Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2019, 18:12   #338
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara zamarła i próbowała rozpoznać dźwięki, słowa, może nawet zdania. Oczywiście nie było to możliwe, dlatego też zakonnica poczuła się tym bardziej zaniepokojona. Brzmiało jak łacina, mówiona wspak, ale czy aby na pewno? To przerwało jej rozważania na tematy doczesności i świętości. Nie mogła pozostać obojętna, wobec oznak, czegoś, czego zupełnie nie rozumiała. Tylko dlaczego od razu pomyślała o czarownicy, czy służbą Inkwizycji naprawdę sprawiła, że widząca piękno we wszystkim siostra stawała się zgorzkniała i podobnie jak Eberhard, będzie odtąd dostrzegać samo zło, występek i zgorszenie? Pokręciła głową i sprawiła czy blond pukle są dobrze ukryte pod materiałem. Dopiero wówczas wstała i powoli małymi kroczkami, bo nie czułą się jeszcze pewnie w tej przestrzeni, ruszyła do wyjścia swojego pokoju. Witold miał spać na zewnątrz, dlatego nawet przez myśl przeszło jej by nie budzić go, by pozwolić mu spać ale bądź co bądź zawsze działali razem. Młody Inkwizytor na pewno zdenerwowałbym się na nią gdyby sama podjęła nierozsądne kroki, dlatego też po chwili namysłu, nacisnęła klamkę opuszczając przydzielony je pokój i skierowała się w stronę, gdzie jak pamiętała, powinny być drzwi wyjściowe.

Poruszanie się w ciemności większości ludzi sprawiało problemy. Dla Klary jednak nie było różnicy czy poruszała się za dnia, czy też w nocy. Świat był inny. Ale nie tak bardzo jak dla ludzi polegających przede wszystkim na wzroku.

Na zewnątrz padało. Powoli przestawała wierzyć, że ów deszcz jest naturalny. Utrzymywał się zbyt długo. Większość plonów zmarniała. Nad ludźmi nie tylko Broku, ale i całej prowincji wisiało widmo głodu. Deszcz był zimny. Przyprawiał o dreszcze. Zwłaszcza, że jej wcześniej zmoczone ubrania nie zdążyły jeszcze dobrze wyschnąć. Do tego wszystkiego padający deszcz praktycznie uniemożliwiał jej nasłuchiwanie.

Wciągnęła głęboko powietrze. Zapach jaśminu był ledwie wyczuwalny, ale był. Wykonywała powolne kroki trzymając się ściany budynku aż dotarła do bram stajni. Konie były spokojne. Zapach ich potu mieszał się z duszącą wonią jaśminu.

Ostatnim etapem jej wyprawy, bo takie miano powinna nosić jej nocna eskapada było wspięcie się po drabinie na poddasze. Na słomianych posłaniach spało kilka osób. W sumie trójka. Ale tutaj zapach jaśminu był tak intensywny, że nie mogła pomylić miejsca ,w którym spał Witold.

Powoli, na kolanach, po poddasze nie pozostawiało wiele miejsca na poruszanie się, a Klara rozsądnie nie chciała uderzy głową o powałę ruszyła tam gdzie kierował ją zapach. Nie mogła go pomylić z nikim innym, tylko on pachniał w tak przyjemnie odurzający sposób. Wymacała dłonią miejsce gdzie musiał leżeć i delikatnie, niemal z czułością szturchnęła Witolda, by się zbudził.

Witold zerwał się nagle. Był czujny, a jednak dał się podejść. Wielu wrogów inkwizycji czaiło się wkoło. Nie powinien pozwalać sobie na tak głęboki sen.
Jednak dość szybko zorientował się, że ta, która go dotknęła nie jest wrogiem.

- Klaro? Co się dzieje? Co tutaj robisz? Na Boga, jesteś kompletnie przemoczona! - hamował krzyk, tak, żeby nie zbudzić pozostałych śpiących w stajni ludzi. Trzymał dłoń na jej ramieniu zaciskając ją delikatnie na przemoczonym habicie.
- Nie przejmuj się tym - odrzekł i choć w mroku nie mógł tego widzieć, uśmiechnęła się.
- Pójdź ze mną, proszę - szepnęła enigmatycznie nie chcąc tłumaczyć tego tutaj.- nie ma czasu do stracenia - dodała by nie próbował wchodzić z nią w dyskusję.

Klara słyszała jak wciągał pas z bronią i nogawice. Potem poczuła jak na jej ramiona opada ciężki płaszcz. Położył jej palec na ustach.
- Nie protestuj! Nie ustąpię - powiedział. Po chwili przesadził drabinę, po której wchodziła na poddasze stajni. Czekał na dole, żeby pomóc jej zejść. Droga powrotna była nieporównywalnie szybsza gdy mogła się wesprzeć na ramieniu Witolda.
W progu domu zatrzymali się na moment. Nie sięgała ich już mżawka.
- Powiesz o co chodzi? - położył dłonie na jej łokciach i stał na wprost niej. Czuła na sobie jego wzrok.
- Lepiej będzie jeśli to usłyszysz.- wyznała enigmatycznie i poprawiła płaszcz pachnący Inkwizytorem. – Chodź ze mną – szepnęła i ruszyła w głąb domu, sunąć dłonią po ścianie by nie zgubić kroku.

Czuła, że Witold zmierza za nią, krok w krok nie odstępując jej. Nie musiała go dotykać, by wiedzieć, że jest spięty. Nie wiedział co go czeka ale nie mógł też wiedzieć, że i ona była nieświadoma zła jakie zalęgło się w domu Zmoyskich. Stanęli pod drzwiami zza, których płynęła „modlitwa”
- To pokój Świebory, co my tu…. – Młody Inkwizytor umilkł słysząc przedziwną modlitwę i choć Klara nie mogła tego wiedzieć spojrzał na nią.
- Słyszysz to co i ja, prawda? – Siostra zapytała niepewnie swego towarzysza, a nim pytanie wybrzmiało do końca poczuła jego dłoń na ramieniu. Zamoyski odruchowo skinął głową i dopiero po chwili powiedział –Tak- by Klara nie została bez odpowiedzi.
- Myślisz, że… że to, czerostwo? – Głos Klary zadrżał po tym pytaniu.
- Nie wiem, ale możemy się przekonać – Nie kontynuując już jałowej dyskusji Witold nacisnął klamkę i wszedł do pokoju siostry Borzeciechy.

W sypialni była Świebora. Klęczała w nocnej przyodziewku i szybko zerwała się na równe nogi próbując okryć wełnianym kocem. Zabrakło jej słów z przestrachu dlatego tylko stała i patrzyła na Witolda, który bezpardonowo wszedł do sypialni, by zaraz pomóc i Klarze wejść do pokoju.
- Cóż się stało? – odzyskując głos zapytała Świebora, z przestrachem w głosie i oczach.
Ku zdziwieniu większości obecnych to Klara odezwała się pierwsza, uprzedzając w tym Witolda.
- Do kogo słałaś modlitwy, cóż za bluźnierstwa to były? – Czy w chwilach trwogi była lepsza od Czerwonych Braci, od razu rzucając oskarżenia?
- Do matki, matki najświętszej – odrzekła bez namysłu kobieta patrząc teraz na Witolda i wyraźnie szukając pomocy z jego strony.
- To nie była modlitwa do Matki Boskiej – odparł Witold przyglądając się przyszłej żonie Bolemira.
- Ależ tak, tak mnie mateczka uczyła, takom i jom zapamiętała- tłumaczyła się jeszcze szczelniej otulając kocem. Zakonnica tym czasem wydawała się rozglądać po pokoju, w rzeczywistości Klara starała się wyłapać zapachy w pomieszczeniu. Nic.. a nic nie pachniało podejrzanie, tylko ten odurzający zapach jaśminu odbierał jej zmysły. Potrząsnęła głową i chciała zabrać głos ale to Witold poprosił kobietę by pomodliła się z nimi.

Duchowni słuchali „modlitwy” i choć nie była to łacina, nie brzmiało to już tak groźnie gdy widzieli postawę Świebory, kiedy dokładnie słyszeli jej głos. Niektóre słowa nawet przypominały te łacińskie, czasem nawet używała ich w dobrym momencie, ale wyglądało na to, że kobieta zwyczajnie jest słabo nauczona łaciny i wszystko jej się miesza. Witold wyraźnie rozluźnił się po usłyszeniu niewłaściwej modlitwy, przeprosił kobietę i obiecał następnego dnia nauczyć ją poprawnej modlitwy. Klara i jej towarzysz mieli już opuszczać pokój kiedy Świeboda zadała pytanie, które zwróciła uwagę młodej siostry.
- Czy, czy moje modły zostaną wysłuchane? Pan patrza w moje serce, czy, czy on mnie wysłucha?- łamiący się głos kobiety był alarmujący, a łzy w jej oczach sprawiły, że Witold znów cały się spiął, co Klara wyczuwała całkowicie instynktownie. Zapach kwiatów wschodu zrobił się intensywniejszy.
- Dlaczego o to pytasz? – Blondynka zapytała dłonią wyszukując przedramienia Witolda by się na nim wesprzeć.
- Bo.. bo… jam bardzo potrzebuje by mnie Pan wysłuchał, bo żałość straszna, tragedia!- niemal wykrzyknęła ostatnie słowa siadając ciężko na łóżku.
Witold spojrzał ukradkiem na Klarę i położył swoją dłoń na jej palach, które mimowolnie zacisnęły się na jego przedramieniu. To ona miała dar rozmawiania z ludźmi, to jej się zwierzali, nie raz lepiej, jak księdzu na spowiedzi. Klara rozluźniła uścisk czując ciepłe palce Witolda i starała się skierować głowę w stronę dziewczyny.
- Jaka tragedia, Świeboro?
- Najstraszniejsza, och, jak oni się dowiedzą, przecież on mnie utłucze, słowo dane zerwie, wytykać mnie będą, a kto mnie potem brzuchatą weźmie, no kto? – chłopka była bliska płaczu a zakonnica cała się spięła, bo nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, Witold też odrząknął zdenerwowany, widocznie nie czując się komfortowo.
- Czy Ty i Bolemir zbliżyliście się do siebie, przed ślubem?- Siostra zapytała niepewnie, na co kobieta jedynie pokręciła głową, a Klara wyczekiwała.
- Proszę odpowiedź Klarze, ona musi to usłyszeć – zamiast odpowiedzi kobiety usłyszała głos Witolda ponaglający Świebodę.
- Nie, to nie Bolemir – głos dziewczyny załamał się, a Klara usłyszała pociąganie nosem.
- Mhm – siostra mruknęła by zebrać myśli i dać sobie chwilę, a w tym czasie Witold zapytał o to kto jest tym młodzieńcem.
- Nie, nie, ja nie mogę! To grzech przepotworny, proszę ja, ona nie może wiedzieć! – błagała.
- Kto nie może wiedzieć? – zakonnica zadała pytanie, które zawisło w powietrzu i przez chwilę nie było słychać nic poza cichym szlochem Swiebory. Klara poczuła, że Witold się poruszył, musiał wykonać jakiś gest, który sprawił, że dziewczyna w końcu powiedziała.
- Bożeciecha – wyznała i zupełnie się rozpłakała, a Klara głośno nabrała powietrza. Odwróciła głowę w kierunku Witolda, zupełnie jakby mogła go ujrzeć, jakby to jakkolwiek jej pomogło. Prawda była nazbyt oczywista. Bożeciecha oskarżała zielarkę o czarastwo, twierdząc, że ta urok na jej męża rzuciła, bo ten nie kwapił się co do poczęcia potomka. Jak się teraz okazało, chłopakowi nie brakowało chęci, tylko widocznie spodobała mu się inna siostra i to z nią spełniał swoje potrzeby, dla żony już nie mając siły. Marcin cudzołożył wraz ze Świeborą, a Klara zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić.
- Musicie się przyznać do wszystkiego, szczególnie jeśli okaże się, że jesteś przy nadziei – Klara usłyszała głos Witolda, inny niż zwykle, bardziej poważny. To wywołało tylko jeszcze większą histerię dziewczyny. Zeskoczyła ona z siennika i przywarła do habitu Klary, sięgając po niego dłońmi, aż nie natrafiła na jej zbolałe bose stopy.
- Nie, proszę, proszę, zrobię wszystko, pokutę wypełnię, co tylko chcieć będziecie, ale zaklinam was na wszystkie świętości, nie wydawajcie nas, nie wiecie co moja siostra zrobi, błagam was, błagam.. – szlochała pełna strachu, ale Klara nie wyczuła u niej skruchy.
- To najodpowiedniejsze, co powinniście zrobić, wyspowiadać się, przyjąć pokutę ale i przyznać do wszystkiego – Witold wydawał się nieugięty.
- Czy wy miłości w sercu nie macie? Błagam, siostro, zrozumcie nas, to miłowanie, czy siostra nigdy nie miłowała kogoś tak bardzo, że gotowa byłaby i grzech popełnić? – zapytała płaczliwe ściskając habit Klary. Musiała poruszyć jakąś czułą nutę bo siostra na moment przestała oddychać. Zapach jaśminu był odurzający, szczególnie gdy on stał tak blisko.
- Proszę, błagam… - powtarzała w kółko Świeboda, a Klara złapała dłoń Witolda, zaciskając palce bardzo mocno.
- Wstań – przez ściśnięte gardło ciężko było mówić, ale zakonnica musiała to powiedzieć – Wstań i idź spać. Jutro nauczymy Cię poprawnej modlitwy. - Witold dostrzegł łzę, która wypłynęła z oczu Klary, a zakonnica sama nie wiedziała dlaczego, aż tak dotknęły ją słowa dziewczyny- Musisz to zakończyć, natychmiast. Przysięgę Panu Marcin złożył, że Bożeciechę będzie miłował nie Ciebie i to jej winien jest to co z Tobą czyni. Zakończysz więc to, wyspowiadasz się i odbędziesz pokutę. – stwierdziła Klara i puściła dłoń Witolda zmierzając w kierunku wyjścia. Najwyraźniej nie chciała o tym dyskutować – Wyjdź też jak najszybciej za Bolemira, choćby i zaraz, niech pretekstem będzie obecność Witolda.. – kroki bosych stóp były ledwie słyszalne, kiedy Klara opuszczała pokój.
 
Lunatyczka jest offline