Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2019, 22:31   #34
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hJ7lDSg1HSc[/MEDIA]
Noc minęła szybko, zbyt szybko. Lamii wydawało się, że ledwo w końcu usnęła w bezpiecznym, wygodnym łóżku, gdy potrząsanie za ramię katapultowało ją na powrót do krainy jawy. Czuła się zmęczona, jakby w ogóle nie spała, lecz z drugiej strony był to przyjemny rodzaj zmęczenia - tak który nie niesie ze sobą wycieńczenia psychicznego, a raptem drobne, fizyczne niedogodności typu piasek pod powiekami i ból zdrętwiałych od bezruchu mięśni. Nic groźnego, nic z czym nie dało się poradzić, szczególnie mając takie nie inne towarzystwo. Nowy dzień, koniec kolejnej nocy bez koszmarów, choć starsza sierżant obawiała się zasnąć. Rzępolenie Rude Boya znów przywołało wspomnienia, duszne i szarpiące nerwy. Nowa cegiełka do marnej konstrukcji noszącej nazwę “przeszłość”... mimo tego udało się przetrwać noc bez festiwalu grozy wyświetlanego na wewnętrznej stronie powiek. Może chodziło o Betty i Amy, ich obecność oraz poczucie bezpieczeństwa. Może chodziło o samego punka, który pożegnał się z nią w sposób przez jaki całą drogę po schodach na piętro Mazzi toczyła się zeszłej nocy jak we śnie, uśmiechając się nieświadomie i czując dziwną lekkość, choć nic przecież nie piła.

-... i wtedy zaczął pieprzyć o tych tosterach, to mu wygarnęłam co sądzę - westchnęła między gryzem bułki, a łykiem kawy, gapiąc się gdzieś za okno i poniekąd dochodząc do finału wczorajszej rozmowy z kolesiem przy barze - O nim, o tym co odstawia. Gdzieś w międzyczasie potłukłam szklankę, słabe je jakieś robią - popatrzyła na pokaleczone wnętrze dłoni i wzruszyła ramionami - Gówniane je teraz robią, widać że tandeta i po najmniejszej linii oporu lecą w “41”. Ściśniesz mocniej to pękają.

- Dupek. -
pielęgniarka prychnęła z irytacją po tym jak sięgnęła po obandażowaną w barze dłoń Lamii, obejrzała go i pokręciła właśnie z tą irytacją głową. Trochę nie wiadomo czy na ten opatrunek, tego kto go robił, czy owego sprawcę tej drobnej ale jednak irytującej rany. Sięgnęła po swoją szklankę soku i upiła łyk a potem go odstawiła. Wyraźnie się dało wyczuć pośpiech w jej ruchach i mowie. Ale to chyba co rano tak miała.
- Pokażesz mi to zanim wyjdziemy. Zmienię ci opatrunek. Masz sprawne palce? Nie drętwieje ci nic? Masz w nich czucie? Szkłem czy nożem łatwo uszkodzić nerwy i ścięgna od tej strony. - okularnica zaczęła wręcz tryskać irytacją gdy pewnie najlepiej z całej trójki była świadoma konsekwencji takiej rany. Amy na chwile zamilkła zerkając to na jedną, to na drugą. Jadła najwolniej z całej trójki i najmniej się odzywała.

- A jak wróciłaś? Wydawało mi się, że słyszałam samochód w nocy zanim przyszłaś. - blondynka zerknęła ciekawie na sąsiadkę gdy Betty zajęła się konsumpcją śniadania zamiast złościć się na zranienie ręki jej ulubienicy.

Mazzi popatrzyła krytycznie na dłoń i pokręciła głową, siadając tak aby ją schować pod blatem niby całkowitym przypadkiem.
- To pierdoła, naprawdę. Nie ma się czym martwić… tam obrywaliśmy gorzej - uśmiechnęła się w swoim mniemaniu uspokajająco, chociaż końcówka wyszła jej trochę sztywna. Westchnęła, sięgając po kawę i upiła spory łyk aby kupić parę sekund.
- Jest w porządku, mówiłaś że się spieszymy. - spojrzała na Betty - Nic mi nie jest. Nie drętwieje, ani nic takiego. To… tylko głupia szklanka, tandetna na dodatek. Swoją drogą to mu zazdroszczę - burknęła w talerz, zaczynając atakować widelcem kawałek jajka - Też chciałabym być na Froncie gdzie strzela się do tosterów… trochę inaczej to pamiętam - prychnęła i dorzuciła zaraz pogodniej - RB mnie przywiózł. W końcu po coś mu tą furę naprawiałam.

- Naprawdę? -
oczka blondynki zajaśniały wesołymi błyskami a na twarzy zakwitł dziewczęcy uśmieszek jakby właśnie dorwała swoją najlepszą kumpelę do zwierzeń z ostatniej randki.

- No ciekawe. - kasztanowłosa okularnica lekko uniosła brew ale choć też wydawała się ciekawa przygód Lamii z zeszłej nocy i wieczora to jednak bardziej panowała nad sobą i w przeciwieństwie do blondynki jej uśmieszek i spojrzenie było przemieszane z dawkami ironii i może nawet złośliwości. - A takimi dupkami postaraj się nie przejmować. Wiem, że to trudne. Ale szkoda ręki, nawet szklanki szkoda na takiego dupka. Po prostu odejdź, szkoda czasu, wysiłku i nerwów, takie gnojki są niereformowalne. - pielęgniarka prychnęła dając wyraz swojemu gorzkiemu doświadczeniu. Umilkła bo znów upiła łyk ze swojej szklanki.

- A co robiliście? Byliście w barze razem? - Amelia skorzystała z okazji i znów zaczęła drążyć ciekawiący ją temat. I znowu Betty też dała się ponieść ciekawości bo zerkała ciekawie na Lamię.

Pytanie powinno brzmieć czego nie robili, jednak saper wyszczerzyła się niewinnie jakby ją dopiero co ze świętego obrazka ściągnęli.
- Garry mnie opatrzył, potem nakarmił na zapleczu… muszę mu coś kupić w ramach podziękowania - mruknęła, ale nie dała się dłużej prosić - W końcu przytoczył się też ten szarpidrut. Pogadaliśmy, naprawiłam mu brykę… poprosiłam żeby zaśpiewał, więc zaśpiewał. Ludzie wyszli posłuchać, więc z jednej piosenki zrobiło się kilka. No a potem odwiózł mnie do domu i kazał obiecać że będę w sobotę na koncercie. Na początku myślałam że się zgrywa - przyznała nadzianemu na widelec jajku - Jaja sobie robi, wkręca mnie. Wtedy kiedy wyskoczyłam przez okno żeby go posłuchać, zawiózł mnie do “41”. Po pijaku rzuciłam że on i jego zgraja szarpidrutów powinni się nazywać The Palants… a wczoraj widziałam plakat. Serio wzięli to na nazwę - parsknęła, kręcąc głową z miną trochę maślaną i nieobecną - Pijackie majaki kogoś kto zwiał w piżamie ze szpitala… niezbyt dobrze o nich świadczy.

- To miłe.
- Betty pokiwała głową kończąc już czyścić swój talerz i podobnie kończąc swoją szklankę soku. Amelia zerknęła na nią z zastanowieniem na twarzy a potem wróciła spojrzeniem do swojej szpitalnej kumpeli. Wydawało się, że chce coś powiedzieć ale rozproszyła ją okularnica odstawiając szklankę i wstając od stołu.

- A chyba i tak chciałaś jechać na ten koncert? I co? Pojedziesz? - blondynka popatrzyła z zaciekawieniem na sierżant siedzącą po drugiej stronie stołu. Jej zostało najwięcej na talerzu a skoro gospodyni wstała to czas na śniadanie zbliżał się do końca.

- Pojedziemy - sierżant wzdrygnęła się, wracając na miejsce za stołem - Ty, ja, Maddy. Łaskawa pani, jeśli wyrazi taką chęć - teatralnie skłoniła się pielęgniarce - Czy życzysz sobie abym ja, niegodna, wyręczyła majestat twój w pracach niegodnych? - wskazała na pozostawione na stole naczynia, potem na zlew.

- Hmm… - kasztanowłosa okularnica zamyśliła się z miną jakby Lamia zapytała ją o sens istnienia czy inną zagadkę wszechświata. Amelia zamarła z niemym uśmiechem na twarzy jakby zaraz miało stać się coś bardzo ciekawego. - No możesz. Ale jeśli mnie wreszcie odpowiednio pocałujesz na dzień dobry bo coś słabo ci to dzisiaj wychodzi szczerze mówiąc. - odpowiedziała gospodyni tonem jakby się dopatrzyła u swojego gościa takiego podstawowego uchybienia jakie sama już dawno powinna się zmitygować. Dlatego pewnie stanęła ze skrzyżowanymi na piersi rękami i lekko wysunęła nogę do przodu aby obrażona i wymagająca poza była pełna. Blondyna zachichotała cichutko ale tera zerkała ciekawie na swoją kumpelę ciekawa jak ta zareaguje.

Sierżant przybrała skruszoną minę, wstając od stołu powoli. Dopiła kawę, odstawiła kubek, a potem jednym susem doskoczyła do pielęgniarki, podcinając jej nogi, ale zanim upadła, złapała ją w pasie. Nachyliła się żeby wpić się w rozchylone usta, przyciskając też ją do siebie.

- Hmm… - Betty nie poddawała się tak łatwo. Chociaż Lamia mogła sobie prawie rękę dać odciąć, że cały numer z wyskokiem spodobał się okularnicy jak jasna cholera bo i po spojrzeniu i w pocałunku i w ruchach dłoni czuła to całą sobą, reakcje ciała tej drugiej. No ale właśnie kasztanowłosa też miała jeszcze co nieco do powiedzenia w tym temacie. W przerwach między pocałunkami coś mruczała co jednak nie brzmiało właśnie jak pełna zgoda czy satysfakcja. Przynajmniej niewerbalna. Ale wreszcie wyzwoliła się z uścisku starszej sierżant i wróciły do pionu.
- No w sumie… - okularnica udawała, że się waha. Gdzieś tam kątem oka i ucha widać było siedzącą na krześle blondynę która chłonęła ten spektakl z zapartym tchem. - Ostatecznie… - mruknęła Betty gdy sprytnie odwróciła Lamię wokół własnej osi wciąż chłonąc ustami jej usta.
- Może po zastanowieniu… - pielęgniarka odzyskała w końcu inicjatywę i zachłannie trzasnęła dłońmi w pośladki Mazzi zaraz potem równie zachłannie się w nie wpijając palcami.
- No może być. - pokiwała głową gdy Lamia poczuła jak palce pielęgniarki wpijają się w jej pośladki jeszcze mocniej gdy od zewnątrz naparła na nie krawędź zlewozmywaka. Betty przyszpiliła ją do tego elementu kuchni ale nadal trzymała w zachłannych objęciach i z twarzą tuż przy jej twarzy.
- Muszę coś mieć przecież na pamiątkę jak nie będę cię miała przy sobie ani pod sobą przez cały dzień. - wyjaśniła jej cicho z wesolutkim uśmiechem na twarzy. - Teraz możesz umyć naczynia. - wyszeptała jej z niezmienionym wyrazem twarzy i głosu.

Mina Mazzi mówiła że zgadza się ze wszystkim, tylko ręka jej coś uciekła w dół i zaraz po kuchni rozszedł się odgłos soczystego klapsa.
- Co za utrapienie z tymi komarami - saper zabujała brwiami, przyciskając drugim ramieniem Betty do siebie kiedy podskoczyła zaskoczona - Nie znasz dnia ani godziny gdy się jakieś pojawią - kiwnęła krótko głową, by zaraz potem szarpnąć kasztanką i obrócić je obie przez do teraz ona przyszpilała opiekunkę do szafki
- Dziękuję za pozwolenie - wymruczała, całując ją delikatnie i jakby nigdy nic przesunęła się krok w bok, odkręcając kran.

Zmywania wcale nie było tak dużo. Brudnych naczyń po trzech osobach było ledwie kilka. Betty sprawnie zagospodarowała podarowaną czasoprzestrzeń i gdy Lamia była zajęta zlewozmywakiem w kuchni ona zabrała jej blond kumpelę do łazienki aby zmienić jej opatrunek. Akurat jak obie się uwinęły ze swoimi powinnościami Betty nie omieszkała skorzystać z okazji aby przywdziać władczą pozę i przyzywającym gestem palca przyzwała do siebie swoją faworytę. A potem, już w łazience, też sprawnie i elegancko założyła jej zgrabny opatrunek na skaleczoną wieczorem dłoń. Nawet na oko był jakiś taki bardziej profesjonalny od tego jaki założył wczoraj Garry.

Potem już poszło dość szybko. Jeszcze ubrać się na drogę, zamknąć mieszkanie, sprawdzić czy obie pacjentki mają zapasowe klucze do mieszkania, zejście po schodach do samochodu a potem jazda przez miasto do już całkiem znajomego budynku dawnej szkoły w którym obecnie mieścił się szpital. Przed odjazdem Lamia zdążyła kupić u Mario świeżą porcję cieplutkich, porannych wypieków. Przy drugim czy trzecim przejeździe trasa dla starszej sierżant już nie była taka obca jak za pierwszym razem. Zapamiętała charakterystyczne dwa wiadukty pod którymi przejechali. Betty tłumaczyła, że właśnie tędy zwykle jeździ ale gdy ich tu wiozła pierwszy raz ze szpitala nie było co marzyć, że tędy się przepchają przez tą paradę. Podjazd pod szpital też wydał się już całkiem swojski. Jeszcze trzaśnięcie drzwi i można było ruszyć do środka. Tylko Amelia coś nie wyglądała na zbyt zachwyconą powrotem i przez większość raczej krótkiej drogi robiła się coraz bardziej milcząca. Ale raźno szła ze swoimi kumpelami i opiekunkami.

- Pójdziemy do doktora Brenna. To może uda się od razu załatwić wszystko za jednym zamachem i nie będziecie musiały czekać aż skończy się obchód. - okularnica raźno wchodziła po znanych im wszystkich schodach i na znane piętro. Po chwili byli na miejscu. Siostra przełożona zapukała w drzwi z tabliczką “ORDYNATOR”. Oraz z wsadzoną przy framudze tabliczką “Dr. Brenn”.

Okularnica zdawała się torować drogę i przewodzić swoim gołąbeczkom z iście wojskowym porządkiem. W zawiłościach szpitalnych przepisów i papierologii poruszała się jak ryba w wodzie. Starszy doktor przywitał się z trójką kobiet i zapytał jak się czują gdy Betty szybko sprowadziła dyskusje na pożądane przez siebie tory.

- Ach tak. - starszy doktor pokiwał z zastanowieniem głową gdy wysłuchał właściwie raportu o stanie zdrowia i samopoczuciu obydwu pacjentek jakie ostatnie dni przebywały pod opieką jego pracownicy. Betty sprawnie przedstawiła ich brak chęci do powrotu w szpitalne kąty zwłaszcza, że jedna i tak miała mieć wypis do Domu Weterana a druga wolała dochodzić do zdrowia w domowych pieleszach.
- Czy to prawda? Macie jakieś uwagi? Chcecie się wypisać? - ordynator popatrzył teraz na swoje obydwie pacjentki teraz wreszcie skupiając na nich swoją uwagę. Amelia za bardzo rozmowna nie była. Zaprzeczyła ruchem głowy na znak, że nie ma żadnych uwag i potwierdziła skinieniem, że woli zostać wypisana ze szpitala. Po chwili wahania widząc, że z blondyni coś więcej będzie trudno wyciągnąć lekarz więc spojrzał na czarnowłosą pacjentkę.

- Jeśli można doktorze - Mazzi nie zamierzała w najmniejszym stopniu dać się tak łatwo zmyć. Poprawiła się w fotelu, siadając pewniej i oparła łokcie o kolana, zwieszając dłonie między nogami.
- Są wyniki mojej toksykologii? Chcę wiedzieć na czym stoję, a potem spadam. Dość wam tu zawalałam łózko. Jest - zrobiła krótką przerwę, gapiąc się nagle gdzieś w okno. Westchnęła, po czym wróciła wzrokiem do lekarza - Jest lepiej, dziękuję doktorze. Powoli… coś sobie przypominam, ale… - wzruszyła ramionami siląc się na zblazowaną pozę - Lepiej nie będę o tym gadała tutaj, nie ma co psuć tak pięknego dnia.

- A tak, toksykologia.
- doktor skinął głową i wstał ze swojego miejsca. Podszedł do jakiejś szafki i zaczął w niej grzebać. Wydawała się wypełniona różnorakimi papierami, kartkami i teczkami.
- Nie bój się, nie wpuściłbym cię bez tego. - uśmiechnął się suchym uśmiechem w stronę ciemnowłosej pacjentki. Grzebał jeszcze chwilę aż wreszcie wygrzebał jakąś dość ciężką teczkę i wrócił z nią na swoje miejsce. Potem położył ją na biurko i otworzył. Nie było w niej zbyt wiele więc gospodarz spośród paru podobnych wyjął jedną.
- Lamia Mazzi. - skinął głową jakby przeczytał nazwisko z dokumentu. Zamknął teczkę i chwilę studiował wyniki jakby widział je po raz pierwszy.

- No cóż. Właściwie biorąc pod uwagę okoliczności w jakich zostały pobrane próbki wyniki nie są zaskakujące. Trochę promili, trochę skoczył poziom cukrów, cholesterol w normie, właściwie wszystko jest w normie. Nie ma powodów do niepokoju. - powiedział spokojnie podnosząc wzrok znad kartki i uśmiechnął się uspokajająco do swojej pacjentki. Przesunął kartkę na jej stronę biurka aby mogła sama je sobie obejrzeć.

- Niemniej zastanawiający jest stan upojenia alkoholowego w relacji do promili jakie wykryliśmy w twojej krwi. - zaczął mówić doktor gdy jednak w tych wynikach jakie były w normie widocznie dostrzegł jakieś “ale”. - Po prostu albo wróciłaś za bardzo wstawiona jak na dość skromną ilość spożytego alkoholu albo miałaś za mało promili aby być aż w takim stanie. - doktor wyjaśnił te “ale” i zaczął przedstawiać swoją diagnozę.
- Z medycznego punktu widzenia, poza tym, że nastąpiła jakaś pomyłka w laboratorium, to albo jesteś uczulona na alkohol i reagujesz na niego jak na silną truciznę. Znacznie silniej niż przeciętny pacjent. Te wszystkie normy i promile to mimo wszystko średnia naszego społeczeństwa i jak nazwa wskazuje nie wszyscy się w niej mieścimy. Możesz być po prostu bardziej podatna na alkohol. - starszy mężczyzna w białym fartuchu tłumaczył jak to się mają te literki i cyferki na kartce w dłoni Mazzi do jej realnego stanu zdrowia. Zamilkł na chwilę jakby się nad czymś zastanawiał. Zapatrzył się na jakiś detal na swoim biurku i splótł dłonie ze sobą.

- Jest też inna opcja. Bardzo ciekawa swoją drogą. Przynajmniej z medycznego punktu widzenia. Można ten problem ugryźć z drugiej strony. Na spożyty alkohol reagujesz tak samo jak wszyscy ludzie. Ale twój organizm szybciej się go pozbywa z organizmu. Takie rozwiązanie sprawiałoby, że mogłabyś wypić tyle aby wrócić w takim stanie w jakim wróciłaś ale jednocześnie organizm rozłożył by znacznie większą ilość alkoholu niż u przeciętnego człowieka więc w pobranej próbce krwi tych promili byłoby relatywnie mniej. Co tłumaczyłoby również tą drobną anomalię. - doktor tym rozwiązaniem wydawał się być zaintrygowany znacznie bardziej niż tym pierwszym. Ale trochę też mówił jakby rozważał jakiś ciekawy przypadek medyczny i zastanawiał się czy właśnie z nim ma do czynienia.

- W każdym razie aby potwierdzić którąś z tych wersji zalecałbym dalsze badania. Głównie polegające na pobraniu treści żołądka. Z samych próbek krwi więcej raczej nie wyciągniemy. W każdym razie nie stwierdziliśmy obecności żadnych toksyn, pasożytów czy innych czynników chorobotwórczych jakie mogłyby tłumaczyć twój sobotni stan. - doktor skończył i popatrzył na pacjentkę dając jej okazję aby się mogła wypowiedzieć.

- Myślałam że będzie gorzej - brunetka mruknęła cierpko, kończąc przeskakiwać spojrzeniem po słupkach cyfr i tylko kręciła głową. Nie wyglądało tragicznie, ale i tak przyczepiłaby się do małej ilości erytrocytów. Wpisała w pamięci aby zacząć żreć więcej mięsa i witamin, a potem odłożyła kartki na blat.
- Rzeczywiście ciekawe - burknęła zamyślonym tonem, po raz drugi uciekając spojrzeniem do okna. Chwilę tak posiedziała, aż wreszcie z westchnieniem melancholii wróciła do rozmówcy uwagą.

- Pobranie treści żołądka… czyli gastroskopia. Nie ma mowy doktorze, nie zgadzam się na żadne sondy i pakowanie mi rur do gardła, jeśli nie chce pan mnie obhaftowanego zabiegowego, personelu i połowy korytarza - doburczała w miarę neutralnie i nagle się uśmiechnęła - Ale jest inny sposób. Bezpieczny, ekonomiczny i przyjemniejszy dla obu stron - spojrzała wymownie doktorowi w oczy - Upiję się tutaj, na oddziale. Wtedy na spokojnie pobierze pan próbki krwi zaraz po spożyciu i da radę monitorować całe zajście. Nie ukrywam, chciałabym wiedzieć o co tu do cholery chodzi, zanim zrobię coś głupiego… albo odwali mi od tej całkowitej abstynencji. Możemy sie umówić jakoś po weekendzie? - skończyła dość pogodnie.

Doktor otworzył oczy jakby szerzej gdy usłyszał propozycję swojej pacjentki. Zresztą nawet Amy się lekko uśmiechnęła gdy zrozumiała o czym mówi jej koleżanka z sali szpitalnej. Gospodarz odchrząknąć i otworzył usta tak, że wydawało się, że prawie na pewno chce coś zaprzeczyć ale ubiegła go okularnica.

- Jeśli mogę coś zasugerować panie doktorze. - zaproponowała wtrącając się w rozmowę i ordynator przyjął tą opcję z wyraźną ulgą. Skinął głową na znak zgody i pozwolił mówić swojej pracownicy. - Może po prostu dostarczymy próbkę tutaj? Myślę, że sobie z tym poradzimy. Mogłabym ją przywieźć gdy będzie gotowa do zbadania. A nasza Księżniczka mogłaby się cieszyć wolnością poza szpitalem. - popatrzyła na oboje sprawdzając jak się zapatrują na takie wyjście.

- To świetne rozwiązanie. Myślę, że to byłoby najlepsze wyjście. Zwłaszcza jak życzysz sobie wypis ze szpitala. Właściwie myślę, że możemy to załatwić od ręki jeśli nadal macie na to ochotę. - ordynator wyglądał prawie jakby się ucieszył, że Betty wyratowała go z rozważania propozycji Lamii. Znowu wstał i podszedł do tej samej szafki co poprzednio i coś z niej wyjął bo Amelia znowu potwierdziła skinieniem głowy, że jest zainteresowana wypisem ze szpitala. Więc doktor wrócił na biurko z dwoma druczkami i coś zaczął w nich pisać.

Sierżant przewróciła oczami, kręcąc do kompletu głową. Co mu szkodziło popatrzeć jak uchlewa się w monitorowanych warunkach? On miałby swoje odpowiedzi, ona pewność, że jak przeholuje to ma od razu pomoc pod ręką i tym razem żaden wątpliwego talentu szarpidrut nie będzie jej woził zbetonionej po mieście...chociaż sama idea takiej przejażdżka brzmiała zacnie.
- Jakby coś próbkę treści żołądka mogę panu dać od ręki - z miną niewiniątka wachlowała rzęsami na Brenna, wskazując ruchem brody jego kubek po kawie - I tak, chciałabym… spróbować wrócić do społeczeństwa. Fizycznie nic mi nie jest a… - miną jej trochę zrzedła zanim prychnęła i podjęła -... a na to co mi siedzi w głowie… - wzruszyła ramionami - Lepiej mi będzie wśród swoich, może ktoś mnie pozna. Albo ja poznam kogoś… wie pan o co chodzi. Mam pytanie, co z wypisem kaprala Keitha? A jego kompan, ten z amputowaną dłonią? I ich kumpel z pokoju, ten bez nogi. Kiedy dostaną wypisy?

- Taak… -
doktor w zadumie pokiwał głową i trochę w pierwszej chwili nie było wiadomo co potwierdza i czy cokolwiek. - Kapral Keith to skomplikowany przypadek. Obawiam się, że albo wypiszemy go bardzo prędko albo będzie u nas gościł bardzo długo. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo niemniej do zdrowia fizycznego i psychicznego jest mu dość daleko. Zaś pan Brown jest na końcowym etapie terapii. Jeśli będzie na siebie uważał ma szansę wrócić do pełni zdrowia w ciągu kilku tygodni. Naturalnie pomijając amputacje bo na to nic nie poradzimy. A dlaczego interesujesz się tymi pacjentami? - doktor po przedstawieniu ogólnego stanu zdrowia dwójki pacjentów spod 3-ki zaciekawił się czemu kobieta którą właśnie wypisywał ze szpitala ciekawi się ich stanem zdrowia. Czekając na odpowiedź wrócił do wypisywania druczków.

- To moja trójka do brydża - odpowiedziała z pełną powagą, opierając plecy o zagłówek fotela - Jak mają beze mnie grać, jak im zabraknie czwartego, hm? Stąd zainteresowanie… trochę ich poznałam, tam w Domu Weterana będą same nowe twarze. Z lekka niepokojące po raz kolejny… iść gdzieś w pusto i na ciemno, bez rozeznania. Dlatego pytam kiedy i jak szybko jest szansa aby tam zlecieli. Poza tym nie będę ukrywała że ich lubię, więc siłą rzeczy będę odwiedzać co wiążę się z podróżami ode mnie tutaj i z powrotem, a i tak wywalą mnie przed capstrzykiem jak wczoraj - wzruszyła ramionami - upierdliwe.

- Taak… -
doktor znowu przytaknął i pokiwał głową. Przez chwilę skupił się na wypisywaniu dokumentu i chyba w końcu skończył. - Przeczytaj, jak masz jakieś uwagi to napisz, jeśli się zgadzasz to podpisz. - zwrócił się do blondynki przesuwając w jej stronę właśnie zapisaną kartkę. Amelia sięgnęła po kartkę i zaczęła ją przeglądać. Wyglądało na to, że czyta albo bardzo szybko albo bardzo po łepkach. Gdy blondyna była zajęta swoją kartką lekarz spojrzał na ciemnowłosą pacjentkę i wrócił do wypisania jej dokumentu. Amelia zaś chyba skończyła czytać bo sięgnęła po długopis i położyła kartkę na biurku aby ją podpisać.

- Taak… Rozumiem twoje argumenty i to dobrze, że udało ci się w tak krótkim czasie zaprzyjaźnić z kimś. - doktor pokiwał głową i dalej zapisywał kartkę i jej linijki i rubryczki. - Na razie jednak obaj panowie muszą zostać u nas. Możesz oczywiście ich odwiedzać w godzinach odwiedzin. A gdy ich wypiszemy pewnie trafią do tego samego Domu Weterana co ty. - doktor mówił jakby się zastanawiał nad tą sprawą. Skończył wypis i podobnie jak wcześniej jasnowłosej tak teraz podsunął go ciemnowłosej pacjentce. - Przeczytaj, jak masz jakieś uwagi to napisz, jak się zgadzasz to podpisz. - powiedział to samo co przed chwilą. Gdy Lamia sięgnęła po kartkę okazało się, że to gotowy, samo kalkujący się druczek jeden dla pacjenta a drugi dla szpitala. Wiele tam nie było ale akurat to co najważniejsze. Personalia pacjenta, data przyjęcia do szpitala, rozpoznanie przyjęcia, akurat u niej było wypisane liczne obrażenia wewnętrzne i zewnętrze spowodowane działaniami frontowymi. Potem była jeszcze informacja, że pacjent został uznany za zdatnego do wypisu ze szpitala z zaleceniem wizyt kontrolnych i skierowaniem do Domu Weterana. Jeszcze dzisiejsza data i podpis lekarza oraz miejsce na uwagi pacjenta o jakich mówił doktor i na podpis pacjenta. Właściwie był to iście biurokratyczny profesjonalizm jakim i w wojsku by się nie powstydzono.

Saper patrzyła na kartkę jakby ta miała jej objawić ukryte dotąd prawdy, wyjawiając jaki jest sens życia, albo toczonej od lat, bezsensownej wojny.
- Tak między nami to szkoda waszej roboty - uśmiechnęła się kwaśno, choć był to grymas pozbawiony jakiejkolwiek wesołości. Gapiła się przy tym tępo w kratkę, raz po raz czytając skrót obrażeń i zachodząc w głowę jakim cudem wciąż chodziła po tym parszywym świecie.
- I tak mnie zabiją jak tam wrócę. Jak nie maszyny, to zakażenia. Jak nie zakażenia to wyczerpanie, a jak nie ono to dorwie mnie bomba, mina, granat, albo nawet pierdolona zima. Chociaż najpewniej maszyna… jak inne Bękarty. Pisali o tym w gazecie… podobno. Ludzie lubią czytać o rzeziach, kurwa - prychnęła i drgnęła, otrząsając się jak pies po nieprzyjemnym prysznicu. Zacisnęła usta i już bez słowa podpisała papier, a gdy to zrobiła, podsunęła go Brennowi, wstając z fotela aby wyjść.

- Poczekaj proszę Księżniczko. - Betty delikatnie złapała jej dłoń i tym słowem i gestem poprosiła ją aby wróciła na miejsce. - Panie doktorze. - zwróciła się potem do swojego bezpośredniego przełożonego. - Sam pan widzi w jakim stanie jest Księżniczka. Ile przeszła. I ile już wysłużyła. Sam pan wie co się dzieje z tymi co tam wrócą od nas. Jej już tak niewiele zostało z tego kontraktu. Czy nie dałoby się coś poradzić, żeby została z nami? Żeby nie musiała wracać? Czy chociaż ona jedna nie mogłaby zostać tutaj i spróbować sobie ułożyć tutaj życia? Ona nie chce tam wracać. Ja nie chcę, żeby ona tam wracała. Amelia nie chce żeby ona tam wracała. Potrzebujemy jej tutaj. Panie doktorze pomoże nam pan coś z tym zrobić? - w tym momencie Betty nie przypominała ani surowej siostry przełożonej ani bezwzględnej dominy. Raczej zatroskaną przyjaciółkę, opiekunkę i matkę. Mówiła gorąco i szczerze cały czas mocno zaciskając swoją dłoń na trzymanej dłoni swojej Księżniczki.

- Tak. Ja też bym wolała zostać z Lamią. Ona jest taka kochana. Jesteśmy kumpelami. Nie mam innej. - niespodziewanie blondynka odezwała się pierwszy raz odkąd weszły do szpitala. Mówiła prosto i krótko ale też przebijały się z jej głosu i twarzy mnóstwo ciepłych emocji jakimi obdarzała swoją kumpelę.

- No cóż… - doktor nie odzywał się dłuższą chwilę. Podrapał się po czole chwilę szukał czegoś spojrzeniem po swoim gabinecie w końcu oparł się o swój fotel i złapał za brodę przez co dłoń zasłoniła dół jego twarzy. Zastanawiał się nad czymś znowu zapatrzony gdzieś w dal.
- No cóż. - znowu zaczął i wyglądało jakby wrócił spojrzeniem i myślami do trójki czekających po drugiej stronie biurka kobiet.
- Myślę, że przypadek sierżant Mazzi jest na tyle skomplikowany i nietypowy, że wymaga długotrwałej kontroli lekarskiej. - odpowiedział w końcu ordynator. Betty podniosła głowę do góry aby posłać Lamii szybkie spojrzenie i jednocześnie mocniej ścisnęła jej dłoń jakby chciała jej dodać otuchy i pokazać, że trzyma dalej kciuki.

- A jak długo musiałaby potrwać ta kontrola lekarska? Co ze zdolnością do powrotu do służby? - Betty w mig ogarnęła sytuację, to o czym mówił doktor i jakie pytania należy zadać.

- No cóż. Myślę, że w takiej niejasnej sytuacji nie można orzec zdolności powrotu do służby. Może badania okresowe wykażą co innego ale do tego czasu nie ma sensu ferować krótkotrwałe diagnozy. - doktor gdy chyba podjął decyzję mówił już płynniej i sprawniej. Nawet zdołał się lekko uśmiechnąć jakby już przepchnął ten największy ciężar decyzji.

- Badania okresowe? Te w grudniu? To dość szybko. - okularnica zmarszczyła brwi z niepewnością wymalowaną na twarzy.

- Tak, w grudniu. No ale myślę, że są marne szanse by w takim nietypowym wypadku sytuacja zmieniła się jakoś diametralnie. Zresztą te napady amnezji skutecznie wyłączają pacjentkę ze zdolności do pełnienia obowiązków. Może się coś wyjaśni przy kolejnych badaniach okresowych. - lekarz uśmiechał się dobrodusznie i już całkiem jawnie. Amelia patrzyła niepewna co to wszystko znaczy więc zerkała po innych twarzach w gabinecie.

- Następne są w czerwcu! Wtedy już będzie po wszystkim! - Betty nie wytrzymała i wykrzyczała z radości gdy potwierdziło się to na co liczyła, bardzo, bardzo po cichu. Z radości zerwała się na równe nogi i objęła mocno Lamię. - Widzisz Księżniczko?! Nie wrócisz tam, zostaniesz z nami! - zawołała roześmiana okularnica. Teraz gdy się sytuacja wyjaśniła blondynka też zerwała się z miejsca i objęła je obie. - Oh panie doktorze, strasznie mocno panu dziękuję! - Betty oderwała się od obydwu kobiet i podbiegła okrążając biurko do starego lekarza jego też ściskając mocno i serdecznie.

Mogła zostać? Tak na serio? Już nie wracać… do Piekła, tylko zacząć od nowa? Do Mazzi to nie docierało, nie na początku. Siedziała sztywno w fotelu, łypiąc podejrzliwie to na doktora, to na pielęgniarkę, ale im więcej mówili, tym bardziej saper zaczynała drżeć szczęka.

Zostać… mogła zostać z Betty i Amy tutaj, w Sioux Falls i nigdy więcej nie musieć rzygać ze strachu i zmęczenia pod nogi. Koniec wojny, koniec nowych koszmarów.
Koniec widma śmierci dyszącego w kark i odmierzającego mijające sekundy bolesnym łupaniem w klatce piersiowej.

Niby prosty przekaz, nic skomplikowanego, jednak minęła dłuższa chwila zanim doszedł do odpowiednich rejonów świadomości starszej sierżant.
Mogła mieć dom, taki prawdziwy… z własną kuchnią i słoikami pełnymi jabłkowego przecieru. Łóżko, takie prawdziwe i własne. Bezpieczny azyl, gdzie zamknie się przed całym światem bez niepokoju, że zaraz ze świstem spadnie jej na głowę bomba.

To że ktoś ją obejmuje nie czuła, sparaliżowana czymś, czego nie umiała nazwać, ale było to przyjemne uczucie. Coś jak zapomniana nadzieja, choć nie do końca.

Opuściła wreszcie głowę i zaciskając szczęki siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę, aż na ziemi między jej stopami nie wylądowała mokra kropla, a po niej następna i kolejna i jeszcze jedna. Saper podniosła dłoń i zasłoniła nią oczy, aby reszta tego nie widziała. Też powinna podziękować, wypadało… głos zawodził, złość wyparowała. Została ulga i zmęczenie. Jak u kogoś kto po długiej walce w zimnej, ciemnej wodzie wreszcie wydobędzie się ponad powierzchnię, łapiąc pierwszy, rozpaczliwy haust tlenu.

Lamia słyszała jak Betty dziękuje doktorowi, on mówił, że nie trzeba, w ogóle zachowywał się jakby nie chodziło o nic bardziej istotnego niż wystawienie lewego zwolnienia na jeden zwykły dzień, zwykłej pracy. Nawet Amelia przyłączyła się do podziękowań. A w końcu obie wzięły Lamię w środek i wyszły z gabinetu wciąż gorąco żegnając się z ordynatorem jaki mówił coś o przygotowaniach do obchodu.
- Mamy to! Mamy to! Widzisz Księżniczko? Mamy to! - Betty szeptała podekscytowana gdy machała jakąś kartką. Sierżant nie widziała dokładnie ale wiedziała co to jest. Znała ten papier całkiem dobrze. Każdy frontowiec go znał. I prawie każdy kto był tam dałby sobie rękę odrąbać aby dostać taki papier i znaleźć się tutaj. Papier orzekający o niezdolności do pełnienia służby wojskowej. Przepustka z frontowego piekła. Jedno z niewielu opcji aby się legalnie stamtąd wydostać.

- Boże zobacz co ci wypisał! Dał ci cały pakiet! Skierowanie do Domu Weterana, pełne prawa weterana, opiekę medyczną, darmowe przejazdy, rentę rekonwalescencyjną no wszystko co tylko możliwe! - podekscytowana okularnica czytała pewnie z kartki co tam było napisane. W końcu skończyła i zamilkła patrząc na Mazzi rozpalonymi oczami. Chwilę nic nie mówiła tylko patrzyła jakby szukała czegoś na dnie oczu starszej sierżant.
- Zostaniesz tutaj Księżniczko. Zostaniesz z nami. - powiedziała w końcu przez ściśnięte ze wzruszenia gardło. I na tym poprzestała bo coś jej zaczęło błyszczeć się za okularami. - Oh, Księżniczko… - wargi jej zaczęły drżeć z emocji i delikatnie przyłożyła dłoń do policzka byłej pacjentki. - Chociaż ciebie udało mi się ocalić. - powiedziała już jawnie poddając się wzruszeniu i obejmując mocno swoją faworytę. Amelia też dorzuciła swoje ramiona i objęła je mocno przyciskając się do nich a je do siebie.

Ściskały się we trzy, saper wychodziło trochę panicznie, mało skoordynowanie. Kiwała tylko głową, ten jeden raz nie przejmując się czy ktoś zobaczy moment słabości. Obejmowała pielęgniarkę, trzymała się mocno blondynki.
- To sen, prawda? - wychrypiała drewnianym głosem, pociągając nosem i kładąc czoło na ramieniu w białym uniformie - Musi być sen… zaraz znowu zmieni się w koszmar, ale… warto było. Chociaż na chwilę… nie chcę się budzić. Ten jeden raz… i dziękuję. Że… wstawiłyście się, nie musiałyście.

- No nie gadaj tak. Przecież jesteśmy kumpelami nie? Jakbyś odeszła to już nie miałabym żadnej.
- dziewczyna o blond włosach lekko stuknęła Lamię pod żebra jakby próbowała dać jej symbolicznego kuksańca na opamiętanie. Betty z kolei wykorzystała sytuację aby pogmerać przy okularach i powiekach.

- Jak to sen to nie mam zamiaru się budzić. - machnęła wesoło dłonią zakładając znowu okulary na nos i na chwilę tym gestem posyłając w niebyt wszystkie inne problemy tego marnego świata.

- Musisz się obudzić - brunetka pociągnęła nosem, zaczynając się uśmiechać. Zmieniła chwyt, łapiąc pielęgniarkę w pasie i przyciskając do swojego boku - Inaczej jak niby i po co bym ci miała przynosić kapcie, co? Śpiącym nie są potrzebne - podobnie złapała Amelię, odwracając się do niej twarzą - Nie odejdę… teraz już nie muszę. Zresztą ej, z kim bym chodziła na zakupy i plotkowała, co? Chyba mamy dziś coś do załatwienia - przeszła do teatralnego szeptu, udając że wcale nie zerka wymownie na Betty - Ten nasz mały tajny projekt…

Amelia rozpromieniła się skromnym ale jednak ciepłym i promiennym uśmiechem jakiego nawet gruby opatrunek na połowę twarzy nie zasłaniał. Pokiwała raźno blond czupryną na znak, że pamięta i się zgadza i jest bardzo rada, że Lamia jej nie opuści.

- No tak, stara Betty jeszcze nawet nie odeszła a te dwie już konszachtują i to nawet nie za jej plecami! - Amelia aż się cicho roześmiała słysząc stetryczałe utyskiwania na ten upadek obyczajów. - Dobra niedobre zołzy! Macie wypisik ze szpitala to już nie jesteście naszymi klientami i macie prawa co najwyżej gości! Szorować mi stąd i dajcie przepracowanej pielęgniarce wykonywać swoją pracę! - okularnica trochę się odsunęła od pozostałej dwójki ex-pacjentek i zrobiła gest trochę jakby chciała je przegonić spod gabinetu ordynatora a trochę jakby miała odejść w przeciwną. No i w ogóle jakby właśnie sobie przypomniała, że jest przecież w swoim miejscu pracy gdzie przecież jest tą straszną siostrą przełożoną przed jaką drżą wszyscy chyba pacjenci.

- Skoro siostra taka przepracowana może siostrę zanieść?
- Mazzi zabujała brwiami, wyciagając usłużnie dłoń - Szkoda nóg… - wzrok jej perfidnie zjechał w dół, po chwili sie oblizała i dokończyła z tą samą powagą - Zwłaszcza takich.

- Znam te wasze perfidne plany.
- okularnica spojrzała na expacjentkę jakby usłyszała jakiś tani tekst na podryw albo inną pospolitą wymówkę dlaczego pacjent nie połknął lekarstwa jakie słyszała i widziała codziennie.
- Potem rodzą się bezpodstawne plotki na oddziale, że personel szpitala łazi nawalony po korytarzu i trzeba go nosić. - pokiwała głową jakby bez trudu przejrzała kolejny spisek wrednych i podstępnych pacjentów. Do tego złożyła swoje dłonie na biodra co już w ogóle elegancko wpisywało się w pozę surowej siostry przełożonej.
- I na nagrodę to trzeba zapracować. - powiedziała tonem prawdziwej dominy gdy wyciągnęła dłoń w stronę twarzy Lamii jak do pocałowania.

Sierżant przewróciła oczami, wzdychając do tego ciężko i boleśnie, ale dłoń przyjęła i z gracją pocałowała jak na dobrą dziewczynkę przystało.
- Gdzież mnie, puchowi marnemu, sprzeczać się z wolą i osądem szlachetnej pani? - zamrugała szybko parę razy, a potem puściłą dłoń, prostując się i kiwając głową. Chwyciła za to za rękę Amelię - Nie będziemy zatem przeszkadzać. Pozwolisz pani, że zanim opuścimy ten skromny przybytek, udamy się jeszcze odwiedzić i wspomóc bliźnich w potrzebie? - dla podkreślenia słów pomachała torebką z bułkami.

Łaskawa pani wydawała się zadowolona z odpowiedniego traktowania więc była skłonna okazać swoją łaskę.
- No idźcie. A ja idę się przygotować bo zaraz zaczynamy obchód. Więc radzę wam albo się szybko uwinąć albo poczekać aż się skończyć. No chyba, że chcecie mieć przerwaną obchodem wizytę. - okularnica zgodziła się i pożegnała się ze swoimi gołąbeczkami. Amelia zaliczyła całusa w ocalały policzek a Lamia w usta. Jednak surowa siostra przełożona dbała o dyscyplinę i właściwe wychowanie więc pocałunki były krótkie i oszczędne. Jednak z bliska, Mazzi dostrzegła w jej oczach znacznie gorętsze uczucia które jednak w świetle dnia i na tym szpitalnym posterunku musiały zostać wzięte w odpowiednie karby. Chwilę potem jeszcze widziały jak smukła sylwetka ich niedawnej gospodyni odchodzi jeszcze raczej pustym korytarzem aż w końcu znika za wahadłowymi drzwiami. Obchód rzeczywiście powinien się zacząć lada chwila i podczas jego trwania każdy pacjent powinien być w swoim łóżku jak żołnierz ze swoim karabinem.

Mazzi odprowadzała pielęgniarkę wzrokiem przez dłuższy moment nim wróciła na ziemię.
- Załatwię to szybko - mruknęła do blondynki, puszczając jej oko - Wrzucę im granat, dam buziaka na dzień dobry i spadamy na zakupy. Pasuje?

- Tak?
- blondynka popatrzyła na kumpelę jakby nie była pewna czy ta żartuje czy nie a jak tak to jak bardzo. Zmrużyła raczej jedno oko bo te od strony opatrunku cały czas wyglądało jak napuchnięte i zmrużone więc pełna mimika w tej materii spadała na te ocalałe oko.
- Noo doobrze. - zgodziła się po chwili zastanowienia.

- Kochana jesteś - Mazzi ucieszyła się, ściskając ją krótko, ale wyjątkowo ciepło. Chyba się czegoś przypadkowo nawdychała, albo zamiast paracetamolu rano wzięła przypadkowo tramadol.
- Chodźmy w takim razie - ze śmiechem ruszyła truchtem przez korytarz, ciągnąć drugą kobietę za rękę jakby obie były małymi dziewczynkami spieszącymi na plac zabaw. Dobiegły do drzwi nie zwalniając tempa, a ledwo znalazły się w środku, starsza sierżant nabrała powietrza.
- Fire in the hole! - szczeknęła ostrzegawczo ostrym tonem.

Blondynka dała się ciemnowłosej zaciągnąć bez oporu. Zatrzymała się przed drzwiami z numerem 3 biorąc w dłonie podaną jej torbę z wypiekami od Mario i z wypiekami na twarzy czekała jak się uda ten mały żarcik jej kumpeli. Jak się udał to co prawda w pierwszej chwili nie dało się określić ale na pewno poranna rutyna za drzwiami sali nagle znacznie przyspieszyło. Dało się słyszeć jakieś trzaski, rumor i zduszone krzyki.
 
Driada jest offline