Zgubienie pościgu okazało się łatwiejsze niż można było przypuszczać. Pełna cieni dżungla pozwoliła wykorzystać swe talenty Johnowi, Kendra zwinna niczym wiewiórka przemykała między drzewami i krzakami. Odbiegli spory kawałek, bo pościg mimo, że wolniejszy od nich to jednak by zajadły.
Nagle wyczuli że nie są sami. Zamarli plecami do siebie, wpatrując się w niebieskookiego faceta z bródką i w dziwacznym ubraniu i w Kimberly. Nigdzie nie widać było przewodnika. Między Kimberly i facetem można było wyczuć spore napięcie.
Raf i Fowler powoli wracali do świadomości. Raf do tego odczuwał deja vu. Znowu zdzierały mu się czuby od butów. Szczęk łańcuchów i w końcu trzask krat ocuciły ich do końca.
Siedzieli w klatkach, przykuci za szyję o solidnych pierścieni w podłodze. Klatek pilnowało czterech strażników. Zagadywanie nic nie dawało, a próba czytania myśli skończyła się tak jak poprzednio. O ile Raf nie odczuwał zbytnio pozbawienia go dóbr doczesnych to Fowler wręcz czuł się nagi bez swojej kolekcji noży, gwiazdek, łańcuchów i innego rodzaju narzędzi mordu.