment jego ciała. Mężczyzna zmienił odrobinę pozycję, by ułatwić kobiecie dostęp. Raz jeszcze ją pocałował, po czym sięgnął dłonią do biustu Dot, by w ten sposób zacząć się rewanżować za pieszczotę.

Poranna powtórka z wieczornej zabawy była wolniejsza, nie tak gwałtowna i znacznie dłuższa. Była za to równie namiętna i satysfakcjonująca, a nawet bardziej, bo bez otępiających umysł, częściowo nielegalnych, substancji chemicznych. Była również wyczerpująca. Co akurat było zaletą, bo znów można było zapaść w sen w objęciach kochanka. A ten nie miał nic przeciwko temu, by jeszcze parę chwil spędził w towarzystwie ładnej kobiety, nawet gdyby ta miała słodko spać. Co prawda przez moment zastanawiał się, co będzie, jak ktoś wtargnie do namiotu, by zrobić im pobudkę, ale w końcu uznał, że to wszystko jedno. Rodzaj stosunków między Dot a nim znany był całemu obozowi, więc naoczny świadek nie zrobiłby wielkiej różnicy. Przynajmniej jemu. Ale na wszelki wypadek przykrył nieco ich oboje kocem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 20-01-2019, 18:36   #130
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Towarzystwo było, nie da się ukryć, przyjemne w dotyku, lecz na tym owe przyjemności się kończyły. A Peter nie był taki senny, jak Dot, bowiem poprzedniego wieczora oddawał się mniejszej liczbie przyjemności różnego rodzaju. Gdy w końcu zaczęło mu drętwieć ramię, poruszył się nieco. Dorothy szybko i bez słowa skargi dopasowała się do nowej sytuacji wtulając w Petera.
- Śpioszek... - mruknął Peter, po czym odetchnąwszy głębiej, wsunął dłoń pod koc i położył na plecach kobiety i przygarnął do siebie.
- Już nie- w głosie Dot wyczuwalny była i skarga i wyrzut.
- Ależ śpij, śpij... Nikt się jeszcze nie dobija do wrót - zapewnił ją, szeptem, Peter. - Dzień jest jeszcze młody.
Dobiegające zza ścian namiotu odgłosy nieco zaprzeczały temu stwierdzeniu, ale był to niezbyt ważny szczegół.
- Czyżbyś chciał już uciekać? - zapytała Dot nadal nie otwierając oczu.
- Bez ciebie nie mam zamiaru się ruszać - zapewnił. - Co to za przyjemność zostawić cię i gdzieś iść samemu. - Pogłaskał ją lekko po plecach. - Zbyt przyjemnie mi się z tobą leży.
- Kłamca - powiedziała rozbawionym głosem.
- Do którego słowa masz wątpliwości? Przyjemnie czy leży?
- Do ruszać - wyjaśniła, przeciągając się. Po czym pocałowała go w policzek. - Jesteś zbyt sumienny, by zignorować rozkazy.
- Na razie jeszcze żadnego nie dostałem - odparł, przyglądając się biustowi kobiety. - Takie widoki potwierdzają słuszność mojej niechęci do wstawania.
Chociaż słowa były jednoznaczne, to na ich poparcie sięgnął dłonią do pośladków Dot.
- Jeszcze nie. - Lie spod półprzymkniętych powiek śledziła ten ruch.
- Czyżbyś wiedziała więcej, niż ja? - Dłoń Petera zajęła się tyłeczkiem kobiety.
- Niestety - Ruda położyła swoją dłoń na dłoni mężczyzny przystopowując jego zapędy. - Laura tym razem nie popisała się i jestem szeregowym pracownikiem.
- Laura? - Peterowi to imię nic nie mówiło.
- Laura Hughes, moja kuzynka - wyjaśniła Dot. - Mój prawnik.- Poprawiła się.
- Coś mi się obiło o uszy... - Starannie ukrył wrażenie, jakie wywołał na nim związek Dot z 'górką' Korporacji. A to tłumaczyło przynajmniej jedną rzecz... - Czyżbyś to za jej sprawą trafiła na tę wycieczkę? Co narozrabiałaś?
- Bardziej przy jej pomocy.- Lie uśmiechnęła się na wspomnienie ostatniego spotkania z Laurą. - Powiedziałam oficerowi policji, żeby przestał straszyć mnie swoją gwiazdką szeryfa.
- Zdecydowanie dyplomatyczna wypowiedź - uśmiechnął się Peter. - Zakuł cię w kajdanki, zaciągnął do celi i nawet Laura nie pomogła? - Uważnym spojrzeniem zlustrował Dot. - Trudno mu się dziwić... Na jego miejscu też bym nie wypuścił z rąk takiej zdobyczy.
- Ależ Laura pomogła. Przecież jestem tutaj. - Dorothy nie wyglądała na specjalnie przejętą. - A ten oficer policji był obleśnym, grubym typem. - Tu kobieta wzdrygnęła się. - I generalnie nie miał podstaw do aresztowania.
- A tak mniej generalnie? Czym mu podpadłaś? - Miał pewne podejrzenia co do nieobyczajnych zachowań w miejscu publicznym, ale wolał takich sugestii nie wysuwać.
- Kazałam mu zabierać dupę w troki z imprezy charytatywnej.
- Poczuł się dotknięty... biedaczek... - Peter spróbował sobie wyobrazić sytuację. - A potem, jak już mu oddałaś kajdanki, to musiałaś zamienić jedno więzienie na drugie, nieco obszerniejsze? Nie żebym narzekał... - zastrzegł natychmiast.
- Ten policjant był tam służbowo. Ale nie potrafił zachować się taktownie. - Dot przedstawiła najemnikowi swoją wersję wydarzeń. - Poprosiłam, żeby wyszedł. I tak od słowa do słowa… niektórzy są przewrażliwieni. A wyprawa tutaj, to raczej pomoc ze strony Laury niż kara.
- Pomoc? Miałaś jakąś mniej ciekawą alternatywę dla wyjazdu na tę romantyczną wyspę?
- Ja też muszę opłacać rachunki, a jak sam dobrze wiesz, pieniądze nie rosną na drzewach.- Lie wzruszyła ramionami. - To była pierwsza oferta i za namową mojego prawnika przyjęłam ją.
Wzmiankę o konieczności zarabiania Peter przyjął z pewnym niedowierzaniem, które zresztą starannie ukrył. Dot raczej nie sprawiała wrażenia osoby, która musiała się liczyć z każdym centem... a nawet z górką centów. To jednak nie była jego sprawa.
- Mnie ściągnięto z wakacji... opisując uroki dziewiczej wyspy - powiedział. - A dokładniej... bardziej podkreślając to dziewictwo, niż nieznane bliżej uroki.
- I jak się okazało nie taka dziewicza, bo Hana ją przed nami rozdziewiczyła.- rudowłosa kobieta wybuchnęła śmiechem.
Tematu Hany Peter nie chciał poruszać, przynajmniej nie z Dot, ale skoro kobieta sama zaczęła...
- Ta... Udało jej się... chociaż, jak słyszałem, z kąpieli z "Bearem" raczej nie była zadowolona.
- Oł..- kobieta jęknęła przestając się śmiać. Przez chwilę przyglądała się milczeniu swojemu rozmówcy, zastanawiając się co mu powiedzieć na ten temat.
- Nie wiem. To ich sprawa.- Powiedziała w końcu bardzo wymijająco.
- Hmmm... - W głosie Petera był cały ocean wątpliwości. - Skoro nie wiesz, to będę musiał porozmawiać z Haną, a potem z majorem… - Nie wyglądało, by był zachwycony tą perspektywą.
- Yyyyy… to nie jest dobry pomysł. Nie z Bakerem.- powiedziała szybko, a ton jej wypowiedzi miał zniechęcić najemnika do rozmowy z majorem.
- Nie mogę tego tak zostawić, skoro już o tym wiem - powiedział. - To podchodzi pod molestowanie...
- I co przewiduje procedura wojskowa w tym momencie?- mówiąc to Dot usiadła przecierając twarz rękoma a później zaczesując włosy do tyłu.
Peter przez moment wpatrywał się w kobietę... jako że widok był ciekawy. Jednak to, co powiedział, nie związane było z jej wdziękami.
- Nie do końca jesteśmy w wojsku... - powiedział niezbyt pewnie. - W wojsku trafiłby do paki. Wszystko by zależało do składu sędziowskiego. Masz jakiś pomysł, jak to załatwić? Mi by nie odpowiadało, gdyby ktoś mnie obmacywał... - dodał.
- Mi również. -Przyznała mu rację. - Hana sama ci powiedziała o tym zdarzeniu?
Peter pokręcił głową.
- Nie rozmawiałem z nią jeszcze. "Bear" coś tam wspomniał. I nie odniosłem wrażenia, by wszystko zostało wyjaśnione do końca. Ale co niby mam powiedzieć Hanie? "Wiem o wszystkim"? A może "Wiem, że cię obmacywał"? - Peter westchnął. - Nie mogę zamieść sprawy pod dywan, bo ona jest obca, a "Bear" jest swój. Może Kim coś wymyśli...
- I nie porozmawiasz z Haną- Dorothy odwróciła głowę w stronę mężczyzny. - Ona jest tą całą sprawą bardzo… hmmm… bardzo się tego wstydzi. Uważa, że to jej wina. Wierz mi. Jeśli, któryś z was, ty lub Baker, zapytacie ją o to wydarzenie, to będzie katastrofa. Nie żebym broniła Davida, czy coś. Bo zachował się nieodpowiednio. Ode mnie dostałby w twarz. Ale Hana… lepiej będzie jak z drążeniem sprawy poczekasz, aż jej się polepszy.
"Już raz mnie w tej sprawie okłamałaś", pomyślał Peter. "Mam ci wierzyć?"
- Też mam takie wrażenie... Dlatego nie poszedłem z nią rozmawiać. Ale nie do końca wierzę w to 'polepszy się'.
- Ja też. Ani do ciebie, ani do niego.
- Masz na myśli rozmowę?
- Tak- odparła z lekkim zdziwieniem. - rozmowę z którymś z was. A co innego?*
- Wolałem się upewnić... a nuż myślałaś o tym polepszeniu. - Uśmiechnął się kwaśno. - Jak niby można ją przekonać, że nic jej nie grozi? Pewnie na większość z nas patrzy podejrzliwie.
- Ona sama miała niezły zestaw do polepszania sobie samopoczucia. - Dorthy poczuła się dotknięta uwagą Petera o polepszaniu Hanie samopoczucia i wyraźnie dała mu to odczuć w sposobie wypowiadania tego zdania.
Peter spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Co ma jedno z drugim wspólnego? Miała i nie ma. A nawet gdyby miała swoje grzybki, to by to nie zmieniło jej stosunku do nas. To "ja też" mogło dotyczyć braku wiary w poprawę polepszenia i o to pytałem. - Spróbował wyjaśnić nieporozumienie.
- Nie jestem psychologiem, tak że nie potrafię odpowiedzieć precyzyjnie na to pytanie.- odpowiedziała spokojnie.
- Wiem. Ale posłucham twojej rady i nie poruszę z nią tego tematu - obiecał. Gdy z jednego nieporozumienia weszli w kolejne, wolał już nic więcej nie wyjaśniać. - Zobaczę, jak się wszystko rozwinie. - Przetarł twarz. - Mam tylko nadzieję, że nie potraktuje nas jak wrogów. Nie chciałbym, by któryś z jej grzybków trafił do naszego kotła.
- Baker zabrał jej wszystkie z plecaka. - Dot uśmiechnęła się krzywo. - Jeśli tylko nie dopuścicie by miała możliwość zebrania nowych, powinno być dobrze.
- O święta naiwności... - Peter uśmiechem złagodził te słowa. - A wracając do różnych mniej czy bardziej szkodliwych rzeczy, jakie można znaleźć na tej wyspie... Sprawdziłaś może to 'jabłuszko', jakie zerwała Kim?
- Tak. - Westchnęła i opowiedziała o owocu.
Peter głęboko odetchnął.
- Dobrze, że nie spróbowała. Miałbym ją na sumieniu... Na szczęście. Jakie plany na dziś? - zmienił temat. - Skoro odpada wylegiwanie się?
- Na szczęście. - Dot przyznała mu rację, kładąc się ponownie. - Jak to odpada?
- Sama wpomniałaś o obowiązkach... - Pilnowanie Dot należało co prawda do jego obowiązków, ale sypianie z nią już nie... - Jak rozumiem, mogę na razie myśleć o przyjemniejszych sprawach? - Przejechał dłonią po plecach kobiety.
- Przestań. - Zatrzymała jego rękę.
- Dobrze. - Klepnął ją w pupę, ale rękę zabrał. - Opowiedz, co ciekawego porabiałaś przed tą imprezą, za którą trafiłaś do celi.
- To zależy co rozumiesz pod pojęciem ciekawy. - Dorothy zaśmiał się. - Dla mnie ciekawa była i nadal jest moja praca. Ale chyba nie chcesz słuchać o badaniach i pracy?
- To dobrze, że lubisz swoją pracę, ale faktycznie... siedzenie za biurkiem, grzebanie w papierach... i genach... nie musi być dla laika zbyt ciekawe - przyznał Peter.
- Można to i tak ująć. Praca za biurkiem i w laboratorium. Po za tym reprezentowanie rodziny na różnego rodzaju konwentach i takich tam. Wesołe życie wr… dziecka bogatych rodziców. - Powiedziała ironicznie.
- Trafiłem raz na taką sztywną imprezę... - przyznał się Peter. - Ale cóż... Bycie wspomnianym dzieckiem ma swoje cienie i blaski. Nie zazdroszczę nikomu tego typu przyjemności. Z drugiej strony wiem, co znaczą obowiązki rodzinne. Jesteś jedynaczką?
- Tak, nie mam rodzeństwa. A ty?
- Wyrazy współczucia... Te wszystkie obowiązki... i oczekiwania... Nie zazdroszczę. - I te tłumy adoratorów, skuszonych szelestem dolarów i pozycją kobiety. - Nam starszego brata. Porządny, solidny człowiek, żonaty. Zdecydowanie lepiej się nadaje na głowę rodziny i dziedzica rodzinnego majątku, niż taki włóczęga, jak ja - powiedział z uśmiechem.
- Czarna owca w rodzinie?- Zapytała ironicznie ale bez złośliwości.
- Cóż za zniewaga... - Udał obrażonego. -
Miałem po prostu inne zainteresowania i tyle. Niezbyt mi odpowiadało osiadłe życie, a bycie myśliwym czy traperem, który włóczy się po górach i lasach, jest nieco passe... Poza tym chciałem poznać kawałek świata. I nieco mórz i oceanów. I było całkiem nieźle.

- Było? - Dot popatrzyła z zaciekawieniem na Petera.
- Byłem za dobry, więc uznano, że się nie powinienem marnować jako jako zwykły matros. - Uśmiechnął się lekko.
- Kto?
- Moi zwierzchnicy - odpowiedział.
- Nie, nie. Kto to matros?- Dot sprecyzowała pytanie.
- Marynarz. Taka, że tak powiem, najniższa szarża na pokładzie. - Spojrzał na kobietę. - Takie bardziej slangowe określenie - wyjaśnił.
- Aha. I ze zwykłego marynarza stałeś się najemnikiem?
- Może nie od razu, ale ogólnie biorąc tak wyglądała moja ścieżka kariery. - Ponownie się uśmiechnął. - A ty? Poszłaś grzecznie tradycyjną drogą, czy gdzieś po drodze zrobiłaś jakiś... krok w bok? Jakiś mąż po drodze?
- Ja miałam być lekarzem, jak mój tata. Ale jeden z profesorów uznał, że za bardzo nazwisko mi pomaga i…- wzruszyła ramionami. - Poza tym zawsze wolałam chemię i biologię.
- Gdybym miał kontynuować rodzinne tradycje, to zostałbym mechanikiem - stwierdził Peter. - Godzinami grzebałbym w samochodowych bebechach. No ale nazwisko ojca pewnie by mi pomogło... w tej małej dziurze, z której pochodzę. To kiedy zmieniłaś zainteresowania i kierunek studiów? - Ponownie wrócił do poprzedniego tematu.
- Nie zmieniłam. Ciągnęłam to wszystko równolegle. A później farmacja po pierwszej obronie. Jakoś nie przejęłam się, że nie będę lekarzem. Tata bardziej. Ale nie miał wyboru.
- Biedna, zapracowana dziewczynka. - W głosie Petera nie zabrzmiał nawet cień ironii. - Miałaś w ogóle czas na rozrywki i życie osobiste?
- Trochę czasu miałam dla siebie. - W jej głosie było pełno ironii. - Także aż taka biedna nie byłam.
- Te Alpy z... - Przez moment usiłował sobie przypomnieć imię. - Travisem...? I takie tam rozrywki?
- Akurat Alpy z Travisem, to było przed studiami. Ale mniej więcej tak. Takie tam rozrywki.
- A mąż? Nikt na tyle nie wpadł ci w oko? Lub w serce?
- Tak. Po rozwodzie wróciłam do panieńskiego nazwiska - powiedziała Dorothy beznamiętnym głosem.
- Przepraszam. Powinienem... - Nie dokończył. - Jestem głupcem, wiem.
- Nie ma za co. Zapytałeś. Odpowiedziałam. Nic się nie stało. - Lie wzruszyła ramionami.
- Ja się do tej pory nie ożeniłem. I pewnie nieprędko to nastąpi - powiedział cicho, po dłuższej chwili milczenia.
- Ja również nie prędko ponownie wyjdę za mąż- powiedziała z ironia w głosie Dot zrzucając z nich koc i podnosząc się. - Czas na śniadanie.- klepnęła go w udo.
- Tak jest, wasza wysokość! - Peter sparodiował Alicję. - Co powiesz na kąpiel? - spytał, podnosząc się, nie odrywając wzroku od Dot. Zabrał się za składanie koca.
Lie wybuchnęła śmiechem.
- Śniadanie - Zaprzeczającym ruchem głowy odpowiedziała na jego pytanie.
- Co w tym takiego wesołego? - Peter spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- To, co Hana wymyśliła na temat rzeki - odpowiedziała mu nadal śmiejąc się.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Po tym... zajściu... z "Bearem?"
- Tak
- Strach pomyśleć, co ona ma za skojarzenia... Na wszelki wypadek nie będę jej proponować kąpieli, nawet jak już dojdzie do siebie - stwierdził, po czym zabrał się za kontynuowanie sprzątania.
- Lepiej nie. - Skoro jej gość zabrał się za porządkowanie łóżka, to ona mogła spokojnie ubrać się.

Wojskowa szkoła życia na zawsze pozostawiła swoje ślady w charakterze i działaniach Petera, więc tak pościelenie 'łóżka' jak i ubranie się nie zajęło mu zbyt wiele czasu, chociaż nie da się ukryć, iż obecność roznegliżowanej Dot nieco odwracała jego uwagę od podstawowych czynności.
Po chwili i rudowłosa kobieta była ubrana i mogli razem wyjść na śniadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-01-2019 o 18:41.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172