Znudzona marszem Leonor uznała, że spotkanie z tak przyjaznymi ludźmi to znakomita okazja, aby poćwiczyć akolitowanie. Odmówiła krótką modlitwę po wejściu do osady, pobłogosławiła każdego kto chciał lub przynajmniej nie stawiał oporów i po chwili przy posiłku (przy którym nie zapomniała o kruku) zabrała się za pomoc tym, którzy oczekiwali wspierających słów lub prostej pomocy medycznej. Własnych środków opatrunkowych nie zamierzała zużywać, ale jeśli komuś przydała by się jej znajomość leczenia lub anatomii to była gotowa pomóc. Wszak przy pracy w polu łatwo złapać drobne urazy. Słuchała plotek, sama mówiła niewiele, co najwyżej o tym co widzieli dzisiejszego dnia po drodze i zachwalała lokalną kuchnię oraz dopytywała jak skutecznie i szybko łowić ryby. Byli w końcu w podróży i mieli niewiele jedzenia. Estalijczycy wprawdzie od niemowlęcia potrafili łapać ryby gołymi rękami stojąc po kostki w wodzie, ale sposoby rybaków, też mogły okazać się pomocne.
Zasnęła z zadowoleniem śniąc o słonecznej ojczyźnie, martwych wrogach i strategicznych skomplikowanych planach.