Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2019, 22:33   #37
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Biblioteka mogła być nawet w budynku dawnej biblioteki czy księgarni co sugerowała chyba oryginalna chociaż częściowo zatarta nazwa. Amelia prowadziła swoją kumpelę całkiem pewnie i widać było, że nie jest tu pierwszy raz. Przywitała się ze starszą panią i też widocznie obie się dobrze znały.
- To jest pani Tinson. A to moja przyjaciółka Lamia. - Amy dokonała wzajemnej prezentacji. Starsza, zasuszona pani w okularach mówiła, że jej przyjemnie i przyjemnie się uśmiechała.

Amelia też całkiem sprawnie nakreśliła po co przyszły i po wyjaśnieniach pani Tinson poprowadziła Lamię do odpowiedniego kącika pozornie niczym nie wyróżniającego się od innych, tak samo zapełnionych regałami.
- To tutaj. - blondynka wskazała ręką na najbliższe regały. Leżały na nich kartony a w kartonach były gazety. Po oznaczeniach na kartonach dało się rozpoznać tytuł i datę gazet. Teraz zostawało po prostu wybrać któreś, przeglądać i liczyć na to, że coś się znajdzie.

Gdzieś przed sobą miały rozwiązanie części zagadek, przynajmniej jednej. Jasne, wiadomości z gazet nie dało się nazwać pełnymi raportami… mimo to wciąż były lepsze niż nic.
- Szukamy “Prawdy”, numer z zeszłego albo sprzed dwóch miesięcy - saper ściszyła głos, przechodząc na nerwowy szept. Odetchnęła i zaraz sięgnęła po karton z obiecującym przedziałem dat i nazwy gazety.

Wkrótce utonęły pod zalewem szeleszczącego papieru i informacji. Prawie od razu rzucało się w oczy, że “Prawda” to oficjalny środek przekazu czyli właściwie jawna propaganda. Niemniej gdy nie miało się innych źródeł informacji, innych nośników informacji, nie znało się innego stylu wypowiedzi trudno to było wyłapać. Starsza sierżant sama wyłapała, że w tych gazetach ta cała wojna wygląda na całkiem ciekawą, sprawę gdzie ludzie, czyli ci dobrzy, co chwila odnoszą jakieś sukcesy. Materiał był tak dobrze skomponowany, że nawet ona - frontowiec z kilkuletnim stażem, gdy treść dotyczyła spraw i terenów jakich nie znała i jedynym źródłem informacji była trzymana w ręku gazeta mogła uznać, że sprawy na wojnie idą jak nie dobrze to całkiem nieźle. Tam coś zdobyto, tam wciągnięto wroga w zasadzkę podpuszczając go pod jakieś miasto. Gdzie indziej zniszczono jakąś fabrykę robotów albo przejęto jego transport. Jakiś lekarz wymyślił nowy “ersatz” dla żołnierzy który miał niezbędne składniki odżywcze i kaloryczne, tam uruchomiono jakiś warsztat albo przeprowadzono wywiad z jakimś oficerem. No całkiem nieźle to wszystko wyglądało.

Trochę inaczej było gdy na kolejnych stronach i kolejnych gazetach czytała o rzeczach o których miała już jakieś pojęcie o miejscach w których była. Nawet natrafiła na jakąś wzmiankę o Thunderbolts. Rzeczywiście byli wymienieni jako jedna z jednostek które wspierały wysiłek wojenny eskortując konwoje wojskowe. Natrafiła też na bardzo dobrze znaną sobie nazwę. Fargo.

Nawet po samej ilości i częstotliwości, po nagłówkach można było się zorientować, że w lecie działo się tam coś na tyle istotnego, że nawet w gazecie ten temat często wracał. Niekoniecznie na pierwsze strony ale jednak artykuły były spore, kilka nawet na dwie strony.

Siedziały i siedziały nad tymi gazetami. Było całe mnóstwo tego materiału do przeczytania tak aby niczego ważnego nie przegapić. A w praktycznie w każdej gazecie materiał wydawał się rozmieszczony w chaotyczny sposób, bez ładu i składu co znacznie utrudniało znalezienie czegokolwiek i przy którejś z kolei już człowiek zaczynał wątpić czy w danym egzemplarzu nic nie ma, nic więcej nie ma na dany temat czy może po prostu coś przegapił i trzeba szukać jeszcze raz. Niemniej jednak dało się dostrzec pewną prawidłowość.

Wszystko zaczęło się na początku lipca. Nomen - omen w nocy z 4 na 5 lipca. Wtedy, w pierwszym tygodniu Fargo i okolice były na pierwszych stronach gazet. Donoszono o bohaterskiej obronie i licznych, zwycięskich kontratakach ludzi. Zamieszczono nawet kilka mapek ale były tak schematyczne, że gdyby zmienić literki Fargo na inne to właściwie mógłby być równie dobrze każdy inny losowy teren.

W drugim tygodniu dało się dostrzec zmianę w wymowie artykułów. Fargo trafiło już na drugie i trzecie strony a artykuły były wyraźnie krótsze. Donoszono o licznych działaniach manewrowych. Domyślała się kto robił te działania manewrowe. Przecież to nie ludzie mieli masę mobsprzętu i ciężkich pojazdów bojowych.

Pod koniec lipca artykułów było już wyraźnie mniej, spadły na dalsze strony i były krótsze. Donoszono o zwycięskich walkach w Fargo i budowie mostów pontonowych przez rzekę. Te straszne i dla wojskowego i dla cywila słowo “okrążenie” nie padło ani razu. Ale domyślała się, że po to budowano te mosty. Gdyby nie byli odcięci nie trzeba by ich budować. Wpasowywał się w to pewien styl wypowiedzi o tych bohaterskich walkach, już w poważnym tonie który jak się wiedziało jak czytać te literki równie dobrze można było nazwać “desperackich” czy “straceńczych” albo “ostatnich”. Ale przecież w prawdziwej, zwycięskiej gazecie nie mogły paść takie słowa.

W końcu znalazła wzmiankę o swoim oddziale. Pisali, że “pod kierunkiem weteranów sztuki saperskiej” czyli właśnie Bękartów, budowano te mosty przez rzekę. Znów nie napisano tego wprost ale domyśliła się, że pewnie połapali kogo się dali, wrzucili pod nadzór resztek jej oddziału i rzucili do budowy przepraw przez rzekę aby wyratować tych odciętych co oficjalnie przecież nie byli odcięci tylko prowadzili bohaterskie kontrataki. Ostatnią wzmiankę jaką znalazła nie była nawet o 7-th IBEC tylko o ich dowódcy. Zawierała jedną linijkę, że w nocy, już na początku sierpnia, jakiemuś bezimiennemu oddziałowi kpt Gerbera udało się przeniknąć przez rzekę i dotrzeć z zaopatrzeniem do owych dzielnie broniących się oddziałów. Nawet nie była pewna czy to “jej” Gerber i nawet jak tak to czy w owym oddziale były jeszcze jakieś inne Bękarty.

- Wiesz, jak mamy być na 13-tą to powinnyśmy już iść. - Amelia popatrzyła na swoją kumpelę. Zegar widoczny na ścianie biblioteki rzeczywiście jakoś szybko przekręcił swoje wskazówki i było już samo południe.

Ciemnowłosa głowa pokiwała mechanicznie, tylko wzrok sierżant nie umiał oderwać się od kawałka papieru z wydrukowanymi dwoma słowami. Odcinały się złowróżbną czernią od pożółkłej karty, powodując zimny dreszcz na plecach. Widziała litery ukłądajace się w zwrot “kpt. Gerber”, widziała też powolny, hipnotyzujący ruch osełki po ostrzu noża, z którego był tak dumny. Słyszała charakterystyczny dźwięk ścieranej stali, prawie dała radę wyczuć zapach pasty polerskiej. Cholerny nóż, jego oczko w głowie. Cień wiszący nad głową gdy stała na skarpie, gapiąc się na zasnute dymem Ruiny. Krzyk w uszach, ostre rozkazy działające niczym smagnięcie rozgrzanym żelazem. Cichy śmiech przez zaciśnięte wargi, bo nie był z tych rechoczących na całe gardło. Nikła woń zapachu drugiego człowieka, drapiąca w nosie, prawie przywołująca obrazy.
- Nie pamiętam jego twarzy - wyszeptała przez ściśnięte dławiącą kulą gardło. Właściwy obraz czaił się gdzieś na wyciągniecie ręki, ale to było złudzenie. Ledwo muskała palcami jego powierzchnię, co tylko wzmagało frustrację.

Blondynka popatrzyła na nią współczująco. Niezbyt chyba wiedziała co powiedzieć więc tylko uścisnęła dłoń swojej kumpeli i potrzymała chwilę aby dodać jej otuchy. Jeszcze musiały poskładać z powrotem gazety do kartonów, pożegnać się z panią Tinson a potem złapać kolejny konny autobus który miał je odwieźć do domu Betty gdzie niedługo powinien się zjawić policyjny detektyw.

Zdążyły dotrzeć do celu pół godziny przed czasem, choć dla Mazzi cała ta droga przypominała gorzki sen. Nie wiedziała czy Amy coś do niej mówiła, czy swoim zwyczajem milczała, wspierając obecnością wedle możliwości. Na dobrą sprawę nie pamiętała jak się znalazła w mieszkaniu, ani ile to zajęło. Nie mówiąc ani słowa zasiadła na balkonie i z pozostawionej na stoliku paczki wyciągnęła papierosa, potem następnego. Ledwo kończyła jednego już spawała nowego. W połowie siódmego dopadły ją torsje i ledwo zdążyła dobiec do toalety. Zwymiotowała, a kiedy skończyła umyła twarz i zęby. Zmieniła ubrania, zachowując sztywność ruchów, nie myśląc.

- Gotowa? - wynurzyła się z łazienki chwilę po dźwięku dzwona do drzwi. Uśmiechała się przy tym pokrzepiająco do blondynki, udając że nie jest to wcale pierwsze słowo wypowiedziane odkąd opuściły bibliotekę.

 
Driada jest offline