Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2019, 16:16   #1
Athos
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Bo historia lubi zataczać koło... (18+)

*
Piwo faktycznie miało w sobie to coś. Zresztą w spojrzeniu i miłym uśmiechu młodej kelnerki mógłby dopatrzyć się również czegoś. Byłoby tak z pewnością gdyby głowa nie odczuwała skutków wczorajszego dnia. Czy aby na pewno powinien być tu i teraz, a nie odpuścić. Dał się wmanewrować w niewygodne spotkanie. Teraz nie bardzo był pewien czy sprawił to miły głos dziewczyny, asystentki, której curriculum vitae z pewnością mieściło się na kilku stronach, zawierających informacje o skończeniu wybitnej uczelni, mnóstwie certyfikatów i znajomości kilku języków obcych czy też jego osobista wścibskość, a może w głowie swojej widział już kilka nowych cyferek na koncie. Klient wydawał się być obiecującym, co wcale nic jeszcze nie oznaczało. Niestety.
Wiktor Rudzki odkąd pamiętał miał szczęście. Młody, pełen wigoru, z zabójczym uśmiechem dążył łatwo do celu. Można by rzec, że ujarzmiał żywioły z jakimi się napotykał, a kłody rzucane pod nogi, łamały się jak zapałki. Uczelnia czy praca nie stanowiły przeszkody by dobrze się bawić. Do czasu. Wtedy wszystko porzucił i stał się wolnym strzelcem. Jednak doświadczenie i wiedza pozostały. Pozostali też przyjaciele, znajomi, promotorzy. Kobiety? Bywały też. To dobre określenie. Często wyłącznie jako numery w telefonie. Cyfry przydatne, rzadko niosące ze sobą coś więcej, czasem tylko mgiełkę miłych wspomnień. Nie przeszkadzało mu to, był przecież wolnym strzelcem i nie miał zamiaru z tego rezygnować.
Szczyrzycka gospoda właściwie Klasztorny Browar wydawał się być pustym miejscem. Skąd pomysł na to, aby gnał te kilkanaście kilometrów na spotkanie. Sentymenty klienta związane z tym miejscem, czy też kierowały nim inne względy. Odludzie, cisza i spokój. Niewielu klientów.
Nic ciekawego, poza kontemplacją. Ojcowie Cystersi wybrali odosobnione miejsce na założenie klasztoru, a później browaru. Reguła skromnego, prostego życia naśladującego Chrystusa i piwo, nie wino, jak na ironię. Przynajmniej każdy ze złotego trunku ich zapamięta. - pomyślał Wiktor.
Przewertował jeszcze raz net. Dotarł do newsów z 2010 roku, kiedy to jeden z zakonników ulotnił się. W wesoły stan wprowadziła go notka przeczytana w wiadomościach limanowskich:
„Różnie się mówi. A to, że opat kobietę miał, a to, że zamiast się modlić to chciał biznesować - pan Stanisław, jeden z mieszkańców, przytacza zasłyszane pogłoski.”
Nie poszedł w ślady Bernarda z Clairvaux i nie zostanie świętym – pomyślał Rudzki i odwrócił wzrok w stronę drzwi od restauracji, które kilka minut po umówionym czasie otwarły się. Prawie kwadrans spóźnienia, w przeciwieństwie do mnie, stać go. - pomyślał ex-glina.

Oczywiście czuł się rozczarowany. Jednak obaj przybyli szybko i zwięźle wyjaśnili mu, że aby wejść wyżej trzeba zacząć od pierwszego schodka. Nie kryli się ze swoją historią. Zresztą szybko wyniuchał byłych towarzyszy niedoli. Różnica polegała na tym, że oni zaczęli dużo wcześniej, w czasach kiedy on jeszcze grzecznie oglądał „Reksia” i pił kakao. Oni wówczas sięgali po fusiatą w szklance i nie tylko. Siwy, który przedstawił się jako Zygmunt wydawał się oczytany, mówił składnie bez zbędnych przerywników, stawiając sprawę jasno, że na zadawanie pytań przyjdzie czas. Drugi z byłych oficerów, Łysy, jak kazał się do siebie zwracać, podziwiał architekturę przybytku bezgłośnie wygrywając palcami sobie tylko znaną melodię. Piwo nie znalazło uznania w ich wybrednych kubkach smakowych, a może sprawiła to młoda kelnerka, która chcąc zwrócić uwagę Rudzkiego, zagaić rozmowę, spytała.
- Pana wujek i tata też widzę lubią piwo?
- Lubimy cycki, im większe - tym lepsze! – rzucił odgryzając się Łysy, przy okazji by zawstydzić i pozbyć się nieproszonej osoby.
Młoda góralka spiorunowała go spojrzeniem i obróciła się na pięcie mrucząc coś pod nosem.
Wyraz twarzy Zygmunta pozostał niezmienny, wydawał się przywykły do osobliwego poczucia humoru kompana.
Dalej poszło gładko, bez zakłóceń. Wiktor uważnie słuchał. Zygmunt opowiadał. Łysy sączył i lustrował, jakby odgryzając się systemowi, który kiedyś niefortunnie zmusił go do odejścia ze służby. Kiedy czas wykładu się skończył, nie przyszła pora na pytania.
- Na nie przyjdzie czas młody człowieku, jak zapoznasz się ze sprawą. - rozwiał wszelkie wątpliwości Zygmunt. Wstając wcisnął Rudzkiemu swoją wizytówkę. Dr Stefan Czub – Emeryt - brzmiał napis, pod którym widniały cyferki telefonu.
- I co, zdziwiony? - z uśmiechem skwitował Łysy patrząc na zdezorientowanego detektywa.
- Młody to i kurwa zdziwiony – dodał Zygmunt, jakby potwierdzając regułę, że jednak wpływ partnera pozostawia piętno. Zarzucili płaszcze i ruszyli do wyjścia.
- Niezła lufa Młody i nie góralka! – Łysy rzucił na odchodnym Rudzkiemu, jednocześnie kierując wzrok w stronę stolika znajdującego się kilka metrów za plecami Wiktora. - Nie zabaluj! - Jeśli nie pierwsza fraza, to z pewnością druga musiała dojść do uszu obiektu wyszukanej pochwały.
Wiktor odprowadził wzrokiem obu towarzyszy ostatnich rozmów. Przyznał w duchu, że nie będzie tęsknił za osobliwym poczuciem humoru młodszego z ubeków. Zanim skierował wzrok ku swojej teczce postanowił ocenić gust starszego kolegi. Szukając wzrokiem kelnerki, co dało mu niezły pretekst, odwrócił się i skierował wzrok w kierunku stolika za plecami. Dwie młode dziewczyny zmierzyły go wzrokiem. Pierwsza ruda wydawała się lekko pulchna, lecz o przyjemnej aparycji, zdecydowanie jednak na miano „lufy” zasłużyć nie mogła.
Druga brunetka dla kontrastu wyjątkowo szczupła, co mógł ocenić w ułamku chwili, wydawała się krucha, to pierwsze przyszło mu na myśl. Kiedy przez chwilę ich wzrok się spotkał dostrzegł spore zakłopotanie w jej oczach. Nijak więc opis starego psa miał się również do drugiej dziewczyny. Rudzki nie dostrzegł w nich błysku. Czasy nawet dla starych ubeków się zmieniają – pomyślał. Wzrokiem odszukał kelnerkę, choć pewnie nie musiał, gdyż ta chętnie widząc, że tatuśkowie go opuścili, podążyła do stolika, aby przyjąć kolejne zamówienie. Tym razem piwo miało stanowić dodatek do soczystego steku, bardziej francuskiego niż lokalnego. Wołowina nie kwaśnica. Czasy w gastronomii też się zmieniają.
Czekając na zamówienie spokojnie otworzył teczkę i rzucił uwagę na zdjęcia, a pen-drive schował do kieszeni. Ciekawa sprawa – pomyślał.

*
8 stycznia 1796 roku.

Skradziono!!!!!!!!!! Ograbiono nas. Boże chroń nas!!!
I tylko jeden mężczyzna wobec tak ogromnej zbrodni zachował spokój. Z uwagą patrzył w kąt pomieszczenia. Wzrok go nie mylił. Nie wszystko – pomyślał. Ocali je. Wywiezie i ślad po nich zaginie. Ale wcześniej zrobi coś jeszcze. Boże wybacz mi – pomyślał Tadeusz.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 02-03-2019 o 20:24.
Athos jest offline