Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2019, 21:41   #185
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
nomy momentalnie wyciągnęły chowane w rękawach różdżki i wyzwoliły ich energię, która trafiła w koboldzich wojowników oraz łowców. Co do jednego padli na ziemię zmorzeni magicznym snem. Następnie ostrożnie i powoli związano ręce zarówno kapłanom, jak i koboldzim czarownikom. Obchodzono się z nimi przy tym stosunkowo uprzejmie, bez zbędnego użycia siły. Kiedy już ich spętano włożono im w usta kneble oraz odsunięto kilka metrów od leżących gadów. To co wydarzyło się chwilę po tym było zarazem dziwne i niepokojące. Mianowicie z pomocą innych różdżek gnomy pomniejszyły koboldy, a następnie umieściły w małych klatkach, które można było nieść bez większych problemów w rękach. Zapewne Helena otrzymała w tej chwili odpowiedź na pytanie, w jaki sposób zniknęli jeńcy z jej obozowiska.

Co się zaś tyczy was – aasimar stanął przed nimi, a zbrojni i kapłani zgromadzili się wokół nich. – Musimy zadbać o to byście nie próbowali czegoś głupiego.

Białowłosy spojrzał na wojowników, a ci skinęli głowami. Dobyli zza basów buzdygany. Helena i Torin próbowali ich jeszcze jakoś powstrzymać, lecz na próżno. Po chwili oboje, jak i koboldzi czarownicy, jęczeli z bólu, którym emanowały ich połamane palce u rąk. U niektórych w kącikach oczu pojawiły się łzy. Potomek sfer wyższych pochwycił się nad krasnoludem i półelfką.
Kiedy waszą dwójkę będziemy już wypuszczać wasze ręce zostaną uleczone. Tymczasem musimy zadbać o własne bezpieczeństwo – aasimar następnie zwrócił się do reszty swych towarzyszy. – Wracamy. Everika zapewne już skończyła z resztą.


iechętnie, ale ostatecznie wszyscy złożyli broń. Rozłożono ją przed zbrojnymi wrogami, a ci ostrożnie odsunęli ją jeszcze bardziej. Kostur Kirkrima odebrał zaś jeden z białych habitów. Nadal mogli jednak czarować, chociaż obecność wrogich kapłanów, czarodziejki i żywiołaka nie nastrajała optymistycznie.
Postąpiliście rozsądnie – rzekł półelf widząc, iż ci postanowili się poddać. Następnie kontynuował, jednakże wzrokiem skupiony był jedynie na awanturnikach. – Jeżeli będziecie współpracować szybko zwrócimy wam wolność.

W chwili, kiedy tylko skończył mówić skinął na ognistowłosą, która szybko rzuciła czar. W tej samej chwili obok nich na klifie, spod magicznej niewidzialnej zasłony, wyłoniły się dwa gnomy w prostych ubraniach łączących w sobie zarówno elementy charakterystyczne dla łowców, jak i magów. W rękach dzierżyli zaś różdżki, z których uwolnili magiczną moc. Tajemna energia spłynęła na koboldzich wojów oraz tropicieli, jak również na Nazira. Wszyscy oni, bez wyjątku, padli na ziemię wpadając w sidła usypiającego czaru.

Kolejne wydarzenia nastąpiły niezwykle szybko. Wrodzy wojownicy zbliżyli się ku nim i poczęli wiązać wszystkich tych, którzy pozostawali przytomni. Jednocześnie awanturnicy mogli dostrzec, że wszyscy akolici, kapłani oraz czarodziejka byli w gotowości, by w razie czego błyskawicznie zareagować i kontrować zaklęcia. Próba użycia swych magicznych mocy zdawała się więc mieć z każdą chwilą mniej sensu. Kiedy ich już zaś spętano, natychmiast założono kneble. Następnie związano pozostałych. Stłoczono ich w dwie grupki, czaromiotów i żołdaków, przy czym nad tymi drugimi postawiono żywiołaka.
Połamcie im palce, nie chcę widzieć ich magii w siedzibie – rzekła beznamiętnie czarodziejka z lekkim znudzeniem obserwująca całe zajście.

Usłyszawszy to Ivor, Xhapion oraz Kirkrim próbowali jeszcze się wyrwać lecz było za późno. Na kilka chwil cały ich świat był jedynie bólem z przetrąconych knykci. Widząc, iż sprawa została załatwiona gnomka zwróciła się do arcykapłana. – Chcę mieć za chwilę wszystkich niekoboldów w moim pokoju. Przyprowadźcie też Kirkrima.
Tamten skinął głową, a oni mogli natomiast jedynie obserwować, jak z północy prowadzona jest w więzach druga grupa. Spojrzeli po sobie, a wzrok ich wszystkich mówił jedno i to samo. “Nie tak to miało być”.


rzeprowadzono ich przez owe kamienne wrota z symbolem uskrzydlonego miecza, które jako pierwszy dostrzegł Xhapion. Szli jeden za drugim, a pośród nich maszerowali albo zbrojni, albo ci w habitach. Rozciągał się przed nimi dobrze oświetlony korytarz. Co zaskakujące nie wyglądał on na wykuty, a raczej na uformowany z litej skały. Zarówno Torin, jak i Xhapion bez większych problemów, zaledwie po rzucie oka, mogli dostrzec, że bez wątpienia jest to zasługą magii, chociaż trudno było do końca stwierdzić jakiej, jednakowoż biorąc pod uwagę ich sytuację nie miało to większego znaczenia. O wiele istotniejsze, zapewne, były runy, które wyłapało wyszkolone w tym względzie oko czarodzieja. Otóż przez całą długość tunelu, po obu stronach tuż pod linią stropu ciągnęła się linia magicznych symboli. Nie były dość skomplikowane, to też nawet będąc w ruchu mógł on z dość dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że przypominają, w części przynajmniej, te z kręgu Kirkrima. Bez wątpienia było to jakieś zaklęcie ochronne, lecz co zaskakujące układ znaków wskazywał, że nie miał on o tyle uniemożliwiać wtargnięcie, co wyjście. I to wydostanie się nie tyle zwykłych ludzi, czy nieludzi, a raczej biesów, czy innych przybyszów spośród planów. Czarodziejowi, aż zaschło w gardle. Jedynym pocieszającą rzeczą był, fakt, że nie złapano jego kruka, który czekał na niego gdzieś tak ukryty w lesie.

Wreszcie tunel się zakończył. Wychodził on na szersze, podłużne pomieszczenie emanujące tą samą surowością, co korytarz. Tym, co w pierwszej kolejności przykuło ich uwagę, były duże, kamienne, opatrzone symbolem uskrzydlonego miecza, jak i niezliczonymi runami wrota. Cokolwiek się za nimi znajdowało musiało być ważne, jak i potencjalnie niebezpieczne, bowiem Xhapion i nie tylko on, ale i niemal wszyscy, którym nie obce były w jakimś stopniu magiczne zabezpieczenia, mogli z dość znacznym przekonaniem stwierdzić to samo, co czarodziej odnośnie runów w przejściu. Dbały o to, by zabezpieczone były głównie względem swego wnętrza. Awanturnicy oraz Kirkrim popatrzyli po sobie, lecz nie dany im był czas na kontemplację, bowiem lekkim pchnięciem w plecy nakazano im ruszyć się z miejsca, w kierunku owych wrót.

Idąc przed siebie dostrzegli, że mijają dwoje mniejszych drzwi po obu swych stronach. Z kolei im bliżej byli owego runicznego przejścia, tym dokładniej mogli się przyglądać kolejnym, pojedynczym drzwiom po swojej prawej oraz mniejszym wrotom opatrzonym po raz kolejny symbolem miecza, lecz ten tym razem pozłocono. Krótkim słowem wskazano im następnie, by udali się za czarodziejką, która przeszła przez drzwi. W tym samym czasie rozwarto owe mniejsze wrota. Kątem oka dostrzegli ustawioną pod ścianą rzeźbę przedstawiającą ten sam miecz, lecz tym co szczególnie przykuło ich uwagę, był ustawiony przed nią prosty, kamienny ołtarz noszący ślady zaschniętej krwi. Do owego pomieszczenia udały się gnomy trzymające w klatkach koboldy, jak również część akolitów prowadząca resztę pojmanych wojów. Nie dane im było zobaczyć więcej, gdyż musieli wreszcie udać się za płomiennowłosą.

Tym, co dostrzegli w pierwszej kolejności był, duży okrągły stół pełen zapisanych magicznym pismem papierzysk, nieznanych im tomów, a poza tym ustawiona na nim również kryształową kulę oraz szczegółową mapę okolicy, w której czterech rogach, na świecznikach umieszczono oszlifowane rubiny. Szczególnie intrygujące w tej mapie było to, iż nad nią rozciągała się świetlista siatka, w której w jednym miejscu widniała dziura. Kiedy tak byli obok niej prowadzeni dostrzegli, jak z jednej krawędzi wchodzi na mapę świetlista sylwetka jelenia.

Nie licząc owego centralnego pod ścianami ustawiono kolejne stoły oraz zawieszono nad nimi półki pełne wszelkiego rodzaju kuriozów o przeznaczeniu jednoznacznie magicznym. Zwoje, księgi, aparatura alchemiczna, elementy różdżek itp. przedmioty wręcz zaśmiecały pomieszczenie. Oprócz nich rozstawiono tutaj jeszcze sześć krzeseł, na których ich zaraz usadzono i doń przywiązano. Pięć z nich ustawione było w jednej linii, a ostatnie, to na które trafił Kirkrim znajdowało się kawałek z boku. Zdezorientowani mogli jedynie patrzeć po sobie, albo na stojącego przed nimi skrzydlatego aasimara, gdyż na tę chwilę płomiennowłosa wyszła do innego pomieszczenia. Każdy z awanturników był również świadomy tego, że pilnuje go stojący za nim zbrojny, bądź biały habit.

Oczekując powrotu swej towarzyszki aasimar przemówił. Miecz miał oparty o stół przed sobą.
Jedna z was – skinął głową na Helenę. – rzekła mi, że przybyliście tutaj, by powstrzymać rozlew krwi pomiędzy koboldami, a osadą niziołków. Zaprawdę szlachetny cel, chociaż nie jestem pewien, czy dobrze wykonany. Mniejsza jednak o to. Jeżeli już musicie wiedzieć, to owy konflikt jest nieplanowaną konsekwencją naszych działań.

Dał im chwilę na przetrawienie tych wieści, po czym kontynuował.
Wracając jednak do spraw istotnych. Nie powinniście mieszać się w sprawy, które was nie dotyczą. Niemniej to zrobiliście, przez co mu musimy podjąć odpowiednie kroki. Nie będę miał przed wami tajemnic, to niepotrzebne biorąc pod uwagę to, co zamierzamy z wami zrobić. Mianowicie… – przerwał, bowiem drzwi do wewnętrznego pomieszczenia otworzyły się i wyszła zza nich owa gnomka o płomiennej aparycji. Tym co się w niej zmieniło było zaistnienie na jej dłoniach rękawiczek z cienkiej, czarnej skóry zaopatrzonej w miejscach odpowiadających paznokciom oraz zewnętrznemu środkowi dłoni w błękitne kryształy. Niedbałym gestem pozwoliła mu kontynuować, co też ten zaraz uczynił. – Mianowicie musimy sprawdzić do dokładnie wiecie. Nie będziemy bawić się w przesłuchania, czy powolne czytanie myśli. Moja towarzyszka ma na to swój szybszy i skuteczniejszy sposób. Kiedy zaś to uczynimy pozbawimy was wspomnień odnośnie naszego istnienia oraz tutejszych spraw, a następnie po doprowadzeniu was do stanu sprzed naszej znajomości zostaniecie przeniesieni do jakiegoś miasta. Jednakże... istnieje również inna możliwość. Z tego co zauważyłem wszyscy w mniejszym bądź większym stopniu posługujecie się magią. Nie będę ukrywał, że potrzebowalibyśmy kogoś takiego, jak wy. Dlatego też daję wam tę jedną jedyną możliwość. By nie było jednak, że piszecie się na coś o czym nie macie pojęcia zdradzę wam tyle, że jesteśmy grupą osób, która dostrzegła prawdę o walce ze złem na tym świecie. Otóż owa batalia jest bezcelowa. Jest skazana na porażkę tak długo, jak długo losem śmiertelników będą się interesowały tylko plany niższe. Niebiosa zgnuśniały, zaś aniołowie nie przykładają się do swego świętego obowiązku niszczenia zła. Trzeba im więc przypomnieć o owym obowiązku. Skoro z własnej woli nie chcą w pełni zaangażować się w ów konflikt nie pozostawiają nam wyboru. Zło trzeba wyplenić z Torilu, lecz zwalczanie jego przejawów nie jest rozwiązaniem. Trzeba je zniszczyć u samego źródła!
Dość już im powiedziałeś. Im więcej im powiesz, tym więcej pracy będzie, czy czyszczeniu pamięci – czarodziejka pierwszy raz okazała jakąś konkretniejszą emocję.
Aasimar zaś wziął oddech, opanował swe emocje.
Zatem jaka jest wasza decyzja. Dołączacie do nas, czy też nie chcecie mieć z nami nic wspólnego? – spokojnym głosem zadał pytanie, po czym spojrzał na Helenę i Torina. – Dodam jeszcze tylko, że dołączenie do naszej sprawy wymaga byście porzucili swe obowiązki w klerach swych bóstw i oddali się do dyspozycji naszemu patronowi.

wanturnikom wyjęto kneble.

 
Zormar jest offline