Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2019, 20:32   #133
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dorothy Lie aż wyszła ze swojego namiotu słysząc jak Baker opierdala z góry na dół Thomasa. Jasnym się stało, że ktoś musiał poinformować majora Bakera o zajściu nad rzeką.
Gdy obaj, major i “Bear”, wrócili do obozu, Lie odprowadziła tego drugiego wzrokiem, a potem , wyszukawszy Currana posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
Ten odpowiedział wzrokiem pełnym niezrozumienia.
- Co ja, według ciebie, zrobiłem? - spytał.
- Zapewne nic - powiedziała ironicznie.
- No chyba nie myślisz, ze to ja? - Skojarzenie awantury, jaką urządził major, z wyraźnymi pretensjami, jakie okazywała Dot, było oczywiste.
- To kto? - Dorothy na chwile rozjaśniła swe oblicze.
- Kiedy, według ciebie, miałbym to zrobić? - Peter był co najmniej zaskoczony . - Wyślizgnąłem się w nocy z twoich objęć - mówił ciszej, tak by tylko ona to słyszała - wyszedłem z namiotu i podreptałem do majora? Tak to sobie wyobrażasz?
- Hana nie poszła do Bakera - Dorothy pokręciła ze zrezygnowaniem głową. - nie dziw się zatem, że pomyślałam o tobie. Mam tylko nadzieję, że major był taktowny w rozmowie z nią.
Na twarzy Petera pojawiło się nieco wątpliwości.
- No nie wiem... Zobaczymy, czy i na ile zmieni się jej stosunek do nas... W razie czego sam pomogę jej uciec - dodał, co nie do końca było żartem.
- Wczoraj nie chciała by ktokolwiek się dowiedział o zdarzeniu nad rzeką.
- Nie dziwię się. Ale może przez noc złość w niej wezbrała i wreszcie wybuchnęła jak wulkan... No i od razu Bear nieco zmarkotniał.
- Też zareagowałabym tak po takiej rozmowie z majorem jaką on miał.
Peter uśmiechnął się lekko.
- Wyjątkowo dobrze się bawił... ale cóż... Trzeba płacić za grzechy młodości - zażartował.
- Baker? - zaciekawiła się Dot.
- Bear. Całkiem jakby...Nie, nie sądzę, by Baker się dobrze bawił podczas udzielania tej reprymendy - odpowiedział na pytanie.
- Rzeczywiście David był przy śniadaniu wyjątkowo radosny. - Kobieta przyznała mu rację. - Co on palił w nocy?
- A ja pomyślałem, że dorwał się jakoś do grzybków Hany. - W pierwszej chwili Peter miał całkiem inne przypuszczenia, ale zdały mu się mało realne.
- W sumie… nie wiem co Baker z nimi zrobił - Dot potarła ręka brodę, jakby się na czymś zastanawiała. - Muszę go o to zapytać.
- Potrzebujesz czegoś na poprawę humoru? - Peter pomyślał o oparach, krążących wieczorem w namiocie Dot. Tudzież o ostrzeżeniach, jakich udzielił mu Kaai.
- Poradzę sobie - zapewniła go.
Peter odpowiedział uśmiechem.
- Plany na dziś? Wybierzemy się na jakąś wycieczkę? - spytał.
- Jadę z Kim i “T”. Muszę się tylko zapytać gdzie one chcą jechać - wyjaśniła mu uprzejmie.
- Ciąg dalszy babskiego wieczoru?
- Nie mów, że jesteś zazdrosny. - zaczęła się z nim przekomarzać.
Peter przełknął odpowiedź, która nasunęła mu się na język, po czym obdarzył Dot uważnym spojrzeniem.
- A powinienem? - spytał. - To takie... niemiłe uczucie. - Uśmiechnął się.
- Chyba nie zamierzasz bronić innym odrobiny rozrywki? - ciągnęła dalej żartobliwym tonem.
- Byłbym ostatnim - zapewnił z uśmiechem. - Co innego gdybym miał żonę. - Tym razem spoważniał.
- Na szczęście jej nie masz. - Dorothy jakby nie zauważyła tej zmiany.
- To jej szczęście, czy moje? - zainteresował się.
- Sam musisz to ocenić. - Uśmiechnęła się do niego.
- Zero pomocy... - westchnął z udawanym zniechęceniem. - Na nikogo nie można liczyć... Przynajmniej w tej materii - dodał.
- Niektóre błędy trzeba samemu popełnić - powiedziała tonem mędrca.
W tej materii Dot, jak wynikało z jej słów, zdążyła już swoje błędy popełnić. Ale on znał i inne przypadki. I niektórym osobom odrobinę zazdrościł. Albo i więcej, niż odrobinę.
- Może jeszcze kiedyś spotkam kogoś, dla kogo warto będzie zaryzykować - stwierdził.
Dorothy popatrzyła ze zdziwieniem na Petera zastanawiając się jednocześnie do czego prowadzi ta rozmowa.
- I teraz naszła cię refleksja na temat małżeństwa? - zapytała w końcu.
- Teraz? Od czasu do czasu wyskakuje taki temat. Niespodziewanie.
- A tak na poważnie? To o co chodzi? - Gierki słowne przestały już bawić Dot.
- A tak na poważnie... To o nic, w gruncie rzeczy... O przeszłe i przyszłe błędy? Nie wiem, dlaczego zeszliśmy na takie tematy - przyznał.
- Kłócicie się jak stare małżeństwo. - Przy obojgu zjawiła się “T” z drwiącym uśmieszkiem.
- My się kłócimy? - Peter spojrzał na Dot. - Wymieniamy dość zgodne poglądy na temat małżeństwa - stwierdził. - Słyszałem, że planujecie wspólną wycieczkę. Wolisz wyprawę po rzeczy Hany, czy przejażdżkę na plażę?
- Małżeństwa kłócą się inaczej. - powiedziała Dot z równie drwiącym uśmiechem.
- Bo nie ma jeszcze latających talerzy? - parsknęła “T”.
- Znasz to z autopsji? - Ton wypowiedzi Dot nadal był lekki i żartobliwy.
- Ja od razu waliłam po ryju - odparła nagle poważnym tonem najemniczka, mrużąc oczy… w końcu jednak się uśmiechnęła. - Żaaaartowałam - dodała wesołym tonem -To co, gdzie się wybieramy?
- Nie chcę do t-rexa. - Dorothy skrzywiła się, a w jej oczach na chwile zagościł i strach i przerażenie, które było jej udziałem przy pierwszych odwiedzinach tego miejsca
- Idę powiedzieć Kim gdzie jedziemy. - Pani Lie ruszyła szybkim krokiem w stronę namiotu lekarki nie oglądając się na najemników.
- Dowiem się, co major myśli o naszym pomyśle - powiedział Peter, a “T” zaczęła… głośno i wymownie cmokać za sierżantem, który nie odpowiedział na jej zaczepkę.
 
Kerm jest offline