Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2019, 10:56   #7
Athos
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Oksytania 1796 rok.

Deszcz, ciągle nieustanny deszcz. Od tylu dni czuł na sobie ich oddech. Gdyby nie wiara, która choć powoli w nim słabła, to jednak wciąż była wielka, odpuściłby. Ślubował. Dał słowo. Wiedział, że Bóg go nie opuści. Tak jak nie opuścił Chrystusa. Teraz często zadawał sobie pytanie: Eli, Eli lama Sabachthani? Jeśli Syn Boga umarł za sprawę to i ja muszę znaleźć w sobie siłę. Szedł więc dalej. Od kilkunastu dni było łatwiej, pozbył się pakunku. Zostawił go. Teraz tylko trzeba było dostarczyć wiadomość. Musiał znaleźć tę osobę. Ryzyko było duże, ale Ksawery zdawał sobie sprawę, że bez wskazówki cały plan legnie w gruzach. Zbyt daleko, chociaż przebył już tak wiele. Ostatnia pielgrzymka cystersa. Tak daleko od domu, tak daleko.

Kilka dni później zobaczył pierwsze zabudowania. Teraz dołączył do gromady podróżników, teraz było łatwiej, choć wciąż niebezpiecznie. Francja pogrążona w chaosie, Francja już niewierna królowi, lecz republice. Co dzień nowe zabójstwa, co dzień niepewność władzy. Trudno było mu to zrozumieć. Wstępując do zakonu wybrał życie proste, oparte na hierarchii, posłuszeństwie i oddaniu. A to, co zastał tutaj, wywracało cały jego porządek. Co prawda i Rzeczpospolitej mury zostały naruszone. Ale to byli najeźdźcy, którzy ograbili kraj z króla, konstytucji, wolności i niepodległości. Zabrali wszystko poza wiarą. Ale to byli obcy. A tutaj swoi mordowali swoich. Dla idei, której nie rozumiał. Było przecież tylko jedno prawo boskie, ale oni odwrócili się od Boga.
Odłączył się od reszty. Samotny wędrowiec prawie czterdziestoletni mnich w swojej ostatniej misji dla ojczyzny, dla Rzeczpospolitej, w imię Boże.

Z trudnością odnalazł domostwo, mówił łamaną francuszczyzną. Nie ufali obcemu, bo nie ufali swoim. Bali się jakobinów, a później tych, którzy krwawo obeszli się ze zwolennikami Robespierra. Bali się gilotyny, ale i rzezimieszków wykorzystujących sytuację. Tutaj była prowincja, więc bezpieczniej, lecz ludzie, którzy mieli uzyskać wolność i lepsze jutro bali się wszystkiego.
Miał odszukać dom wnuka, a ten kiedy nadejdzie czas odszukać to co udało mu się ukryć, potem oddać we właściwe ręce. Taką przysięgę złożyła kiedyś jego rodzina. Mieli dług wdzięczności i mieli oddać własność Rzeczpospolitej, kiedy znowu stanie się królestwem Polski i Litwy, ten wielki symbol: największego zwycięstwa w dziejach Obojga Narodów.

Dom wyglądał pospolicie, może właśnie dlatego tutaj miał zostawić wskazówkę, znak. Był sługą Bożym więc nie oceniał. Przecież mesjasz też narodził się w niepozornej stajence. Kimże był on aby zadawać pytania: dlaczego tak? Młoda, może dwudziestoletnia, jeśli nie młodsza dziewczyna otworzyła mu drzwi. - Szukam wnuka Jeana Jacues'a Lefranca - powiedział cichym głosem. Nie wiedział czy jej nie przestraszył. Nie wyglądał teraz jak sługa boży, a może właśnie tak. Mokry, w starym płaszczu, bardziej przypominał bezdomnego niż kapłana. Poczuł zapach gotowanego obiadu i zakręciło mu się w głowie. Wiedział jednak, że to ostatni element jego drogi. Zostawić wiadomość i uciec stąd. Byle dalej, byle odciągnąć pogoń. Wiedział, że nawet jeśli dziewczyna zaprosi go do środka będzie musiał odmówić. Odda tylko wiadomość potomkowi markiza Pompignan i zniknie we mgle. Zapach i ciepło wciąż kusiło. Czuł się jak Chrystus kuszony przez szatana i zrozumiał, że właśnie doświadczył swojej drogi krzyżowej. Żaden żołnierz, żaden goniec nie pokonałby takiej dalekiej drogi. Tylko zakonnik dzięki swojej wierze, dzięki temu, że nie był sam. Miał przecież cały czas z sobą Boga. W tej drodze mającej początek w małopolskim opactwie, aż tutaj do południowych granic Francji.
 
Athos jest offline