Byli w sytuacji, z której raczej nie było wyjścia. Przynajmniej takiego optymistycznego i Lennart czuł, że, najnormalniej w świecie, zawalił sprawę. Nie powinien był nic nikomu proponować, nie powinien był na nikogo czekać - powinien był ruszyć nam na łowy. A nuż by mu się udało.
Teraz myśli o zwycięstwie można było wyrzucić w ognisko. Pozostawało walczyć i zginąć, lub powalczyć i uciec - tak jak to zrobili niektórzy.
- Podpalmy co się da i uciekajmy - zaproponował. - Ogień ich powstrzyma na jakiś czas - dodał, po czym strzelił w kierunku pielgrzyma i idącego w stronę bramy kościotrupa. Ankou, jak go nazwała Gretta.
Miał zamiar strzelić jeszcze raz czy dwa razy, a potem iść w ślady Dziadygi. Wraz z tymi, którym dopiszą siły i rozsądek. |