- Stary! - Key przypał do Whita. Ale już na pierwszy rzut oka widział, iż jego droga kończy się tutaj. Nie było czasu na pożegnania. Szybko zlustrował otoczenie.
Był w ogrodzie. Całkiem sporym, otoczonym wewnętrznym murem. Na wschodzie była brama, którą szli na arenę. Na południe brama otwierała się na… targ, a przynajmniej tak to wyglądało z daleka, przy kiepskim wzroku Keya. Pstrokate namioty i budy. Trzecia brama na południowym zachodzie prowadzi chyba do części mieszkalnej.
Ale bardziej interesowała Keya bliższa okolica. Pod murem widział jakieś baraki, szałasy, szopy i chyba stajnie. Środek ogrodów zajmowały jakieś uprawy i gdzieniegdzie jakieś dziwaczne obiekty z metalu, kości i betonu. Key zaryzykowałby stwierdzenie, że to mogła być jaka wystawa rzeźbiarska.
Najwięcej zamieszania było słychać zza południowej bramy. Może to dzień targowy? Ale i tu wewnątrz murów coś się działo. Czyżby niewolnicy czując okazję próbowali zrzucić jarzmo? Niewykluczone.
Rozerwał manierkę White’a i wychłeptał wodę, potem złapał w zęby plecak przygotowany dla niego i ruszył przez najbardziej zarośniętą część ogrodu by przyjrzeć się południowej bramie. Jeśli była by pilnowana, planował wrócić do baraków niewolniczych i wspomóc ich walkę. A potem zainspirować ich do szturmu na południowa bramę... |