Silvara uniosła do góry brwi. Przed chwilą szlachcic wsparł kapłana i gotów był „wyważać kratę” byleby tylko „biednych ludzi” uwolnić od jej „z gruntów złych i niegodziwych celów”. A jak kot zabrał głos to arystokrata z Bożej łaski stwierdził, że w sumie to niech sobie „jakoś radzą”, co tam może nie zginą. Silvara miała więźniów w tej części swojego ciała z której wyrastał jej ogon, ale chociaż miała do innych tyle szacunku żeby nie wciskać im kitu.
W końcu uśmiechnęła się szeroki i odezwała się do uwolnionych.
-Nie jesteście moi. Jesteście wolni. Cieszcie się więc wolnością hmn… „szczęściarze”. – powiedziała odtwarzając w pamięci rozgałęzienia korytarza i ruszyła do przodu zachowując nienaganną ciszę by sprawdzić co jeszcze „ciekawego” można tutaj znaleźć… |