Widząc co się święci Key szybko zlustrował otoczenie. Schody jak drabina, do dobrze. Ale drugie są po drugiej stronie bramy, to źle. Kolejne w rogu. Dopadł zagryzionego legionisty i złapawszy go za bark zawlókł na szczyt schodów. Położył trupa tak by łatwo było popchnąć wprost pod nogi nadbiegającemu psu. Może spadnie i skręci kark, przy odrobinie szczęścia więcej niż jeden zleci.
Jeśli będą wchodzić dwoma schodami naraz, to zrzucanie trupa pod nogi kupi mu czas by dopaść drugich i godnie przywitać przybysza. Nie przypuszczał by napastnicy poszli mu na rękę i wchodzili wszyscy po kolei jednymi.
Gdyby musiał walczyć jeden na jednego to by nie obawiał się pojedynku z żadnym z psów. Ale walka ze stadem to inna sprawa. Nie mógł sobie pozwolić na walkę. Musiał ich zrzucać z muru tak szybko jak szybko się da. Jeśli już wejdą na bramę, planował wycofać się na mur, tak by bronić się w wąskim miejscu... albo uciekać jeśli sprawa przybierze zły obrót. Uciekać i pozbywać się po kolei tych którzy go dogonią. |