Potrawka dawno już została zjedzona. Fay ponownie popisała się kulinarnymi umiejętnościami.
-
Wyszło wspaniale! - pochwalił ją Acierno. Następnie zaprosił ją do paleniska, by się ogrzała. Noc szła zimna, razem raźniej i cieplej. Najedzeni i zmęczeni udali się na drzemkę. Tylko Rudolf wciąż czuwał, czekając na łowczynię. Ta jednak nie wracała. Mogło to zacząć niepokoić Bednarza, w końcu to on podpuścił łowczynię, by sama, nocą, udała się za mężczyzną, któremu nie ufał. Nic jednak na to nie mógł teraz poradzić. Przynajmniej spać mu się nie chciało z nerwów.
***
Wtem gwałtownie zrobiło się zimno, nienaturalnie zimno. To zimno poczuli nawet siedzący przy palenisku, co delikatnie ich rozbudziło. Nagle palenisko też zgasło. Drzwi i okiennice, mimo wcześniejszego zamknięcia otwarły się i zamknęły z wielką siłą. Acierno zerwał się na równe nogi. Tak samo, jego pomocnik Rainer. Więźniem też wstrząsnęło.
-
Mmmówiliśmy - rzucił przerażonym głosem Rainer.
-
Bujdy! Bajki! - wrzasnął Acierno chwytając jednak za broń.
Rudolf podniósł się.
-
Fay? Fay? Możesz rozpalić ognisko? - zwrócił się w stronę dziewczyny, choć nie całkiem wyraźnie w ciemności widział. Przygotował sobie kowalską rękawicę, założył plecak, nałożył tarczę i wyciągnął młot. Tak przygotowany czekał na to, co się dalej wydarzy.
-
Może jednak kamraci Konrada wcale nie zwiali - mruknął na tyle głośno, by inni go usłyszeli.
Poczuli ciężar w powietrzu. Trudno było to nazwać, ale zaczęło im się ciężko oddychać. Krzesło, na którym jeszcze przed momentem siedział Acierno, z impetem ruszyło w kierunku paleniska. A on sam poczuł… dotyk.
-
Aaaaaaa - wrzasnął z przerażenia i zrobił zamach bronią. A zrobił to na tyle zamaszyście, nieporadnie i pechowo, że Fay poczuła pieczenie na ramieniu.
Coś się zaczęło dziać, ale niczego nie było widać. Najpierw zaczął krzyczeć Acierno, a Fay pisnęła przerażona. Rudolf przywarł do rogu pomieszczenia, zasłonił się tarczą i wysunął młot przed siebie. Zerknął co się dzieje z fałszywym Konradem i Rainerem. Mimo, że powietrze w pomieszczeniu wydawało się nienaturalne, bał się wybiec na zewnątrz. Czekał, bo i co miał robić?
Fay syczała z bólu i nerwów. Nie widziała nic przed sobą i nie rozumiała co się stało, ale nie miała odwagi się ruszyć.
-
Mieliście mnie bronić - pisnęła w końcu -
Kto tu jest?!
W końcu po krótkiej chwili odzyskała władzę nad swoim ciałem. Pamiętała mniej więcej gdzie odłożyła rzeczy przed zaśnięciem więc po chwili zastanowienia odtworzyła, gdzie mogą się znajdować i ruszyła rozpalić ogień. W ramieniu czuła ból, a oblepiona ręka sugerowała, że z rany płynie jej krew.
-
Nie godzi się - szeptała -
coś takiego się nie godzi.