|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-01-2019, 14:58 | #331 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
14-01-2019, 15:50 | #332 |
Reputacja: 1 | Z każdą chwilą w czasie której przetrząsali porzucone domostwa nie znajdując niczego, co nadawałoby się do jedzenia albo wypicia, w Detlefie narastała frustracja. Zżymał się na durne człeczyny, że nic nie zostawili, na szuję Wernicky'ego, że Wissenland najechał, na Wissenland, że nie potrafił się obronić, na durne ryby, że nie chcą żreć haczyków i same nadziewać się na kije i na pewnego durnego sierżanta też. Postanowili, że naprawią łódkę i przeprawią się na drugą stronę rzeki. O ile z tym pierwszym poszło w miarę sprawnie, to Detlef jakoś ociągał się co do wyruszenia w dalszą drogę. A to szczać mu się chciało, za chwilę dojrzał coś na horyzoncie i wpatrywał jak sroka w gnat, aż go ślepia bolały, albo wypatrzył w stercie połamanego domowego sprzętu coś ciekawego, co okazywało się zwykłym śmieciem. W końcu Galeb bez ogródek kazał mu zapakować dupsko do łódki, na co wyraźnie nieswój Detlef odparł w końcu: - Wiem, że powinniśmy ruszać w dalszą drogę. Do Karak Hirn jest daleko. - Stwierdził, grzebiąc buciorem w ziemi. - Ale... - zaciął się na chwilę, po czym westchnął ciężko i kontynuował: - Wiesz kuzynie, że tak jak ty mam dosyć tego bufona, o którym nawet mówić nie powinniśmy... - zgrzytnął zębami i kopnął resztki dziurawego wiadra. - Ale pozostali... - znowu westchnął. - Szkoda ich. Durnie, ale w końcu to swoi. Każdemu należałby się srogi wpierdol już za sam wygląd, ale jednak chyba nie można ich tak zostawić pod wodzą tego gaar. - Określenie wyklętego wycedził z niechęcią. - Wiem, że powinniśmy ruszać... - wreszcie spojrzał runiarzowi w oczy. - Ale chciałbym prosić, żebyśmy zostali tu jeszcze przez jeden dzień... może przejdą gdzieś niedaleko i moglibyśmy.... - saper wił się niczym piskorz, nie mogąc zmusić się do powiedzenia wprost. - Może dołączymy i zadbamy o to, żeby nie zeżarło ich coś po drodze. - Wyrzucił z siebie jednym tchem i wyszczerzył w niewyraźnym uśmiechu. - O ile gaar nie postanowi znowu nas obrazić. - Zastrzegł szybko. - Co o tym sądzisz, kuzynie? - Thorvaldsson znowu uciekł wzrokiem i grzebał w plecaku w poszukiwaniu kapciucha z tytoniem i niemiłosiernie ogryzionej fajki. Było mu wstyd jak cholera prosząc o coś takiego - przyznanie się do estymy, jaką mimo wszystko darzył bandę popaprańców zwaną Ostatnimi było jak przyznanie się do słabości. Ale nie mógł wymazać przeszłości, a przecież z tymi durniami nie raz przelewał krew walcząc ze wspólnym wrogiem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-01-2019, 16:26 | #333 |
Reputacja: 1 | Galeb trawił słowa wpatrując się w Detlefa. Dziwne to było spojrzenie takie bez konkretnego wyrazu. Runiarz czekał przy łódce i był gotów się załadować i patrzył na zabiegi sapera, by jednak opóźnić ruszenie w dalszą drogę. W końcu wyjął swój plecak z łodzi i westchnął. - Dobrze. Poczekajmy ten jeden dzień. Jeżeli nie będzie żadnego znaku albo nie przyjdą to płyniemy i już. - Dzień jest długi. Skorzystajmy z tego. - rzekł - Nastawię haczyki z przynętą koło pomostu i spróbuję nakreślić parę run. A ty potrenujesz pisanie. Podreperujemy ekwipunek i po obiedzie zbijemy z tych luźno leżących bel po chatach jakąś tratwę. Jeżeli nadejdą to w tej jednej łódeczce wszyscy się nie pomieszczą. Jednak sentymenty zżerały przyjaciela i Galeb nie był gnojem, aby przymusić go do ruszenia w dalszą drogą, kiedy gryzie go sumienie. Szczególnie w sprawie, która jednak była ważniejsza niż przynależność do armii. Obowiązek wobec towarzyszy był ważniejszy. - Jeżeli gaar będzie odpierdalał, albo będzie trzeba wiecznie czekać na resztę, aż się na coś zdecydują to.... - zamilkł na chwilę - To mu przypierdolimy i bierzemy resztę za pyski. W zamiarze Galeba było, aby, skoro pozostają na miejscu, wziąć jedną długą dechą, przywiązać do niej żyłki i przymocować do pomostu, aby rybki same się chwyciły. Tymczasem spróbowałby nakreślić tymczasowe runy ciosu na toporze i młocie Detlefa. Gdyby połów się udał to zrobiłby obiad i potem zajęliby się tratwą.. a jeżeli by się nie udał to z zacięciem Galeb osobiście zajmie się wędkowaniem. |
16-01-2019, 10:45 | #334 |
Reputacja: 1 | Oleg pochłonięty był całkowicie przez proces warzenia ziołowego specyfiku. Na zwalonym pniu nieopodal paleniska przygotował niczego sobie stanowisko pracy. Rozłożył zgrabione narzędzia we względnym porządku. Wszystkie składniki dokładnie oglądał i obmywał. Odrywał części roślin zajęte chorobą by nie zainfekowały całości i porcjował na rozłożonym na pniu płaszczu. Kontrolował płomień, by nie przegrzać płynu, ale też by odpowiednio odparować i zagęścić miksturę, nieraz przy okazji parząc dłoń o metalową menażkę zawieszoną nad ogniem. Stara metoda sprawdzania temperatury - Jak nie utrzymasz dłoni na naczyniu pod linią wody to znaczy, że się zaraz zagotuje - była sprawdzona, ale niestety bolesna. W chwilach, kiedy mógł nie pilnować wywaru - który musiał dobrze naciągnąć nieco stygnąc - wyruszał w poszukiwaniu dodatkowej porcji składników, by mikstura była mocna jak pies i starczyła na długo. Musiała dawać porządnego kopa. Najpewniej będzie miał po tym tępy posmak w gardle, a szczać będzie jak z rynny jesienią, ale i tak z niecierpliwością, nadzieją i podnieceniem czekał na finalny efekt. |
16-01-2019, 22:30 | #335 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 16-01-2019 o 22:32. |
17-01-2019, 21:54 | #336 |
Reputacja: 1 | Loftus nie był zadowolony z rozwoju sytuacji, w jego ocenie marnowali cenny czas, czas którego nie mieli. Ciężko było mu określić ile im zajmie droga do przełęczy, ale miał przeczucie że zbyt się ociągają. Zresztą dobrze byłoby dotrzeć tam szybciej, aby zrobić jakieś rozeznanie, przygotować się. Zamiast tego obozowali i to w pobliżu sił granicznych. Sami prosili się o kłopoty, choć tym razem zostało to im jakimś cudem oszczędzone. Spora zasługa w tym była też niziołka, na całe szczęście Truskawa był z nimi. Tak więc prawie całkowicie zmarnowali dwa dni, zyskując nieco sił i jedzenia na drogę. Jeszcze te anomalie, zimny podmuch wiatru, mag czuł jak skóra mu się zjeżyła i cały zadrżał. Cholerna wiedźma i jej uczennica…
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
20-01-2019, 00:45 | #337 |
Reputacja: 1 | Jakimś cudem Galeb trzymał nerwy na wodzy, jednak często spoglądał na Detlefa spojrzeniem z kategorii "a nie mówiłem?". Czuł wściekłość na Leo że ich okłamała, na siebie samego i Detlefa, że dali się namówić na powrót i na całą resztę że ostatecznie nie byli w stanie sami nic zrobić. Nic! Tylko wieść o udanym zwiadzie Berta trochę Runiarza ukoiła, ale opieszałość Gustava zaprzepaściła szansę na zadanie wrogowi ciosu w jego najwyższe dowództwo! Kurwa, czy ci debile, nie byli w stanie nawet zaplanować czegoś takiego jak zabójstwo wrogiego oficera?! Nie wiedzieli że się to robi wchodząc po cichu, zabijając i wychodząc po cichu, bez wykrycia? Znajdując nad ranem martwego oficera nikt by nie leciał z pościgiem za zabójcą, który pewnie zdążył już odjechać w siną dal. Gdyby nie to że potrzebowali żywności Galeb z miejsca by rzucił wszystko i poszedł sam w dalszą drogą. Jego wściekłość była tak wielka, że nawet wyrzut sumienia pod tytułem "zrobiłeś coś hańbiącego" jakoś tak zaczął maleć i maleć i maleć. Jedynie chyba obecność Detlefa powstrzymała go od chwycenia za kuszę i odstrzelenia kogoś. Ostatecznie Runiarz spędził wieczór na rąbaniu drewna z jednej z piwnic (ktoś sobie całkiem obszerną wykopał pod chałupą), aby nie niosło się po okolicy. Potrzebował tego żeby nie rozwalić komuś łba. *** Następny dzień wstał i po szybkim śniadaniu Galeb zaczął zbierać się do drogi. Widząc jednak, że grupa znów nie może się jakoś zebrać, zazgrzytał zębami i warknął. - Krótka piłka, człeczyny. Mając karawanę idziemy lądem. Minęło już ich osiem, na dotarcie na miejsce jest trzydzieści. Mój czcigodny, połamany pradziad szybciej zapierdala niż ta wyprawa, a posłaniec wyraził się jasno - nie zdążycie, nie macie po co wracać. - Przed Lauben zatrzymujemy się, robimy zwiad i w zależności jaki jest status miejscowości tak wchodzimy. Zwiadem zajmie się gaar... - to słowo rzucił z nieskrywaną pogardą - i Truskawa. Pierwszy jak przystało na zawodowego kłamce w razie czego się wykręci, a Bert w razie kłopotów może się wymknąć i dać nam znać. Mało granicznych - wyżynamy. Dużo granicznych - omijamy. Ważniak - mordujemy cichcem i mijamy lub wyżynamy resztę. Imperium - kupujemy zapasy, handlujemy, idziemy dalej. Dowiadujemy się też co z następnymi wiochami na drodze przemarszu. - Rzekę przekraczamy w Kelgardzie albo Martinsbuchu, zależy od sytuacji. Tam też kupujemy większe zapasy, bo następny przystanek będzie w Rotenbach. - Ma ktoś jakieś, kurwa, pytania? Ostatnio edytowane przez Stalowy : 20-01-2019 o 00:50. |
20-01-2019, 13:28 | #338 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
20-01-2019, 19:41 | #339 |
Reputacja: 1 | - Czy moje zdanie się w ogóle liczy? - powiedział głośno Bert, nakręcając się niczym katarynka - Nie mamy zapasów i idziemy bezdrożami, czyli najdłuższą drogą z możliwych. Wy oficery weźcie się kurwa w garść, bo czas leci! Tak do was mówię panie Gustaw i panie Detlef. Co to za niemoc w podejmowaniu decyzji panie Gustaw i co to za bunty panie Detlef, zapomnieliście jak się wojaczkę prowadzi, czy co? Jeszcze raz takie jaja zobaczę to wypierdolę wszystkich w gwiazdy i problem misji będzie rozwiązany! A pan panie Galeb nie podskakuj, bo stopnia nie masz do wydawania rozkazów, no chyba że głośnym krzykiem chcesz plamę na honorze zmyć. |
20-01-2019, 20:43 | #340 |
Reputacja: 1 | - Z tego co zdążyłem usłyszeć Bert to sam ostatnio się specjalnie do rozkazów nie stosujesz, woląc własną inicjatywę. A teraz nagle chcesz rozkazów. - pod bandażami twarz krasnoluda rozciągnęła się w paskudnym uśmiechu - Aby pójść do srocza też potrzebujesz rozkazu i pozwolenia od "dowódcy"? Przestań pieprzyć Truskawa i rusz dupę. Jak teraz wyruszymy to Lauben osiągniemy wieczorem, zjemy i się wyśpimy jak cywilizowane istoty. No chyba, że tak zaawansowana i skomplikowana procedura jak ruszenie dupy wymaga konsultacji z najwyższym dowództwem Armii Wissenlandu. Galeb zarzucił na plecy swoje toboły i ruszył do wyjścia z wioski. Jeszcze obejrzał się przechodząc przez palisadę. - No? Budowa tratwy to kolejne dni, a i tabor przez wzgórza i las nie da rady. Szczególnie wśród bandziorów i goblinów. - A. I jeszcze jedno. Po chatach jest porozrzucanych trochę narzędzi i szpargałów które wieśniacy nie zabrali. Może się znajdzie dodatkowe zgrzebło albo inne utensylia do oporządzania zwierzaków. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 20-01-2019 o 21:13. |