Oksytania, 1796
Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że gdy ktoś puka, to ona musi otworzyć. Nie chodziło o to, że to jej uwłaczało, ale lata spędzone w Paryżu u boku matki, która udawała szlachciankę, wyrobiły w niej pewne nawyki, które nieraz działały podświadomie. Dotarło do niej, że jest sama, w domu na przedmieściach, w domu zwykłych ludzi pracy i nikt nie przepędzi obwoźnego handlarza sprzed progu. Gdyby żyła w dawnym świecie zapewne nie zrobiłaby tego również z powodu obawy o swe bezpieczeństwo. Lecz tutaj? Któż mógłby dybać na wnuczkę rzeźnika? Otworzyła drzwi i zlustrowała przemoczoną sylwetkę wędrowca. Wydawał się zmęczony, a jednocześnie emanował uczuciem ulgi dotarcia do celu. Nie miała pojęcia skąd wzięło się w niej to przeświadczenie. Gdy usłyszała jego pytanie, krew odpłynęła jej z twarzy.
- To... to... nieporozumienie. Pan pomyliłeś adres...
Wspomnienia powróciły nagle i odebrały jej na chwilę zdolność reakcji. Późny wieczór i blask księżyca wpadający przez okno. Tak rzadki a wyczekiwany dotyk matki głaszczącej ją po policzku. Cichy szept, zniekształcony przez łzy:
- Moja mała Blanche, kiedyś udowodnię, kiedyś dostaniesz, co ci się należy, moja mała de Pompignan...
- Proszę wejść, deszcz tak smaga...
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre?
Ostatnio edytowane przez Nimue : 28-01-2019 o 19:29.
|