Straż Miejska. Dzielni obrońcy ludu pracującego miast, cisi bohaterowie, na których zawsze mogą liczyć. Jeśli sprzedawca ma zbyt dużo słodkich pączków, jeśli uliczny grajek zebrał już miedź i srebro od widzów, ale jeszcze nie zdobył licencji, jeśli obcokrajowiec wydaje się zagubiony i wygląda na takiego co postawi alkohol - nigdy się nie wycofają. To ich powołanie. Ale nie tylko. Ich praca ma też mroczniejszą stronę. Jeśli tylko usłyszą szczęk oręża, krzyki ranionych, wołania o pomoc natychmiast zrywają się do biegu. Zwykle w przeciwną stronę, w końcu po co ryzykować. Niestety, czasem świadków jest zbyt wielu by dać im w łeb i udawać, że wcale ich nie było w pobliżu. Tak jak teraz. Ich okrzyki i gwizdki dawały znać innym strażnikom, że są w pobliżu. I uczestnikom walki, że czas spierdalać i zostawić pobojowisko prawdziwym profesjonalistom. Jeśli chodzi o liczenie zabitych, wrzucanie rannych do aresztu i robotę papierkową, byli prawdziwymi mistrzami.
Kuba umiał rozpoznać granice swoich kompetencji i oddał im pole. Serdecznie nienawidził roboty papierkowej. A skoro oni nie napadali na statki, on nie widział powodu by się wtrącać w ich trudne i ważne obowiązki. Zwłaszcza że miał coś innego do zrobienia. Tylko co?
- Do Hrabiego, tego co nas wynajął, zawsze się tak dostawałem. Żeby nie skojarzyli, że dla niego pracuję. Ale to mogli być też chłopcy z Urzędu Bezpieczeństwa. Znaczy się, Rolnictwa - wyjaśnił Eldredowi podczas ucieczki. Zawsze gotów do pomocy koledze w razie czego pomoże mu też w ucieczce ponad ulicami miasta, gdyby była taka potrzeba.
A w porcie szybko znalazł Kapitana (i Kapitanat), któremu potwierdził, że wobec niedostarczenia pieniędzy przez Wróbla, nabycie przez niego połowy statku jest nieważne, zostawiając połowę statku w rękach Eldreda, drugą w rekach Kapitana, oraz, miejmy nadzieję, zyskując sławę kogoś, kto wyruchał Dzierzbę Dwa Trzy Razy.