- Dziękuję. - jęknął Dobroleszy do Zawady wznosząc się do klęknięcia.
Lewą ręką podparł się, prawą przyłożył do piersi i zaczął coś mruczeć kiwając się. Nie było tu tyle drzew ile by potrzebował do potężniejszych czarów leczniczych, więc użył prostszej formy, aby "zakleić" poważniejsze rany.
Będzie potrzebować dużo słońca i wody w najbliższych dniach... i spokoju. Dużo spokoju, pomyślał.
Kiedy rozległ się donośny okrzyk kacapów, ent odbezpieczył kolejny pas, zakręcił nim i cisnął w nacierających wzdłuż linii drzew trzech czekistów. |