Marsz przez las był nudny po tylu dniach w nim spędzonych. Nawet miastowy szczur jakim była Emi przestał się bać szelestu przy każdym kroku. Otwartość nagle przestała być problemem, a wszędobylskie drzewa stały się schronieniem. Na pewno dopplerka nie potrafiła w pełni wykorzystać otoczenia w jakim przyszło jej się znaleźć, ale była już z nim oswojona. Dlatego też mogła się bardziej skoncentrować na otaczających ją osobach.
- Hej, Mikel jakiego rodzaju rzeczy znajdowałeś w tym swoim plecaku?
- Ogólnie? Niewielkie. Niedrogie. Przydatne. - odpowiedź była enigmatyczna, ale chłopak uśmiechnął się jakby zachęcając do dalszych pytań.
- Na przykład? Nóż albo wytrych? - Emi promieniowałą ciekawością.
-Hmm… Młotek, dłutko, skórzany pas, dratwa, kwiat… szalik… kilka butelek alkoholu, łopata. Nie wymieniam oczywiście wszystkiego. - przymknął oczy, próbując zmusić pamięć to wytężonej pracy. Chyba coś sobie przypomniał bo w jego różnokolorowych oczach widać było wyraźnie iskierki rozbawienia.- Możliwe, że było tego więcej, ale czasem ciężko mi ocenić co gdzieś znaleźliśmy lub kupiliśmy, a co pojawiło się znikąd.
- Ha, nie raz by mi się coś takiego przydało! Koniecznie musisz mi powiedzieć jak znajdziesz coś nowego. Ko-nie-cznie.
Przez chwilę umilkła a potem coś jej zaświtało w głowie.
- Kwiat? Do czego był ci potrzebny kwiat?
- To tak trudno się domyślić? - łobuzerskie spojrzenie mówiło wszystko.
Emi otworzyła szerzej oczy.
- Laura go potrzebowała? - zapytała z wyrazem pełnego niewiedzy.
-Możemy trzymać się tej wersji. - Mikel wyraźnie mrugnął okiem.
Dopplerka parsknęła.
- Co za panna trafiła twoje serce strzałą miłości? - zapytała sarkastycznie.
-To było dawno, daleko i nic poważnego. - chłopak mimo wyraźnie dobrego nastroju i chęci do rozmowy nie dawał się tak łatwo podejść. - Może zmienimy temat? Może opowiesz coś o sobie?
- Oj weź… co ci szkodzi mi powiedzieć? Nie jestem stąd więc jakiekolwiek kontrowersje mnie nie dotyczą. Ba, sama jestem pewnie kontrowersyjna wystarczająco - dziewczyna przytuliła się do ręki wojownika trzepocząc rzęsami.
- Coś za coś moja droga. - Mikel postanowił grać w jej grę. - Opowiedz coś podobnej wartości to ja opowiem o mojej… znajomej.
Emi westchnęła przewracając oczami.
- Niech będzie, sama zaczęłam. No dobra… - palec na moment spoczął na brodzie kiedy dziewczyna się zastanawiała.
- Tak żeby mi kwiaty jakiś przynosił to nie, ale kilku było. Bardziej z ciekawości chyba… i potrzeby - dokończyła przygryzając dolna wargę przypominając sobie coś.
-Co znaczy potrzeby? - miał na tym zakończyć, ale widząc świdrujące go spojrzenie uzupełnił - Wołali na nią Niki i była córką kowala w jednym z miasteczek, gdzie zatrzymaliśmy się z Laurą. Jej ojciec sporo mnie nauczył. W innych okolicznościach pewnie już rodziłaby drugie dziecko… Niestety nie zostaliśmy tam długo. - uśmiech chłopaka odrobię zrzedł, ale szybko to ukrył. - Powtórzę pytanie. Co znaczy potrzeby?
- Potrzeby ciała Mikel. Tej najprostszej, instynktownej potrzeby. Jeśli to nie za dużo… dlaczego mówisz, że w innych okolicznościach rodziłaby już drugie dziecko?- Emi sama się zaniepokoiła słowami chłopaka. ~ Twoje? ~
- Mówię tylko, że mieliśmy się ku sobie. Jej ojciec też mnie lubił. Jakbyśmy mieszkali w tej samej wiosce od urodzenia to pewnie już byśmy byli po ślubie. - Chłopak zamyślił się na sekundę, jakby smakował tę możliwość.
- Ha… wcześnie. N… nie wyobrażam sobie tego. W ogóle. - dopplerka w końcu puściła umięśnione ramię chłopaka.
- Chciałbyś czegoś takiego? Już być uwiązanym do jednego domu? Zajmować się dwójką bachorów i jeszcze mieć nadzieję, że z tego co wyrobisz starczy dla was wszystkich?
- Do zeszłego tygodnia nawet nie brałbym takiej opcji pod uwagę. Chciałem przygody. Z życzeniami trzeba ostrożne. Mogą się spełnić. - brzmiała w tym nuta rezygnacji.
Mikel dostał kuksańca w bok, akurat w miękką część zbroi.
- Dobra, co to za smuty? Przygoda to nie tylko radosne hasanie po lasach. Krew, pot i łzy, to jest dokładnie to czego się można spodziewać. Za to jakie wspomnienia. Na starość będziesz siedział przy ognisku w jakiejś karczmie i opowiadał bachorom o tym gdzie dostałeś jakie blizny. A ich oczy będą się świecić jak złote monety. Nawet mnie się świeciły jak jeden z drabów opowiadał jak ukatrupił innego draba w niesamowitej walce.
- Zapewne masz rację. Dość już o mnie. Miałaś opowiadać o sobie. Nie każ mi pytać. Zaskocz mnie czymś ciekawym. - chłopakowi znowu wrócił dobry humor.
- Zaskocz mnie, zaskocz mnie - emi wyrzuciła ręce do góry - za nic kreatywności! Dobrze. Daj mi chwilę muszę się zastanowić, co takiego ciekawego w moim życiu było…
Mina dziewczyny zmieniała się co chwilę. Choć brak wyraźnych rysów twarzy utrudniał zdefiniowanie widać było jak zmarszczka na czole, sugerująca ściągnięte brwi, rozluźniała się łagodniejąc.
- Cholera. - zaklęła cicho - Dużo tego. Mieszkałam obok calistriańskiego burdelu przez pewien czas. Chciałam dołączyć do rebeliantów w swoim mieście. Woziłam trupy dla jednego świra… Któreś cię bardziej interesuje?
- Opowiadaj o burdelu. Za dużo mam trupów i wojny dookoła… - Mikel sprytnie argumentował swoją ciekawość.
- Pomijając wieczorne upojne dźwięki czasami trafił się jakiś idiota będący przekonany, że wolno mu więcej. Tylko, że nikt nie powinien denerwować calistrianek. Mściwe z nich bestie. Matrona tegoż burdelu wysyłała kilkukrotnie wielgachne pasiaste owady za nieszczęśnikami, którzy śmieli skrzywdzić którąś z jej dziewcząt. Okropne po nich były bąble. Ojciec miał dobre z nią stosunki. Tak samo z resztą i z innymi, ale zawsze jako inna osoba.
- No dobra. Czemu Kharrick? Czemu akurat facet? - młodzieniec zadał kolejne pytanie.
- Bezpieczniej. Mniej się zwraca uwagę na facetów. - Emi powiedziała to jakby to była najoczywistsza oczywistość.
- Chyba masz rację… - milczał przez chwilę, zastanawiając się na następnym pytaniem - Jakie masz plany jak to wszystko się już skończy?
- Ouff… nie wiem. To może potrwać, ale… zapewne sobie pójdę. Może wrócę do Kaer Maga.
- I co tam będziesz robić? - Mikel był wyraźnie zainteresowany.
Emi uśmiechnęła się.
- Żyć Mikel. To mój dom. Może spróbuje w nim pozmieniać co nieco, ale raczej się dostosuje.
- Ty przynajmniej wiesz, co będziesz robić dalej. Ja na razie nie mam pomysłu. Pheandar już od jakiegoś czasu nie jest moim domem. Nie zrozum mnie źle. Chodzi mi o to, że po prostu nie umiałbym na razie osiąść tam na stałe, mimo tego, co mówiłem wcześniej. - mimo dość ponurego tonu wypowiedzi, chłopak nie wyglądał na zmartwionego - Kto wie? Może kiedyś odwiedzimy Cię z Laurą w Twoim domu? - towarzyszący słowom uśmiech wydawał się być szczery.
- O ile mnie znajdziecie. - dopplerka uśmiechnęła się łobuzersko.
Mikel tylko pokiwał głową w odpowiedzi. Miał nadzieję, że uda im się wyjść cało z tej “przygody” i faktycznie będzie co planować w przyszłości.