Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2019, 15:59   #51
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Ren nie przejął się poddawaniem w wątpliwość jego słów. Kiedy przestaliście mówić, zaczął chłodno relacjonować zdarzenia sprzed dekadnia:
- Anur zaczął mnie śledzić, kiedy ostatni raz stąd wyszedłem, zaraz po spotkaniu z waszymi przyjaciółmi. Wtedy, tamtego dnia zaczepił mnie na ulicy przypadkowy wróżbita. Gdyby nie prześladujący mnie pech machnąłbym na niego ręką jak na pierwszego lepszego szarlatana, ale już byłem w takim stanie, że zrezygnowany rzuciłem mu te kilka monet. Dziad w zamian szepnął mi na ucho, że mam się dzisiaj strzec wilka w skórze owcy. A głupi liczyłem, że jego słowa zdołają podnieść mnie jakkolwiek na duchu...
- Jeszcze niczego nieświadomy ruszyłem dalej, ignorując przepowiednię. Niedaleko Boskiego łapacza mijałem się z krasnoludem usiłującym zaprowadzić na łańcuchu wielkiego dzika do rodu Phylund. Kiedy zapytał się mnie zdenerwowany i zagubiony, czy zmierza we właściwą stronę, śledzący mnie Anur sprowokował bestię gnomią magią. Uderzył tak jakby grom z jasnego nieba i nagle wielki zwierz runął wprost na mnie. Raniony kłami - pokazał bliznę na brzuchu - zacząłem uciekać, ale Anur nie zamierzał mi prędko odpuścić. Ścigał mnie długo, aż w Dzielnicy Handlowej, w jednej ze starszych uliczek, nie zapadł się pode mną chodnik. Wpadłem do jakiejś piwniczki i tam stoczyliśmy pojedynek na śmierć i życie. Paskudnie ranił mnie w łydkę. Jeszcze do dzisiaj ją czuję. - Dotknął obandażowanej nogi.
Zoan usłyszał dobrze. Obecności poltergeista nie dało się zakwestionować. Był najbardziej zaangażowanym członkiem ekipy budowlanej, czasami wręcz jej kierownikiem. Przestawał pracować jedynie wtedy, gdy chcieliście się wyspać, choć i to nie zawsze. Niejeden wasz sen przerwał nagły trzask czy uporczywy stukot.
- Nie chcę teraz wykonywać żadnych pochopnych ruchów. - Renaer odpowiedział Andraste, nie zważywszy na jej pogardę. - Ostatni dekadzień spędziłem na zbieraniu informacji, a raczej ich strzępków, na temat Kamienia Golorra. Potrzebuję jeszcze trochę czasu.
Renaer nagle dziwnie zbystrzał i spojrzał na drzwi, jakby przeczuł pukanie.
- „Prawdziwy” Mirt oraz Jalester Srebrny Płaszcz z Sojuszu Lordów pragnęli się z wami spotkać, a raczej z waszymi poprzednikami... - Zmienił temat w odpowiedzi na prośbę Urtha. - Zresztą chyba o wilku mowa. - Usłyszeliście pukanie do drzwi. - Tylko pytanie o którym.
W progu stanął przedwcześnie siwiejący mężczyzna o smutnej twarzy. Wojownik, sądząc po atletycznej posturze. Nosił srebrną różę wpiętą w ubranie. Symbol ten powszechnie sygnalizował zainteresowanie tą samą płcią.
- Nie przeszkadzam? - Rozejrzał się po zebranych. - Przybywam w imieniu Sojuszu Lordów. Mam dla was robotę. - Powiedział krótko.

- Konkretny człowiek. Jestem Urth choć pewnie znasz już nas bardziej niż my ciebie. - był pewien profesjonalizmu rozmówcy - Z chęcią wysłuchamy szczegółów. - wskazał ręką wolne krzesło i poprosił gestem by usiadł. - Renarze kończąc twoją historię. Co się w takim razie stało z Anurem? - wzrok momentalnie skupił się na szlachcicu. Badawcze spojrzenie niemal go przeszywało.

Niebieskie oczy Renaera nie ustąpiły. Gdyby były wiatrem, ścinałyby młode zboże jak zimny podmuch.
- Na jaki los można zasłużyć w Waterdeep, dobywając miecza przeciw szlachetnie urodzonemu? - Wycedził. - W dodatku nosząc taki, a nie inny tatuaż na piersi? Twoi starzy kumple chętnie dopomogą ci w odpowiedzi na te pytania, bo awantura ta nie uszła uwadze strażników. Nawet przypomnieli sobie, co to ruch, rzucając się w pogoń za gnomem. Niestety byli za wolni żeby mnie obronić przed tym diabłem wcielonym. - Wzruszył ramionami. - Straż miejska nigdy nie przybywa na czas. Musiałem się bronić i wynik tego taki, że dla waszego kompana przepustką do nieśmiertelności będzie tylko kryminalna kartoteka. - Trupy badane przez świętej pamięci Alię miały większe poczucie humoru niż Renaer tego dnia.
Zaniepokojony Jalester zmarszczył czoło i wyciągnął przed siebie otwarte dłonie w uspokajającym geście.
- Mogę wyjść i poczekać, aż skończycie. Nie chciałem wam przerywać.

- Spokojnie Renaerze. Zadałbyś to samo pytanie będąc na naszym miejscu. - dodał pojednawczym tonem Urth. W myślach dodał, że pojmanego można przesłuchać… trupa natomiast jest znacznie trudniej.
- Nie trzeba, już kończymy, bo strzępimy tylko języki, próbując rozwikłać coś bez dowodów. Zagadkowe są działania Anura. Być może był kimś więcej, niż się wydawało, lub został do tego przymuszony, magią lub czymś innym. Komuś zależało na takich, a nie innych działaniach Anura. Zbadamy ten wątek. Tymczasem witamy przedstawiciela Sojuszu Lordów w naszych skromnych progach… - Herman zaprosił wchodzącego uprzejmym gestem, dając znak powietrzu, by podało i napełniło kufel gościowi.
Hermana ciekawiło, jak działa ta karczma i z chęcią przejrzałby księgi rachunkowe. Może powiedzą coś więcej o działaniach ich poprzedników.
Andreste jeszcze przez chwilę badawczo przyglądała się szlachcicowi. Może był powód dla, którego Anura na niego nasłano i wcale nie musiało to być związane z tym, przed czym go uratowali. Jak dla niej komuś mogło po prostu nie odpowiadać to, że po mieście pałęta się syn zdrajcy. Odwróciła wzrok od Reanera i także skupiła spojrzenia na przybyszu odruchowo starając się ocenić jego zamożność.
- Co cię sprowadza? Zajęła miejsce naprzeciwko Srebrnego Płaszcza, całkowicie ignorując szlachcica.
Eldoth rozglądał się badawczo, nie będąc pewien co ma myśleć o tej całej sytuacji. Czy Raenarowi można było ufać, skoro miał związek ze śmiercią Anura i Andraste wyraźnie miała do niego jakąś urazę... no, ale teraz trzeba było zająć się propozycją przedstawiciela Sojuszu Lordów i zobaczyć ile mogli na niej ugrać..
- Wybacz to zamieszanie szlachetny panie, chętnie wysłuchamy twojej propozycji. Mam nadzieję że piwo smakuje? - zwrócił się do przybysza.

- Piwo może być, choć napiłbym się wina. Najlepiej saerlooniańskiego topazowego, bo to moje ulubione. Może wpadnę na kieliszek kiedy już to miejsce stanie na nogach.
Jalester wziął łyk z kufla i zwilżył językiem usta.
- Na kolejny dekadzień potrzebuję ochrony dla służb porządkowych Waterdeep. Bracia Brunos, których mielibyście zastępować, zaczynali codzienną pracę o zachodzie słońca, od spotkania w karczmie Czaszki Muła. Taki patrol po ulicach to rutynowa robota, nie spodziewałbym się kłopotów. Płatne osiem smoków na głowę za każdy dzień. Co wy na to? Nowych kolegów z pewnością polubicie. Pracują ciężko, a po całym dniu harówki lubią się dobrze zabawić.

Andreste skrzywiła się. Mieliby ochraniać sprzątaczy… to nazbyt dobrze świadczyło o tym jaką opinię o nich miał Sojusz Lordów.
- A gdzie podziali się ci Bracia Brunos? - Starała się by w jej głosie nie dało się wyczuć pogardy dla Jalestara i jego zwierzchników.
- Na jakiej podstawie prawnej byśmy tam działali? - Urth szybko dorzucił pytanie. - Przydałoby się też odpowiednie upoważnienie na piśmie. Informacje o wcześniejszych problemach również byłyby mile widziane.
- No cóż, nie jest to może praca naszych marzeń, ale chyba lepiej ochraniać, niż samemu sprzątać, prawda? Może będzie okazja trochę informacji zdobyć łażąc po ulicach - dodał pojednawczo Eldoth (nie dodał że będzie to też dobra okazja do wyrycia symboli Glasyi na murach).
Herman pokiwał głową pykając z fajki. Miał podobne do Eldotha zdanie - Informacji nam akurat potrzeba. Po za tym siedząc tu i gadając nie rozwikłamy tej zagadki - podsumował czarodziej.
Zoan zaśmiał się. - Dwie osoby zniknęły, chcecie sześciu na zastępstwo. Najlepiej chętnych do bitki i zgarniacie ich osobiście. - podsumował. - Jeżeli spodziewacie się, że tą rutynę zakłóci coś ciekawego i ryzykownego, to może nawet bardziej zachęcić nas do działania. - zasugerował.

- Bracia Brunos... no i ich kuzyni - poprawił się Jalester - pojechali gdzieś pod Wrota Baldura. Rodzina ma tam zjazd czy obchodzi czyiś ślub. - Wzruszył ramionami niezbyt zainteresowany szczegółami ich życia. - W każdym razie żyją i żaden nie jest kaleką. Tyle w kwestii wcześniejszych problemów.
- Podstawa prawna? Nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby o to pytać. - Zdziwił się Jalester, chyba trochę rozbawiony. - Powiem wam, jak będzie wyglądać wasze życie - przyjął mentorski ton. - Jako poszukiwacz przygód wędrowałem z końca świata na drugi jego koniec, a po drodze, jak trafił się jakiś potwór, zabijałem go. I z tego miałem grosz. Czasami ktoś mnie specjalnie gdzieś wzywał, na specjalne zamówienie. W zależności od tego kto wzywał, po co i za ile jechałem i wykonywałem. Albo nie. Na tym polegał ten fach przez ostatnie dwie dekady i niespecjalnie wiele się zmieniło. Jak tego nie czujecie, na waszym miejscu zostałbym przy prowadzeniu karczmy.
- Myślę, że powinniście wziąć tą robotę - wtrącił się Renaer. - Tak wam niby zależy na informacjach, a nie chcecie zaprzyjaźnić się z gildią, która ma człowieka na każdej ulicy każdego dnia i siedzi po uszy w cudzym gównie? Zamiatacze nie należą do ludzi inteligentnych, kulturalnych czy przyjemnie pachnących, ale to równi goście. A w Dzielnicy Handlowej spodziewałbym się niejednej dystrakcji, która pomoże przemóc nudę rutynowego patrolu.

Andreste prychnęła słysząc słowa szlachcica.
- To nie tak, że nie chcemy tego zlecenia. - Spiorunowała Renaera wzrokiem. No dobrze.. ona nie chciała tego zlecenia, ale nie będzie jakiś tam syn zdrajcy ją pouczał. Przeniosła wzrok na Jalestera i uśmiechnęła się. - Kilku naszych kompanów niedawno zginęło, wolimy się upewnić na czym będzie polegać nasza praca i co nam ewentualnie grozi.
- Wziąłbym tę robotę. Mam jeden argument za wizytą w Dzielnicy Handlowej a spacer po ulicach za który w dodatku dostaniemy pewnie jakąś gratyfikację będzie przyjemnością - czarodziej miał chęć pomóc Sojuszowi Lordów.
- Jestem za tym zleceniem. - dodał Urth i nie komentował sprawy dalej.
- Ja też, wychowałem się w Waterdeep i to wcale nie w najlepszej dzielnicy, myślę że dogadamy się ze sprzątaczami, a naszą jaśnie panią postaramy się chronić przed najgorszymi wrażeniami - diabelstwo mrugnął zawadiacko do Andraste.
- Mhhhhhm… - mruknęła Iwka na szeroko rozumianą zgodę. Cokolwiek co zakończy rozmowę i przybliży coś więcej w rozumieniu kobiety treściwszego.
Zoan również przytaknął skinieniem głowy. Był lekko zawiedziony, że misja była banalna, ale pieniądz nie śmierdzi.
- Świetnie! - ucieszył się Herman - no cóż, mości Jalesterze masz ochronę dla tych...sprzątaczy.

Jalester odstawił niedopity kufelek.
- Wspaniale! - Powiedział nieco głośniej. Tylko nieco. W jego głosie zabrakło siły charakterystycznej dla prawdziwych przywódców. Trudno było wzniecić ogień w innych samemu będąc zrezygnowanym i strapionym. - Robota będzie czekać na was jutro o zachodzie słońca w karczmie Czaszki Muła.
Odwrócił się, ruszył ku drzwiom. Zdawało się, że wyjdzie bez słowa, bez pożegnalnego gestu. I tak właśnie wyszedł.

Po tym jak Jalester wyszedł z pomieszczenia, Zoan skrzywił się. - Poważnie oni chodzą po domach pytać podróżników "Ej, chcesz być w nudnej gwardii miejskiej?". - dalej nie dowierzał. - Przybiliby ogłoszenie do jakiegoś płotu i poczekali, aż bydło samo się zleci, co nie? - wyjaśniał swoje wyobrażenia. - Będę mocno zawiedziony, jak skończy się to na nudnym spacerze. - uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni. Wtedy jego uśmiech znikł, ale grzebał w niej dalej. W końcu trzasnął dłonią o stół. Pięć złotych monet. - Nie później jak za drugim spacerem coś pójdzie nie tak. Mają jakiś problem, ale chcą nam wcisnąć stawkę za spacer, a nie za przygodnictwo. - zaproponował zakład.
- Przyjmuję, Zoanie. Wierzę, że nie będziemy tam tylko spacerować - uśmiechnął się Herman i kiwnął głową - myślę, że problemy nas spotkają. Może nie od razu, ale spotkają - doprecyzował czarodziej.
- ...No tak właśnie powiedziałem. - Odparł Zoan po chwili. - Chcesz się ze mną założyć, że mam rację? Jakby to miało działać? - zdziwił się kleryk. - Czy spodziewasz się kłopotów bardziej typowych dla tej roboty? Jeżeli napadnie nas coś bardziej podejrzanego niż szczury, to wygrałem. - Ostrzegł.
- No dobra, to ja obstawiam, że dopiero trzeciego dnia, lub w następne po nim. Twierdzę, że dziś niewiele się wydarzy, bo potencjalny napastnik nas zobaczy i będzie dopiero obmyślał plan. Chyba, że to jakieś bezmózgie stworzenie - wzruszył ramionami.

- Chciałem zasugerować, że może to próba pokory, konieczna przed powierzeniem wam większej odpowiedzialności… - Iwka przekrzywiła głowę. “Większej odpowiedzialności”? Jeszcze więcej karłów? - pomyślała kobieta. Szlachcic zaś kontynuował:
- ... ale prawdopodobniej lordowie muszą odwzajemnić gildii jakąś przysługę i dlatego nie chcą rekrutować byle kogo. - Powiedział zamyślony Renaer. Niedopity przez Jalestera kufel “odfrunął” za starą ladę. Szlachcic wstał, rozprostował nogi, poprawił spodnie. Też zbierał się do wyjścia. - Oby ta robota okazała się niebezpieczna jedynie dla waszych ubrań.


 
Lord Cluttermonkey jest offline