Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2019, 18:32   #129
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Wspólnie z Kermem :)

Nie należało spóźniać się na umówione spotkanie, a gdy przypadkiem godzina nie została wcześniej ustalona... to po prostu trzeba było na nie przyjść. Kiedyś.
W przypadku Petera owo "trzeba" zdecydowanie pozbawione było, co należało podkreślić, jakiegokolwiek przymusu.

Zastukał (a raczej lekko zaskrobał) w tworzącą 'drzwi' płachtę, po czym wszedł do środka, gdzie od razu uderzył go ostry zapach palonej niedawno trawki.
Dot, w tej samej bluzce i spódnicy, siedziała z błogą miną w głębi swego królestwa. Na widok Currana poderwała się i podeszła szybko do niego. Bez słowa pocałowała go.
- No cześć - powiedziała, gdy już oderwała się od jego ust z lekko głupkowatym uśmiechem.
Kobieta była na lekkim haju, ale wyglądało na to, że wie, co robi. Poza tym nie miał zamiaru czynić umoralniających kazań. Dot była dorosła, a jemu nie za to płacono.
Z zapałem odpowiedział na pocałunek, bo chociaż Dorothy smakowała inaczej niż zwykle, to jednak nie zniechęcająco.
- Witaj, piękna nieznajoma - odpowiedział na powitanie.
Komplement przyjęła mrużąc zalotnie oczy.
Wyciągnęła ręce w kierunku paska od spodni, chwyciła koszulkę mężczyzny i pociągnęła ku górze by zdjąć ją z niego.
Peter nie tylko nie stawiał oporu, ale i pomógł Dot w tym dziele. Gdy tylko jego t-shirt znalazł się w dłoniach kobitey Peter wyciągnął ręce, by i ją pozbawić bluzki... nie przejmując się tym, że potarga kobiecie wilgotne nieco włosy. I to poszło szybko. A pod bluzką nie było już nic do zdjęcia, z czego Peter skorzystał, całując dość namiętnie jedną z piersi.
Gdy oderwał się od tego przyjemnego zajęcia, rzucił bluzkę na bok i sięgnął do zamka spódnicy… Zamek oporu nie stawiał, odsłaniając przed oczami mężczyzny dobrze mu znane, zupełnie nagie ciało Dot, która uśmiechnęła się.
Peter nie zastanawiał się, czy kobieta (wzorem Sarah) chodziła tak przez cały wieczór, czy też uczyniła takie przygotowania w związku z ich spotkaniem. Miast myśleć wolał działać. Nie ważne, co wcześniej działo się w namiocie - liczyło się tu i teraz. Przyklęknął więc, by pocałować miejsce, gdzie łączyły się uda kobiety.
Rudowłosa kobieta zamknęła na chwilę oczy i cicho mruknęła w wyraźnie aprobaty, kładąc jednocześnie ręce na jego głowie.
Peter przez chwilę jeszcze kontynuował pocałunek, podczas gdy jego dłonie błądziły po pośladkach Dot, a później wstał, by raz jeszcze sprawdzić, jak smakują usta kobiety. Smakowały nią. Chętną. Gotową. I spragnioną jego towarzystwa i jego samego.
Było jeszcze kilka obszarów ciała Dot, które dłonie Petera chętnie by odwiedziły, lecz mężczyzna nie widział powodu do pośpiechu... przynajmniej w dziedzinie badania różnych zakamarków ciała kobiety. Nie przerywając pocałunku sięgnął do klamry pasa i zaczął ją rozpinać. Ręce kobiety powędrował za jego i pomogły najpierw rozpiąć pasek, a później i spodnie.
Dorothy położyła obie ręce na biodrach mężczyzny i zsunęła je w dół po jego ciele razem ze spodniami i bielizną. I pomogła mu pozbyć się resztek odzieży.
Sztuką byłoby nie zauważyć, że Peter był i chętny, i gotowy, a dowód na to znajdował się tuż przed jej oczami.
Tym razem to Dot uklękła przed mężczyzną obdarzając najpierw pocałunkami, a po chwili już bardziej wyrafinowanymi pieszczotami najbardziej interesującą ją część ciała kochanka.
Peter zareagował pełnym przyjemności westchnieniem, a potem położył dłonie na głowie kobiety. Wplótł palce w jej wilgotne włosy, po czym oddał się narastającym przyjemnościom.
Reakcja najemnika bardzo spodobała się Rudej, wywołując uśmiech, bardziej słyszalny i odczuwalny niż widzialnym i zachęciła ją do zintensykowania działań. Bo chciała go tu i teraz. I natychmiast.
Peter odruchowo zacisnął dłonie, nie zważając na to, że może sprawić ból, pociągając ją zbyt mocno za włosy. I poruszył biodrami, dostosowując się do tego, co robiła Dot. Wraz z nagłym wzrostem przyjemności wciągnął gwałtownie powietrze... a potem powoli je wypuścił, chcąc nieco opanować narastające pragnienie.
Po dłuższej chwili Dot nagle przerwała te pieszczoty podnosząc się powoli i ocierając piersiami o ciało mężczyzny. Spoglądała przy tym ku górze z wyrazem pożądania malującym się na twarzy. Lie ujęła rękę Currana i pociągnęła za sobą na łóżko.
Podążył za nią bez wahania, bo chociaż pieszczoty były bardzo przyjemne, to jego ciało wolało inny rodzaj spełnienia. I gdy tylko znaleźli się na materacu Peter przygniótł kobietę całym ciałem, po czym wszedł w nią, dążąc do jak najszybszego dotarcia do finału. Dorothy jęknęła, raz..., drugi… i… kolejny z rozkoszy. Jej również zależało na jak najszybszym i jak najprzyjemniejszym zakończeniu sprawy. Krążący po ciele alkohol i THC intensyfikował doznania przenosząc je na inny wymiar.
Reakcje Dot podziałały na Petera jak dodatkowa, acz w sumie zbędna, zachęta. Mężczyzna skupił się na jednym działaniu, zapominając o otaczającym ich świecie. Ściśle złączony z kobietą stawał się z nią coraz bardziej jednością... aż wreszcie przekroczył granicę, by w ostatnim pchnięciu osiągnąć spełnienie.
Ciszę, która zapadła mąciły jedynie przyspieszone oddechy splecionych w uścisku i leżących bez sił kobiety i mężczyzny.
Dla Dot częściowe otworzenie nawet jednego oka stanowiło nie lada wyzwanie po tak wyczerpujących miłosnych zmaganiach. Leżała bez ruchu z błogim uśmiechem na twarzy.
Peter był zmęczony, ale przede wszystkim zadowolony. Nie z siebie, bo zdawał sobie sprawę, że większość wspólnych przyjemności zawdzięczał przede wszystkim Dot... którą obdarzył krótkim, acz pełnym wdzięczności pocałunkiem.
Nie miał sił ni ochoty ruszyć choćby ręką i dopiero po paru chwilach, nie wypuszczając kobiety z objęć, przewrócił się na plecy, pociągając Dot za sobą.
Kobieta nie zaprotestowała. Ułożyła się tylko wygodniej policzkiem dotykając torsu mężczyzny i wsłuchując się w bicie jego serca.
- Zostaniesz?- zapytała cicho i sennie.
- Tak - odparł równie cicho i pogłaskał ją po głowie. - Zostanę.
Nic nie odpowiedziała zapadając w sen.
Peter przez parę chwil leżał, po czym, starając się nie obudzić kobiety, sięgnął po leżący obok koc, którym nakrył ich oboje. Przez chwilę jeszcze leżał, wpatrując się w mrok, po czym również zasnął.


***

Dorothy obudziła się rano, wcześnie rano. Nikt jeszcze nie wymyślił namiotu, który przyciemniałby wnętrze, więc promienie słońca wdzierały się, mimo ciemnego materiału z jakiego wykonany był namiot, do środka wstrętnie i bezkarnie budząc kobietę.
Dot poruszyła się lekko, mocniej wtulając w ciepłe, męskie ciało będące tuż obok.
Peter odruchowo, nie otwierając oczu, wyciągnął rękę, przyciągając kobietę do siebie. Nie był pewien, czy Dot już nie śpi, więc na wszelki wypadek nic nie mówił.
Sekundy mijały, Lie w myślach liczyła uderzenie serca, mając nadzieję, że jednak zaraz zaśnie. Gdy jednak przekroczyła setkę, a Morfeusz nie chciał jej znów porwać w swe objęcia, otworzyła leniwie oczy odsuwając się nieco od Petera, by móc podnieść głowę i zobaczyć jego twarz.
- Dzień dobry - powiedziała, a w jej głosie słychać było, że cieszy się, że obudziła się tuż obok niego.
- Dzień dobry - odparł, otwierając oczy. Z uśmiechem spojrzał na kobietę. - Bardzo dobry - dodał. Łatwo można było się domyślić, co było przyczyną owego 'bardzo'. - Wstajemy skoro świt, czy...? - Wyciągnął rękę w stronę biustu kobiety. - Czy chcesz jeszcze poleżeć?
- Poleżeć - odpowiedziała leniwie, zamykając na powrót oczy.
Dłoń Petera lekko musnęła pierś Dot, a potem Peter przesunął się nieco, by kobieta miała więcej miejsca na wąskim jak by nie było materacu, a potem ponownie przyciągnął ją do siebie. Delikatnie pogłaskał ją po plecach.
- Cały dzień… - odezwała się po chwili kobieta, zaczynając powoli i delikatnie ocierać głową o klatkę piersiową.
- Kuszące - odparł. przesunąwszy palcami po plecach kobiety. - Bardzo miła perspektywa. - W jego głosie można było dostrzec sporo poparcia dla takiego pomysłu. - Ale nie jestem pewien, czy pozwoliłbym ci tylko leżeć...
- Ach tak? - Jej głos, choć nadal leniwy, zdradzał duże zainteresowanie i zachętę. Sama rudowłosa nadal tylko ocierała się głową o tors mężczyzny.
- W tak miłym towarzystwie można spędzać czas nie tylko na leżeniu. - Dłoń Petera wykonała parę kolistych ruchów na plecach kobiety, wędrując w okolice pośladków. - A i samo leżenie można urozmaicić na różne sposoby...
- Aha - Dot przytaknęła sennie, przestając się w pewnym momencie ruszać.
- Słodkich snów - szepnął Peter.
Wbrew tym słowom pocałował kobietę w okolicach ucha. I nie wyglądało to na buziaka na dobranoc. Wstawał dzień. Ich sam-na-sam nie musiało wcale długo trwać, więc (zdaniem Petera) warto było wykorzystać każdą chwilę.
Dorothy drgnęła przebudzona pocałunkiem niczym śpiąca królewna. Westchnęła przeciągle. Ręka, która do tej pory znajdowała się tuż koło twarzy, zsunęła się w dół po podbrzuszu i niżej jeszcze. Ujęła dłonią członka i zaczęła masować. Zrazu powoli i delikatnie.
Peter, który nie miał nic przeciwko temu, rankiem zrobić powtórkę z mile spędzonego wieczoru, zareagował natychmiast, podobnie jak wspomniany fragment jego ciała. Mężczyzna zmienił odrobinę pozycję, by ułatwić kobiecie dostęp. Raz jeszcze ją pocałował, po czym sięgnął dłonią do biustu Dot, by w ten sposób zacząć się rewanżować za pieszczotę.

Poranna powtórka z wieczornej zabawy była wolniejsza, nie tak gwałtowna i znacznie dłuższa. Była za to równie namiętna i satysfakcjonująca, a nawet bardziej, bo bez otępiających umysł, częściowo nielegalnych, substancji chemicznych. Była również wyczerpująca. Co akurat było zaletą, bo znów można było zapaść w sen w objęciach kochanka. A ten nie miał nic przeciwko temu, by jeszcze parę chwil spędził w towarzystwie ładnej kobiety, nawet gdyby ta miała słodko spać. Co prawda przez moment zastanawiał się, co będzie, jak ktoś wtargnie do namiotu, by zrobić im pobudkę, ale w końcu uznał, że to wszystko jedno. Rodzaj stosunków między Dot a nim znany był całemu obozowi, więc naoczny świadek nie zrobiłby wielkiej różnicy. Przynajmniej jemu. Ale na wszelki wypadek przykrył nieco ich oboje kocem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline