Sosnowsky w zasadzie nie odzywał się podczas tego ogniska. Popijając trunek czasem zerkał na Sarah, ale głównie w ogień. Siedział niczym wielki milczący głaz nie zainteresowany toczącymi się wokół niego rozmowami.
- Coś nie tak? - Szepnęła do niego Elsworth, pochylając się nieco w bok, ku mężczyźnie. A ten mógł wyczuć jej słodki zapach perfum, i ogólny zapach kobiety, ale naprawdę kobiety-kobiety, nie tam jakiś dziwek, z jakimi kiedyś czasem przebywał… - Co? Nie? Takie… biwakowanie, to… nie jest zabawa dla mnie.- machnął ręką blondyn zataczając dłonią szeroki łuk. -Nuda.
- I co na to zaradzimy? - Spytała Sarah. - Nie wiem. Co ty chcesz? Ja sobie bym odpuścił resztę pogaduszek przy ognisku. - mruknął Doug i wzruszył ramionami.-Ale… jeśli ty chcesz? No i…-
Wskazał skinieniem głowy dodając cicho.-Przepłoszyli tą japoneczkę co ją znaleźli w lesie. Może ktoś powinien z nią pogadać? Ktoś czyli… ty?
Sarah pokręciła głową, po czym spojrzała blondynowi w twarz.
- Oj nie znasz się na kobietach... - Powiedziała kiwając głową - A co do drętwej imprezy, nie wypada z niej uciekać, inaczej i zaczną obgadywać nas? Więc robimy dobrą minę do złej gry, i myślimy, jakby tych emerytów tu rozruszać? - Mrugnęła do niego. - Myślisz, że dbam o to co o mnie gadają?- stwierdził ironicznie Doug.-Mam to gdzieś. Nie przybyłem na wyspę w celach towarzyskich, więc…- wzruszył ramionami. - I nie płacą mi za dbanie o moją reputację.
- Ale przez reputację możesz nie mieć następnej roboty, albo problemy z jej znalezieniem? - Zdziwiła się Elsworth, próbując chyba wyjaśnić pewne oczywiste oczywistości najemnikowi. - Wiesz… ale mi nie płacą za byciem miłym, tylko za bycie skutecznym. A w tym czym jest skuteczny… często bywam niemiły. Inne priorytety.- zaśmiał się cicho.
- To może mały wyjątek, dla mnie? Prooooszę - Kobieta ułożyła słodko i niewinnie policzek na ramieniu Douga, zezując w jego twarz. - Nie bardzo wiem… co niby miałbym zrobić.- stwierdził krótko Doug, wzruszył ramionami dodając.-No chyba, że ty wiesz.
- Bądź kuresko milusi, siedzimy tu, rozmawiamy, ściemniamy i fajnie jest... - Zachichotała Sarah, niczym jakaś młódka. - Czy ja wyglądam na faceta od ściemniania? Od tego są reporterzy… ja jestem od dawania po pysku i strzelania do zagrożeń.- przypomniał jej blondyn… a Sarah westchnęła z rezygnacją.
- Wybieramy się gdzieś jutro? - Spytała cichym tonem. - Major mówił, że ma plany. Nie mówił jakie.- odparł Doug spoglądając z “współczuciem” na Sarah. Spotykał już podobne jej… tr które chciały go zmienić, ucywilizować, zsocjalizować. Też ponosiły porażkę.
- A to szkoda… myślałam, że coś wiesz - Kobieta uśmiechnęła się sympatycznie - Ale jakby co, to postarasz się, żebyśmy byli razem? - Wymownie szturchnęła go łokciem. - No… aczkolwiek nie wiem co on wymyślił. Chyba spróbujemy ruszyć na plażę. Albo chociaż wysłać jakiś oddział, by wypatrzeć nasz statek.- rozważał cicho Sosnowsky.
- Przejmujesz się tym odcięciem od “Hyperiona”? - Spytała Sarah poważniejszym tonem, i wcale nie tak cicho. - Odcięciem… nie… brakiem kontaktu już tak.- odparł Doug.
- Ale aż tak tragicznie chyba nie ma? Ta wyprawa przecież może działać sama, bez opieki, taką możliwość też przewidziano? - Zastanowiła się głośno kobieta.
Doug wzruszył ramionami.
- Pewnie masz rację. Japonka przetrwała tu sama kilka miesięcy.
- Nie ma się czym przejmować - Wtrącił się nagle Larry -”Sosna” zadba o twoje bezpieczeństwo, i najwyżej spędzicie tu sobie słodki miesiąc w dżungli - Uśmiechnął się półgębkiem najemnik, co i wywołało przelotny uśmiech u Elsworth, która zaczęła wpatrywać się w Douga. Czyżby właśnie sobie myślała jakby to było?
Sosnowsky jakoś nie wydawał się specjalnie rozradowany tym pomysłem. Sarah była miła i w ogóle, ale blondyn nie czuł się specjalnie monogamistą. A miesiąc siedzenia w dżungli pełnej raptorów, mięsożernych roślin i innego nierozpoznanego jeszcze cholerstwa… ciężko mu było określić jako “słodki”. - Jasne… - odparł w końcu enigmatycznie.
- Hej “Sosna”, masz pomysł na rozkręcenie tej stypy? - Spytał Larry.
Blondyn spojrzał na mężczyznę spode łba.- Czy wyglądam na takiego…? Nie powinni tym się zajmować, ci bardziej… bo ja wiem? Peter? Miss Dot? Może ”T” zrobiłaby taniec brzucha? Choć lepiej nie… bo swojego kaloryferka się wstydzi, a innym zazdrości.
- O! O! Taniec brzucha to bym zobaczył! - Roześmiał się Larry, a siedzący z nimi Chelimo pokręcił przecząco głową, choć się uśmiechnął na moment pod nosem.
- No ale patrz, laski uciekły w krzaczki... - Roberts zwrócił uwagę na oddalenie się od ogniska Dorothy, “T” i Kim. Czyżby poszły za potrzebą?
Wszystkie trzy na raz ? Mało prawdopodobne. - Sam też pójdę ich śladem. Bo też za potrzebą.- odparł najemnik wstając i zamierzając ruszyć w krzaki.
- Tak sam? - Sarah również wstała… - Mhmm?- najemnik zmarszczył brwi zaskoczony. Wszak od wielu lat, sam cedził kartofelki w krzaczorach.
- Bo ja bym też musiała - Szepnęła kobieta, pochylając się nieco ku “Sośnie”, by szepnąć mu do ucha. Wszystko jednak i tak wywołało skrywane uśmiechy u dwóch innych mężczyzn siedzących przy ognisku. - No dobra… chodźmy.- rzekł Sosnowsky ruszając powoli, by kobieta mogła go wyprzedzić i wybrać sobie… krzaczki na swoje potrzeby.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |