Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2019, 22:30   #335
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Loftus po raz kolejny wyczarował wierzchowca z cieni. Tym razem wsiadła na niego Leonora. Akolitka, pozbawiona umiejętności jeździeckich musiała ograniczyć się do kłusu, ale wybrana metoda szukania krasnoludów okazała się skuteczna. Dzięki okrążeniu Auggen w bezpiecznej odległości nie wpadła w oko wrogom, a szukając "zgub" wzdłuż rzeki już po wieczór dotarła do Betzigau.
Galeb skończył tworzenie tymczasowych run ciosu na broni swojej i Detlefa oraz wyciągnął na brzeg dzisiejszy połów. Niestety, w przeciwieństwie do pracy z żelazem, praca z rybami mu wybitnie tego dnia nie szła, połów wyglądał jeszcze mizerniej niż wczoraj.
Krasnoludy zdążyły już zapakować sprzęt do łodzi, ale spoglądający czasem tęsknie ku bramie Detlef tuż przed jej zepchnięciem na wodę zauważył wjeżdżająca do wioski Leonorę. Akolitkę trudno było przegapić, a jeszcze trudniej z kimś pomylić, więc mimo zaskoczenia obyło się bez ofiar w ludziach, krasnoludach oraz krukach. I tylko widmowy koń zniknął zanim Leo dotarła do połowy swojej przemowy, w której zarzekała się, że Gustaw się ogarnął, a oddział funkcjonuje tak dobrze, że nawet Auggen już pewnie zdobyli.

Odnalezione i przekonane do powrotu krasnoludy chciały wyruszyć natychmiast. Nie wyruszyli jednak. Leonora, a właściwie jej rzyć i nogi, bolały i wymagały odpoczynku. Cały dzień w siodle to nie w kij dmuchał. Rankiem, mimo pustych brzuchów dziarsko wyruszyli na północ. I około południa niemal wpadli na granicznych - okazało się, że nie wszystko wygląda tak jak Leonora obiecywała. Auggen nie wyglądało na opanowane przez Gustawa, ba, nie widać było nawet że odbyła się jakakolwiek próba ataku. I tylko kruk krakał z uciechy, gdy widział gotujące się w swoich zbrojach krasnoludy. Bynajmniej nie z powodu upału.

Udało się im jednak wycofać i gdy zabierali się do okrążenia osady od wschodu, natrafili na grupę idącą z naprzeciwka. Mający Berta i Olega w składzie Ostatni wypatrzyli ich z daleka i teraz maszerowali ku spotkaniu.

***

Gustaw nie zarządził bowiem ataku. W sumie to nie zarządził nic poza odpoczynkiem i wymarszem dopiero po poprawieniu stanu zaprowiantowania oddziału, czym zajęli się Loftus, Diuk i Walter. Wobec bardzo skąpych zapasów amunicji polegali głównie na zbieraniu owoców, jagód, bulw i pułapkach na małe ssaki i ptaki, ale ponieważ mieli mnóstwo czasu i brak innych obowiązków odnieśli spory sukces. Część oczywiście zjedzono od razu, ale zdobyli zapasy dla wszystkich na dwa dni, wliczając nawet krasnoludy.

Bert zdobywał żarcie na bieżąco, dla samego siebie, szukając śladów krasnoludów. Przy okazji zwiadów odkrył, że po okolicy kręcą się patrole granicznych. Zwykle jeden skład był w Auggen, a drugi łaził po okolicy. Bertowi udało się jednak uniknąć wykrycia, a dzięki jego ostrzeżeniu także sam obóz odsunięto od miasta, co uratowało od bycia zauważonym także resztę składu. A dzięki znajomości logistyki zaplanował marsz tak, by najgroźniejsze momenty omijania Auggen wypadły akurat na porę posiłku granicznych.


Oleg dobrze wykorzystał ten nieplanowany, dłuższy postój. Szukał ziół, moczył je, gotował, pilnował ognia, mieszał, odcedzał, dobierał proporcje, słowem - robił wszystko by napar wyszedł jak należy. Ale gdy wybrał się na poszukiwanie dodatkowych składników coś musiało się stać, ponieważ gdy wrócił, znalazł na wpół opróżniony kociołek - zupełnie jakby część naparu wyparowała. Rozpytanie nie ujawniło żadnych informacji poza jedną dziwną rzeczą - kiedy go nie było, przez obóz przeszedł lodowaty powiew. Co gorsza, nawet po dorobieniu naparu miał on tendencję do znikania, gdy tylko Oleg choć na chwilę spuszczał z niego oczy. A i ogień pod kociołkiem czasem szalał, rozpalając się bardziej niż powinien. Dobrze że Oleg potrafił budować bezdymne ogniska, inaczej z pewnością zostaliby odkryci. Sam napar jednak nie miał takiego działania na jakie Oleg liczył, choć pomagał opanować chęć sięgnięcia po butelkę. Przynajmniej na tyle, że wędrowiec nie wymknął się ani razu z obozu by spróbować ukraść wódkę z zapasów granicznych.

***

Auggen po bliższej obserwacji okazało się wioską, która ze względu na bycie punktem przeładunkowym trochę się rozrosła. Część portowo-przeładunkowo-magazynowa mogła zmylić przy pierwszym wrażeniu, ale w świetle dnia widzieli lepiej. Ostatni wiedzieli też, że jej obsadę stanowią co najmniej dwie dziesiątki granicznych, które co kilka dni zmieniają się w wiosce (jedna - garnizon, druga - patrol), a mieszkańców, sług i "czeladzi" jest drugie tyle. Widzieli też łódkę wypływającą rano i wracającą wieczorem z zapasem żywności - zapewne z chat takich jak te znalezione niedawno przez Berta, który pożałował wdów i sierot i nie zabrał im daniny dla granicznych.

Ostatni spotkawszy się na południe od osady zostawili ją za sobą, podobnie jak karawanę, która dawno już wyruszyła traktem na Geschburg, a ostatecznie w kierunku tej samej przełęczy co oni. Mając znaną już trasę do Betzigau, czyli wioski, w której krasnoludy naprawiły łódź i w której można było w miarę bezpiecznie przenocować zdołali dotrzeć tam jeszcze przed nocą. W wiosce nie zmieniło się nic.


Poranek, 24 Nachgeheima 2522,
Betzigau


Świt zastał Ostatnich żywych i nawet dosyć wyspanych. Choć wioskę splądrowano, nawet na podartych siennikach sen pod dachem jest o niebo lepszy od spania na dworze (chyba tylko Oleg nie podzielał tego zdania).
Dzień zapowiadał się słoneczny, ale wietrzny. Oleg przewidywał, że wieczorem lub nawet jutro może spaść deszcz.
Pościgu nie było widać, przynajmniej na razie.

Dolina Łososi była żyzna dzięki okresowym wylewom rzeki od której wzięła swoją nazwę (Salm), a na zachodnim brzegu, na którym obecnie byli,wzdłuż rzeki rozłożyło się kilka wiosek. Najbardziej znaną z nich jest Hofkirchen położona na obrzeżach nawiedzanego i starożytnego Lasu Łososi (Salmwald).
Okolice były również znane z licznych band goblinoidów i bandytów mających kryjówki na Wzgórzach Łososi (Salmhugel). Na owych pokrytych kamieniami i krzewami wzgórzach można także znaleźć wiele pozostałości po świętych miejscach Dawnej Wiary - menhiry, kamienne kręgi oraz kurhany. Zapewne również ozdabiane łososiami. Nie dało się ukryć, że kiedy dawni mieszkańcy znajdowali jakąś dobrą nazwę, używali jej gdzie tylko się dało.

Ostatnie decyzje Ostatnich skutkowały koniecznością przejścia jednym czy drugim brzegiem dalej na południe. Na zachód od nich były góry, na wschód - Soll, którą będą mogli przekroczyć najwcześniej w Trulben.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 16-01-2019 o 22:32.
hen_cerbin jest offline