Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2019, 18:17   #19
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Zamówił sobie jedzenie i upił piwa, które mi podano. Skoro zmieniły się plany, to może być dobry moment na porządny posiłek.
- Dawno to się stało? - rzucił znad talerza w stronę Petera. Jadł niespiesznie, nie uczestnicząc w dalszej rozmowie. Gdy skończył, zostawił monety na stole, wstał i przeciągnął się.
- Stawię się jutro o świcie tutaj. Ale podróżuję pieszo, a nogi mam krótkie - uprzedził. Okazało się jednak, że grupa pościgowa posiada własny tabor, więc ucieszył się.
- W takim razie zrobię jeszcze małe zakupy - dodał i pożegnał się. Jego wyposażenie mocno się zużyło w czasie długiej podróży. Planował dopiero w Wolfenbergu uzupełnić co trzeba. Ruszył więc uliczkami szukając otwartych jeszcze karmów.

U płatnerza nabył potrzebne rzeczy do czyszczenia i konserwacji zbroi oraz oręża, między innymi worek trocin.
- Od tygodni jestem już w drodze, idę aż od Karaz-a-Karak - zwrócił się do sprzedawcy. - Powiedzcie mi, co słychać u was w mieście, dawno nowin żadnych nie słyszałem.
- Niewiele, panie krasnoludzie, niewiele.
- Handlarz powoli pakował do worka kupione przez Gladensona towary. - Ludzie mówią, że na ostatnim polowaniu książę Ludenhof i jego świta napotkali bandę mutantów, co to niby jak kozły wyglądali. No, na dwóch nogach kozły. To gadanie tylko, jakby to prawda była już by tam ruszyło i wojsko, i czarodzieje nasi z ichniego Kolegium, psia ich mać - zaakcentował przekleństwo splunięciem na ziemię przez lewe ramię.
Bladin się ożywił. Gdyby mógł ich truchła oddać Grimnirowi jako ofiarę…
- A gdzie to było?
- Co gdzie było? Że niby mutanci? Przeca mówię, że to nieprawda.
- Polowanie, gdzie było?
- Gdzieś na północny zachód od miasta, tam najlepsze tereny łowieckie.


Podziękował i udał się dalej. Na liście zakupów miał jeszcze duży bukłak na wodę i tatarak do jej odświeżania. Zapas jedzenia na tydzień i litr piwa, bo nie samą wodą... Po drodze podszedł do niego sprzedawca pochodni i po krótkich negocjacjach nabył 3 sztuki. Skoro będzie jechał wozem, to nie zawadzi. Tak objuczony zakupami dreptał powoli do świątyni Sigmara.
Zanim tam jednak dotarł, żebrak go o datek poprosił. Uśmiechnął się krzywo patrząc na biedaka. Ludzie, żyją tak krótko, a i tak potrafią to życie zmarnować.
- Dostaniesz srebro, ale opowiedz mi o dziwnych osobach, które widziałeś ostatnimi dniami.
Żebrakowi aż zaświeciły się oczy. Siedząc ciągle pod ścianą niedużej świątyni Shallyi, pochylił się i oderwał plecy od muru.
- O, dobry panie, czegom ja tu nie widział! Cyrk panie w mieście był! Prawdziwy cyrk, namioty rozłożyli na łące przy rzece. Nie wiem co w środku, ja panie zbieram tu na jedzenie, stary Hans ciągle głodny.
Spostrzegł minę krasnoluda i szybko ciągnął dalej drapiąc się po brudnych, przetłuszczonych włosach ręką, jedyną, którą miał.
- I ten, jechała tu ostatnio gruba Helga, ta bez nóg! Ma taki wózeczek z kółeczkami, i siedzi na nim, i odpycha się rękami od ziemi… Eee… i ten, był ten mnich, dziwny, na czarno ubrany, z kapturem na głowie, nie widziałżem twarzy.. ale z rękawa mu macka sterczała, niech mnie bogowie pokarzą, jeśli łżę!
- Ten mnich, kiedy i gdzie go widziałeś? Skąd dokąd szedł? Wiesz gdzie jest? -
zapytał trzymając monetę między palcami. Żebrak pewnie zmyśla, ale pomioty chaosu tropić i zabijać trzeba.
Łachmaniarz nie odrywał wzroku od błyszczącego pieniążka. - Mnich.. ten.. no… tu szedł… ulicą! O, stamtąd, a potem tam. Ale stary Hans nie wie, gdzie poszedł, mnie ciężko nadążyć za innymi - postukał się znacząco kostkami palców po drewnianej najwyraźniej nodze, skrytej pod połatanymi szmatami służącymi mu za odzienie. Wyciągnął rękę w proszącym geście.
Krasnolud rzucił mu monetę. W ludzkich miastach wszystko było bardziej skomplikowane niż w domu. Również odnalezienie godnych przeciwników.
- Gdybyś kiedyś widział kobietę o rudych włosach, wręcz czerwonych - przypominał sobie jej opis. - Młodą, szare oczy. Nietutejszą, ale miastową. Może mieć lepkie ręce. I trzymać się na uboczu. Zową ją Katriną Schetter, ale może używać innego imienia. Powiedz o niej w świątyni Sigmara i że to wiadomość dla mnie, Bladina Gladensona. Jeżeli pomożesz ją znaleźć i to będzie rzeczywiście ona, dostaniesz ode mnie złotą monetę.
Zostawił żebraka Hansa zaskoczonego. Gdy tamten zaczął coś pleść, był już na tyle daleko, że nie słyszał szczegółów.

Gdy dotarł do świątyni, poprosił furtiana o wieści z okolicy, ale ten ziewnął tylko i burknął
- Idźcie już spać, późno jest. Nic nie wiem o mutantach, a plotkami się nie zajmuję.

Udał się więc do swojej celi i przygotował do snu. Przysiadł na piętach i modlił się.
Zawsze będę nacierał, gdy otrzymam polecenie przełożonych. Zawsze będę stawiał zacięty opór, gdy wrogowie będą atakować. Nigdy nie porzucę rannego towarzysza. Nie oddam pola walki. Zabiję każdego wroga mojej rasy, którego napotkam. Tak mi dopomóż Panie mój Grimnirze.
 
Gladin jest offline