Anathem zgodził się z osądem Zorena. Faktycznie nie trzeba było ich od razu straszyć. Oczy może miał nietypowe - bardziej kocie niż ludzkie i bursztynowej barwy, ale to jeszcze uszło w tłumie. Gorzej z ogonem i nie rzucaniem cienia. ~No nic. Ogon owinę wokół pasa, a braku cienia nie powinni zauważyć w tym stanie.~ Jak pomyślał, tak zrobił. Pomógł oswobodzić więźniów i stanął z boku, żeby nie rzucać się w oczy. Nie mógł się nie uśmiechnąć na słowa alchemika, udzielającego bezcennych, niemal ojcowskich rad oswobodzonym. ~Widać nie tylko mnie traktuje jak dziecko~myśl była pocieszająca.
- Jestem Anathem. Miło mi Was poznać. - zwięzłe przywitanie powinno wystarczyć w tym wypadku. - Ciekaw jestem jak w ogóle udało wam się przeżyć w tych warunkach. - stwierdzenie zawisło w powietrzu, ale nie przyjęło ostatecznie formy pytania. Są sprawy ważne i ważniejsze.
Na słowa Zazy mnich zareagował dość gwałtownie, jakby właśnie sobie coś przypomniał.
- Wracaj! - zawołał w Ignan. Wiedział, że sługa nie będzie mógł długo trwać w tej dosyć odpornej formie. Nie trzeba było długo czekać, a mefit wrócił i po kolejnej komendzie przybrał swój standardowy wygląd.
- Dzięki Zazo, że mi o nim przypomniałaś. Co do "balkonika"... Powinienem sam sobie poradzić. - uśmiechnął się i skinął głową w podziękowaniu za propozycję. Następne zdanie skierował już do Morna - Moglibyśmy zabrać ludzi do Azylu. Wracając ze smokiem możemy wypuścić ich w tym samym miejscu. Nie wiem czy chciałbym zostawiać ich pod opieką koboldów...