|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-01-2019, 18:42 | #131 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Obóz, noc Imprezka przy ogniskach zakończyła się dosyć szybko, głównie przez “zniknięcie” damskiej części ekspedycji, w postaci Dorothy, Kimberlee, no i “T”. Kobiety najpierw zmyły się na stronę w celu przypudrowania noska - cokolwiek miało to znaczyć - a następnie udały się do namiotu Lie, najwyraźniej wypinając się na resztę towarzystwa. A z owego namiotu dochodziły od czasu do czasu ich śmiechy, kłęby dymu… bawiły się więc w najlepsze na osobności. Hana nie chciała brać udziału w wieczorze, Sarah jakoś zaś nic nie wniosła sensownego w atmosferę przy ogniskach, poza od czasu do czasu denerwowaniem “Sosny” nieco dziwnym zachowaniem, jak i słowami. Wszystko więc się jakoś tak “rozlazło” i wraz z biegiem czasu coraz mniej osób tam siedziało, udając się w końcu do swoich namiotów… ~ Azjatka czekała w namiocie na doktor Miles, i czekała, i czekała… z odgłosów panujących w obozie z kolei to było nawet chyba słychać, że owe ogniskowanie to się nawet skończyło, a Kim jak gdzieś wcięło, tak wcięło. W końcu Hana zasnęła… i gdzieś w środku nocy, ktoś na nią wpadł w namiocie, mało nie wywołując u niej zawału serca, ale od razu rozpoznała chichot Kimberlee, więc się uspokoiła. - Ojejjku, przepraszam, przepraszam, przepraszam... - Powtarzała w mroku blondyneczka, od której można było wyczuć alkohol, po czym z kolejnymi chichotami przetarabaniła się na swoje miejsce, i w końcu tam zasnęła w ledwie kilka sekund... Obóz, poranek Czwarty dzień na wyspie Nowy dzień na wyspie przywitał wszystkich podobną pogodą co wcześniej, zapowiadał się więc kolejny, upalny dzionek… a z bliżej nieokreślonych powodów, “Bear” miał od samiutkiego rana naprawdę wyśmienity humorek. - Heeeeej Honzo zgredzie, co tam słychać? - Spytał najemnik szczerząc ząbki - Czeeść Dorothy, jak się spało? Do Petera, poza równie wesołym “hej”, nawet zasalutował, do “T” zrobił obiema dłońmi gesty niczym rewolwerowiec. O tak, David miał zajebisty humor. Ciekawe, co było tego powodem? …. Po kawie i po śniadaniu, Major zebrał całe towarzystwo w celu objaśnienia planu na następny dzień, jaki mieli tu spędzić. Zapowiadało się nawet interesująco: - Witam wszystkich, jak tam samopoczucie, kacyka nie ma? - Spytał Baker z drwiącym uśmieszkiem, ale nie czekając na jakiekolwiek odpowiedzi, przeszedł do sedna sprawy - Dzisiaj proponuję, aby dwie grupy pojechały dwoma jeepami na dalszy rekonesans wyspy. Jeden pojazd do miejsca z Tyranozaurem i ze złotem, pokręcicie się tam jeszcze po okolicy, może znajdziecie coś ciekawego. Drugi jeep na nieco dalszy rekonesans samej wyspy, a i przy okazji do zabrania rzeczy z kryjówki Hany Heo. Zostawiam wolną rękę Frostowi gdzie pojedzie, celem dokumentacji wyprawy i odkryć. Jednocześnie nadal będziecie mieli oczy szeroko otwarte odnośnie Lyssy... Parę osób zostanie w obozie, a i wyślemy również kogoś na plażę, może być? - Major w sumie zadał mocno retoryczne pytanie. ..... Zagadnięta o wyprawę Kimberlee, trzymając w obu dłoniach drugi już kubek z kawą, wyraźnie musiała jeszcze do siebie dojść po wczorajszych ekscesach. Była do tego również jakaś taka dziwnie… niewyspana i zmęczona? Na pytanie Dot odnośnie wczorajszej “umowy”, uśmiechnęła się jednak nieco, po czym pokiwała potwierdzająco głową. Tak, ich mały plan nadal był aktualny, miały jechać we 3, gdziekolwiek tam by im było bardziej na rękę, czy interesująco. ~ Azjatka po śniadaniu i całej tej luźnej “odprawie”, zagadała w końcu na osobności Majora. Ich rozmowa trwała kilka minut… a po jej zakończeniu głównodowodzący był wściekły. I wziął na stronę “Beara”, idąc z nim nawet poza obóz. Ale i tak wrzaski opierdalającego go Majora docierały od czasu do czasu do samego obozu, a po kilku minutach, gdy obaj wrócili, David już nie miał tak wspaniałego humoru jak wcześniej. …. Nie pozostało więc w sumie nic innego, jak ustalić chyba między sobą, kto z kim i gdzie jedzie, po czym spakować co trzeba i ruszyć w drogę. Kolejny dzień, kolejne wyzwania jakie rzuci im wyspa, kolejna okazja do odkrycia czegoś niezwykłego. - Co dzisiaj w planach? - Sarah spytała Douga pakującego graty na kolejną mini-wyprawę. *** Komentarze jeszcze dziś
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
27-01-2019, 20:45 | #132 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Obca : 27-01-2019 o 20:48. |
31-01-2019, 20:32 | #133 |
Administrator Reputacja: 1 | Dorothy Lie aż wyszła ze swojego namiotu słysząc jak Baker opierdala z góry na dół Thomasa. Jasnym się stało, że ktoś musiał poinformować majora Bakera o zajściu nad rzeką. Gdy obaj, major i “Bear”, wrócili do obozu, Lie odprowadziła tego drugiego wzrokiem, a potem , wyszukawszy Currana posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie. Ten odpowiedział wzrokiem pełnym niezrozumienia. - Co ja, według ciebie, zrobiłem? - spytał. - Zapewne nic - powiedziała ironicznie. - No chyba nie myślisz, ze to ja? - Skojarzenie awantury, jaką urządził major, z wyraźnymi pretensjami, jakie okazywała Dot, było oczywiste. - To kto? - Dorothy na chwile rozjaśniła swe oblicze. - Kiedy, według ciebie, miałbym to zrobić? - Peter był co najmniej zaskoczony . - Wyślizgnąłem się w nocy z twoich objęć - mówił ciszej, tak by tylko ona to słyszała - wyszedłem z namiotu i podreptałem do majora? Tak to sobie wyobrażasz? - Hana nie poszła do Bakera - Dorothy pokręciła ze zrezygnowaniem głową. - nie dziw się zatem, że pomyślałam o tobie. Mam tylko nadzieję, że major był taktowny w rozmowie z nią. Na twarzy Petera pojawiło się nieco wątpliwości. - No nie wiem... Zobaczymy, czy i na ile zmieni się jej stosunek do nas... W razie czego sam pomogę jej uciec - dodał, co nie do końca było żartem. - Wczoraj nie chciała by ktokolwiek się dowiedział o zdarzeniu nad rzeką. - Nie dziwię się. Ale może przez noc złość w niej wezbrała i wreszcie wybuchnęła jak wulkan... No i od razu Bear nieco zmarkotniał. - Też zareagowałabym tak po takiej rozmowie z majorem jaką on miał. Peter uśmiechnął się lekko. - Wyjątkowo dobrze się bawił... ale cóż... Trzeba płacić za grzechy młodości - zażartował. - Baker? - zaciekawiła się Dot. - Bear. Całkiem jakby...Nie, nie sądzę, by Baker się dobrze bawił podczas udzielania tej reprymendy - odpowiedział na pytanie. - Rzeczywiście David był przy śniadaniu wyjątkowo radosny. - Kobieta przyznała mu rację. - Co on palił w nocy? - A ja pomyślałem, że dorwał się jakoś do grzybków Hany. - W pierwszej chwili Peter miał całkiem inne przypuszczenia, ale zdały mu się mało realne. - W sumie… nie wiem co Baker z nimi zrobił - Dot potarła ręka brodę, jakby się na czymś zastanawiała. - Muszę go o to zapytać. - Potrzebujesz czegoś na poprawę humoru? - Peter pomyślał o oparach, krążących wieczorem w namiocie Dot. Tudzież o ostrzeżeniach, jakich udzielił mu Kaai. - Poradzę sobie - zapewniła go. Peter odpowiedział uśmiechem. - Plany na dziś? Wybierzemy się na jakąś wycieczkę? - spytał. - Jadę z Kim i “T”. Muszę się tylko zapytać gdzie one chcą jechać - wyjaśniła mu uprzejmie. - Ciąg dalszy babskiego wieczoru? - Nie mów, że jesteś zazdrosny. - zaczęła się z nim przekomarzać. Peter przełknął odpowiedź, która nasunęła mu się na język, po czym obdarzył Dot uważnym spojrzeniem. - A powinienem? - spytał. - To takie... niemiłe uczucie. - Uśmiechnął się. - Chyba nie zamierzasz bronić innym odrobiny rozrywki? - ciągnęła dalej żartobliwym tonem. - Byłbym ostatnim - zapewnił z uśmiechem. - Co innego gdybym miał żonę. - Tym razem spoważniał. - Na szczęście jej nie masz. - Dorothy jakby nie zauważyła tej zmiany. - To jej szczęście, czy moje? - zainteresował się. - Sam musisz to ocenić. - Uśmiechnęła się do niego. - Zero pomocy... - westchnął z udawanym zniechęceniem. - Na nikogo nie można liczyć... Przynajmniej w tej materii - dodał. - Niektóre błędy trzeba samemu popełnić - powiedziała tonem mędrca. W tej materii Dot, jak wynikało z jej słów, zdążyła już swoje błędy popełnić. Ale on znał i inne przypadki. I niektórym osobom odrobinę zazdrościł. Albo i więcej, niż odrobinę. - Może jeszcze kiedyś spotkam kogoś, dla kogo warto będzie zaryzykować - stwierdził. Dorothy popatrzyła ze zdziwieniem na Petera zastanawiając się jednocześnie do czego prowadzi ta rozmowa. - I teraz naszła cię refleksja na temat małżeństwa? - zapytała w końcu. - Teraz? Od czasu do czasu wyskakuje taki temat. Niespodziewanie. - A tak na poważnie? To o co chodzi? - Gierki słowne przestały już bawić Dot. - A tak na poważnie... To o nic, w gruncie rzeczy... O przeszłe i przyszłe błędy? Nie wiem, dlaczego zeszliśmy na takie tematy - przyznał. - Kłócicie się jak stare małżeństwo. - Przy obojgu zjawiła się “T” z drwiącym uśmieszkiem. - My się kłócimy? - Peter spojrzał na Dot. - Wymieniamy dość zgodne poglądy na temat małżeństwa - stwierdził. - Słyszałem, że planujecie wspólną wycieczkę. Wolisz wyprawę po rzeczy Hany, czy przejażdżkę na plażę? - Małżeństwa kłócą się inaczej. - powiedziała Dot z równie drwiącym uśmiechem. - Bo nie ma jeszcze latających talerzy? - parsknęła “T”. - Znasz to z autopsji? - Ton wypowiedzi Dot nadal był lekki i żartobliwy. - Ja od razu waliłam po ryju - odparła nagle poważnym tonem najemniczka, mrużąc oczy… w końcu jednak się uśmiechnęła. - Żaaaartowałam - dodała wesołym tonem -To co, gdzie się wybieramy? - Nie chcę do t-rexa. - Dorothy skrzywiła się, a w jej oczach na chwile zagościł i strach i przerażenie, które było jej udziałem przy pierwszych odwiedzinach tego miejsca - Idę powiedzieć Kim gdzie jedziemy. - Pani Lie ruszyła szybkim krokiem w stronę namiotu lekarki nie oglądając się na najemników. - Dowiem się, co major myśli o naszym pomyśle - powiedział Peter, a “T” zaczęła… głośno i wymownie cmokać za sierżantem, który nie odpowiedział na jej zaczepkę. |
01-02-2019, 18:09 | #134 |
Reputacja: 1 | - Kim!? - Dorothy wołała lekarkę zbliżając się do jej namiotu. - Kimberlee?! Gdzie chcemy jechać?! - Ty weź się tak nie wydzieraj co? - Blondyneczka przebywająca w namiocie spojrzała krytycznie na Dorothy, gdy ta w końcu się w nim pojawiła. Lekarka sprawiała wrażenie serio nieco skacowanej i wymęczonej… - Sama nie wiem, a gdzie ty byś chciała? - Odpowiedziała genialnie pytaniem na pytanie Kim. - Przepraszam - Dot uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie chcę do t-rexa. - Drgnęły jej kąciki ust w nerwowym grymasie. - To pojedziemy zwiedzać wyspę? Ok - Przytaknęła lekareczka, po czym zaczęła grzebać za jakimiś tabletkami… a Dorothy zauważyła majtki wystające z tylnej kieszeni spodenek Kimberlee. - Coś ty robiła w nocy? - Zapytała żartobliwie Dot, a Kim spojrzała na nią jakaś taka… wystraszona? - No... - Zająknęła się blondyneczka - Piłam i jarałam, przecież wiesz? - Powiedziała z minimalnym przekąsem. - I grzecznie wróciłaś do namiotu. - Lie mrugnęła do niej porozumiewawczo. - O… oczywiście - Kimberlee zaczesała kosmyk włosów za ucho, lekko się przy tym uśmiechając. - A szkoda - Dot sparodiowała głos zawiedzionej osoby. - Hm? - Zdziwiła się chyba Kim. - Że wróciłaś grzecznie do namiotu - Dot szturchnęła lekarkę lekko łokciem w bok. - Noooo tak, przecież mówię? - Lekareczka albo się naprawdę dobrze zgrywała, albo… mówiła prawdę? - To czyje majtki masz w tylnej kieszeni? - Dot ledwo co powstrzymała się przed parsknieciem śmiechem. - Eeee… - Kimberlee poczerwieniała jak pomidor, po czym nerwowo wepchnęła owe majtki bardziej w kieszeń -No… to moje, byłam siusiu i ściągnęłam i… nie chcę o tym rozmawiać - Zaczęła unikać wzroku Dot. - Kim? - Dot spoważniała. - Nom? - Odezwała się blondyneczka. - Nie masz się czego wstydzić - Lie uśmiechnęła się do niej łagodnie. - Ok - Dodała Kim i… tyle. Więcej nie powiedziała nic. - I nie zdradzisz szczegółów?- Znów żartobliwy ton zagościł w wypowiedzi Dot. - O… robieniu siku?? - Zdziwiła się dziewczyna i aż uniosła brewkę. -O tym dlaczego się tak czerwienisz? - No bo to głupi temat a ty się wypytujesz i wypytujesz… - Wymamrotała lekareczka. - Dobrze, już dam sobie spokój - Lie puściła blondynce oko i uśmiechnęła szeroko. - A na kaca po piciu i paleniu to najlepiej weź… - Dot podała dziewczynie nazwę leku, który sama wypróbowała na takie dolegliwości. ~ Rozmowa z majorem nie trwała zbyt długo. Major, w drodze wielkiej łaski, wyraził zgodę, by lekarka wybrała się na wycieczkę, chociaż radości ten pomysł na twarzy wojskowego dowódcy wyprawy nie wywołał. Za to stał się okazją do przypomnienia paru spraw związanych z bezpieczeństwem członków wyprawy. I odpowiedzialnością 'eskorty' za życie cywilów. Głową... Pozostawało odpowiedzieć 'tak jest!' i iść, nim major zmieni zdanie i wszystkich uziemi. Peter nie od razu podzielił się z "T" radosną informacją o składzie i kierunku wyprawy. Postanowił poczekać, aż Dot przyprowadzi medyczkę, by niepotrzebnie nie strzępić języka. Gdy wreszcie do obu pań dołączyła Kim, Peter powiedział: - Wasze pragnienia się spełniły. Jedziemy na cały dzień. Towarzyszyć nam będzie nie Kaai, a Bear. Jakieś pytania? - Spakujesz nam koszyk piknikowy? - Dorothy spytała żartobliwie… a “Bear” wtedy podrapał się po łepetynie. - Zapomniałem czegoś, zaraz wracam! - Powiedział, i poleciał do swojego namiotu. - Właśnie sierżancie, będzie szampan i kawior na kocyku? - Wtrąciła się z uśmieszkiem “T”. - O właśnie! Kocyk! - krzyknęła uradowana Lie. - Zaraz go spakuję - Tylko nie zapomnij pistoletu - powiedział Peter. - Prowiant zabieramy z kuchni, zamiast szampana będzie woda... a o kawiorze możesz zapomnieć. Postawię ci, jak wrócimy do cywilizacji. - Przereklamowane - powiedziała Dot idąc do swojego namiotu. - Niech ci trufle postawi. Po niecałych dziesięciu minutach kobieta wróciła z plecakiem na ramieniu i kocem pod pachą, a na głowie swój kapelusz. - Gotowi? - przyjrzała się wszystkim zdejmując okulary. - Prawie - odparł Peter, który zdążył również wszystko zabrać. - Jeszcze prowiant i woda... i jedziemy - powiedział. - Kim, masz wszystko, co potrzeba? Nieco rozkojarzona blondyneczka, zerkająca na chwilę obecną na “Beara”, z minimalnym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust, zamrugała oczkami. - Hm? Co proszę? A tak, mam wszystko spakowane… chyba - powiedziała w końcu. Peter skinął głową, nie okazując braku wiary. Miał zresztą nadzieję, że "T" zadbała o swą podopieczną. - "Bear", przynieś jedzenie dla wszystkich. "T", zatroszcz się o wodę. Dot, Kim, rozgośćcie się w jeepie. Zaraz do was dołączę. Zabiorę więcej paliwa. I skopiuję kawałek mapy. - Ty prowadzisz Kim, czy ja? - Na twarzy pani Lie pojawił się uśmiech osoby, która już ma “niecny” plan. - Nie no co ty... - zdziwiła się lekareczka na słowa Lie. - Jak chcesz, to jedź ty... ~ Po kilku minutach zjawił się “Bear” z podróżną torbą pełną jedzenia, “T” przytachała dwa spore baniaki z wodą, a Peter kanister z paliwem. W sumie mogli więc chyba jechać…, szczególnie że Peter trzymał, prócz kanistra, otrzymaną od majora kopię mapy wyspy. Dorothy, siedząc już na miejscu kierowcy, z szerokim uśmiechem na twarzy czekała aż całe towarzystwo zbierze się. - Kluczyki, poproszę - powiedziała słodkim głosem wystawiając jednocześnie rękę po wspomniane kluczyki. - A prawo jazdy pani ma, pani Lie? - spytał Peter, rozsiadając się na miejscu obok kierowcy. - Nie. - Pokazała mu język. - Zostawiłam w domu. - A to feler... - Peter obejrzał się by sprawdzić, czy wszyscy zajęli miejsca, po czym podał kobiecie kluczyki. - Trzymać się! - zakomenderowała pani Lie spoglądając jednocześnie w lusterko. - Będzie niezła jazda. - Ruszyła gdy tylko upewniła się, że wszyscy są na miejscach. Wbrew jednak szumnej zapowiedź w miarę ostrzeżenie wyjechała z obozu. Dopiero po za nim pozwoliła sobie na odrobinę szaleństwa.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |
01-02-2019, 20:02 | #135 |
Reputacja: 1 | Sosnowsky usłyszał od pani biolog pytanie, na które i tak miał jej udzielić odpowiedzi. Jemu przypadło poinformowanie kobiety, gdzie jadą. - Jedziemy do trupa dinusia i po rzeczy Hany. Przy okazji będziesz miała okację się przekonać jak dinozaury wyglądają w środku.- rzekł w odpowiedzi Bloody poprawiając kałasza na ramieniu. - I może… czy są jadalne. Nie możemy całą wyprawę bazować na zupkach w proszku. Sarah przez chwilę nie mówiła nic, przyglądając się jedynie mężczyźnie. Minę za to miała nietęgą… - Drapieżniki z reguły mają mięso nie nadające się do jedzenia - Odezwała się w końcu dziwnym, jakby obojętnym tonem. - Cóż… będziesz miała okazję obejrzeć anatomię potwora z bliska. To pewnie lepsza dla ciebie zabawa niż dla mnie.- zażartował Doug przyglądając się kobiecie.- Coś się stało? - Nie, nic... - Elsworth wysiliła się na uśmiech - To idę spakować jeszcze parę rzeczy - Dodała. - Sarah... - rzekł krótko mężczyzna powstrzymując ją.- Nie wiem czego ty po mnie oczekujesz. Ale powinnaś wiedzieć, że ja nie jestem facetem od miziania… Nie umiem pocieszać, nie wiercę kobietom dziury w brzuchu aż się wygadają. Więc jeśli cię coś gryzie to mów, bo ja… ja tego z ciebie nie wycisnę. - Ta ruda mnie wkurwia, i ten jej przydupas też… Curran - Sprostowała Sarah i uśmiechnęła się nawet sympatycznie - A dinozaury to ja wolę żywe, a nie jako zwłoki, więc wycieczka w celach autopsji jakoś mnie nie rozwesela. - To może rozweseli cię fakt, że oni jadą w innym kierunku i ponoć na cały dzień. Ty natomiast możesz ponarzekać na rudą wraz z tą nową Azjatką. A my może będziemy mieli szczęście i żywe dinozaury też zobaczymy… albo pecha. Bo ktoś się na mięso T-rexa pewnie skusi.- odparł mężczyzna spoglądając na panią biolog. - Jedziemy tym jeepem z tą wielką pukawką? To może powinieneś mieć tą dodatkową armatę w łapie? - powiedziała kobieta dwuznacznie, tym razem z nieco drwiącym uśmieszkiem. - Ta co jest wystarczy by cię porządnie ustrzelić, gdy nadarzy się okazja. - odparł ironicznie Sosna i podrapał się po głowie.- Chyba jednak tamten dostanie się Dot. Jadą na dłużej i jadą dalej. - Meh - prychnęła Sarah, ale i posłała “Sośnie” oczko - Byleby amunicji nie brakło... - Po czym w końcu ruszyła do swojego namiotu, pakować co tam do spakowania miała. - Dobra… to ja jeszcze coś przetrząsnę w polowej kuchni, żeby na pewno nie brakło.- odparł Sosnowsky i skierował się tam właśnie.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
01-02-2019, 20:17 | #136 |
Reputacja: 1 | Sosna raźnym krokiem ruszył w kierunku “kuchni polowej". Nie spodziewał się tam nikogo, a zastał aż dwie osoby. - Nie przeszkadzam w czymś? Wy też tu podjadacie?- zapytał wprost. Para Japończyków uniosła głowy w kierunku sierżanta. Hana nawet uśmiechnęła się przyjaźnie i odpowiedziała. - Po prostu czekamy, aż wszyscy od nas będą gotowi. Słyszałam, że jedziemy razem nie wiem na ile to przydatne, ale jeśli macie mapę to mogę spróbować zaznaczyć część naturalnych drogowskazów jakie używałam do znalezienia drogi. - Jakąś tam mapę próbujemy robić, ale bez satelitków i GPS’a trzeba ją robić starymi metodami. Tak jak się to robiło w skautach.- stwierdził Doug zerkają cna Hanę.- A ty, po takim ganianiu w resztkach ciuszków po dżungli zatęskniłaś do ubrań? To nawet zrozumiałe, ale… pewnie upał i duchota wkrótce zmusi cię do powrotu do poprzednich nawyków.- On sam wszak nosił długie spodnie, ale od pasa w górę prezentował atletyczną muskulaturę ukrytą pod cienkim podkoszulkiem. - Nie ma problemu, znam się na mapach, może te dróg powietrznych różnią się od wojskowych, ale sobie poradzimy. - powiedziała Hana, na komentarz o ubraniach trochę się zmieszała - Właściwie to są moje ubrania, po prostu...dbam o skórę, wiecie słońce i promienie UV.- No tak Azjatki znane były ze swoich przyzwyczajeń do utrzymania ‘alabastrowej’ skóry. - Czy ja wyglądam na tego.. krytyka mody?- wzruszył ramionami Doug i dodał.- Zawsze możesz coś od pozostałych dziewczyn...i “T”... jeśli terminatory noszą bieliznę. - “T” to skrót od Terminatora..rki.. heh - Zatopiła się w tej wiedzy przypominając sobie twarz najemniczki oraz film który obejrzała parę lat temu jak wszedł do azjatyckich kin. - Niektóre rzeczy rzeczywiście musiałam pożyczyć w klapeczkach od Doktor Miles daleko bym nie doszła. Najpierw mamy pojechać do miejsca gdzie “T” zabiła tyranozaura, tak? - dopytała się sierżanta, w końcu wyprawa do jej tymczasowego ‘gniazdka’ nie była aż takim priorytetem. Nagle japonka odczuła dziwne niepokuj, ten że inni ludzie wejdą do jej jaskini, a ona jak wychodziła z niej poprzedniego dnia zostawiła tam niezły bajzel. - Chyba tak. To ty będziesz naszym przewodnikiem turystycznym i pokażesz wszystkie atrakcje.- wzruszył ramionami blondyn przyglądając się kobiecie. Było coś drapieżnego w jego spojrzeniu… ale to było tam zawsze. Bądź co bądź, wysoki masywny blondyn miał w sobie coś pierwotnego… jakby był ucywilizowanym jaskiniowcem. Jasne! - Przytaknęła, obdarzając dodatkowo Sosnę gestem podniesionego kciuka i jeszcze uśmiechnęła się na wspomnienie o byciu ‘przewodnikiem’, lubiła być przydatna. A ten jej kawałek wyspy znała dobrze, od plaży z ogromnymi niebieskimi krabami, przez to jedno bagno gdzie kiedyś się omal nie utopiła, po wszystkie dziury w których mogła się schować przed drapieżnikami, no i parę urokliwych miejsc. - Wpadniemy, obejrzymy co jest do obejrzenia. Zrobimy parę eksperymentów, czy to tam Sarah będzie miała ochotę zrobić. Pokopiemy dziurki… i zabieramy du…- w ostatniej chwili Doug złagodził wypowiadane słowo.- ...pcie w troki. Nie ma co tam zakładać gniazdka miłości. Lepiej siedzieć w tym obozie, dopóki nie znajdziemy lepszego miejsca do życia.- wypowiadając się Sosnowsky zabrał się za podjadanie. - Jasne nie ma co czekać, aż do truchła zbiegną się inne drapieżniki na łatwy żer. One bardzo często to robią. Nawet wychodzą ze swoich normalnych terenów. - Hana, też nie uważała że zatrzymywanie się koło dużego martwego truchła to dobry pomysł, zdążyła zauważyć że dinozaury jak ludzie korzystają z szansy łatwego posiłku za którym nie trzeba biegać. - Umiesz posługiwać się dużą lufą? Nie mówię tu o tych pizdułkowatych pistolecikach dla bab i metroseksualnych mięczaków. Tylko duży kaliber dla dużych facetów.- zapytał wprost. Hana pokręciła przecząco głową. - Przykro mi, umiem strzelać tylko z broni lekkiej, jak pistolety ręczne. Największy kaliber jaki miałam w dłoni to Ruger. Mężczyzna spojrzał na nią, namyślił się przez chwilę. Po czym podał dziewczynie, ciężki i solidny pistolet, o dość egzotycznej budowie. [media]http://i.ytimg.com/vi/buPNir8iHmo/maxresdefault.jpg[/media] -Jest zabezpieczony, więc nikogo nie postrzelisz. Ale po odbezpieczeniu… kopie jak cholera.- wyjaśnił. Hana wzięła pistolet ważąc go w dłoniach, wygląda bardzo nowocześnie, znajomo ale nowocześnie. Popatrzyła na Sosnowskiego, nie spodziewała się, że dadzą jej broń. - Ten model widze pierwszy raz, możesz..szybki instruktaż? Tak dla pewności.- Poprosiła starając się nie zabrzmieć niekompetentnie. - Po pierwsze. To pożyczka. Pistolet ma wrócić do mnie.- rzekł Doug odbierając od niej broń.-W obozie nic ci nie grozi. Za dużo rozgrzanych spluw byś musiała łazić z bronią. Z doświadczeniem osoby która robiła to wiele razy pozbawił broń magazynku. - Tu odbezpieczasz, a potem kierujesz broń i strzelasz w cel. Nie ma co szkolić cię w strzelaniu, bo jeśli będziesz musiała sięgnąć po broń, to przeciwnik będzie za blisko, by w niego nie trafić. Strzelasz aż padnie, albo aż ci dłoń urwie.- mówił pokazując wszystko Azjatce. Hana przytaknęła i wzięła broń po załadowaniu magazynka, z powrotem chowając na razie do plecaka. - Tak jest! - potwierdziła, jak jej się wydawało, po wojskowemu, choć w jej wykonaniu wyszło to mniej poważniej niż na filmach wojskowych. - Zazwyczaj uciekałam albo chowałam się przed drapieżnikami. Nie jestem pewna czy mam odruch, by strzelać do nich. - Podzieliła się z mężczyzną swoją obawą, że jednak uzbrojona może być bezużyteczna. - I dobrze. Od strzelania to my tu jesteśmy.- stwierdził Doug opierając dłoń na swojej dużej armacie… obrzynie dubeltówki przy pasie. To raczej nie była spluwa zgodna z wojskowymi standardami. Hana zwróciła uwagę na ‘sprzęt’ blondyna. - To potrafi strzelać bez urwania rąk? - O tak… ale wyrywa głośne krzyki z gardła… Aaaa… chodziło ci spluwę? Myślałem, że o coś innego.- zażartował Doug i wyciągnął obrzyna, ciężką broń o dużym kalibrze.-Bardzo użyteczna na dziką zwierzynę i na frajerów, którzy myślą że kamizelka kuloodporna czyni ich niezwyciężonymi. Hana przewróciła oczyma na głupi żart. “Najemnicy...pewnie będę słuchać takich dowcipów do czasu, aż nie naprawią radia.” pomyślała z politowaniem. - Mamy wziąć jakieś większe zapasy? - spytała zmieniając temat. - Hmm… nie. Nie jedziemy na długo, chyba że Hanzo… to jest Honzo napali się na wiercenia. Nie wiem jak oni wyobrażają sobie kopanie tu czegokolwiek z dinozaurami łażącymi po wyspie… ale ja jestem tylko najemnikiem… a nie garniturkiem w limuzynie.- odparł spokojnie blondyn. - Lekka przekąska, Jasne. - Podsumowała Hana -Ta korporacja,....też nie jestem kołnierzykiem, ale wasza ekipa...wydaje się bardzo mała jak na prowadzenie rekonesansu na całej wyspie. - Hana powiedziała swoje przemyślenia, na głos. Miała wprawdzie inne tematy na głowie ostatnio ale jak tak patrzyła na całą ekipę, liczebność wydawała się dziwna. - Reszta jest na statku… niemniej to cała ekipa przeznaczona na rekonesans. Bo sama wyspa też duża nie jest.- wyjaśnił Douglas i dodał.- No i spodziewano się może paru tygrysów… w najgorszym przypadku. Ale nie dinozaurów, polujących roślin i cholera wie czego jeszcze. - Są jeszcze gigantyczne kraby, osy i pająki- Hana dodała z pełną powagą kogoś kto widział zdecydowanie za dużo niż chciał. - Na pewno nie chcecie żebym wam rozrysowała na mapie charakterystyczne miejsca? Wiem że jestem cywilem, ale nie lubię czuć się bezużyteczna. - Zobaczę co da się zrobić w kwestii mapy… Będę musiał pójść z tym do majora.- zamyślił się blondyn. |
05-02-2019, 20:10 | #137 |
Reputacja: 1 | - Panie majorze – Frost stanął przed namiotem Barkera – Dziękuję, że dał mi pan wolny wybór. Chętnie się zabiorę z ekipą do kryjówki Hany. Po powrocie chciałbym przepłynąć przez tę mgłę i spróbować nawiązać kontakt z Hyperionem. |
11-02-2019, 19:47 | #138 |
Reputacja: 1 | Koniec końców, jakoś pozbierano zapasy, wsadzono tyłki w jeepa i… towarzystwo zostało zatrzymane przez “Zapałkę”. |
11-02-2019, 19:55 | #139 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
13-02-2019, 07:30 | #140 |
Reputacja: 1 | Cała czwórka dochodziła do siebie jeszcze naprawdę długą chwilę już poza jaskinią, nadal śmichając i chichając… aż w końcu im przeszło. Uratował wszystkich zaś Kaai, używając maski gazowej, w obecnej chwili, wraz z Sarah i Harrym, przyglądając się tercetowi kończącemu swe “głupawki”. Gdy zaś tym już w miarę przeszło, zrobiło się chyba nieco głupio z zaistniałej sytuacji… a i przy okazji stwierdzili fakt, iż wszyscy którzy byli w jaskini, są teraz cali pokryci niebieskawą sadzą. |