Olej z napełnionym brzuchem postanowił pozbyć się zbytnio ciążących ładunków, które nie przydały by się w podroży.
Szedł prawie pustą ulicą pykając fajkę i zastanawiał się czego będzie trzeba w drodze. ` Światło, ciepło, jedzenie, woda` myślał i rozglądał się po wąskich, nieobiecujących przesmykach. Na końcu jednego z niewielu szerszych deptaków ku swojemu zaskoczeniu dojrzał niepozorną, osamotnioną tabliczkę, a na niej symbol przypominający poroże z głowy Taala, które niechybnie oznaczało sklep myśliwski. Jeśli nie wszystko, to przynajmniej znaczną większość potrzebnego zaopatrzenia znajdzie właśnie tutaj.
Frietz otworzył drzwi, a jego oczom ukazało się zaskakująco obszerne pomieszczenie oświetlane jedynie przypadkowo rozmieszczonymi kagankami. Wypełnione było przede wszystkich trofeami z poroży. W nieładzie na ścianach można było dostrzec pojedyncze łuczywa, włócznie i potrzaski. Mimo to tyle rodzajów ciekawego sprzętu sprawiło, że Oleg naprawdę oniemiał z wrażenia.
- W czym pomóc? - Cichy, spokojny głos otrzeźwił go i pozwolił zamknąć otwarte usta. Jego właścicielem okazał szczupły, starszy mężczyzna już pozbawiony włosów. Cały czas siedział za ladą i zdawał się drzemać. Gdyby się nie odezwał Oleg pomyślałby, że sklep jest pusty. - Ee. Światło, ciepło, jedzenie i woda? - Oleg zapytał wciąż lekko oszołomiony. - Hehe. Jasne, za mną. - Mężczyzna życzliwym i zaskakująco młodym głosem zaprosił do spaceru po pomieszczeniu. - Mam pochodnie, nawet już nasączone, ale droższe. Olej sam też mam. O zapałki raczej trudno, poza tym zamakają w podróży. Masz trzymaj krzesiwo. - Stary myśliwy wręczył Olegowi krzesiwo i hubkę. prowadził go wzdłuż ścian i regałów, gdzie mimo pozornego chaosu w mgnieniu oka znajdował wszystko, czego szukał, a schowki i szuflady skrywały więcej przedmiotów, niż można było przypuszczać. Właściciel widocznie był fascynatem i dzięki wielu zimom spędzonym poza szlakiem wiedział, co to dobry sprzęt. - Tu masz koce. Porządne, z wełny, ciasno splecione. Tam wyżej wiszą bukłaki wybierz sobie. Jeśli zostajecie w okolicy proponuję małe wnyki w sam raz na zajęce, albo na szopy. Wystarczy rozstawić przy obozowisku i nie potrzeba przynęty na te skurkowańce. Polujesz? - Przerwał nagle ciąg słów. - Tak. - Oleg odpowiedział po krótkiej chwili ciszy - Słusznie. Dam ci strzały i dobry łuk i wabik - Myśliwy znów przejął inicjatywę. - Mam łuk. - Aha. Dobrze strzały zatem. Cedrowe. Dobre. Lotki sam robię. Ile?
- Dwa tuziny i lina.
- Tam na haku. Tnę z metra odmierz sobie.
Myśliwy ułożył wszystko na ladzie i ciasno obwiązał liną, którą przyniósł Oleg. Stworzył w ten sposób dość duży, ale poręczny pakunek.
- I jeszcze to. - Oleg wskazał wiszącą poziomo na ścianie broń. - Rohatynę? Czyli u Pana serwują dziki tak? Ale to nie zabawka trzeba umieć sobie z nią radzić. - Umiem. - Oleg odpowiedział z uśmiechem sięgając po długi drzewiec. - Podoba mi się. - To co na dzika wabik? - Tak.
- Ale monety masz?
- Tak
Oleg obładowany zakupami zatrzasnął zamknął za sobą drzwi sklepu używając do tego nogi. Właściciel sklepu raczej nie będzie miał mu za złe zważając na to, że zostawił go bogatszego o 100 smoków. Radosny, jak rzadko co chwila spoglądając na wyższą od siebie rohatynę, do której otrzymał skórzany kaptur na szpic od równie zadowolonego myśliwego, wrócił do pozostałych i przepakował ekwipunek. Za zaczerpnął wody ze studni i wypełnił bukłaki, którymi obciążył Prosiaka. Świadomie lub nie nie kupił ani kropli alkoholu. - Zostało jeszcze trochę monet. Kupiłem wszystko, co przyszło mi do głowy, ale może o czymś zapomniałem. Proszę reszta dla ciebie.
Oleg stał przy Galvinsonie z ciężkim mieszkiem wyciągniętym w jego stronę. Ten zdawał się w pierwszej chwili nie nie rozumieć, że słowa włóczęgi są kierowane do niego, ale Oleg potrząsnął sakwą i cierpliwie czekał na reakcję.
Ostatnio edytowane przez Morel : 31-01-2019 o 17:23.
|